środa, 18 czerwca 2014

Troll z niespodzianką

    Trzeba było odwalić pańszczyznę, jak w każdą sobotę, nie było wyjścia. „Żeby odpocząć, trzeba się napracować”, pomyślał Zygmunt schodząc po schodach, za pocieszenie mając jedynie nadzieję na kilo świeżych truskawek. A przecież dobrze byłoby się zbuntować, powiedzieć żonie: nie! Wstać, podrapać się po brzuchu i w kroku poczochrać. Wypić kawkę bez wyskakiwania z piżamy i pogapić w korony drzew za kuchennym oknem, gdy w radiowej Trójce do oczu skaczą sobie politycy tęskniący do hospitalizacji.

    Zygmunt zszedł już do pierwszego piętra w tym smutku wątłego buntu, gdy kroki żony doganiały go z góry. Z dołu zaś doleciał niepokojący odór, który zdał się być połączeniem szaletu, oszczanej dawno bielizny i tyłów monopolowego o porannej rosie. Nim zdążył dobrze zidentyfikować miejsce najsilniejszego stężenia zaniedbanej ludzkości, żona energicznie popchała go dłonią ku drzwiom, z siarczystym zdziwieniem w głosie pełnym obrzydzenia:
- Zygi! Co tak wali?! Żywe gówno!
- Gówno w sosie, i to raczej nie za sprawą twoich polityków, chyba że nagle urwali się tu prosto ze śniadania w Trójce - odpowiedział ponuro. 
Podejrzenie padło na pękniętą rurę odprowadzającą ścieki, bo w bloku sami porządni ludzie. Ale rury wymieniono zeszłego lata, więc od razu zakwestionowali możliwość i już skupili się na liście zakupów.


    Po dwóch godzinach wracali obciążeni torbami niczym wypłata składkami, ale smród był o wiele bardziej intensywny i jadowitym zębem wpijał się w spokój trzeciego piętra. Na szczęście mieli podwójne drzwi. Za nimi opadły emocje i zapomnieli o sprawie, zamknięci pośród gotowania, odkurzania, sprzątania, jak znakomita część zapracowanych rodaków przed niedzielą. W końcu wybiła godzina wolności i Zygmunt spakował plecak wędkarski, włożył bojówki, koszulę i czapkę khaki. Przypomniał sobie, że żona wspominała o doniczkach z piwnicy, a on zabierze klucz razem z woderami, więc musieli zejść razem.


Otworzył drzwi do korytarza piwnicy i z ciemności rzucił się do twarzy ciężki odór. Żona mogła uciec, ale Zygmunt musiał tam wejść. Przecież nie będzie chodził na bosaka wśród traw i chaszczy po pachy, nie podwinie nogawek, by wejść do kamienistej rzeki. Włączył światło i już ze schodów zobaczyli wycięty kawał starego dywanu, a na nim rozsypane buty, reklamówki pełne odpadków, rozwalone butelki po piwie, a w narożniku wielkie gówno, zalane szczynami. „Kurwa! Troll jebany się tu wykluł i gdzieś pęcznieje! Zajebię jak psa! Razem z budą!”. Zygmunt eksplodował otwierając kłódkę własnej piwnicy, a żona porwała najbliżej stojące doniczki i ewakuowała się w kilku skokach. Mąż nie pozostał dłużej niż to konieczne i już po chwili roztrzęsioną dłonią pakował buty do bagażnika.
I tak jeden bezdomny rozpieprzył mu radość wędkowania. W malowniczym otoczeniu przyrody posklejał rozszarpane nerwy i po dwóch godzinach całkiem oddał się pasji. Skupił się na rzutach wędką i dłużej zatrzymywał się przy głębszych dołkach w ciemnym bystrzu. Jednak zdarzenie piwniczne nie dawało spokoju, przebijało przez myśli. Tak dalece, że nawet spływające co jakiś czas kajaki nie drażniły jak dawniej. A jeśli troll zalęgł się na dobre? Jeśli bezdomni przyjdą masowo? Zasrają cały blok? Z drugiej strony, bezdomny też człowiek, więc może to jest test na Zygmunta wyznanie wiary? Na miłość bliźniego? Nie sztuka kochać pachnącego i miłego. Dobrze się chodzi w niedzielę do kościoła, dobrze składa się rączki do modlitwy, gdy to nie kosztuje, ale kiedy trzeba pochylić się nad śmierdzielem i zobaczyć ludzką twarz, to co? Wiara idzie na kołek? Bez przesady, a czy on jest Matka Teresa? Zresztą ona też tkwiła długo w nocy wiary, a Zygmunt zawsze kupował coś do jedzenia, gdy bezdomny prosił. Kupował dużo więcej niż ten chciał. A ile razy dał dwa złote, gdy taki prosił o złotówkę? Koszule i buty, spodnie oddawał zawsze bezdomnym. Że dał się ponieść nerwom?! Krzyczał z bezsilności, wiadomo. Jakiś ludzki sąsiad ulitował się nad włóczęgą, wpuścił na noc, a ten zafajdał wszystko i poszedł sobie, zostawiwszy w nagrodę smród nie do zniesienia. No tak, w końcu każdy dobry uczynek spotyka zasłużona kara! Ale czy tu w ogóle obowiązuje prawo miłości? Jeśli kmiot sam zrezygnował z własnej godności? Wiadomo, każda miłość kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywda drugiego! Nawet kot nie wali sobie pod głowę, tylko idzie do kuwety, pies w teren, więc jaki to człowiek, który nasra i naszczy przy własnym łbie na beton i położy się spać?

    „Chyba przeginasz Dżizas”, wymsknął mu się cytat z jakiegoś filmu i zaraz potem przypomniał sobie, że przecież będzie musiał wejść do tej piwnicy, zanieść buty, a jeśli spotka trolla? Zagotował się od nowa. Prawie zobaczył jak łapie go z obrzydzeniem za kołnierz, wywleka na kopach przed blok i skoro bydlak nie umie się zachować, bluzgami grozi, że zatłucze na kotleta, jeśli ten wróci do piwnicy porządnych ludzi. I z tą wizją agresji postanowił co prędzej zmierzyć się z faktem, zamknąć temat skutecznie i na zawsze.

Wziął głęboki wdech, gdy wchodził do bloku, ale o dziwo smród mocno zwietrzał. Może bezdomnego przegnali inni i zaczyna się powrót do normalności? Włączył światło i zobaczył stary dywan. Leżał na swoim miejscu, a na betonowej wylewce pojawiły się nowe kartony i puste butelki po sokach, w rogu leżała rozciągnięta koszula w paski. Z bocznego piwnicznego korytarza wysunął się mężczyzna w białej koszuli i ciemnych bermudach, z zawiązaną reklamówką w dłoni. Bez powitania zwrócił się do Zygmunta:
- Widzę, że pan już tu przyszedł na noc, z plecakiem, to ja tu panu przyniosłem coś na śniadanko. Proszę!
Zygmunt spojrzał na przebijające przez folię pudełka z kefirem, pół chleba, słoik dżemu i krew się w nim zagotowała:
- Panie, chcesz pan rżnąć Samarytanina?! To ulokuj pan trolla w stołowym i niech nasra panu do wazy z niedzielnym rosołkiem!
- Przepraszam sąsiada, okularów nie wziąłem, a pan w takiej czapce, z workiem, myślałem, że to ten pan, co tu wczoraj...
- Ten pan, to mam nadzieję właśnie wali panu szanownemu na wycieraczkę, boś pan sobie na to zapracował. Troszcz się pan dalej o gnoja, lękaj, że mu w czerwcu dupka marznie i boi się pod krzak nawalić!
- Ale noce są jednak zimne, a tu przecież nikomu nie ubędzie jak się człowiek prześpi.
- Prześpi, wyżerkę znajdzie, gdzie mu będzie lepiej?! Wczoraj w nagrodę za miłosierdzie nasrał, a dziś może nas podpali, co? A pojutrze będziesz pan razem z nim miłosierdzia po piwnicach szukał! I może wreszcie coś panu szanownemu rozum wtłoczy pod beret, jak już zwolni się miejsce po miłości bliźniego!
Ale ostatnie słowa krzyczał Zygmunt w piwniczną ciemność. Samarytanin jakby stracił przekonanie i argumenty w dyskusji o wyższości miłosierdzia nad ludzkim upadkiem.

20 komentarzy:

  1. Gdyby PIS rządziło, nie byłoby bezdomnych! A tak to macie Polskę zasraną i osikaną.Bieda i rozpacz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny tekst, bardzo dobrze się go czytało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ryzy Donek to jak troll zasrany i obejszczany ten kraj zostawi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma to jak pomoc bliźniemu. Chcesz pomóc a ten cie nasra, okradnie a w podzięce podpali. Nie ma to jak kultura.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję umiejętności pisania, zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję Ci ciekawego tekstu. Piszesz w żartobliwy sposób, ale rzeczywiście poruszasz temat, który każdego gdzieś tam się tyczy. Czy pomagać bezdomnym? Czy wpuszczać ich do naszych piwnic, czy dawać im kasę? I czy to właśnie jest pomoc? A może jest to utwierdzanie bezdomnych w ich bezdomności. Nic nie muszą robić, przecież zawsze znajdzie się ktoś kto da 5 zeta na wino. Dla mnie zawsze jest to dylemat.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajna opowiastka na czasie, świetnie się czyta jednym słowem super !!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam na jednym oddechu, tak się wkręciłam w akcję. Ty to masz przygody ;) hehh. Aż się boję kolejnego wpisu. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Faktycznie masz bardzo dobre pióro :)

    OdpowiedzUsuń
  10. MIło się czyta tak lekko napisane i bardzo wciąga

    OdpowiedzUsuń
  11. proste lekkie i przyjemne tak bym to określiła bo fajnie się czyta

    OdpowiedzUsuń
  12. fajny kawałek, fajny na oderwanie się od szarej rzeczywistości

    OdpowiedzUsuń
  13. Mi też się podoba... oderwałem się chociaż na chwilę od problemów. Wielkie dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem pełna podziwu, a czytając twoje posty bardzo szybko można się wciągnąć. Od jak dawna piszesz? Sama jestem taką osobą i chce Ci powiedzieć, że nie ważne z jak wielką krytyką przyjdzie Ci się spotkać to nigdy się nie poddawaj, głowa do góry i rób swoje!

    OdpowiedzUsuń
  15. Piszę od 25 lat, więc raczej mi nie grozi żadne spotkanie z krytyką, które opuściłoby głowę. Żeby się poddać też miałem ze sto okazji, ale jakoś nie skorzystałem, bo póki co nie umiem nie pisać.
    Pozdrawiam i dziękuję za ważne słowa otuchy :)

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF