poniedziałek, 22 września 2014

Postanowienie

    To przyszło z ostatnim pociągnięciem tuszu do rzęs, jak poranne olśnienie. Postanowiła przestać nienawidzić przypadkowych ludzi, którzy nic nie zawinili, poza tym, że od wielu miesięcy byle gestem, słowem, gustem, nadmiernie demonstrowali przynależność plemienną ludu zamieszkującego kraj kwitnącej cebuli. Każdego dnia i o każdej porze, jakby na złość Matyldzie, z mrocznych głębi jestestwa wypuszczali na popas jaskiniowego Polaka-Cebulaka, prostaka i egoistę, w najlepszym razie totalnego gbura. Pół roku mijało, odkąd odzyskała kawałek wolności, a doświadczenia galernika pokryła mgła zapomnienia. Matylda ciągle nie mogła uzyskać wolności od nienawiści do przypadkowego przechodnia, który za nic ma elementarną kulturę osobistą i odrobinę przyzwoitości. Tymczasem los uśmiechnął się do niej po raz pierwszy, podarował radość zwykłej urzędowej pracy za biurkiem, a mimo tego nie mogła pokonać uprzedzeń. Co prawda nadal musiała mierzyć się z obcym człowiekiem, ale już tylko w roli petenta, osłabionego procedurami. Nie musiała znosić klientek butiku, z ich wieczną pogardą albo pretensją, które do schłodzenia pszenno-buraczanej gęby używają wachlarza z kart kredytowych, czemu więc tyle niechęci zaciemniało jej dobre serce? Matylda nie mogła złapać pionu i tego ranka, tuż przed wyjściem do pracy, postanowiła nic nie widzieć, nie słyszeć i nie mówić, idąc za przykładem trzech małpek z komody. Naprawdę była zmęczona łapaniem przechodniów na każdej niestosowności zachowań, niedoskonałości stroju, podłości słów, co dotąd robiła automatycznie, niczym radar wirujący bez wytchnienia.
   

Najwyraźniej diabeł stróż nie lubił tak silnych jej postanowień, nagłych i w gruncie rzeczy nieprzewidzianych w skutkach, dlatego natychmiast postanowił je okpić. Ledwie Matylda stanęła na peronie kolejki miejskiej, obok pojawiła się słodka idiotka w lila róż kurteczce, z futerkiem kaptura i z fryzurą na cebulę. Uzbrojona w róż policzki i takiej barwy pazurki, kurczowo dzierżyła róż iphonik. Policzki zapiekły Matyldę, ale obróciła się plecami do wypłosza, by po chwili usłyszeć: „nie, myszko, ten słoiczek, myszko, ten różowy. Myszko, on stoi przy mikrofalówce, trzy łyżeczki z niego, myszko…”. Matylda złamała się i już wzięła głęboki wdech, chciała zrobić defiladowy zwrot przez lewe ramię i pojechać po bandzie, gdy usłyszała za sobą inny, dużo starszy kobiecy głos, należący jakby do ropuchy zrezygnowanej i zgorzkniałej od bezskutecznych prób zamiany w księżniczkę. Głos niemile zaskrzeczał: „nie myszko! Ten słoiczek różowy, myszko! Od różowej idiotki, myszko, co różową gębę, myszko, drze na wcale nieróżowym peronie i wcale nie różowiąc świata, bo to pusta jest szantrapa!”. Wypuszczając powietrze Matylda odwróciła się z ciekawości. Zobaczyła obok siebie panią pod siedemdziesiątkę, z plecakiem na ramionach, zaciskającą w dłoniach kijki do nordic walking, na widok których zaniemówiła różowa szantrapa. Inteligencji wystarczyło jej akurat, żeby pojąć, ile kosztować będzie słowo protestu. Kobieta z pewnością użyje kijków niezgodnie z ich przeznaczeniem. Dlatego przestała trajkotać do aparatu, z którego ciągle ktoś pragnął jej głosu. Pani z kijkami, postanowiła ją orzeźwić albo zakończyć łagodniej wystąpienie, bo zakomunikowała: „zrozumcie wreszcie, ludzie, że nawet największy zbrodzień nie zasługuje, żeby o siódmej rano słuchać waszego pitolenia w zasrane komórki!”.

    Matylda, wdzięczna za gest wyręczenia ze zbawiania ludzkości, choćby na miarę absolwentki socjologii i resocjalizacji, na wszelki wypadek postanowiła nie jechać kolejką. Miała wystarczająco dużo czasu, żeby pójść na tramwaj linii 12. Ledwie jednak znalazła się na przystanku, diabeł stróż wysunął zza wiaty następnego łamistrajka. Dziewczynisko z zadem kasztanki marszałka, w dżinsach napiętych na pośladkach do granic gwarancji markowego producenta, przyczłapało do Matyldy. Telefonem, przyłożonym w miejscu, które u atrakcyjnych kobiet zwie się usteczkami w serduszko, mieliło do Jasia wyliczankę zakupów. Matylda nawet nie uległa napływającej fali złości, bo zdumienie osłabiło jej emocje. Uwagę przykuło obuwie, które miał na sobie ten rynkowy produkt kobietopodobny. Jej stopy, na oko rozmiar czterdzieści i jeden, pokrywało coś ni to gumowego, ni plastikowego, ale z pewnością palczastego i w kolorze khaki, z podbiciem w barwie zgniłej jesieni. Waran z Komodo, to było pierwsze skojarzenie, choć z pewnością w tym przypadku tkwiło pośród wyszukanych komplementów, zatrzymał się tuż przy niej, by głośno sepleniąc uzupełniać listę zakupów Jasia. Matylda oddaliła się o kilka kroków, ale gad przebrany za kobietę nie odpuszczał i jak cień znowu czaił się obok. Matylda postąpiła jeszcze dziesięć kroków wzdłuż krawężnika, ale i tym razem bez skutku, znowu seplenienie w telefon było przy niej, bo waran miał potrzebę gadać pełzając tuż za Matyldą. Zacisnęła zęby, żeby za wszelką ceną trzymać się porannego postanowienia i wówczas zza zakrętu wyłoniła się „dwunastka”.

    Waran z Komodo został na przystanku, gdy Matylda z ulgą stała w przegubie tramwaju i była święcie przekonana, że tym razem dotrze do pracy bez konieczności łamania szlachetnego postanowienia, wolna od nienawiści. „Przepraszam” dotarło do jej uszu od siedzącej dziarskiej czterdziestki w jasnoniebieskiej garsonce, która moszcząc się na siedzeniu, nieznacznie trąciła butem kostkę Matyldy. Ta jednak bez urazy uśmiechnęła się na znak, że nic nie szkodzi, ale diabeł stróż był innego zdania. I skoro zaczepki było za mało, uruchomił telefon czterdziestki. Matylda odwróciła się twarzą do okna i za plecami rozległo się najgorsze: „nie, nie mogę teraz mówić, bo jestem w tramwaju, ale wiesz, zaprosił mnie do kina… no coś ty, do kina, a ja tam wiem na jaki film?! No przecież to nieistotne, ja z facetem nie byłam trzy miesiące, kobieto!... Nie mogę mówić, przecież tramwajem jadę, nie? Daj spokój, pewnie, że kolacja, no takie ciacho wypuścić po kinie?! Hi, hi, hi, no co ci będę opowiadać, nie mogę, bo ja w tramwaju jestem. Zgłupiałaś? Ledwie zdążyłam o czwartej do domu wrócić, taksówką. Jak weszłam do pokoju, to ja nie wiedziałam, czy ma się kłaść spać, czy tylko prysznic wziąć, ale tak nim pachniałam, tak nasiąkłam, że w głowie się kręciło, aż szkoda było to z siebie zmywać… no przecież nie mogę takich rzeczy ci mówić, bo ja w tramwaju jestem”.

    Matylda patrzyła jeszcze przez chwilę za okno, po czym otworzyła je jednym zdecydowanym ruchem, mimo oporu materii, w czym niewątpliwie pomogła napływająca fala adrenaliny. Pochyliła się nad kobietą, uśmiechnęła się szeroko i wyszeptała teatralnie: „teraz ja przepraszam”, po czym wyjęła z dłoni siedzącej aparat i machnęła nim przez okno. Kobieta szybko się podniosła, nawet chciała wyrazić swoje oburzenie, ale oklaski pasażerów uniemożliwiły jej jakikolwiek protest.

    Matylda wysiadła na najbliższym przystanku i choć pozostało jej niewiele czasu, postanowiła zaryzykować spóźnienie i pójść piechotą, byle już nie słyszeć żadnych rozmów, byle już nie robić głupich postanowień, przynajmniej nieprzemyślanych i nie z rana. Widocznie z nienawiścią do prostactwa było jej do twarzy.

18 komentarzy:

  1. uważam że warto poświęcić się tolerować swoich przeciwników, bardzo trudno jest kochać swoich wrogów, osoby o innych poglądach

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny blog a na nim naprawdę świetne i godne uwagi opowiadania. Nie udało mi się doczytać jeszcze wszystkich ale z całą pewnością wkrótce to zrobię. Gratuluję twórczości

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, wciąga neisamowicie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkich, którzy mają podobne odczucia, serdecznie zapraszam do lektury moich opowiadań w formie książkowej, pewnie jeszcze do nabycia dobrych i lepszych księgarniach sieciowych. Zbiór "Przewrotka" zawiera dłuższe i ciekawsze opowiadania. Forma bloga ogranicza prozy objętościowo. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy tu bywają i gorąco ich pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Każde słowo podnosiło napięcie. Bardzo dobry tekst. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. To My bardzo Panu dziękujemy, że mamy co czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze denerwuje mnie, kiedy ktoś nie szanuje innych osób ze względu, na ich inny kolor skóry niż nasza, a także za to że wierzą w co innego lub mają inną religię niż my. Ludzie nie nauczyli się zbyt wiele z przeszłości. Tak jest wszędzie w szkole, pracy i w innych dziedzinach naszego życia. Ten blog pokazuje jedno musimy się nauczyć szanować siebie nawzajem bo tylko tak możemy być wszyscy szczęśliwi. Pan Jacek pokazuje nam, że można będąc innym niż inni ludzie przekazać im również coś wartościowego od nas. To wszystko zależy jedynie od tego czy tego chcemy czy nie. Poza tym ten wpis pokazuje jedno istnieją ludzie, którzy potrafią zrozumieć innych ludzi i tacy, którzy nie mają szacunku dla innych . To wszystko jest proste albo ktoś urodził się z kulturą albo nie. Od siebie powiem krótko życzę panu Jackowi wielu sukcesów i żeby tworzył dalej takie wspaniałe artykuły.jak ten bo naprawdę jest co czytać i przy okazji można się wiele nauczyć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Każdy człowiek jest wyjątkową istotą, która nie tylko myśli ale ma własne doświadczenie życiowe, umiejętności. Czy jest to osoba czarna, czy biała, czy gruba czy chuda nie ma znaczenia. Każdy jest osobą inną i warto poznawać wszystkich ludzi dlatego starajmy się zachować kulturę i nie ignorować nikogo tym bardziej samych siebie.

    OdpowiedzUsuń
  9. wciąż można tylko czytać... i czytać... i czytać...
    Niezwykłe!

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajny masz styl prowadzenia bloga. Twój sposób pisania opowiadań jest naprawdę ciekawy i mnie faceta nawet zachęca do częstszego odwiedzania Twojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  11. tym bardziej mi miło, że ten styl i metoda narracji odpowiada mężczyznom, bo to łamie stereotyp, że głównie kobiety czytają literaturę społeczno-obyczajową i psychologiczną. Czasem tak zwyczajnie brakuje mi ważnych tematów do snucia tych małych fikcji, tematów interesujących dla większej ilości osób. Jestem otwarty na wszelkie propozycje. Jeśli męczą Was jakieś sprawy godne poruszenia, a nośne społecznie i w miarę ponadczasowe, czekam pod adresem e-mail umieszczonym na blogu. Pozdrawiam wszystkich gości i dziękuję za wszystkie dobre słowa, to mnie bardzo motywuje.do dalszego wysiłku.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem pod wrażeniem, naprawdę. Gratuluję talentu!

    OdpowiedzUsuń
  13. Podziwiam Pana, moim marzeniem było zawsze napisanie książki, ale nie potrafię zamienić myśli w tekst. Nawet jeśli się staram i już zacznę to albo zaraz mija mi wena twórcza, albo okazuje się, że całą historię mogę opowiedzieć w 1600 znaków i za Chiny Ludowe nie umiem tego rozwinąć w ciekawy tekst.

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam
    Jestem pierwszy raz tutaj:) Szczerze powiem, że jestem oczarowana Pańskim blogiem. Bardzo fajnie czytało mi się to opowiadanie, jakie Pan zamieścił.Gratuluję talentu no życzę dalszego rozwoju bo naprawdę godne pozazdroszczenia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam widzę, że wpis sprawił, że dyskusja rozgorzała na dobre. Nic dziwnego problemy, które są poruszane w tym wpisie są nadal na czasie. Poza tym jak czytam tego bloga nie tylko ten wpis potrafi przykłuć uwagę. Problemy zrozumienia ludzi przez innych ludzi są obecne od wieków. Widzimy to codziennie wszędzie w mediach, na ulicy po prostu wszędzie. Smutne jest jednak to, że ta sytuacja nigdy się nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czytam Pana posty tak jak komentarze pod nimi. Piotrek - moim marzeniem od zawsze również było napisanie książki i powiem więcej... jestem na dobrej drodze aby je spełnić! Ważne jest nie przejmować się tym co mówią inni i zawsze robić to co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. Pozdrawiam wszystkich marzycieli.

    OdpowiedzUsuń
  17. "Postanowiła przestać nienawidzić przypadkowych ludzi, którzy nic nie zawinili, poza tym, że od wielu miesięcy byle gestem, słowem, gustem, nadmiernie demonstrowali przynależność plemienną ludu zamieszkującego kraj kwitnącej cebuli." - No, no, to naprawde ciężkie postanowienie do spełnienia, przecież nasi rodacy potrafią być denerwujący...

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF