Domowa toaleta to najlepsza czytelnia. Myślę, że z tak postawioną tezą zgodzi się wielu spośród ostatnich Mohikanów czytelnictwa. W tym azylu zawiesza się nie tylko rolkę użytecznego papieru, tu zawieszeniu ulegają czynności i obowiązki małżeńskie. Zdarza się, że partnerzy nie przeganiają stąd do pożytecznych zajęć, nie oczekują robienia kilku rzeczy naraz, więc przynajmniej te dwie robimy sami: czytamy i … przy okazji powinności - albo jak kto woli – przyjemności fizjologicznych, oddajemy się też intelektualnym. Dzięki temu chwyciłem ostatnio „Wysokie Obcasy”. Nie wnikając specjalnie, czego otwarta strona dotyczy, przeczytałem akapit prawie ze środka kolumny:
Szukamy chłopaka, który nie będzie miał pretensji, że praca jest dla nas ważna, nie będzie się wściekał, kiedy wyjedziemy na miesiąc w sprawach zawodowych. Nie będzie z nami rywalizował, bo będzie miał swoją własną pasję, i nie będzie oczekiwał, że będziemy się nim nieustannie zachwycać. Nie obrazi się, że czasem same chcemy wyjść na imprezę. Chłopaka, który nie zdenerwuje się, że nie ma codziennie obiadu na stole, a koszule nie są wyprasowane, do czego przyzwyczaiła go mama. Takiego, który nie będzie oczekiwał, że opłacimy czynsz, zapełnimy jedzeniem lodówkę, a wieczorem postawimy jeszcze kino i kolację w restauracji (…) chłopaka, który nie przestraszy się odpowiedzialności, ale będzie pokazywał, że mu zależy. Takiego, z którym poczujemy się na tyle bezpiecznie, żeby zdecydować się na dzieci. Szukamy chłopaka, który nie zerwie róż w naszym ogrodzie, nie zeżre wszystkich jabłek i nie ucieknie za morze. Czy istnieją tacy mężczyźni? Co myślą o związkach, miłości i kobietach takich jak my?
I tu fizjologia powiedziała stop, załatwione, spłukane, pora wracać do rzeczywistości. Ale te urocze kobiety z gazety, mieszkanki stolicy posiadające ukochaną pracę, wykształcone, samodzielne, które mają mniej więcej po trzydzieści lat i jednocześnie w ramach wypieszczonego poziomu intelektualnego noszą tak banalny i nikczemny stereotyp faceta, jaki wyłania się spomiędzy wersów ich wyliczanki, jakoś wylazły za mną z toalety i łaziły po dziś dzień. Nie dlatego bynajmniej, bym zapałał szczególnym zachwytem wobec ich postawy.
Wychodzi na to, że uległem ich presji, nabrałem ochoty, żeby powiedzieć, co myślę o takich paniach i niemożliwej do nich miłości. Z tą ostatnią sprawa jest dosyć prosta: czy można kochać kogoś, kto pragnie li tylko być na piedestale? Kiedyś myślałem, durny i nieoświecony chłop, że miłość zobowiązuje dwie strony i jak świat światem, a miłość miłością, to uczucie jak tango: potrzebuje dwojga. Relacja jednostronna, typu kochaj tylko mnie, a ja pokocham mocniej siebie zanurzoną w twojej miłości, co prawda pozostaje marzeniem rozlicznych księżniczek, nie tylko ze stolicy, ale jest – delikatnie mówiąc – pomyłką. Z miłością ma tyle wspólnego, co reakcja zdziwionych kobiet w Seksmisji, które na okrzyk Maksa: Sfiksowałyście, boście chłopa dawno nie miały!, uznają, że mieć chłopa oznacza posiadanie męskiej służby domowej. Prawdopodobnie niektóre księżniczki stolicy, a już z pewnością zatrudnione w „Wysokich Obcasach”, najzwyczajniej w świecie nie potrzebują miłości. Im potrzebna jest wierna, oddana, domyślna, męska służba domowa, która da poczucie bezpieczeństwa, czyli zaplecza usług wszelakich, nie wyłączając seksualnych i związanych z opieką nad dzieckiem (gdy już księżniczki pozwolą zrobić sobie dziecko na podstawie zaliczenia rozlicznych prób odpowiedzialności). Panie te mają potrzebę realizować się w każdym wymiarze, wymagają tak samo nieustannej troski o uczucia jak o zapełnianie lodówki. A gdy już samodzielny chłopak prasuje swoje koszule, nie zaprotestują, gdy i ich spódniczki poprasować raczy albo spodnie, bo to kobiety są wyzwolone, pracujące, dobrze zarabiające. W ramach tejże użytecznej miłości, chłop musi być oczywiście pracującym w ciekawym zawodzie, dobrze zarabiającym wulkanem czułości i oddania oraz gotowości do spełniania każdej zachcianki na daną chwilę, w zamian za? Oczywiście za wolność kochanych księżniczek, która to swoboda damy serca jemu – spełnionemu w miłości do bólu – powinna dać radość za wszystko. W tej sytuacji, obawiam się, nawet usilnie kochający księżniczkę chłopak, nie spełni jednego z koniecznych warunków: dogadzając wybrance serca ze wszech miar, nie znajdzie już czasu na własną pasję, choćby z obawy, że może się okazać nieodpowiedzialnym mężczyzną, który jednak zawodzi.
Odnoszę wrażenie, że księżniczki nie szukają chłopaka, nie szukają księcia z bajki nawet, one poszukują idioty albo świętego. Idiota nie będzie zważać na nic poza zapatrzeniem w księżniczkę, która za chwilę będzie gardzić jego oddaną miłością. Biologia i fachowe pisma podpowiedzą jej bowiem, że wolą płodzić dzieci z samcami alfa, agresywnymi i mocnymi fizycznie, a tylko dla wygody wychodzą za mąż za cichych safandułów, uczynnych, pierdołowatych i wiernych, bo to daje solidne bezpieczeństwo potomstwu, nie budzi zaś uznania kobiet. Jeśli poszukują świętego, to z pewnością dlatego, że ten lubi umartwić się i oddać życie za bliźniego, czyli w tym wypadku zużyć je na pielęgnowanie ego księżniczki ze stolicy.
Na koniec, całkiem już serio, trzeba przyznać, że rzeczywiście kobiety nie mają lekko w poszukiwaniu sensownego mężczyzny. Dookoła coraz więcej trutniów, żyjących wygodnie u mamusi i to do kresu możliwości (zwykle maminych), a w ich postawie najmniej pragnienia poświęcania czasu i życia komukolwiek. Ale nie dajmy się zmanipulować uogólnieniu. Może z warszawskiej perspektywy rzecz wygląda jak w „Wysokich Obcasach”, ale inaczej może wyglądać z perspektywy ulicy małego i dużego miasta. Tak się składa, że przemierzam codziennie ulice pieszo, zasiadam w środkach komunikacji i jakimś dziwnym trafem widzę wokół piękne, pewnie też wykształcone i życiowo mądre, kobiety w przedziale wiekowym 25-50, a niemal wszystkie, które inteligencję, mądrość, urok powabnej kobiecości mają wypisane na twarzach, dziwnym trafem jeżdżą z obrączką na palcu. Na plaży, w poczekalni u lekarza, w supermarkecie, widzę radosne pary. W galerii handlowej dostrzegam mężów cierpliwie czekających z dzieckiem na wyjścia żony ze sklepów z damską konfekcją, i wiem na pewno, że warszawskie księżniczki okłamują mnie sugestią, jakoby jeden facet na milion nadawał się do związku. Okłamują, bo prawdopodobnie same nie mają nic do zaoferowania chłopakom, których szukają. Zrobiły wszystko, by być singielkami do emerytury i o kilka lat dłużej. Nie dopuszczają do wykształconej mózgownicy, że trwałe uczucie wymaga codziennej współpracy i kompromisu w pięćdziesięciu procentach, ale liczonego przez obie strony. Gdy mają tylko oczekiwania, samym im przyjdzie je realizować i bynajmniej nie tylko dlatego, że coraz więcej beznadziejnych facetów wokół. Ostatnim sensownym facetom, nawet jeśli to jeden na milion, mają do zaoferowania zachwyt sobą, a to kiepska waluta i krótkotrwała lokata bez wizji zysku.
Jeśli chodzi o wysokie obcasy, to to fajna gazeta, bo ma dużo literek i mało obrazków w porównaniu do innych gazet kobiecych. Mam tylko jedno ale - za bardzo radykalizują. Przykładem może być choćby ten akapit, który przytoczyłeś.
OdpowiedzUsuńAle z tym już nie kryje się większość osób właśnie zauważyłem gazety porozkładane w łazienkach;p a Wysokie obcasy to ciekawa gazeta akurat jest tam dużo do czytania":)
OdpowiedzUsuńJest strasznie trudno znaleźć teraz faceta wartościowego.
OdpowiedzUsuńNoo u mnie w łazience góruje prasa motoryzacyjna...
OdpowiedzUsuńI to nie żeby mąż wygrał ze mną bitwę o rodzaj kupowanych gazet... ;)
Oboje pasjonujemy się motoryzacją, stąd taki dobór czasopism...
Niestety czas na czytanie czasem mam wyłącznie podczas kąpieli... a szkoda...
http://szminkapoasfalcie.pl/
oto jak o włos minęłam się ze "sławą"... :P
One oczekują nadmiernego uczucia, bycia ciągle w centrum uwagi swojego partnera, a ja.. wręcz przeciwnie. Owszem, fajnie jest być kochaną, spotykać się z kimś, ale nie, żeby to było codziennie o wyznaczonej godzinie, w wyznaczonym miejscu i jeszcze do tego ciągła kontrola telefoniczna: z kim jesteś, gdzie, co robisz i w ogóle. A niestety tylko na takich trafiam i potem wszyscy się dziwią, że nie chcę być z nikim. Ja nie rozumiem jak można żyć w hermetycznie zamkniętym związku, gdzie trzeba być ciągle podporządkowanym pod kogoś.. Dla mnie to jest paranoja, coś niezrozumiałego. Każdy potrzebuje, według mnie, możliwości wyrwania się, pójścia ze znajomymi, spotkania się z nimi..
OdpowiedzUsuńJestem mile zaskoczona spójnością gramatyczną i poprawnością ortograficzną tekstu. Niekiedy odwiedzam blogi polecane przez Onet i to jest pierwszy wpis, który uważam za wartościowy. Przedstawił Pan całkiem rzeczowo problem, jednocześnie nikogo przesadnie nie urażając, a to zanikają umiejętność w wirtualnej rzeczywistości. Sama poszukuję wartościowego mężczyzny, który by mnie pokochał. Może znajdę...:)
OdpowiedzUsuńZnalezienie sensownej kobiety graniczy z cudem. A to nie ma czasu, a to idiotka, a to plastik, a to dres, a to obleśna bo nie dba o siebie, a to skwarka która tylko na solarce siedzi, a to zdziecinniała, a to taka która jest sztywna jak pręt zbrojeniowy... Ale z drugiej strony skoro one szukają nie wiadomo czego to czemu się dziwić, że nie trafiają na normalnych facetów ?
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mam się śmiać czy współczuć owemu Autorowi za Jego wnioski. Czyżby poczuł się urażony kobiecą emancypacją (w jego mniemaniu chorym EGOIZMEM) a może raczej zagrożonym męskim gatunkiem? Kobiety od wieku były skazane go gorsze traktowanie, poniżanie i wykluczanie z wielu aspektów życia społecznego, a tym bardziej politycznego. Rolę się odwróciły, więc męskie szowinistyczne "świnki" kwilą i ubolewają nad swym losem, ponieważ to teraz oni muszą sami o siebie zadbać i jeszcze starać się o to, by móc przekazać swe marne geny zaściankowego Pana i Władzy dalej. Panowie powoli odczuwają to, co my, Kobiety odczuwałyśmy przez setki lat - upokorzenie, gnębienie, wykluczenie z elit, a także sprowadzanie nas do ról praczek, sprzątaczek, kucharek i krów rozpłodowych. I co, boli Was Panowie ta odwrócona rola? I bardzo dobrze!!! Może to uświadomi Wam i nauczy szacunku wobec odmiennej płci. Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. Amen ;)
OdpowiedzUsuńNo i niestety, biedulka DeViLpotwierdziła tezy autora - nic nie zrozumiała z prezentowanego tekstu. Widocznie jest typową reprezentantką tych bidulek z "Wysokich Obcasów" i zauważa za tylko SWOJE racje, nie próbując zrozumieć przedstawianych przez innych bo przecież "ona jest najmądrzejsza na świecie" i próba zrozumienia tekstu innego niż własny zapewne by ją poniżył. Gościu w blogu wyraźnie pisze o partnerstwie w związku, gdzie obie strony mają takie same prawa, ale i takie same obowiązki. Nie jest jego zamiarem zepchnięcie kobiety do roli kury domowej, a wręcz przeciwnie. Tezy te są zaprezentowane bardzo jasno i przejrzyście. Aby tekstu nie zrozumieć trzeba prezentować naprawdę potężny ładunek złej woli, albo też niestety kompletny brak ...... . No właśnie!!!!
OdpowiedzUsuńDrogi Chris'ie małe sprostowanie ;) Doskonale wiem o czym jest tekst, a że się nie odniosłam do jego głównego wątku, czyli partnerstwa, to dlatego, że zbulwersowało mnie to skomlenie Panów nad tym, jacy to oni są teraz poszkodowani. Rzadko który partner w dzisiejszych czasach skłonny jest do partnerstwa, albowiem kochana mamusia nie nauczyła synka samodzielności lub ograniczyła mu tą samodzielność i pokazała od samego początku kim ma być i jakie role spełniać kobieta. Po prostu emancypacja kobiet zaczęła przekraczać granice na tym samym poziomie co męski szowinizm. Pochodzę z małego miasta i doskonale widzę tutejszą sytuację owych pan - sprowadzonych do ról podnóżka, bo tak trzeba, bo tak mama uczyła i tak nakazują prawa Boże, a gdy chłopa baby nie bije to jej wątroba gnije. Kobiety z większych miast mają po prostu większe "jaja" i starają się zapobiegać owemu traktowaniu. Partnerstwo wg mnie jest najlepszym modelem związku - uczy obie pary wzajemnego szacunku, poszanowania wspólnej pracy i pozwala rozwijać skrzydła, ale niestety nie wszyscy Panowie i Panie nadają się do tego modelu. Potem wychodzi szydło z wora: ona, wieczna księżniczka oczekiwała, że jednak lepiej będzie, gdy urodzi dziecko i siądzie na jakiś czas z nim w domu albo zwali wszystkie obowiązki na męża, tymczasem przejmując model hulaszczego życia mężczyzn, a mąż przejmie rolę kury domowej. Różnie można to interpretować i o to się spierać. Mnie zabolało to utyskiwanie i jęczenie Autora, że kobiety nie szanują partnerstwa, że dając im palec-biorą całą rękę. Owszem, większość z nas zachłysnęła się to wolnością, którą nam się ograniczało od lat, niech więc Panowie też zrozumieją co my wówczas odczuwałyśmy. Może nie jest to idealny sposób przekazania problemu, ale wydaje mi się, że czasem jedyny. Panowie boją się partnerstwa...bo wiąże się to z równouprawnieniem w wielu aspektach, z kompromisami, do czego męska natura nie jest stworzona...Rzadko można trafić na wyrozumiałego/wyrozumiałą partnerkę, gdy zupełnie czego innego uczono ich w dzieciństwie...A może jestem przysłowiową BLONDYNKĄ i faktycznie nic do mnie nie dociera ;p Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTrafny i dosadny tekst. Trudno o inne wnioski czytając podobne jak przytoczone za „Wysokimi Obcasami” artykuł.
OdpowiedzUsuńWspomniane w tekście kobiety nie mają nic do zaoferowania, a sądząc po powyższych wpisach są sfrustrowane i zioną nienawiścią do facetów.
„Księżniczki” reprezentują znikoma cześć kobiecej społeczności, która z przyczyn naturalnych wymrze. Choć nie znaczy to, że w kolejnych pokoleniach nie znajdą się podobne do nich. Zawsze będą stanowiły jakiś stały procent społeczności. Podobnie jak „walczące feministki”, lesbijki, babo-chłopy, pożyteczne idiotki i inne tego typu dziwolągi społeczne.
Podobnie jak autor, ja również zauważam masę „normalnych” par, małżeństwo i rodzin. Tworzą je ludzi rozsądni, wiedzący, że związek jest odpowiedzialności dwojga. Oboje dbają o swoje rodziny i dzielą obowiązki. Wiedzą też, że rodzina to to, co jest najważniejsze – inwestycja w przyszłość – zarówno biologiczna, społeczna, jaki i egzystencjalna.
Księżniczki z Wysokich Obcasów oczywiście są wykształcone, ale nie są mądre. Zostały ukształtowane przez populistyczne nurty podawane im przez media i nurty polityczne. Brak mądrości wynik z tego, że nie są zdolne to refleksji – mianowicie nie są w stanie zadać sobie pytania: czy rzeczywiści ten model społeczności jest prawdziwy i słuszny? A wystarczy zerknąć na daleki świat, chociażby USA. Większość społeczności tego kraju stanowią ludzie, którzy rodzinę uważają za największą wartości. Dbają o dzieci, ich edukację i przede wszystkim zajmują się sobą. To, co widać w TV na temat ich społeczności to fikcja. Księżniczkom odradzam wzorowania się na „telewizyjnych” modelach życia.
Zgadzam się z tobą Aga. Dlaczego oni ciągle chcą nas kontrolować? Przecież my mamy prawo do skoku w bok, seksu z przygodną znajomością. Dobrym przykładem jest świat zwierząt widzieliście, żeby tam były trwałe związki. Każdy kopuluje z każdy i tak właśnie powinno wyglądać nasze życie.
OdpowiedzUsuńJak można się podporządkowywać jednemu facetowi lub związkowi? Paranoja. Jak mam ochotę na kolegę z pracy, to co?, nie można?
Codzienne obowiązki, troszczenie się nawzajem, i rodzina to już to kolejna paranoja
Facetów wartościowych jest cała masa. Po prostu nie oceniaj ich po pozorach, daj im szansę i zrewiduj swoje wygórowane wymagania.
OdpowiedzUsuńciekawe :)
OdpowiedzUsuńJuż mnie zainteresował pierwszy akapit i przeczytałem całość. Dużo racji w tym co piszesz. Jak kiedyś,a nawet i obecnie mekką wzorów i kultury stał się Nowy Jork tak dla polaka/polki tym wyznacznikiem jest Warszawa która ma napędzać i dawać przyklad ''fast line''. Kobiety z tego tekstu chyba ulegaja jakiejś presji otoczenia i chęci pokazania,że radzą sobie dobrze bez faceta (ale też nie mogę uogólniać więc nie wszystkie takie - kobiety- są). Czy istnieje idealny samiec który spełni oczekiwania? W naszym środowisku jest mnóstwo kochających się par i każda z nich puszcza bąki, robi kupę, a nawet wyprasuje koszule czy wyjezdzie w delegacje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i od razu dodaje blog do moich ulubionych!
No nie źle, jak się ten świat zmienia.
OdpowiedzUsuńsystem wartości w naszych czasach jest bardzo naruszony, ciężko jest naprawdę spotkać wyjątkowego faceta tak samo trudno jak kobietę
OdpowiedzUsuń