niedziela, 16 sierpnia 2015

Pan D. czyli jak zostałem humanistą

    W trakcie lektury książki „Chłopaki niech płaczą” moją uwagę przykuł zupełnie niepozorny fragment, który ożywił inspirujące wspomnienie. Olaf Lubaszenko, zapytany o najbardziej nielubiany przedmiot, odpowiada bez wahania: Matematyka. Przez nauczycielkę z podstawówki. Uczyła, ale miała niemiły zwyczaj: jedną ręką ciągnęła za ucho, a drugą, na której znajdował się duży sygnet, uderzała uczniów w głowę. W ten niezwykle bolesny sposób wbijała nam do głowy różne reguły matematyczne. […] Przy dzisiejszym uwrażliwieniu na przemoc ta kobieta nie przepracowałaby nawet dnia. Co więcej, miała w zębach półprotezę. Gdy się zdenerwowała, stukała nas tym sygnetem po łbach, a proteza się poruszała. Upiorny widok, jak z horroru.

    Może lato nie jest najlepszym czasem, do snucia refleksji o nauczycielach, którzy nieświadomie wpływali na nasze życiowe predyspozycje i wybory, ale zaryzykuję. W każdym razie wczesne doświadczenia szkolne mamy z panem Olafem podobne, co może mało dziwić, skoro należymy do tego samego pokolenia, dla którego przemoc nauczycieli była na porządku dziennym. Prawdopodobnie większości z nich określenie „przemoc” nie postałoby w głowie, korzystali jedynie z łatwo dostępnego dydaktycznego wsparcia, podług reguł którego niewinna linijka tak samo użytecznie służyła wykresom funkcji liniowej jak utrwalaniu w pamięci zależności między bólem a prawem Pitagorasa.

   
Mój horror matematyczny był płci męskiej. Fantazja nauczyciela z podstawówki była znacznie dalej posunięta, choć nie dysponował żadną półprotezą. Budował jednak napięcie i wywoływał przerażenie zanim doszedł do klasy. Jako zastępca dyrektora szkoły był nie do ruszenia i zwykle spóźniał się na lekcję, co wzmagało grozę oczekiwania. Uczniowie innych klas byli już w ławkach, za zamkniętymi drzwiami, a my czekaliśmy w parach na korytarzu, patrząc w lewo, na koniec holu, z nadzieją, że drzwi dyrektorskiego gabinetu jakimś cudem dziś się nie otworzą i czyste zło tego dnia się nie zmaterializuje. Ale on zawsze wychodził. W ciemnym garniturze, świecącym wytarciem i brudem na łokciach, pochylony nieco w lewo, machający dla równowagi prawą ręką, w której klucze dzwoniły niczym kości kostuchy, naciągającej po swoje żniwo. Pewnie jak wielu moich kolegów do końca życia będę pamiętał wredny pysk z wąsikiem wodza III Rzeszy, który czasem jeszcze powraca w koszmarach.

    Oprócz przemocy fizycznej, pan D.  był zwolennikiem dyskryminacji płciowej. Ból fizyczny, jako główny motywator do nauki, przeznaczony był dla chłopców. Dziewczynki były czulej traktowane. Do wysiłku intelektualnego przekonywała je dłoń wędrującą wśród pączkujących piersi. Często też zwijały się z obrzydzenia, przytulane przy tablicy na różne sposoby. Do ulubionych praktyk dydaktycznych pana D. należało wyłuskiwanie ucznia z ławki za baczki lub za włosy, mocno uchwycone w pedagogiczne palce tuż nad karkiem. Błędy w zeszycie i przy tablicy odczuwaliśmy na uchu, zbierając bolesne pstryknięcia w małżowinę z małej odległości. Pan D. miał też sposób na dyscyplinowanie nas do noszenia pełnego zestawu przyrządów geometrycznych. Szuflada jego biurka pełna była cyrkli, kątomierzy, ekierek i linijek. Bardzo chętnie użyczał uczniowi dowolny przyrząd za opłatą. Nie, żadnych tam pieniędzy, opłatę stanowiło uderzenie w dłoń wypożyczanym przyrządem. Najmniej bolała zapomniana ekierka czy linijka, choć jej krawędź, wymierzona w kostki zaciśniętej dłoni, dawała się na długo odczuć. Gorzej mieli zapominający o konieczności posiadania cyrkla. Musieli przyjąć stoicko nauczycielską satysfakcję pojedynczego dziabnięcia ostrzem, poprzedzającego wypożyczenie niepozornej szkolnej pomocy.

    Teraz uświadomiłem sobie, że pan D. musiał najbardziej lubić geometrię i szczególnie trygonometrię, bo to dawało mu najwięcej pomysłów na egzekwowanie bólu naszej edukacji. Pamiętacie drewniane kątomierze, metrowe linijki i ogromne ekierki, wiszące w klasach całego kraju przy tablicy? Pan D. brał taką ekierkę i chodził z nią po klasie. Zatrzymywał się przy wybranej ofierze, obracał ekierkę na różne strony i zatrzymywał, a ściskając w dłoni jeden z kątów, rzucał krótkie polecenie: „tangiens” i uczeń musiał wskazać palcem ułożenie ramion trójkąta, które odwzorowywały tangens, sinus, cosinus tego kąta. Prawidłowa odpowiedź zwalniała z wyroku, ale za kiepską trzeba było ponieść cenę uderzenia krawędzią tejże ekierki w dłoń, nadgarstek, tam gdzie nauczyciel akurat trafił.

    W przeciwieństwie do pani, której Olaf Lubaszenko zawdzięcza niechęć do matematyki, nasz nauczyciel na szczęście nie dysponował sygnetem, bo i ten środek dydaktyczny musielibyśmy odczuć na własnej głowie. Ale już pani od muzyki w naszej podstawówce dysponowała pierścieniem ogromnych rozmiarów, z wklejonym weń gigantycznym bursztynem. Czasem wbijała nam w głowę nutki i gamy, częściej jej uzbrojenie odgrywało rolę środka bezpośredniego przymusu wobec niezainteresowanych wyśpiewywaniem fraz o kokoszce, co będzie się niosła jak tylko „przyńdzie ziosna”. Kiedyś jednak, pośród gromkiego fałszowania kolejnej ludowej pieśni, tak dalece słuch ją zawiódł a fantazja poniosła, że zapukała pierścionkiem w niewłaściwą głowę. Skutkiem tego najsilniejszy kolega w klasie nie zniósł upokorzenia, wyskoczył z ławki, złapał nauczycielkę za nadgarstek, przytrzymał i z dużego rozmachu wymierzył jej zasłużoną karę w postaci kilku kopniaków w tyłek, aż długa spódnica rytmicznie podskakiwała. Spontaniczny gest rewanżu spowodował, że nasz dzielny mściciel na wszelki wypadek uciekł z zamarłej klasy. Nie pamiętam, czym to się skończyło dla kolegi, ale też nie pamiętam, by pani O. użyła jeszcze kiedykolwiek tego samego oręża na froncie naszej muzycznej edukacji.

    Można by w tym miejscu zapytać, czemu pozwalaliśmy na takie formy belferskiej przemocy. Tak naprawdę nie przyszło nam do głowy protestować. Trudno to zrozumieć w czasach, gdy każdy uczeń dysponuje komórką i przemoc może udowodnić lub spreparować. W tamtym czasie technicznie było to niemożliwe, ale też nauczyciel posiadał autorytet, a rodzic z pewnością bardziej podejrzliwie zerkał na poczynania potomka niż nauczyciela. W efekcie uczniowi zwykle nie przysługiwało prawo do racji, za to rodzic z większą pokorą słuchał nauczyciela. Czy nam to zaszkodziło? Myślę, że na pewno ukierunkowało nasze wybory życiowe. Pewnie dlatego piszę dziś teksty literackie, a nie programy komputerowe. Może dlatego czytam wywiady z aktorami i reżyserami, choć mógłbym pochylać się nad planem budowy kolejnej galerii handlowej. Cóż począć, gdy matematyka od podstawówki kojarzyła mi się z lękiem, upokorzeniem i perspektywą przetrwania czterdziestu pięciu minut, choćby za trzy z dwoma i święty spokój. Czyli dziś ponoszę straty głównie ekonomiczne, bo humaniści nie są i pewnie nie będą w cenie. Zbyt wielu nieukom wydaje się, że są humanistami, tylko dlatego, że nigdy nie nauczyli się matematyki. To na pewno zamknęło drogę do wielu świetnych i dobrze płatnych zawodów. Nigdy nie czułem specjalnej niechęci do nauczycieli tego przedmiotu. Moja wychowawczyni w technikum też nie nauczyła mnie matematyki, a uważam, że jest jedną z najmądrzejszych, najbardziej sprawiedliwych, rozsądnych i wrażliwych kobiet na drodze życia, a system wartości, jaki w sobie noszę, to owoc także jej humanistycznej w gruncie rzeczy pracy. I tylko jeden dziś mam dylemat: czy to, że poślubiłem inną rozsądną, mądrą, empatyczną oraz wrażliwą matematyczkę, to hołd złożony wychowawczyni, czy jednak syndrom ofiary, jaki zawdzięczam zmaganiom z panem D. w podstawówce? Wszak żona jest bardzo rygorystyczna, nieugięta i … ale nic z tych rzeczy, nie tłucze mnie nigdzie i za nic drewnianą ekierką, nawet o „tangiens” nigdy nie zapyta.

73 komentarze:

  1. ten biedny lubaszenko - taki pospolity tępak matematyczny. niestety do pustej główki ciężko jest wlać trochę nawet wiedzy - stad ta rozpacz - bo i na starość tępakiem pozostał.
    a i aktorzyna z niego mierny - po prostu miernota.

    ot i prawda :

    lubaszenko, linda, pazura i wielu wielu innych młodszych wiekiem, a z tak samo pustymi główkami - miernota i zal

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego obrazasz ludzi? Ty wulkanie...inteligencji? wszystkiego, tylko nie inteligencji.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie w szkole podstawowej w Bukowie (świetokrzyskie) pani Zofia Glita biła nas na potegę (koszmar matematyczki)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nasz matematyk kręcił kulkę z glia z nosa i wypstrykiwał w delikwenta co było wezwaniem do tablicy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze? Jakby mnie taki pedał tknął jak to miało miejsce w przeszłości - nauczyciel biologii w SP45 Lublin pan Kazanowski - chciał mi pokazać gdzie góra gdzie dół - dostał z baśki w łeb z pięści potem w maske a na koniec w jaja z buta jak już leżał, miałem baaaardzo mało lat wtedy, sram na takie dewagacje - ucz dziecko się bronić a nie płakać że je ktoś dotykał tu i tam bił. Mój syn NIGDY nie miał takiego problemu Córka moja jedyna kochana też - obydwoje znają mój świat bo ich NAUCZYŁEM od tego są rodzice - wychowałem się w BLOKOWISKU - wiem jak żyć i sram na wszystko co krzywdzi naszą godność. MOJE DZIECI MAJĄ MOJE PRZYZWOLENIE BY BRONIĆ SŁABSZYCH NAWET KOSZTEM SZKOŁY, BY BRONIĆ STARSZE OSOBY I BY BYC UCZCIWYM. Jako "dres" w waszym rozumowaniu - sorry ale mam dobre ... nie nie dobre .... ZAJE STE DZIECI!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty jesteś tępakiem wypowiadając się o człowieku którego nawet nie znasz tylko widzisz czasem w telewizji czy w kinie

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja nauczycielka z podstawówki rzucała w nas dużym drewnianym cyrklem. A teraz, po 30 latach, uczy matmy w jednym z najlepszych liceów w w naszym mieście. Ciekawe czy dalej tak robi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestes taki sam jak ten nauczyciel.Nie potrafil nauczyc i polubic dzieci matematyki,wiec uzywal przemocy.
    Ty nie majac nic ciekawego do powiedzenia,obrazasz innych.Ech, ta zazdrosc i glupota powoli staje sie nasza cecha narodowa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Widać, że trafił się jakiś niespełniony inteligent - orzeł z lokalnego liceum. Ma wszystkich w pogardzie, a sam pewnie nocami wypłakuje się w poduszkę. Żal klejnoty wiedzie, bo wymienieni przez ciebie ludzie mają ciekawe, dostatnie życie, a robić wiele nie muszą, co?

    OdpowiedzUsuń
  10. Przesadziles a Twoje umiejętności literackie w obrazowaniu kierunkowanym spraw doprawdy przednie.
    Jestem z pokolenia Lubaszenko i nie zauważyłam aby przemoc była w szkołach dopuszczalna. No a jeżeli w tak sadystycznym wymiarze miała miejsce i dziecko nie widziało potrzeby poinformowania reagujacych rodziców ..to błąd. To rodzice źle przygotowali dzieci do zycia w społeczeństwie.Jednostki patologiczne nawet w oświacie zawsze sie znajdą ale nie można uogolniac.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tekst REWELACJA, uśmiałam się do łez:) Zazdroszczę lekkości języka.Z pewnością jest coś na rzeczy z nauczycielami matematyki. W gimnazjum Paderewskiego w Lublinie pracuje Pani I.W - taki mały, zakompleksiony donosiciel, esesmanek z uśmiechem przyklejonym do twarzy, któremu największą przyjemność sprawia poinformowanie rodzica o złych wynikach ucznia. Najlepiej się sprawdza na zielonej szkole-śledzi, wącha butelki po napojach i pisze długie,żenujące,BARDZO WAŻNE SPRAWOZDANIA.

    OdpowiedzUsuń
  12. w dupie byłaś gówno widziałaś! przemoc była w szczególności psychiczna: wyzywanie od durniów, nieuków, debili, niereformowalnych tępogłowych matołów... itepe itede - i takie poniżające wyzwiska uczeń otrzymywał wobec całej klasy, i też takie poniżanie to główna rzecz, którą w tamtej epoce dzieci wynosiły ze szkoły (czy to się zmieniło?) - widać to po pladze trolli internetowych, którzy teraz to odreagowują poniżając wszystkich dookoła... Rodzice źle przygotowali???? nie rozśmieszaj mnie!!! średnio 8 godzin dziennie środowiskowego prania mózgu w szkole + "zachęty" rodziców w stylu "ucz się, nie bądź gamoniem" "lekcje odrobiłeś?" + TV z gównoprawdą i papką pokroju seriali "Dynastia" + patologia ogólna społeczeństwa funkcjonującego pod zaborem politycznym, ich wqrw na życie z jedyną możliwością odreagowania emocji na kimś z rodziny i wieczne kombinowanie.... i gdzie Ty tu widzisz miejsce na kształtowanie zdrowego społeczeństwa????? lolla Ty się wczoraj urodziłaś????

    OdpowiedzUsuń
  13. No za to ty opanowałeś wszelkie prawidła dobrej komunikacji perfekcyjnie ;) I oczywiście - żadnej przemocy .. :)

    Gdzie byłeś i co widziałeś komentować nie będę, ale uważam, że choć rzeczywiście nauczyciele za przemoc nie byli karani,. to jednak dużo zależało od szkoły. W jednej było dobrze, w innej - źle. Pamiętam, że wobec mnie nigdy nie stosowano przemocy fizycznej ( wyzwiska tez rzadko), ale mam też w pamięci opowieści kolegi ze szkoły średniej o takich belfrach jak opisani wyżej. Ergo - to nie tak, że przemoc była zawsze i wszędzie. Raczej tak, że była o wiele łatwiej akceptowana.

    OdpowiedzUsuń
  14. Też miałem nauczyciela matematyki idiote, i pyszałkowaatego cwela wieśniaka z pod ukrainskiej granicy , nazywal sie Ladniak Józef, bil uczniów i uczennice linijka, ciagnal za uszy, a matematyki wcale nie umiał nauczyc, wszyscy bali sie jego, taki skundlony zandarm, uczyl w Wojslawicach a potem w Radoryżu w pow. łukowskim, w technikum rolniczo-łakarskim.. gdybym go spotkal dzis na ulicy naplul bym mu w twarz,

    OdpowiedzUsuń
  15. Plastyczka jak się wkurwiła brała pudlo drewniane, gdzie były farhy i centralnie walila w leb delikwenta, czesto niewinnego. Farby rozlatywaly sie po klasie. Klasa 5-6.
    Chemik, pedofil, ślinił się do dziewcząt i snuł opowieści jakby z niektórymi dziewczynkamj chadzał w krzaki. Z jednej szkoły zresztą został usunięty za podobne ekscesy.

    OdpowiedzUsuń
  16. Takm oczywiscie, wszyscy glupi, tylko nie autor tego durnego tekstu.
    Wez autorze i idz do dzisiejszej szkoly na wywiadowke. Nauczyciele sa bezsilni, nic nie moga zrobic, zeby obezwladnic ucznia przeszkadzajacego podczas lekcji.
    ciekawe, co bys napisal, gdybys dostal od wychowawcy w twarz za przeszkadzanie i prowokowanie, a pozniej wymiotowalbys po wysilku na lekcji wychowawczej, bo wychowawca byl nauczycielem wf?
    Pewnie plakalbys gdzies w kaciku i pisal jeszcze wieksz ebzdety.
    U mnie w szkole nie bylo idealnie, ale gdybym sie poskarzyl ojcu, ze dostalem linijka w otwarta dlon, to od ojca dostalbym drugie tyle, bo nauka, chodzenie do szkoly, to byl moj obowiazek i ojciec nie mial czasu i ochoty na dyskusje z dorastajacym gowniarzem.
    Popatrz na siebie krytycznie i przestan uwazac sie za pepek swiata. To sie przyda w przyszlosci.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mogę Ci tylko współczuć.. To przykre co piszesz.
    Rodzice są podstawą w tworzeniu realiów dziecka. Oni uczą co akceptowalne co nie. Dziecko pokrzywdzone i upokarzane ma wsparcie, moze liczyć na reakcje pomoc najbliższych.
    Wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  18. Pamietam jak bylem w drugiej klasie podstawowki to pani wychowawczyni bila nas na gola pupe za jakies tam przewinienie typu brak zesztu lub pracy domowej. To byla pani Pionko wtedy mloda, po studiach pedagog.ciekawe jak sie z tym dzis czuje?

    OdpowiedzUsuń
  19. Czy to byl pan Miksa?

    OdpowiedzUsuń
  20. w podstawowce matematyczka karala nas za byle co biciem po rekach wielkim cyrklem,podczas takich manewrow zabralem reke i paniusia przydzwonila sobie w kolano i spytalem sie jej czy bolalo. 2 tygodnie zwolnienia i nigdy wiecej nikogo nie uderzyla.byl rok 1975 sp 25 w lublinie na ul sierocej. tu 3ba bylo sobie radzic.

    OdpowiedzUsuń
  21. nic nie mogę napisać

    OdpowiedzUsuń
  22. Pani Kubas,(Szkoła Podstawowa w Nieledwi, lata 70te) zbiła mnie tak bardzo po rękach, że miałam otwarte rany na dłoniach i przez kilka dni nie umiałam nawet łyżki utrzymać. Dostałam za to, że za ładnie wykaligrafowałam literki i ona była pewna, że zrobiła to za mnie moja starsza siostra. Moja mama się popłakała gdy zobaczyła moje ręce. Dziadek tego nie wytrzymał, pobiegł do szkoły zrobił awanturę, napisał pismo do Wydziału Oświaty, poruszył niebo i ziemię. Miesiąc później pani odeszła ponoć na jakiś urlop. Ja mam teraz 46 lat, ta Pani może mieć około 70ciu. Wybaczyłam Ci to kobieto. Już mnie nie budzą koszmary.

    OdpowiedzUsuń
  23. Mam 60 lat, przeszłam wszystkie szczeble nauczania, również przez studia. Podstawówka w małej wiejskiej szkole to pikuś, czasem uderzenie linijką zapieło czy ucho poszczypało. Nie gnoili nikogo. Najgorsze było w liceum, nie bili, ale dojrzewające młode dzieciaki (wybrane dla każdego inne i z różnych względów)niszczyli psychicznie i to zostanie do końca życia. Myślę, że teraz jest podobnie. Wiem to od mojego syna, wnuczka na szczęście uczy się w Anglii. Jedno słowo może "zabić" (szczególnie w obliczu całej klasy) i na to nie ma nikt dowodu.

    OdpowiedzUsuń
  24. Rejowiec woj. lubelskie lata siedemdziesiąte ówczesna szkoła też miała dyscyplinujących fizycznie i psychicznie belfrów. pan dyrektor, pani od polskiego taka mała ale bardzo zła. Ciekawe czy dzisiaj ich to męczy, czy pamietają swoje podejście do ucznia, ktorego często traktowali paskudnie

    OdpowiedzUsuń
  25. w miarę inteligentny człowiek wstydziłby się przyznać publicznie że nauczyciel wyzywał go od idiotów
    w mojej podstawówce tak nękani byli prawdziwi i niereformowalni idioci i buce

    OdpowiedzUsuń
  26. Podstawówka nr 3 w Ełku pani Smigrowska, ubliżala mi od 5 klasy , wyrzucała za drzwi co lekcja i wyzywała mnie i koleżankę ,, wy larwy jedne ,, w domu mi uwierzyli ale nic nie pomogła Szkola . Jedynka podstawka czysty koszmar od pierwszej do piątej klasy bicie linijka na matematyce i do kata na kolana i rece w gorze ze mozna było zemdleć po pol godzinie błagałam mamę zeby mi szkole zmieniła i trafiłam z deszczu pod rynnę . Lata 80

    OdpowiedzUsuń
  27. I co? i myslisz, że dlatego, że nauczyciele nie mogą sobie dać rady z dziećmi, to mają je teraz lać czym popadnie tak jak było kiedyś?
    Generalnie za wychowywanie dzieci odpowiedzialni są rodzice. I ja uważam, że moje dziecko, jak pójdzie do szkoły, MUSI MIEĆ ZAGWARANTOWANĄ możliwość wypowiedzenia swojego zdania, czy to się komuś podoba czy nie. I może stać dyrektor, minister oświaty, a nawet papież. Jeśli moje dziecko uzna, że na dany temat ma inne zdanie, to MUSI MIEĆ PEWNOŚĆ, że może je swobodnie bez konsekwencji wypowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  28. Pierwsza lekcja matematyki w czwartej klasie szkoły podstawowej 1979 rok:"cała klasa do dzienniczka wpisze:klasa zachowuje się jak bydło na pastwisku."Nigdy więcej nie miałem lepszej nauczycielki matematyki,potrafiła wiele i umiała nas zająć ale wymagała ZAINTERESOWANIA tym co chciała przekazać:)

    OdpowiedzUsuń
  29. Mam "brat dużo młodszego " który skosztował gimnazjum.
    Mama moja chodziła raz w tygodniu na lekcje angielskiego bo Pani nie mogła sobie poradzić.Każdy rodzic miał takie dyżury....Mama moja stwierdziła że ubiła by za takie zachowanie....ale ona miała wtedy 52 lata....może starej daty była....

    OdpowiedzUsuń
  30. Właśnie przez takich nauczycieli, którzy wykorzystywali swoją pozycję, obecni nie mają żadnych praw. Muszą bać się i rodziców i uczniów. Ale za to powinni podziękować swoim poprzednikom, którzy znęcali się nad uczniami psychicznie i fizycznie. Teraz to my jesteśmy rodzicami i dlatego jesteśmy wyczuleni na niesprawiedliwość nauczycieli w stosunku do dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  31. Jako pracodawca mam kłopot z kandydatami do pracy nie potrafiącymi dodawać i dzielić liczb w zakresie do 30. Ale zapewne to byli bezstresowo nauczani.
    I nic do łbów nie weszło.
    Nie zgadzam się z tezą, że taki styl nauczania matematyki powoduje zamknięcie drogi życiowej. Ono raczej odławia przyszłych inżynierów-dyplomowanych-idiotów, i zapobiega przed ich doprowadzeniem do zawalenia się projektowych przez nich budynków, instalacji lub urządzeń.
    Przemilczane jest, jacy uczniowie zasługiwali na podziw tych srogich nauczycieli i jak byli nagradzani (nie tylko brakiem kary).

    OdpowiedzUsuń
  32. ~też pracodawca w trakcie rekrutacji23 sierpnia 2015 04:39

    przypomniała mi się teraz historia która spotkała mnie w czwartej klasie podstawówki
    zaczynałyśmy z koleżankami lekcje od czwartej lekcji, czekałyśmy na dzwonek na korytarzu przed klasą mat-fiz
    w pewnym momencie drzwi od klasy się otworzyły, nauczycielka matematyki - kobieta inteligentna i świetna wyszła, rozejrzała się po czekających tam uczniach i zaprosiła mnie do środka
    wchodzę, przy tablicy stał mój sąsiad z ósmej klasy, na tablicy wypisane równanie
    nauczycielka mówi do mnie: rozwiąż to
    cyk cyk rozwiązałam, wynik zapisałam a pani do niego: nie jest ci wstyd ze takie dziecko potrafi to rozwiązać a ty nie?
    sądzę że wolałby wtedy zarobić z kopa z półobrotu niż być tak poniżonym na oczach wszystkich kolegów
    nauczycielkę szanuję do dnia dzisiejszego

    OdpowiedzUsuń
  33. Przynajmniej nikt się nie wahał nazwać kretyna-kretynem. Teraz bacbory są beszczelne I werdne. Nie sznuja nikogo. Seriale typu-"Rodzink.pl", jeszcze utrwalają stereotyp debilnego malolata-cwaniaczka... Teraz nauczyciele są ofiarami uczniow. ..a takze inni uczniowie. Nazwanie debila delilem, nie bylo ponizaniem a raczej odkrywaniem prawdy...

    OdpowiedzUsuń
  34. Szkoła Podstawowa nr 5 w Przemyślu .Lata 1975 -83.Nauczycielka chemii Teresa Kwaśny .Surowa kobieta , na jej lekcjach muchy przeszkadzały .Dużo ocen za sprawowanie ,brak książki zeszytu itp.Nielubiana przez uczni ,bardzo surowa .Potrafiła ręką rozbić szybę 8mm na biurku w gniewie ,ale jak ona cierpliwie przekazywała te wiedzę jak powiedziałem ,że nie rozumiem ćwiczenia .spokojnie i rzeczowo tłumaczyła .Niestety nie żyje ,a ja po tych 30 latach wciąż pamiętam te chemie , moja córka po ogólniaku biol/chem. prostych zadań nie potrafi rozwiązać bo ich nauczycielka nie pokazała jak ...Tereska zawsze będziesz w mej pamięci ,dziekuję za wszystko co zrobiłaś .aby z durni zrobić ludzi .

    OdpowiedzUsuń
  35. Owszem, dziś każdy może zostać kim chce - inżynierem, matematykiem, jeśli tylko zapłaci za studia to dyplom w końcu otrzyma. Każdy, kto zechce może też zostać pilotem Germanwings. Drogi autorze - dedykuję panu cytat mojego nauczyciela historii z LO - "To, że ktoś jest d*pa z matematyki to za mało, żeby nazwać go humanistą". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  36. A niech sobie to swoje zdanie wypowie! Ale ma mieć także: poczucie obowiązku, rozumieć dyscyplinę, znajomość zachowania się w grupie, ma mieć odrobione zadania i być przygotowanym,. Wskazane ( ;-) ) by rozumiało choćby szczątkowo kulturę osobistą, bo po Twojej wypowiedzi typu "mnie/jemu się należy" to raczej bym się tejże kultury nie spodziewał.
    A zdanie swoje to może wypowiadać przed Tobą (ciekaw jestem czy zawsze bezkarnie), ale gdyby jakiś smark zaczął mi się mądrzyć, bo ma swoje zdanie, to szybko by się rozmowa między nami skończyła.

    OdpowiedzUsuń
  37. Oj, jakoś Twoja kultura słowa na bardzo niskim poziomie.

    OdpowiedzUsuń
  38. Wybacz Andrzeju. Unikam bowiem takich wpisów jak niniejszy ale nie mogę się powstrzymać. Może znasz całki i potegowanie ale Pani od polskiego była dla Ciebie zdecydowanie zbyt łagodna.
    Pozdrawiam, T

    OdpowiedzUsuń
  39. nie masz szacunku dla innych i pewnie dla siebie tez go nie masz trollu

    OdpowiedzUsuń
  40. Na lekcji religii w 4 klasie podstawówki ksiądz Zielasko dał dziewczynie w twarz za to, że szeptała z koleżanką. Więcej na religię nie przyszła, a i wnuki też do kościółka nie chodzą. 7 grzechów głównych? - popatrz na dobroczyńcę w purpurach i wystarczy :-)))

    OdpowiedzUsuń
  41. Ojej ale w jakich czasach to było? pewnie dawno temu, gdyż dziś to taki osobnik za kratki idzie od razu.

    OdpowiedzUsuń
  42. Wybacz Tomaszu. Unikam bowiem takich wpisów jak niniejszy ale nie mogę się powstrzymać. Może znasz zasady pisowni ale Panie i Panowie od pozostałych przedmiotów byli dla Ciebie zbyt łagodni. Całki i potęgowanie na chemii.
    Pozdrawiam, A

    OdpowiedzUsuń
  43. Żałosny tekst. Technicznie źle napisany. Jakbys nie napisał że jesteś humanista w życiu bym się nie domyślił. Dowcipne zakończenia akapitów i moratorski przekaz denny. Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  44. Dokładnie. Ohydne grafomaństwo jakiego pełno w sieci.

    OdpowiedzUsuń
  45. Jak wiadomo, często sprawdza się stare powiedzonko, że pedofil tym się różni od pedagoga, że pedofil naprawdę kocha dzieci...
    Oczywiście, nie jest to reguła jakaś ogólna... Ale, jak kto przeszedł szczeble edukacji, to sam przyzna, że spotkał tam nauczycieli, którzy dosłownie wręcz na głowie by stanęli i tupali uszami, byle przekazać jakoś tą wiedzę uczniom, ale ilu takich, co im się wydaje, że najpierw są oni, potem bardzo długo nic, a gdzieś tam na końcu Bóg, znowu przerwa, wreszcie uczniowie i rodzice... A nauczyciela od belfra łatwo odróżnić... Wystarcza, by dzieciak się pokazał, np. od rodziców dostał pewną wiedzę, której szkoła nie naucza (może sam opanował). Nauczyciel będzie się cieszył, że uczeń sam chce wiedzieć więcej, belfer, że jakim prawem, skoro "JA" tego nie powiedziałem?

    OdpowiedzUsuń
  46. co to jest moratorski przekaz? wasza tez nie wyglondać humanista

    OdpowiedzUsuń
  47. ~Byłam dzieckiem23 sierpnia 2015 15:46

    Ja dostałam w twarz od praktykantki prowadzącej lekcję. Byłam dzieckiem w szkole podstawowej. Do dziś to pamiętam. Liczę na to, że kiedyś spotkam tę panią, ale jej miny sadystki, to nie zapomnę do końca życia.
    Pamiętam też ogromną różnicę pomiędzy dziećmi. W klasie A były dzieci lekarzy, prokuratora, sekretarza partii, a w klasie B, dzieci pracowników biurowych, a w klasie C, robotników i chłopów. Warstwy społeczne nie integrowały się ze sobą:-)

    OdpowiedzUsuń
  48. Puler co z Tobą?

    OdpowiedzUsuń
  49. Kalba: Sa ludzie, którzy sobie chwalą bicie. Nic nie wiem o
    ich mózgu, więc nic nie powiem. Dodam tylko od siebie, to co przeżyłam: poniżanie drugiego człowieka w jakiejkolwiek formie jest sQrwy...nstwem i nie usprawiedliwia niczego. Bandytyzm, tak bym to określiła.
    ZOstawia ślady w postaci niskiej samooceny. Zaliczam się do ludzi wrażliwych i nie życzyłabym sobie stosowania wobec mnie przemocy. Z łapami precz.

    OdpowiedzUsuń
  50. Czytam te komentarze I zastanawiam się, co na to rodzice. Ja nie spotkałam się z przemocą ze strony nauczycieli, ale gdybym ktos mnie uderzył, to moja mama zrobiłaby taka awanturę, że nauczyciel wyleciałby ze szkoły w szybciej niż ptaszę z klatki. Mam dobre wspomnienia ze szkoły, większość nauczycieli była co najmniej w porządku, niektórzy byli wspaniałymi ludźmi. Moje dzieci I wnuki też jakoś miały szczęście do raczej pozytywnych nauczycieli

    OdpowiedzUsuń
  51. W Świdrze k/Warszawy w Szkole nr 5 nieżyjąca juz wiele lat Fela K. biła dzieci na lekcjach matematyki: na przykłąd Ali głową waliła w tablicę i ośmieszała ją, alę, jak mogła. Była straszna, ta Fela, przerażająca i ohydna. Żałuję do dziś, że ani ja ani nikt nie przywalił jej w te potworną mordę.

    OdpowiedzUsuń
  52. na przepustce zapewne

    OdpowiedzUsuń
  53. Oj fantazje, fantazje....głąbom do łba nie trafia nic innego jak fizyczny ból...to jest zjawisko jak najbardziej naturalne i z nim nie ma co walczyć....pokolenie JPII, Neostrady i Ajfonów nie rozumie czym jest nauka....oni tylko nabierają kompetencji ....w egzekwowaniu swoich zachcianek....

    OdpowiedzUsuń
  54. Dziękuję wszystkim nauczycielom którzy tępili moją głupotę wszystkimi dostępnymi metodami

    OdpowiedzUsuń
  55. Istny koszmar.

    Ja niestety też miałam taką nauczycielkę - nazywała się Meyers i uczyła matmy - nie biła nikogo ale wystarczająco poniżała.
    To koszmarne babsko uczyło mnie tylko w I klasie podstawówki bo później na szczęście dla wszystkich poszła na emeryturę
    (ilu dzieciakom krzywdę zrobiła to strach pomyśleć)

    Ale na szczęście nie obrzydziła mi matematyki, więc nie musiałam zostać ... humanistą :)

    Pozdrawiam,
    http://odchudzaniejestproste.pl

    OdpowiedzUsuń
  56. ~wiosło i gaśnica23 sierpnia 2015 16:49

    w szczecinie na Pomorzanach też była sadystka ale od polskiego, mistrzyni w rzucaniu czymkolwiek. kreda ołówki długopisy klucze .. wszystko co było pod ręką.

    raz poleciało krzesło... koleżanka z 3 ławki przyjęła krzesło na głowę. ale kumulacja była jak kumpel z pierwszej ławki dosłownie o milimetry nie stracił oka. na oczach uczniów zakatowała swojego jamnika.

    OdpowiedzUsuń
  57. Pamiętam taką potworę - uczyła historii, była to 8 klasa podstawówki. Miała w zwyczaju bić po głowie książką z historii za byle co. Kiedyś sam mało nie oberwałem, a ponieważ sam niczym nie spowodowałem jej agresji sam wziąłem atlas historyczny i przywaliłem w zakuty partyjny łeb. Dla mnie obyło się bez konsekwencji, ale w naszej klasie baba już nikogo nie uderzyła...

    OdpowiedzUsuń
  58. Rodzice? Ja przez rok, VII klasa podstawówki, byłem uczony przez własną matkę. Nikt nigdy się nade mną tak nie znęcał jak ona. Obrywałem za wszystko cokolwiek złego się przydarzyło. Klasa w końcu przestała przynosić na lekcje linijki, piórniki, bo zawsze brała jakiś sprzęt od uczniów by pogruchotać mi dłonie.Tłumaczyła się tym, że robi to, by nikt nie pomyślał, że mnie faworyzuje. Na koniec roku zażądałem przeniesienia do innej klasy oświadczając, że jeśli tego nie zrobi, przestanę chodzić do szkoły...

    OdpowiedzUsuń
  59. Zapewniam, że szybciutko przechodzi to na płatnych korkach... Jak rodzic się dowie, że, przykro mi, ale pana(i) dziecko mnie olewa na korkach, więc przecież w pysk nie uderzę czy czery litery paskiem skroję, to sorry, nie chcę pieniędzu, ale też nie chcę tego małolata u siebie... Reakcje są zawsze trzy:
    1) oburzenie rodziców, że mają takie inteligentne (inaczej) dziecię, więc ja jestem do czterech liter, bo jakże to tak?
    2) wie pan, niech pan mu przyleje, jak musi, byle nie za dużo....
    3) co by pan zrobił? Ano, albo niech sp..icza, albo 20 pasów w gołą rzyć. Na co ojciec wyciąga pasek i przy mnie leje 40.... Na prośby dzieciaka, dlaczego tyle usłyszał jedno: jak on ci dał 20, to się poskarż, gnoju, a ja dołożę drugie tyle...
    Spróbujmy zgadnąć, co było skuteczniejsze? Taka technika raz zastosowana (na ogół zainteresowany nie chciał powtórki, rozum sam przelazł mu jakoś z parteru na piętro)...
    Wychowanie bezstresowe to jak bezstresowe "manie" prawa jazdy. Pójdzie taki na czołówkę (a jechał jednokierunkową pod prąd), bo się "zestresuje", jak mandat dostanie...
    Udzielam korepetycji od lat... Jak wiem, że klient to bezstresowo wychowywane dziecko, to dostaje na dzień dobry rozkaz 100 pompek.. Oczywiście się postawi... To spadaj... Ciekawe, dlaczego te same dzieciaki, gdy ciut podrosną same proszą, że zrobią i 200 pompek, byle chciałbym je czegoś nauczyć... A, połapały się, że bezstresowo to ich wszyscy mają nieco poniżej pleców, bo chcą pracowników, a nie rozkapryszone dzieciaki...

    OdpowiedzUsuń
  60. No jakbym slyszal swoje zycie;)..,piekne czasy:P! Ha ha.
    Tylko matematyczki jeszcze nie spotkalem na swojej drodze, ale boje sie, ze to przeciwnstwo zrozumienia materii bylaby nie do pogodzenia dla nas :P.

    Pozdrawiam Pana Lubaszenke.

    OdpowiedzUsuń
  61. Pani Rożnowska - nauczycielka "historii" w szkole 58 w Katowicach - istny koszmar, do tego zakuty partyjny łeb. Mam nadzieję że już zdechła wstrętna ropucha

    OdpowiedzUsuń
  62. Czytając o niegrzecznych nauczycielkach, miałem co innego na myśli
    [img]http://i.pinger.pl/pgr53/0264888d0029ae594f5a5712/n.jpeg[/img]

    OdpowiedzUsuń
  63. U nas jakiś dziwny podział się zrobił: humaniści i cała reszta... Bzdura totalna... Ktokolwiek ma choćby zielone pojęcie o językach programowania sam zainteresuje się mechanizmami języka żywego, bo analogie biją wręcz w oczy... Sam sporo więcej zrozumiałem "logikę" niewątpliwie sztucznego języka, jakim jest C++ po rozmowie ze ze znanym mi polonistą... Oczywiście chodzi o wszelkiego typu domniemania różnych rzeczy... C++ to pikuś malutki wobec języka PL/I. Tam dopiero są mechanizmy domniemań różnych rzeczy.
    Demonstracja mechanizmu: powiem publicznie: "dałem cztery litery" (dosłownie nie przejdzie). A bez rozwinięcia nic z tego nie wynika: może jestem homo i dałem komuś te cztery litery (jedna skrajność) lub połapałem się, że pomyliłem się w tzw. "najgrubszym miejscu", czyli sam sobie w mordę pluję, że tak się mogłem pomylić... I tu, i tu, dałem te cztery litery, ale sens zupełnie inny...

    OdpowiedzUsuń
  64. Komedie Lubaszenki były świetne, a dodatkowo można z nich wyciągnąć wiele życiowych wniosków... Polecam również przeczytanie artykułu, który przedstawia argumenty za i przeciwko studiowaniu
    http://www.finansemlodegopolaka.pl/warto-isc-na-studia-argumenty-za-i-przeciw-studiowaniu

    OdpowiedzUsuń
  65. widzę po wpisie i ilości komentarzy, że nie tylko mnie było dane spotkać nauczyciela - idiotę.
    I to dyrektora renomowanego warszawskiego liceum

    Miał wyjątkowe upodobanie:
    Dyr przychodzi na tzw. wizytację, siada z tyłu klasy i zaczyna dłubać w nosie a swoimi wykopaliskami strzela we włosy koleżanki (zawsze tej samej - miała bardzo bujne, kręcone włosy).
    Kretyn. Wszyscy to wiedzieli, nauczyciele też, tylko nikt nie mógł mu zwrócić uwagi bo facet się mścił.

    I to nie był jedyny nauczyciel kretyn w moim życiu. Nie wiem jak dobierani są nauczyciele, jeśli ich fantazje nie mają granic.

    Lata minęły, szkoły się pokończyły to zaczęłam podróżować. Do tych podróży zachęciła mnie nauczycielka geografii - nikt tak jak ona nie umiała przekazywać z pasją swojej wiedzy.
    No to ruszyłam w świat, żeby poznać te opowiadane cuda.

    Jak widać na szczęście różni są nauczyciele :)

    Pozdrawiam,
    Od siebie polecam, każdemu kto podróżuje ciekawą i darmową przeglądarko – porównywarkę turystyczną
    - kilka milionów noclegów nawet 80% taniej :)
    Sama z niej korzystam gdyż działa na całym świecie i obsługuje 120 walut.
    http://www.cowartozobaczyc.pl/tani-hotel-gigantyczna-porownywarka-wyszukiwarka-hoteli-polska-swiat/

    OdpowiedzUsuń
  66. za wychowywanie dziecka odpowiedzialność ponoszą nie tylko rodzice. Biorąc pod uwagę, że z dzieckiem widzisz się ok 5-6 godzin dziennie, a nauczyciele - 8. To musi być WSPÓŁPRACA. Nie da się inaczej. Oczywiście wyrabiasz w dziecku pewne wzorce od niemowlaka, ale te wzorce trzeba utrwalać. Sam rodzic nie da rady, chyba że zamkniesz dziecko bez dostępu innych ludzi. Bo uwarunkowania środowiskowe też są bardzo ważne.
    Oczywiście dziecko ma prawo wyrazić swoją opinię - byle by to było zrobione sensownie, z szacunkiem, bez krzyku, wymuszania, grzecznie, z argumentami. Rozejrzyj się wokoło: większość dzieci ma teraz postawę roszczeniową: chcę, należy mi się, dawaj.........

    OdpowiedzUsuń
  67. życie to nie bajka... pierwsze brutalne spotkanie z rzeczywistością następuje w szkole... popadamy ze skrajności w skrajność, albo nauczyciele to zwyrodnialcy i zboczeńcy, albo uczniowie to młodociani bandyci i sadyści.
    Jeden nauczyciel tłucze ucznia po głowie, drugi uczeń zakłada nauczycielowi kosz na głowę. Nie potrafimy znaleźć, a właściwie zastosować właściwych środków. Szkoła powinna być instytucją, która uczy i wychowuje na porządnych członków społeczeństwa. Nie na katolików czy ateistów, nie na narodowców i wrogów narodu... na członków wspólnoty. Szkoła i obowiązek szkolny są nieuniknione. W szkole obowiązują przepisy, a kto je łamie ponosi konsekwencję obojętnie czy jest nauczycielem, czy uczniem, czy ma ADHD, czy rok do emerytury. Nie wszyscy nadają się do szkoły powszechnej, dlatego dla niektórych konieczne są szkoły specjalne. Nie każdy musi mieś średnie, czy też wyższe wykształcenie, dlatego konieczne jest szkolnictwo zawodowe. Jasne zasady i egzekwowanie obowiązków /praw stwarza poczucie stabilności i jasnych reguł. Szkoła nie jest ani własnością nauczycieli, ani uczniów, ani ich rodziców. Jest państwowa, świecka, ogólna i powszechna. Podlega nadzorowi państwowemu. Jest wolna od polityki i religii. No i wyszedł mi manifest...

    OdpowiedzUsuń
  68. W podstawówce przez dwa lata matematyki uczyła nas "pani", która umiejętnie zraziła nas do tego przedmiotu. "Tumany" latały po każdej kartkówce... Ech...

    OdpowiedzUsuń
  69. Świetny tekst. Do szkoły zaczęłam chodzić w latach sześćdziesiątych i nie potwierdzam tych koszmarnych wspomnień :-) Jedyną traumą było to, że pani od zajęć praktyczno - technicznych w czasie lekcji gotowania nie pozwalała nam na przerwie (można było wyjść do toalety) zdjąć fartucha i koszmarnej chustki z głowy. Wuefista bił chłopców leszczynową witką po nogach, ale dziewczynek nie tykał. Zresztą - rudy był. Pozdrawiam z Poznania :-)

    OdpowiedzUsuń
  70. Andrzeju - brawa za ripostę :-)

    OdpowiedzUsuń
  71. Pani od chemii to dopiero zostawia traumatyczne wspomnienia ;-) Pamiętam jak na rozpoczęcie lekcji odpalała a zara potem gasiła na swej rence papierosy :-) straszny kozak z niej był, bo potem opalała gazowym palnikiem włosy na łokciu - jedyne jakie jej zostały z tych chemnicznych eksperymentów ;-) nie była spełniona w zakresie miłości a Mendelejewa zawsze myliła z Mengele ;_) ten drugi był jej idolem z czasów wojny którą toczyła sama ze sobą i z innymi towarzyszami :-P

    OdpowiedzUsuń
  72. zgadzam się w 100% pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF