czwartek, 16 października 2014

Buntownik

❖Kliknij, żeby posłuchać tekstu w interpretacji autora❖

    Obrazy za oknem przepływały wolniej niż myśli. Może nawet dużo wolniej niż pytania, które nie zagościłyby w głowie, gdyby autobus nie ślimaczył się w ulicznym korku. Wolałby już wracać. Tchórzył? Dziadek Franciszek mawiał: lepiej żałować tego, co się zrobiło niż tego, że zmarnowało się okazję. Zwłaszcza, że następna może się już nie zdarzyć. Nie ten wiek, nie ten wdzięk, a brzuch jak bęben Rolling Stonesów.
   
Co było pierwsze? Fascynacja spotkaniami z Natalią czy narastająca frustracja żony? Przedszkolanka istniała od miesięcy, ilekroć odbierał bliźniaczki, nie odpuszczała. Zawsze miała dla niego czas, uśmiech, coś do opowiedzenia o postępach dziewczynek, o ich wspaniałym zachowaniu w grupie. Potem była kawa, przy której nie zamykała się jej buzia, a gdy Tomasz mówił, odnosił wrażenie, że szklą jej się oczy. Była pod wrażeniem jego nauczycielskiego powołania i męskiej dojrzałości, dzięki której nie podrywał bezczelnie. Potem poszli do kina, gdy teściowa bardzo chciała mieć wnuczki u siebie, a Julia dyżurowała w szpitalu. Po kinie była restauracja i pierwsze nieśmiałe, delikatne pocałunki, jakby mieli po siedemnaście lat. Nie zaznał w życiu kobiecych warg, innych niż żony, więc bardziej to doceniał. Po dwóch piwach zwariował. Obudził samca, który w przeciągu chwili był gotów gnać za Natalią, choćby do toalety i pewnie by to zrobił, gdyby nie kelnerka. Skorzystała z jej nieobecności i beztrosko podeszła do stolika, by zapytać, czy dla żony też jeszcze raz to samo? To go otrzeźwiło i przywróciło dyscyplinę. Ale na krótko, skoro dziś jechał do jej mieszkania.

    To ten podły ton żony przeważył. Przez ostatnie dwanaście lat za dużo miał anielskiej cierpliwości. Zupełnie już przestał bywać na szachach u Daniela. A piwne piątki z Jackiem zerwał, gdy otrzymał żółtą kartkę, bo niby powtarzają się co tydzień, a miały być raptem raz w miesiącu. Żeby nie mijać się w drzwiach z żoną zmęczoną pracą w trzech przychodniach, nie wpadał nawet na siłownię. Julia jednak nie widziała żadnego poświęcenia. Na bezwarunkową miłość reagowała cynizmem, rzucając uwagi do lustra, gdy Tomasz wychodził z wanny: „no cóż… każdy ptaszek ma swój daszek, ale ten twój koliberek ginie już całkiem bez światła”.

    Miał ochotę nienawidzić, nawet nie z powodu reakcji na goliznę, ale za ślepotę. Zrobił wszystko, żeby Julia nie zadręczała się obowiązkami wobec domu i dzieci. Należało wygarnąć, może nawet strzelić w papę, żeby się ocknęła, ale ilekroć próbował rozmawiać, okazywało się, że jest zbyt delikatny. Julia wykorzystywała to bezlitośnie: „Chciałeś mieć lekarza za żonę? To morda w kubeł! Feministki robią dla ciebie więcej niż Pan Jezus, one już cię wybawiły od męskości. Bez kobiety zdechłbyś z głodu, ostatni wypierdku patriarchatu! Gender to dla ciebie jedyne ocalenie, bo w wakacje jeździłbyś gołą dupą po nieheblowanej desce, za te swoje trzy brutto. Bajkę dziewczynkom lepiej poczytaj, do tego się nadasz! Kolorowanki z nimi trzaskaj, pozamiataj kuchnię, a potem możesz z psem wyjść i tam się wyhasać do woli. Jeśli w pogoni za piłeczką zdążysz przed Cziką. Nawet kosmata baba na czterech jest lepsza od ciebie, troku zagubiony w poszukiwaniu kalesonów. Dżizas! Gdybym w liceum wiedziała, co się wylęgnie z jaja dziobaka, gdy z pyska zejdzie już ta drożdżówa z kruszonką, w życiu bym za to nie wyszła!”.

    Nic nie stało na przeszkodzie, żeby zadzwonić do drzwi Natalii. Wczorajszy cynizm żony wybrzmiał jak wezwanie do buntu. Powoli kroczył nieznanymi chodnikami. Szukał bloku, ale wszystkie były jednakowe, łatwo nie było. W końcu dotarł przed domofon i już wiedział, że to ostatnia chwila. Jeszcze mógł ocalić przysięgę, której poświęcił wszystko. Gdy wybierze numer, nic już nie będzie takie samo. Zapach nowej kobiety, delikatność wąskich ust, miękki głos i ciepło smukłych palców, jej samotność i jego wyposzczona męskość, to mieszanka wybuchowa… zawrócić? W oczach jeszcze jednej kobiety zostać zerem? Wolał mieć problem z ciężarem winy niż dalej pozostawać miękką fają.

    Natalia wpiła się w jego wargi, zanim zdjął plecak. Cofała się, nie odrywała ust i holowała Tomasza do jedynego pokoju z aneksem kuchennym. Czuł pod palcami jej biodra, gumkę majtek pod śliską miętową sukienką w delikatną łączkę. Twarde piersi odciskały wyczuwalne piętno na jego klatce, bo nawet brzuch wciągnął pod wpływem namiętności. Poczuł jak rozjeżdża się suwak rozporka i ciepło delikatnej dłoni ujmowało jego męskość zbolałą z pragnienia. Teraz Natalia zjeżdżała w dół całym ciałem i już miętolił palcami gęstość jej kasztanowych włosów. Tego było za wiele, nie wytrzymał napięcia. Po chwili z ust kobiety padły słowa, które za nic nie chciały wybrzmieć komplementem: „żonaty facet ze stażem i tak namiętny? Nie przejmuj się”. Uśmiechnięta wstała i bez wyrzutu dodała delikatnie: „Przepraszam, może nie powinnam tak szybko, poczekaj, przebiorę się i usunę to z sukienki”. 

    Klapnął ciężko w fotelu, ale zamiast poczucia winy, wypełniło go coś jak ulga w połączeniu z wiotczeniem mięśni niosącym poczucie senności, które zaraz potem przeszło we wstyd wobec Natalii. Wytrysnął jak uczniak, a z pewnością nie tego spodziewała się namiętna kobieta. Już był gotów pokazać na co go stać, gdy na rogu kuchennej zabudowy, u góry, zobaczył niebieską papużkę, która przyglądała mu się kręcąc z ciekawości łebkiem. Ptaszek siedział wolny, bez klatki i rejestrował obecność intruza. Gdy Natalia pojawiła się w błękitnej sukience, nie pozwolił jej usiąść. Z uśmiechem, bez słowa, odwrócił ją plecami do siebie i podnosząc włosy obsypywał szyję i kark delikatnymi pocałunkami.  Oparła dłonie o ścianę, gdy po chwili z głową pod sukienką całował jej uda. Końcem języka muskał pośladki, częściowo ukryte w pastelowo różowych majteczkach. Prężyła się i wypinała zachęcająco, pomrukiwała cichutko i poruszała biodrami, więc po chwili wśliznął się w nią. Tymczasem papuga głośno zaskrzeczała. Lekko stropił się, zwolnił, ale wówczas zadzwoniła komórka w plecaku. Odwrócił się niespokojny, bo o tej porze nikt do niego nie dzwoni. Na wyświetlaczu zobaczył kiepsko brzmiący napis „kobra” i już po chwili rozbrzmiało pytanie teściowej: „Tomeczku, dziewczynki chcą na obiad kopytka, zrobić też dla was? Zjecie cieplutkie z sosikiem?”. Przytaknął. Wydukał coś, że będzie koło siedemnastej i spojrzał na Natalię. Uśmiechnęła się dosyć boleśnie i po chwili dodała, że przygotuje coś do zjedzenia.

    Odwrócona wrzucała masło na patelnię, wyjmowała jajka z lodówki, jakby nie chciała patrzeć w jego stronę. Zapytał o papugę, czemu tak się darła, gdy zabierał się do jej pani? Natalia roześmiała się dosyć szczerze: 
- Wyposzczona samiczka, co się dziwisz? Widzi jak obracasz panią, to żałuje, że też nie może. Zazdrosna franca i tyle. 
Tomasz nie miał pomysłu na dalsze pytania, było mu głupio, a przecież nie jadł śniadania i głód robił swoje. Parujące talerze znalazły się na blacie, więc zasiedli na skórzanych hokerach. Tomasz przełknął i poczuł, że jaja są jakby zepsute. Spojrzał na Natalię i czekał na jej reakcję. Uśmiechnęła się trochę przepraszająco: 
- No co? Zepsuty seks, zepsute jaja. Chłop z odzysku, jaja z Biedronki…. Takie moje szczęście! Zbukiem ciągnie, nie?
Uśmiechnął się gorzko i dojadł do końca, żeby nie pogrążać już więcej pięknej gospodyni, która nic nie straciła ze swojego uroku.

    Nie dopił herbaty, gdy nagle postanowił podjąć ostatnią próbę. Wydobył z głębokiej przeszłości wspomnienie jakiegoś filmowego macho i oderwał Natalię od zlewozmywaka. Patrzył jej głęboko w oczy i bez gier wstępnych zadarł sukienkę . Pieścił dłonią przez bieliznę i czekał na błysk jej oczu. Przymknęła powieki, więc zaczął całować szyję, usta, podgryzał uszko i nie przestawał pieścić. Odsunął palcem gumkę majtek i była prawie gotowa, już pojękiwała do ucha, gdy ponownie zadzwoniła komórka. Oderwał się i chwycił telefon. Tego tylko brakowało! Na wyświetlaczu pulsował napis: Julia. Gdyby ktoś kazał mu wyznać, kiedy to żona ostatnio do niego dzwoniła, byłoby to trudniejsze niż wskazanie ostatniej daty małżeńskiego seksu. Zamarł. Rzucił się do okna i otworzył je na oścież. Odebrał jednak dopiero, gdy gwar ulicy wdarł się do środka. Pretensja odrzuciła go od słuchawki: „Ogłuchłeś capie! Ile mam czekać? Myślisz, że mam tyle czasu? Gdzie ty się szlajasz? Co to za hałas? Na jakim placu? Co ty pieprzysz, dzieciaki za palenie ganiasz? Przecież ciebie nikt się nie boi! Czekam. Za godzinę na osiedlu, pod sklepem. Krzesła trzeba spakować do auta. Rusz się, w końcu na coś się przydasz!”.

    Natalii jednak już nie było w pokoju. Otwierała drzwi wejściowe i teatralnym gestem wystawiała plecak Tomasza. Powiedziała tylko: „A ja głupia załatwiłam na dziś zwolnienie, na badanie serca… chyba powinnam na badanie głowy”.

12 komentarzy:

  1. Witaj,

    od jakiegoś czasu śledzę Twojego bloga i muszę przyznać, że Twoja twórczość bardzo mnie zaciekawiła. Opowiadania są jak dla mnie ekstra - czyta się je miło, przyjemnie i szybko. Bez żadnego męczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo miło czytało się Pański tekst, jak większość Pana tekstów na tej stronie :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Na prawdę mega ciekawy blog, ma tyle w sobie interesujących wątków, sam kiedyś prowadziłem podobną stronę internetową i wiem jaka to przyjemność, aż zacznę dzisiaj czytać go od początku bo bardzo mi się tutaj podoba, myślę, że będę wpadał tu bardzo często, liczę, że wpisy będą pojawiać się często.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z Przemysławem. Blog zdecydowanie świetny pod względem wpisów, które potrafią zainteresować każdego czytelnika. Również prowadziłem bloga, ale brak czasu spowodował jego zawieszenie... może to dobry moment na powrót? Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne wpisy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Twoje opowiadania! Jestem kobietą lubiącą czytać książki, blogi i inne tego typu artykuły. Twoja strona od dawna wisi w moich ulubionych i chyba nigdy tego nie zmienie

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się ze wszystkimi moimi poprzednikami. Blog zawiera wiele wątków, które potrafią bardzo zainteresować potencjalnego odbiorce. Nie piszesz ubogo, a wręcz przeciwnie rozwijasz wszystkie swoje myśli. U bloggerów bardzo ceni się takie rzeczy i brak lenistwa. Pozdrawiam serdecznie, buntowniku! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super napisane! Uważam że ma Pan niezwykły dar nie tylko przyciągania czytelnika ale również umiejętność pisania w taki sposób że zanim nie zobaczy się ostatniej kropki nie chce się kończyć czytania:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny tekst. Z resztą nie tylko ten. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. piękne opowiadanie, a dziadek Franciszek ma w 100% rację, nie można marnować okazji :)

    OdpowiedzUsuń
  10. "Lepiej żałować tego, co się zrobiło niż tego, że się zmarnowało okazję. Zwłaszcza, że następna może się nie zdarzyć." - To stwierdzenie mogłoby być również i moim mottem życiowym. Lepiej coś zrobić. Jeśli się nie uda - trudno. Ale lepsze to niż żal spowodowany tym, że szansa została zmarnowana na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny wpis tytuł zmusił mnie do tego, żebym przeczytał całość. Tak to jest czasami jeden rodzi się buntownikiem tylko, że buntownik zwykle walczy, o jakieś swoje racje inaczej rzadko ktoś zaczyna się buntować bo po co kiedy nie ma w tym celu.

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF