Przy kawie otworzyłem weekendowy magazyn Wyborczej, akurat na stronie z nagłówkiem: „Ukrainki piszą do Wojewódzkiego i Figurskiego”. Słyszałem wcześniej o jakiejś aferze z udziałem posiadaczy tych nazwisk, ale mam wysypkę straszną i świąd okrutny jak tylko widzę inicjały gwiazdy małego ekranu, więc nie zamierzałem ryzykować ataku alergii. Zerknąłem jednak na tekst i uznałem, że skoro to Ukrainki piszą, może warto poznać zdanie drugiej strony. Po przeczytaniu ich opinii poczułem dziwną wściekłość. Wściekłość z powodu niemocy obrażonego Polaka, który obrażającemu Polakowi może… no właśnie nic nie może.
Oto kobiety, które przyjeżdżają tu zza wschodniej granicy, całkiem tak samo jak moi rodacy jadą dalej na Zachód, nie wszyscy wszak z chciejstwa, pazerności i przyjemności, tylko w znakomitej większości z powodu braku perspektyw i możliwości zarobienia na godne życie. Podejmują się zajęć tak samo brzydkich i niemiłych, których tubylcy nie tkną, bo im honor nie pozwala albo niska płaca uwłacza, i co mają zamiast zwykłego dziękuję z odrobiną ludzkiego zrozumienia? Może chociaż z odrobiną elementarnej empatii? Przecież tak samo, a nierzadko boleśniej, rezygnują z kontaktu własnymi małymi dziećmi, z rodziną, zapominają o posiadanym wyższym wykształceniu i kwalifikacjach, które wieszają na gwoździu, by sprzątać po dwadzieścia godzin brudy niejednemu zeru, które uważa, że posiadanie kasy upoważnia go do obelg. Dlaczego jednak nadwiślański magister w polu pełnym hiszpańskich pomidorów, na angielskim zmywaku, czy przy uprawie holenderskich tulipanów oczekuje szacunku i równego traktowania, gdy tymczasem ten pozostający w kraju ma potrzebę ubliżać przybyłym emigrantom?
Jeśli ukraińskie kobiety doprowadzają do czystości twój zasyfiony dom, kasiasty buraku, jeśli usuwają za ciebie brud, którym byś zarósł, gdyby nie ich praca na kolanach, to chociaż płać i nie otwieraj przy nich mordy mówiąc: „zachowuję się jak prawdziwy Polak”. Zamknij otwór gębowy choćby z szacunku dla siebie, jeśli jeszcze masz w ryju zdolność do emisji słowa „szacunek”. Zrób coś dla Polski i daruj obciach milionom porządnych Polaków, którzy muszą wstydzić się za ciebie!
Tyle zdołała wykrzyczeć wściekłość na wydechu bezradności, a ręce walnęły Wyborczą w kąt. Zwłaszcza, że gazeta, jednak nie szmatławiec, nawet programowo nie wysila się na komentarz w sprawie, a jedynie prezentuje zebrane wypowiedzi Ukrainek. Gazeta, która tyle pieje o zjednoczonej Europie, o równości i wolności, deklaruje pomoc Ukrainie w przystąpieniu do Unii, nie rwie się jakoś tym razem do debaty o polskiej nawet przecież nie ksenofobii, tylko o zwyczajnym zapyziałym prowincjonalizmie. Bo co? Bo nie Żydów temat dotyka, czy prezenter zbyt znany i lepiej się nie narażać, żeby nie wyjść na mało rozgarniętą konserwę? Wszak Wojewódzki bronił się, że jego audycja nie jest dla wszystkich, i „nie rozumieją jej na pewno intruzi z krainy patosu i przesady”.
Jak to u choleryka, jeden dobry wrzask, i moja wściekłość ułożyła się zaraz pod fotelem i wyciągnęła łapy, ale problem w głowie nie wygasł. Najpierw przyszła myśl, że nie jest jednak najgorzej, skoro zarząd radia zdjął z anteny program mocnych w gębie bohaterów, skoro powstał szum w Radzie Etyki Mediów, pojawiły się wypowiedzi naszego MSZ, to jednak echo oburzenia poszło mocno, może zatem położono kres podobnym wystąpieniom pyskaczy. I byłbym bliski satysfakcji, gdyby nie jadowita myśl: a kto takim misiom dał szanse rozwoju kariery?
Kto podlewał, pielił i pielęgnował medialny prymityw aż do dnia, gdy ci dwaj ubliżyli Ukrainkom? Kto przez tyle lat udawał, że chamstwo i agresja w podobnym wydaniu są zabawne? Kto pozwolił Wojewódzkiemu rozwijać skrzydła, a jego płaski dowcip, elementarny brak kultury i szacunku chował pod płaszczyk kontrowersyjnego gospodarza programu? Kto bogacił żenująco wulgarnego i cynicznego pajaca, by owym szmalownym celebrytą mógł się stać? Czy hodując wesz na własnej głowie można liczyć, że przedzierzgnie się w motyla? Jego widzowie składali ofiary bożkowi oglądalności i ten dał im swojego syna w postaci pana prezentera, który dziś robi wszystko, by nie przestać być na świeczniku. I tu go rozumiem, trudno mu się dziwić. Obecnie to jego „to be or not to be”, więc przeskoczy samego siebie w chamstwie medialnym, byle utrzymać się na powierzchni pełnej kapryśnych wirów. Zrobi jeszcze więcej, bez względu na uznawane powszechnie wartości, bez względu na szacunek wobec drugiego człowieka i jego podmiotowości.
Bycie celebrytą ma u nas bowiem tę zaletę, że bardzo szybko bogaci delikwenta bez specjalnie ciężkiej jego pracy i bez wielkiego wkładu inteligencji. Musi tylko zwracać na siebie odpowiednio uwagę, najlepiej wprawnie szokować, prowokować, przykuwać oczy widza, uszy słuchacza, wzrok czytelnika. Musi być krzykliwym pawiem, bo inaczej nie przyciąga reklamodawcy. Bycie celebrytą ma jednak tę wadę, może na nasze szczęście, że klakierzy szybko wrzucają szokującą pacynkę do worka z zapomnianymi kukiełkami, które do niedawna równie sprawnie skupiały na sobie uwagę. A co po nich zostaje? To co najmocniej boli, że takich mamy celebrytów, jakim publiczność pozwala istnieć. Obawiam się, że najlepiej o poziomie publiczności to nie świadczy. Rolą pacynek jest podrygiwać, bawić, czarować i niknąć w worku. Z ich publisią, na nasze nieszczęście, trzeba żyć na co dzień i zderzać się w parku, tramwaju, w pracy i na zakupach, nawet na spacerze. A jeśli tacy ludzie hołubią pewnych prezenterów, coraz trudniej będzie sięgać po dumę z powodu bycia Polakiem.
Niewybredny czy nawet wulgarny dowcipas boli najbardziej wtedy, gdy trafia w sedno.
OdpowiedzUsuńNie należy się więc obrażać, bo ten policzek ma być nauczką raczej aniżeli karą.
Wydaje mi się, że brak szacunku dla innych ludzi typowa cecha naszych „celebrytów”. Zgadzam się z Autorem tekstu z jego argumentacją odnośnie sytuacji pracowników ze wschodniej granicy. Przecież to jeszcze nie tak odległe czasy, kiedy sami jeździliśmy na zachód Europy za kawałkiem chleba.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie też słuszne spostrzeżenie odnośnie Gazety Wyborczej. Ta gazeta była kiedyś jedynym źródłem obiektywnej informacji, mała misje i pozwalała czuć się Europejczykiem, tolerancyjnym i jedocześnie wyważonym w poglądach. Niosąca pewną mądrość. To, co reprezentuje Gazeta teraz jest zgrozą. Spolaryzowana politycznie, nieobiektywna, reprezentująca poglądy i opinie jakiejś wąskiej grupy ludzi. Gdzie obiektywizm i zdrowy rozsądek w poglądach, gdzie szukanie kompromisu i zrozumienia osób o innych odmiennych poglądach. Stosowanie kategorii my i oni w żadnym stopniu nie kwalifikuje Gazety Wyborczej do roli wartościowego środka opiniotwórczego. Zawsze byłem pełen uznania dla Brytyjskich mediów i opinii publicznej. Pomijając skrajności oczywiście, wielka polska emigracja została tam przyjęta pozytywnie. Wielu naszych rodaków jest cenionymi pracownikami i przyczynią się to wzrostu PKB tego kraju. Media brytyjskie są w stanie dostrzec pozytywną rolę, a wszelkie „wredne i ” zachowania tamtejszych „celebrytów” są krytykowane. Być może nie powinienem porównywać Wielkiej Brytanii z naszym krajem, ale jeśli chodzi o racjonalności i obiektywizm poglądów, Anglicy, moim zdaniem, stanowią wzorzec. Polecam to redaktorom Gazety Wyborczej.
Aż dziw bierze, że organizacje feministyczne nie podniosły larum z powodu tego wrednego wybryku Wojewódzkiego i jego kolegi. Żadne znaczące głosy ze strony obrończyń czci kobiecej i ich praw, nie dotarły do mnie, być może to wina mediów. Jedynie głos posłanki z ugrupowania Palikota. Widoczniej łatwiej jest organizować kontr-manifestacje niż stan bronić Bogu ducha winnych Ukrainek. Łatwiej organizować pogotowia aborcyjne i mieszać w główkach biednym dzieciakom.