sobota, 5 maja 2012

Psuje

„Psuje nam się ludzkość, oj psuje”, tak ze smutkiem westchnął skacowany Dionizos w latach osiemdziesiątych. To było tylko telewizyjne „Spotkanie z balladą”, ale coś o mocy proroctwa wyłazi po trzydziestu latach. Sporo psujów wylęgło się wokół nas. Moralność klapnęła, jakby skończył się jej termin przydatności do spożycia, panoszy się relatywizm wszelkich wartości, gdy wszystko da się uzasadnić sondażem i statystyką. Pęd życia zachwiał drogowskazem religijnym, a egoizm rozsiadł się na relacjach międzyludzkich, aż chciałoby się powiedzieć, że radość ogarnia, skoro niewiele życia zostało, a po nas może rzeczywiście choćby potop? Ale co z młodymi córkami Polski i jej synami? Dokąd pójdą? Z jakiego urwiska pociągną za sobą umęczoną krainę? Zapyta niejeden prawdziwy patriota i nie dostanie odpowiedzi, a kabaretowo prorocza sugestia przyniesie zadymione wizje. Za lat dwadzieścia, może trzydzieści, co będzie z krajem, gdzie łan dojrzewać przestanie, bo zboże kupi się z Chin, a łąki umajone przekopie pod światłowody niosące sałatkę i groch z kapustą zbytecznych informacji.

    Zagrożenie musi być całkiem realne, jeśli nauczyciele akademiccy stają dziś w chórze z biznesmenami, by zgodnie emitować pieśń troski o przyszłość pokoleń. Akademicy, przerażeni wszechogarniającą biurokracją, wołają o ratunek dla nauczania, bo zaliczanie na piękne oczy im się przejadło, choć daje wikt i opierunek w zamian za każdą głowę przepchaną przez sesję i byt niezagrożony bezrobociem. Ci, którym blisko do emerytury niewiele ryzykują, więc nagle chcą przewodzenia intelektualnego towarzyszenia studentom, bo z nich siła wiodąca naród ku świetlanej przyszłości. Pimkowie nasi kochani wznoszą apel: precz z kolekcjonowaniem pustych papierków pod CV. Szkoda tylko, że przez dwadzieścia lat brali głęboki wdech do okrzyku. Wtórują im biznesmeni, widząc rozliczne dyplomy absolwentów we wszystkich kierunkach niepraktycznego nauczania. Biją na alarm, od kiedy każdej prostej pracy muszą uczyć od podstaw i na swój koszt. Tym chętniej przyłączają się do refrenu profesorów.

    Czy to zmieni podejście absolwentów i studiujących, jeśli przez lata wykuwało się w nich brak szacunku dla inteligencji, wiedzy i mądrości współuczestniczącej w budowaniu światłego społeczeństwa na każdym maleńkim podwórku? Gdy pielęgnowało się niechęć wielu do solidnej pracy nad sobą, wciskało kit nauki pod zaliczenie i test. Gdy hamowano rozwój wyobraźni, wrażliwości i empatii, trudno nagle oczekiwać przejścia z wygody plagiatu w trud samodzielności. Tyle lat mówiono, że młodzież chodzi na szkolne skróty i to w różnych dziedzinach życia. Niewiele wymaga od siebie, ale w dwójnasób od otoczenia, większość spraw sprowadzając do wymiernych korzyści i krótkoterminowych celów. A wszystko to działo się za naszym, dorosłych, przyzwoleniem i nierzadko zachętą. Dziś zaliczasz test - jutro idziesz do liceum. Dziś przerabiasz trzy matury z ubiegłych lat i kupujesz prezentację, jutro masz maturę bez czytania lektur. Idziesz na studia humanistyczne, bo łatwiej zaliczyć niezbędne minimum. Odbierasz dyplom - jutro idziesz do pracy i za sam fakt przyjścia do niej należy się pięć tysięcy brutto. Nie ma pracy? Jako to? Zmyłka? No dobra, w łaskawości swojej na początek młody zejdzie na dwa i pół tysiąca, ale tylko na trzy miesiące. Pod drodze obrazi się na umowę śmieciową. Staż? Doświadczenie? Ile wypracuje dla firmy? Ale o czym pan/pani do mnie mówi? Ja mam skończone trzy fakultety, tu mam na to kwit. Jak to? Mam zacząć od tysiąc pięćset? Zobaczycie, przyłączymy się do oburzonych, zniesmaczonych i innych niezadowolonych, co im też się należy. A ciężka praca, to była dobra w poprzedniej epoce.

    Nie wszystko co psuje życie młodych przychodzi z góry, może na szczęście? Jest przynajmniej jedna dziedzina, w której sami sobie coś skutecznie pierniczą. Tu nie ma wyręczania błędami mamusi i zabieganiem tatusia. Nie ma usprawiedliwienia błędami rządu i pana od matematyki. Nie można w tej dziedzinie zwalić na reformę oświaty ani na kryzys. Rzecz dotyczy budowania relacji damsko-męskich, tych podstawowych, które tak dalece rzutują na jakość społecznego bytowania. Internetowe czaty, fora i blogi roją się od młodych i nieco starszych Polaków, a przede wszystkim Polek przerażonych własnym osamotnieniem. I samotność w tłumie chętnych do zbliżenia boleśnie czyni życie niewygodnym.

Czytając kobiece blogi można odnieść wrażenie, że kraj zaroił się wrażliwymi istotami, którym nie brak niczego prócz bliskości. Panie tkwią przed laptopem, spragnione głębszych uczuć, ale odejść od klawiatury nie ma gdzie i po co. Młodzi mężczyźni, w znakomitej większości, okazują się niezdolni do budowania trwałych relacji. Pewnie zawsze mieli z tym kłopot, musieli walczyć ze swoim egoizmem, biologizmem, ale jeszcze dwie dekady temu przynajmniej otoczenie wywierało na nich presję. Zmuszało do odpowiedzialności rodzinnej po darowanym czasie „wyszumienia młodości”.

    Dziś mamy coraz więcej chłopców pozostawionych na placu pełnym zabawek i zaliczonych dziewczyn. Cieszy ich zapewne społeczna zgoda na niedojrzałość, kwitowana machnięciem ręki: "facet, wiadomo, do niczego w związku się nie nadaje". Ambicja rzadko się burzy na taką etykietkę, a właściwie łatka dodaje męskości, seksi maczyzmu. I tylko żal tych wrażliwych, ciepłych i serdecznych dziewczyn, tęskniących do własnej rodziny, męża i domu jako spełnienia marzeń o pewności i bezpieczeństwie. Pozostanie im czekać w otoczeniu wiecznych chłopców, strzelających równie radośnie nasieniem jak super dżojstikiem z konsoli. Pod ich wpływem coraz więcej zdeterminowanych kobiet godzi się na krótkotrwałe znajomości, zakończone albo rozpoczęte w łóżku, na ławce albo w klubowo-dyskotekowym kibelku, gdy innych opcji nie ma w zasięgu. W ten sposób same strzelają sobie w zgrabne udko, a przy okazji innym, które chcą wywalczyć szacunek do marzeń o głębszej relacji. Część idzie na łatwe zbliżenia dla sportu, ale wiele po prostu wierzy, że coś poważnego i długotrwałego może zacząć się od seksu. Pewnie czasem może, ale według większości statystyk znajomości rozpoczęte w ten sposób nie mają dalszego ciągu. I to jest naturalne, skoro znakomitą większość samczyków kręci gonienie króliczka, a radość pozostania z nim po fakcie smakuje kacem i śmierdzi dołem stabilizacji.

    Jak to się ma do psucia społeczeństwa? Pewnie nie widać tego ani perspektywy młodych singli zdobywców, ani z perspektywy kobiet oddających ciało w nadziei miłości. Spojrzenie pijanych młodością oczu rozpina się zwykle między szalonymi weekendami. Po jakimś czasie ta perspektywa się zmienia. Poszerza ją łysiejąca głowa faceta i wiszący brzuch, który skutecznie skrywa czystość obuwia. Kobiecą perspektywę rozświetlają zwykle siwiejące loki ondulacji, pojawiający się cellulit i rozpoczęta wędrówka biustu w kierunku pępka. Z lowerboja wyłazi szybko tatusiek, a z super laski do wzięcia – wyciszona mamuśka, która już nie ma dla kogo śledzić katalogu mód. Ale oprócz tego przychodzi gorycz rozczarowania i pustki, a ta już mocno rzutuje na jakość życia społecznego. Sfrustrowany, ale wygodny singiel w końcu poczuje, że nikogo nie interesuje jego urok i odmienianie „ja” przez wszystkie dni tygodnia. Raczej nie pogodzi się z tym i zaprawi goryczą porażki pole zawodowe, obywatelskie, sąsiedzkie, towarzyskie. Rodakom spełnionym w domu i rodzinie przyjdzie żyć w bardzo licznym stadzie ludzi emocjonalnie okaleczonych na własne życzenie. Odstawionych na bok, ale z zawiścią trącających, kopiących, kąsających i przegranych. Na szczęście nas już nie będzie w kraju zepsutym u podstaw.

9 komentarzy:

  1. Bardzo trafne spostrzeżenia, które podzielam, choć których sama często nie umiem ubrać w słowa. Zapraszam do siebie, choć mój blog jeszcze raczkuje, tak samo jak moje pisanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Urodziliśmy się zepsuci w zepsutych rodzinach od pokoleń zepsutych. Emanujemy naszym zepsuciem, przekazujemy je naszym dzieciom i choć czasem doświadczamy przebłysku, to wrodzone nasze lenistwo nie pozwala nam na zrobienie czegokolwiek z naszym zepsuciem. Więc marniejemy sobie powoli, bez większych zadęć, od czasu do czasu młodzieży wypominając, że już jest od nas gorsza. A dzięki czemu to wszystko?

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzec by można - parszywie się porobiło. Pełno w kraju wykształciuchów, mało solidnie wykształconych. Kiedyś w odniesieniu do armii funkcjonowało powiedzenie "nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera". Teraz mamy podobnie również w cywilu, aczkolwiek matura jest niezbędna (kurka, co to za matura...), a chęć szczera bardziej rodziców i wykładowców pożal się Boże uniwersytetów w Kozich Wólkach niż samych kandydatów na magistrów. Hmmm, zastanawia mnie takie novum funkcjonujące od iluś tam lat - mianowicie licencjat. Kończy taki jeden z drugim licencjat i się nazywa, że jest po studiach. Ni pies, ni wydra. Kiedyś cztery albo pięć semestrów miały szkoły policealne, a ledwie technikiem po skończeniu się było, i nikt z absolwentów nie mówił o sobie że jest po studiach, nawet do głowy takie myślenie nie przyszło. Poza tym kiedyś studenci to była tzw. elita młodzieży - cudne czasy, cudne dyskusje... Teraz jak słucham rozmów studentów dojeżdżających pociągiem do szkół (czasami korzystam ze środków komunikacji publicznej - fuj, brzydkie słowo...:) ) to przysłowiowe witki opadają. Oj, długo by pisać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Doskonałe spostrzeżenie. Szkoda tylko, że gorzkie i niestety prawdziwe. Może warto zadać pytanie o przyczynę, o genezę takiej sytuacji?

    OdpowiedzUsuń
  5. Same dziewuchy komentują, więc jako jeden macho się dołączam, ale muszę im przytaknąć - daliśmy się nabrać na świecidełka jak kiedyś Indianie i chyba tak samo wyginiemy. Kasa i ludzka pazerność są temu winne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się całkowicie, mam 25-letni staż małżeński
    z mądra kobieta i siwą głowę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mocno zgadzam się z notką. dużo prawdy... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. "Nie mozna miec czlowieka nawlasnosc".Wolnosc,wolnosc,wolnosc.Zwariowac mozna od tej rzekomej "wolnosci".Tylko,od kiedy wolnosc jest samotnoscia,od kiedy wolnosc jest lenistwem,od kiedy wolnosc jest niechlujstwem,od kiedy wolnosc jest bylejakoscia takze zycia.Tak bardzo chcecie byc wolni a jednoczesnie zrzera was tesknota do drugiego czlowieka."Kobiety wymagaja Bog-wie-czego"i nawzajem panowie nie jestescie lepsi.Nauczyliscie sie widziec w drugim czlowieku zlo z tchorzostwa.Bo boicie sie zycia i odpowiedzialnosci,ale tez pracy nad soba.Dziesiatki rzewczy robicie bez glowy,a potem dziwicie sie dlaczego nie wyszlo.Ludzka natura jest nalezec do kogos.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja nie pisałem nic o "tej rzekomej wolności". Z człowiekiem (bez faworyzowania którejkolwiek płci) można żyć, współdzielić z nim czas i przestrzeń, ale nigdy mieć go na własność. Tylko wtedy uszanujemy kogoś jeśli damy mu wolność i sami taką będziemy mieć. To jest punkt wyjścia do budowania czegokolwiek. I tu zaczynają się schody. Ludzie nie rozumieją kompromisów. Każda z jednostek próbuje wywalczyć jak najwięcej. Jeśli facet spróbuje za mocno ustąpić, kobieta uważa, że jest pierdołą, która tak samo będzie ustępowała w stosunku do innych. Wniosek - jako partner bezwartościowy. Jeśli kobieta ustąpi i będzie spolegliwa, dla mężczyzny to sygnał, że łatwo nią manipulować. Wniosek - każdy inny też łatwo będzie nią mógł manipulować. Oczywiście to tylko jeden wąski aspekt, bo mogą być inne podteksty, manipulacje i kto wie jeszcze co. Nie ma tu jednak miejsca na roztrząsanie tego tematu.
    Odnośnie lenistwa ... ludzie zawsze mieli taką naturę. Po najmniejszej linii oporu, najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze itd. Niestety w połączeniu z narcyzmem i samolubstwem daje to właśnie takie efekty. Wielokrotnie już spotkałem się z przypadkami kiedy to byłem "za dobry" albo kiedy to stawałem się kumplem, bo wszystko było świetne z wyjątkiem tego, że ... byłem kumplem a nie awansowałem na kochanka. Oczywiście nie było możliwości zmiany statusu "kumpel" bo ... po prostu "nie bo nie".
    Ja się nie poddawałem, próbowałem dziewięć razy i za każdym razem kończyło się to tak samo - byłem olewany. Bezwzględnie przeszkadzały mi w tym: szczerość, uczciwość i godne traktowanie drugiego człowieka. Parafrazując Nietzschego: "Każdy akceptuje u innych taki poziom szczerości jaki mu odpowiada". Ja po prostu uważałem, że nie warto zaczynać budowania czegokolwiek z perspektywami na dłużej, rozpoczynając od kłamstwa i to był mój wielki błąd. Nie przemawia przez mnie tchórzostwo, bo próbowałem. Teraz jestem już strasznie zmęczony ciągłym odrzucaniem i naturalnie przeszedłem w stan uśpienia.
    Niechlujstwo, bylejakość i lenistwo także pojawia się tam gdzie ktoś do kogoś należy, a śmiem twierdzić, że ze znużeniem znacznie częściej występują w związkach z "przynależnością".
    Nigdy nie miałem wygórowanych wymagań, przynajmniej ze swojego punktu widzenia. Chciałem poznać kobietę mądrą, która wiedziała by jaka jest jej wartość jako człowieka, która wiedziała by, że świat to nie romantyczna bajka, która miała by podobne zainteresowania i poziom intelektualny do mojego, która w miarę podobałaby mi się fizycznie. No i najważniejsze, kobietę, która nie skreśliła by mnie tylko dla tego, że jestem "za dobry" i która zaryzykowałaby zbudowanie ze mną czegoś wspólnie.
    Także potrzebuję bliskości i tęsknie za kobietą, mam potrzebę, żeby razem z nią, przynależeć do czegoś co tworzymy wspólnymi siłami. Ja chciałem zbudować z kimś świat, w którym poprzez doświadczanie siebie wzajemnie, kompromisy i ustępstwa, dopasujemy się w jedność i wolni od goryczy rozczarowań, wolni od zawiści, wolni od zazdrości, niechęci i nienawiści dożyjemy końca swoich dni.
    Wolę być jednak sam ze znanych powodów, niż z kimś bez powodu.

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF