niedziela, 5 maja 2013

Apostoł wycofania

    W niedojedzonej musztardzie rysował kreski plastikowym widelcem. Drugi szaszłyk leżał nietknięty pomiędzy dwiema kromkami chleba i świeżą plamą ketchupu. Usiadłem naprzeciwko i prawie byłem pewny, że to kolega z roku, tyle że nie widziałem go dobre dwadzieścia lat. Wolałbym, żeby mnie rozpoznał, ale tylko raz podniósł wzrok, z tym samym grymasem na pograniczu uśmiechu i wyrazu cierpiącej ironii. Nic nie mówił, nie wyraził zdziwienia, zaskoczenia, radości, niczego co zdałoby się naturalną reakcją przy spotkaniu po latach. Jasne, mógł nie poznać, ludzi było tu stanowczo za dużo, a mnie przybyło zmarszczek, siwizna pokryła to, co dawniej było mocno ciemne. W zasadzie alternatywa była prosta: pić kawę w zapatrzeniu na rozsłonecznioną plażę i czekać aż skojarzy albo zapytać wprost, czy poznaje. Ryzykowałem najwyżej pomyłkę, może to ktoś inny? W końcu i on mocno wyłysiał, nie miał już wąsów i brody. O przeszłości przypominały zaledwie niespokojne dłonie i zimne niebieskie oczy. Wybrałem kawę, ale na krótko, bo przemówił:

- Nie zmieniłeś się prawie, dobrze wyglądasz. A wiersze ciągle piszesz?

- Nie, dałem sobie spokój. Od osiemnastu lat, odkąd padło nasze pismo. Czasy mocno niepoetyckie. Zdarza się, że prozę piszę, nawet wydaję. Trochę felietonów, w zasadzie już tylko siłą głupawej wierności sobie, bo złotówki z tego nie ma i zdaje się nikomu niepotrzebne. Z nawyku porządkuję myśli pisząc i tyle. Co porabiasz?

- Cudze dzieci uczę. Jakie uczę?! Co ja gadam? Przygotowuję do rozwiązywania coraz mocniej reformowanych testów. Ale ciągle wiersze piszę, na slamy jeżdżę i ciągle tak samo szukam sponsorów na kolejny tomik. Wydane rozdaję najpiękniejszym uczennicom. To bezpieczne, nie polecą na literaturę. Pielęgnuję swoją histerię, a one miewają ideały.

- Da się żyć z nauczycielstwa?

- I tak i nie. Mieszkanie mam po dziadkach, więc kredytów nie mam, a wiele nie potrzebuję. Do tego jakieś redakcje i korki, ale przecież nie o pracę przyszedłeś pytać? Dlaczego nie gadałeś na czacie, skoro już cię dołączyłem to swojego miliona znajomych?

- Starzeję się i grzebię w sentymentach, próbuję spotykać starych znajomych, spojrzeć  w oczy najdłużej niewidzianych.

- Rozliczenia okresu burzy i naporu czy błędów i wypaczeń? A może kryzys wieku średniego?

- Jeszcze nie latam za dziewczynami z liceum, więc chyba nie to. Raczej ciekawość. Chciałbym wiedzieć, czy tylko mnie dopada ta myśl, że w połowie drogi przestało pociągać życie i już nie jestem ciekaw co jutro, bo niesie co najwyżej nowe gadżety, one nie karmią starych głodów.

- No raczej, bo wszystko, co warte fascynacji, pisania, kłótni, dyskusji i przechlania już za nami. Nie ma dnia, żebym się z tym nie mierzył. Ale wiesz co? Paradoksalnie ma to swoje plusy. Łagodnieję z dnia na dzień. Przez obojętność pozbywam jednakowo gniewu i parcia na sukces. Idę bez zaangażowania w pracę u podstaw i wolny od agresji. Daję ludziom prawo do gównianego życia i niczego od nich nie oczekuję. Kłaniam się na ulicy i bywam wdzięczny, że w mordę za to nie leją. Nie wiem, czy to jeszcze tolerancja, ale uśmiecham się na każde kolejne kilo kitu, które zawiesza mi światek. Nie pluję jadem na widok dziewczyny, gdy zostawia łajno po psie na trawniku. Jednej powiedziałem, żeby sprzątnęła, to kazała wziąć to gówno do kieszeni, na pamiątkę, jeśli mi przeszkadza. I co? Miałem ją bić? Oznaczyć minę chorągiewką i czekać na patrol, czy łazić za laską aż zobaczę gdzie mieszka, żeby położyć batona na wycieraczkę? Od tego czasu skaczę przez kupy, byle butów nie paskudzić, bo tylko one są naprawdę moje i za nie odpowiadam. Albo siedzę ostatnio w teatrze, raz na rok bywam. Pierwszy raz nie było mi wstyd za innych. Roma Gąsiorowska mówi ze sceny do jakiejś baby z widowni, żeby odebrała ten dzwoniący telefon. Pojęcia nie mam co za baba, ale dzwoniło to pięć razy. Kiedyś na samo brzmienie komunikatu przypominającego o wyłączeniu telefonów i nierobieniu zdjęć w czasie spektaklu, płonąłem ze wstydu, że trzeba puszczać oczywistości kulturalnym ludziom. Teraz burak albo jego kalarepa udaje, że to nie im dzwoni, a ja się śmieję. Oswoiłem kraj mój prostacki i już wiem, że nie mam o co walczyć, dla kogo mam mieć ambicje? Nikt ich nie kupi. Niedługo na widowni będą chrupać kukurydzę i siorbać colę, tylko aktorzy dostaną silniejsze nagłośnienie, żeby dramat przebił się przez bekanie i pierdzenie klasy średniej, która ciągnie masy do pęta kiełbasy.

    Chciałem przerwać monolog kumpla, o coś zapytać, ale zakwitł nad nami drab zaczesany na żel, o twarzy dosyć nabrzmiałej, mocno przechodzonej i wyraźnie przesiąkniętej zawartością podksiężycowych butelek upartej zimy. Wycharczał, że chciałby dostać coś do jedzenia. I wówczas kolega podsunął tackę z wystudzonym szaszłykiem, który dotąd czekał obok. Musiał zobaczyć moje zdziwienie, bo roześmiał się i dodał:
- Co jest? Prawdziwa poezja, mięcho życia, nie żadne tam dyrdymały humanisty po czterdziestce. Miałeś ochotę? Kiepski ze mnie kumpel, ale nie wiedziałem czy jadasz mięcho z kotów i psów tłuczonych w pobliżu, nawet bez dodatku koniny. A ten beret ze złotym sygnetem, to chyba wodzu, bo ma tu jeszcze kilku kolesi. Jak tylko coś konsumuję, zlatują jak osy. Podsuwam gotowca i mam spokój, o kasę nie poproszą. O czym mówiliśmy? O kulturze? Wczoraj przeczytałem, że coraz więcej wydawców produkuje trajlery, takie obrazkowe klipy promujące książki. Produkują to w desperacji nawet autorzy. Kumasz absurd? Niecałe dwie dekady temu wyrywaliśmy sobie niewyraźne odbitki artykułów, polemiki, recenzje, omówienia, żeby coś ważnego przeczytać, pogadać o kierunkach, a teraz trzeba przebić się do czytelnika z obrazkiem, żeby łaskawie kupił literki. Musisz brnąć przez śmietnik linków, ikonek, brzdęków, jęków, ćwierkań we wszelkich ipodach, tabletach i pierdoletach z kagankiem swojego tekstu, w który włożyłeś setki zmarnowanych wieczorów jedynego życia jakie ci dano. A jak zrobisz chujowy obrazek, stracisz target. Stary, kiedyś bym od razu pisał jakiś protest song, a teraz mam wywalone, kupuję szaszłyka bezdomnemu cwaniakowi i jest uczynek wobec bliźniego. Dawniej napisałbym wiersz o tych, co pod linkiem wiadomości o śmierci kolegi klikają „lubię to”, a dziś patrzę w morze, w dal, która mnie nie ciągnie. Przypomina, że bez żalu umrę. Z uśmiechem, bo nie mam nic do stracenia pośród dziobiących placem w ekranik, klikających maniakalnie własną pustkę.

- Ale sam aktywnie działasz na FB, coś komentujesz, o czymś piszesz, udzielasz się, dyskutujesz, chodzisz na spotkania autorskie, widziałem.

- Jasne, kręcę ten sam schemat co wszyscy, bo czasem próbuję być wśród podobnych sobie, łudzić się, że spośród setek znajomych nieliczni zostali sobą. Zagłuszam nudę razem z nimi i czasem złośliwie przypominam, że sypiają z FB, bo to da się wyłączyć szybciej niż kochanka i łatwiej z niego wyjść niż od przyjaciół. Zbyt uciążliwe żony i kochanki, gdy naprawdę są obok, miewają pretensje, a w ich oczach można zobaczyć swoje wydrążenie. Ja ci mówię, ty lepiej zjedz szaszłyka, naprawdę dobre i mniej szkodzą niż twoje pytania.

1 komentarz:

  1. Jakaś obojętność i zupełne wycofanie z jego strony....może to właśnie kryzys wieku średniego;p strasznie dużo pytań....

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF