sobota, 27 grudnia 2008

Z makiem między zębami

   Mogę popuścić pasa, wygrzebując wykałaczką ostatni mak spomiędzy zębów. Nadchodzi poświąteczny spokój, choć w lodówce to i owo zostało. Trzeba nieco odsapnąć przed karnawałowym szaleństwem.


Co zostało w pamięci tych świąt? Czołowy obrazek, najbardziej może sugestywny. Wychodzę z domu w wigilijny wieczór, tak po dwudziestej trzeciej, żeby zdążyć złapać kącik w kościele, na czas pasterki. Wziąłem ze sobą worek śmieci po ostatnich przygotowaniach do kolacji, przecież nie mogłem trzymać kupy odpadków przez całe święta. O dziwo nie spotkałem przed blokiem żadnych gadających kotów, nawet śladu narzekającego psa. Nie spotkałem też skrzekliwej sroki i kraczącego smutek gawrona. Za to jak spod ziemi wyłoniło się stado małolatów, które przemawiało zwierzęcym rykiem i chrumkaniem. Może to też jakaś nowoczesna zmiana tradycji, pomyślałem. Ale nie na długo, bo zaraz zrozumiałem, że na zasłyszane odgłosy wpłynęła nie tyle atmosfera wigilii, co ilość wypitego alkoholu. Zrozumiałem to widząc, że na siedmioro małolatów, aż trzech jest holowanych przez pozostałych. Wiszą na ramionach należących do tęgich głów, są zgięci i oczekujący na wymioty. Stąd ich zwierzęca mowa. Holowali się pod śmietnik, bo tam jest trzepak i ławka, więc pewnie można spokojnie dopełnić wigilii i nie przeszkodzą dorośli idący na pasterkę.

   Co jeszcze zostanie w pamięci świąt? Radość dzieci otwierających prezenty? Na pewno. Błysk niespodzianego? Błysk w oku dorosłego, na widok kolorowej torebki, paczki przewiązanej odświętną kokardą i zachwyt odsłaniania? To także, dla tych chwil z pewnością warto wiele znieść. Ale zostanie też odgłos syren straży pożarnej, policji, karetek. Ten dźwięk sieje niepokój, jak informacja, że eksplozja gdzieś w bloku na Ukrainie przyniosła śmiertelne ofiary. Psuje radość informacja, że w Zabrzu spłonęła galeria handlowa, że umarł Maciej Kuroń, człowiek tak sympatyczny i prawy. To wszystko gra pod czaszką mieszanką niemocy i zaskoczenia. Zatem czemu święta chrześcijańskiej nadziei wcale nie chcą być wyłącznie świętami radosnymi? Bo przecież na domiar smutku pogrywa gdzieś informacja, że znowu więcej ofiar na drogach. Jeszcze raz urosła statystyka bezmózgowia, braku wyobraźni i kompleksów. Statystyka pijaków za kółkiem, też nie podniesie poziomu optymizmu.

Zaczynam rozumieć inną statystykę – z roku na rok coraz więcej rodaków spędza święta przed telewizorem. Przestaję się temu dziwić, skoro mamy tyle programów w telewizji. Dziś, mając w dłoni pilot, możemy zrobić sobie święta podług własnej recepty. Z pomocą małego pudełeczka da się oglądać wybraną scenografię, połyskujące i kuszące odmiennością przedmioty, da się oglądać radosnych ludzi, których umieszczono tam tylko dla nas. W dodatku niczego od nas nie wymagają, o nic nie roszczą pretensji, nie wypominają i nie czepiają się. Przy pomocy pilota można się wybrać do kraju sentymentu, wspomnienia dzieciństwa i wczesnej młodości. Da się przypomnieć zapach i atmosferę domu rodzinnego, choćby oglądając wybrany film i koncert. I co najważniejsze – da się uciec od świątecznego stołu, zupełnie nie ruszając się z fotela i góralskich kapci.

   Zaraz, zaraz, a może te święta wcale nie do końca muszą być radosne? Myśl przyszła do mnie w drugi dzień świąt, kiedy słuchałem czytania o śmierci św. Szczepana, pierwszego męczennika. Czyż to nie dziwne w tradycji Kościoła? Cały czas przygotowania do świąt poświęca się mówieniu o radości czekania i nagle, już w drugi dzień, o męczeńskiej śmierci w imię Chrystusa, prawdy, zbawienia. I do tego Ewangelia przynosi swoje ostrzeżenie: Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. [...] Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. (Mt 10,17-22)

   Wytrwać do końca? Zatem może nie oczekiwać już zbyt wiele od świąt? Wydawałoby się to niewielkim wyzwaniem dziś, gdy wyciąga się wykałaczką mak z zębów, przy ciągle suto zastawionym stole. Tylko czy jutro jeszcze będzie stół? Czy za rok będą święta? Czy przyjdzie coś więcej, czy będzie już tylko miejsce na radość z pilotem w dłoni, taką oswojoną i zdałoby się powtarzalną? To pokaże rok, czas, Opatrzność i to, co zrobimy jeszcze z naszym życiem.

   Mimo wszystko cieszy mnie powrót do normalności. Z radością witam dziś zwykłość poświąteczną. Z kolejką po chleb i weekendową gazetę. Cieszy mnie zwykłość bez świąt, bo nie mam żalu do zapitej gęby sąsiada. I chamstwo wydaje się być stąd, rozpędzone w błyszczącej bryczce na czerwonym świetle. Ze zwykłego czasu przychodzi babcia sąsiadka złośliwie waląca w schabowego o piątej rano. Smutek wiatru na pustej plaży też jakby zwyczajny i mniej łzy wyciska, bo poświątecznie.

3 komentarze:

  1. Jak na siłe niektórzy starają się być mentalnie indywidualni, a wychodzi z tego Polak Maruda, któremu nic nie pasuje... Może warto czasami stworzyć własna świąteczną atmosferę, z pogoda ducha, radością wewnętrzną, która zarazi innych, a nie pisać jacy znowu Ci Polacy sa beznadziejni:) To nie naprawi świata, to zrazi "czytelnika do pisarza"... Ciekawe czy ten komentarz zostanie też usunięty jak dwa z poprzedniego tekstu:))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. ...Czy za rok będą święta? Czy przyjdzie coś więcej, czy będzie już tylko miejsce na radość z pilotem w dłoni, taką oswojoną i zdałoby się powtarzalną? To pokaże rok, czas, Opatrzność i to, co zrobimy jeszcze z naszym życiem.....

    - i może właśnie dla takiej Zadumy dobrych jest tych parę dni świąt, warto pomyśleć, gdzie sens ... a świat pędzi i tak do przodu i ciągle zmienia się, więc dobrze, żeby choć ta Zaduma została wciąż ta sama za 50,100 lat, bo jest bardzo ludzką rzeczą
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Pesymizm pomieszany z optymizmem ale spostrzeżenia są trafne.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF