poniedziałek, 5 listopada 2012

Owczy pęd

    Owczy pęd zda się dotykać wielu dziedzin życia społecznego. Ostatnio skojarzył mi się z kulturą, a ściślej z sytuacją literatury. Od jakiegoś czasu w żelaznym kanonie współczesnych utyskiwań jedno z czołowych miejsc zajmuje upadek czytelnictwa. W zasadzie dotąd jakoś mnie to szczególnie nie szokowało, choć od dawna poważnie smuciło i nawet lękiem napawa. Wszak nie chodzi wyłącznie o świadectwo jakości wyższego wykształcenia, ale przede wszystkim o poziom codziennego życia, o wpływ nieoczytania na jakość komunikacji społecznej, na ograniczenie wyobraźni, wrażliwości, co w konsekwencji nieuchronnie prowadzi do zaniku elementarnej zdolności porozumienia w każdej dziedzinie życia. Pocieszałem się ratunkowo, że jak świat światem, co historia potwierdza, w każdej epoce czytanie było przyjemnością wymagającą światłości umysłu, wysiłku woli i zaangażowania, więc jakoś elitarną. Podejrzewam, że niezależnie od postępów cywilizacji, dobrowolnie, dla przyjemności i ze zrozumieniem, czytała statystycznie podobna część każdej populacji. I jeśli coś zmienia się tu in minus, to błyskawicznie narastająca ilość piszących, którzy niechętnie innych czytają, ale zaśmiecają świat własną frazą, prawdopodobnie całkowicie zbędną. Być może w epoce narzędzi sprzyjających zaczernianiu kartek i dysków, przy ogromnej technicznej łatwości drukowania, za dużo ludzi naiwnie wierzy, że wyjdzie z tego popłatny i wolny zawód. Kulturze bardzo szkodzi bezkrytyczne akceptowanie medialnych mitów, choćby rodem z życia pani Rowling. Tymczasem rynek, może na szczęście, kontestuje coraz intensywniej wiarę w sens twórczości literackiej.

Efekt? Póki co i tu działa pożywka dla odruchów stadnych, bo kto żyw porywa się teraz na pisanie polskich kryminałów. Piszą je debiutanci i zranieni prozaicy po przemilczanych powieściach, co to fortuny i nominacji na celebrytów dotąd nie zyskali. Wyklepują swoich detektywów, inspektorów i aspirantów dotychczasowi twórcy fantasy, powieści obyczajowych i postmodernistycznych, ale też żądni sławy i grosza dziennikarze, krytycy, a nawet poeci, wyrzuceni na bandę przez pędzący świat. Wszyscy doznali objawienia, zapatrzeni w popularność produktów skandynawskich kolegów, stukają w klawisze historie kolejnych zabójstw, przekrętów, seryjnych morderców. Lokują w swoich ukochanych miastach historie dewiacji i śledztw mniej lub bardziej współczesnych, historycznych, ale prawie zawsze porywających. Instynkt literackiego stada podpowiada im, że tu jest rynek, tu koniunktura. Wiadomo, nadzieja obiecuje zarobek i łatwość publikacji, więc zawieść nie może. A rozsądek? Może nawet popiskuje z cicha, że to gardło zareaguje wnet odruchem wymiotnym, bo już nie tylko pod importowanym, ale i pod rodzimym kryminałem półki się łamią. Nic to! Dopóki morderca w grze, jeszcze mamy karnawał festiwali, powstają nowe inicjatywy wydawnicze, a uznani wydawcy stworzyli swoje mroczne i czarne serie, pod produkt łatwy do opylenia. Tyle że czytelników chyba nadal od tego nie przybywa. Choć co inteligentniejsi autorzy sensacji próbują przemycać w kryminale analizy współczesności, treści socjologiczne, psychologiczne, obyczajowe i tym samym ryzykują podwójnie. Chcieliby zachować przychylność fanów literatury ludycznej i jednocześnie pozyskać dotychczasowych czytelników prozy wymagającej uważnej lektury i większego zaangażowania uwagi, doświadczenia, intelektu. Zaryzykuję wręcz określenie: czytelników prozy wyższych lotów. Tacy autorzy być może skazują się na utratę jednych i drugich odbiorców, dlatego godni są szacunku i uznania, można trzymać kciuki za ich powodzenie. Obawiam się jednak, że te zabiegi są próżne i niechybnie zacznie się taniec na zgliszczach oficyn zawiedzionych, że jednak kokosów z tego ogródka nie będzie. Zdrowy chłopski rozum podpowiada, że nadmiar szkodzi każdej dziedzinie życia, zatem i twórczości kryminalnej. Problem w tym, że chłopski czy babski - ważne, że zdrowy - i tak jest wrogiem zapatrzonych w siebie i pewnych sukcesu, zarówno piszących jak i sprzedających, bo choć grają w jednej drużynie, chyba też do jednej bramki, pustej w dodatku.

    Pozostaje tylko odliczać godziny, a przyjdzie dzień, w którym rynkowy kałdun z kryminalną treścią przyniesie niestrawność i zabawnie rypnie z rozpuku. Martwić jedynie może, że stadny odruch wyjałowi ostatnich ocalałych czytelników, którzy zwyczajnie odwrócą się od polskiej literatury. Oby w pewnym momencie nie powstała w nich myśl, że rodzimi autorzy nie są w stanie napisać sprawnie żadnej prozy, poza mniej lub bardziej udanym kryminałem, więc inne gatunki, to tylko import i tego trzeba się trzymać.

    Zdaje się, że od dłuższego czasu polskiej literaturze najbardziej przeszkadza nie tyle brak mądrych historii do opowiedzenia, ciekawie i sprawnie napisanych, co ciężar marzenia autorów o wygodnym i dostatnim utrzymaniu z pisania. Coraz trudniej uwolnić prozę od parcia na reklamowy billboard, a skutki tego widzimy dziś w zmasowanej erupcji książek sensacyjnych.

    Co będzie z pozostałymi gatunkami prozy obyczajowej, skrzętnie przyglądającej się realiom epoki? Coraz częściej rodzi się ona z klawiatury i wyobraźni ludzi, którzy traktują pisanie jako pasję po godzinach, dla których budowanie ciekawych historii, szukanie prawd i sensów egzystencji oraz gra z polszczyzną stanowią większą wartość niż honorarium i pięciominutowy poklask. I może tu jest szansa dla prozy oryginalnej, nośnej i głębszej? Autorzy nie zobligowani koniecznością zarabiania na życie, kredyty i dalsze uprawianie literackiej działki, z pewnością piszą wolniej, dłużej szukają sprzymierzeńców w oficynach, ale zachowują szansę oryginalności i odrębności artystycznej. Nie podlegają dyktatom koniunktury i presji działów marketingu. Oczywiście ryzykują niszowym zaistnieniem medialnym i narastającą trudnością w znalezieniu sojuszników dystrybucji, ale jest nadzieja, że znajdą swoich czytelników nim ostatnich stratuje stado sztampowych podrzynaczy gardeł rodzimej kultury, sprowadzonej do mniej lub bardziej popularnej rozrywki, śmierdzącej trupem z niedomykającej się szafy.

3 komentarze:

  1. A może Autor sypnie konkretnymi tytułami?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dalej jak wczoraj spędziłam krótką podróż z siedmiolatkiem. Wszyscy uczestnicy kursu dowiedzieli się "conieco" o "brykaczu " tygrysku, przemądrzałej sowie, łakomczuchu Kubusiu, Króliku rozrabiace, dociekliwym prosiaczku i oczywiście Krzyś - o nim też trochę było. To nie był kryminał, chociaż mało brakowało..............
    Nie ma na tym globie dwóch identycznych osób- czytajmy to co lubimy.
    CZYTAJMY, BŁAGAM CZYTAJMY
    pozdrawiam
    zapraszam do siebie

    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak, ma Pan rację. Co jak co, ale ostatnio jest wysyp kryminałów, nie tylko skandynawskich, lecz także polskich, co skutkuje efektem zupełnie przeciwnym od zamierzonego. Teraz coraz trudniej znaleźć perełkę, wartościową książkę. Zazwyczaj wybieram najmniej promowane. Cenię sobie pisarzy, którzy piszą z serca, a nie z przymusu zebrania pieniędzy.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF