Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
(Cz. Miłosz, Piosenka o końcu świata)
Świt sięgał po budzik nad głową, gdy siadałem do porannej lektury. Spała jeszcze cała dzielnica i w ciszy dało się niemal słyszeć szelest płatków śniegu, które bezczelnie nic sobie nie robiły z astronomicznej wiosny, czym z pewnością uzasadniały niechęć ludzkości do przebudzenia. Odwróciłem wzrok od tekstu, gdy nie było już widać sąsiedniego bloku. Musiałem wierzyć, że nadal tam jest, w odległości nie większej niż dwa rzuty moherem. Nagle zahuczało apokaliptycznie, zadęło jak z gardzieli nieuchronnie wciągającej świat i równie szybko wiatr ucichł. Przez wirującą biel dobiegł uszu niespodziewanie rozpaczliwy i zwielokrotniony głos lecących gęsi. Gdzieś ponad blokami usiłowały nie stracić zmysłów z powodu aury albo nie zatracić ufności wobec instynktu. Może jednak pokrzykiwały tylko tak, dla otuchy, by nie zawrócić z niemocy do cieplejszych krajów i przyjaznych stron? Odruchowo pomyślałem o bocianach, które z przerażenia, zimna i głodu podobno już zawróciły niczym prąd w drutach na wschodniej rubieży. Przerażone, nie patrząc na kalendarz, odleciały z powrotem, tak przynajmniej donosił jeden z wiarygodnych serwisów radiowych. Nadszedł dziwny czas, pomyślałem, czas przewrotu albo końca. Wszystko staje na głowie i może rzeczywiście zapowiada jakiś Armagedon. I nagle, gdy kolejne ciężkie chmury zagroziły jeszcze większym śniegiem, z zupełnych otchłani pamięci wyszedł wędrowny dziad, rodem z Konopielki Redlińskiego. Miał oczywiście twarz i kapelusz Franciszka Pieczki z filmowej adaptacji. Rozłożył ramiona i jeszcze raz proroczo przemówił:
A to, moi ludkowie, słyszym, że już nigdzie spokoju nima, nawet u was, widze diabeł penietruje. Od porządku, ludkowie, jest Pambóg, on pilnuje, żeby wszystko szło, było jak było. A diabeł chce zmieniać, powiada: ulepszać. Słyszycie? Ulepszać! Już jemu mało, że krowa cieli się, dzie tam: on chce, żeby się źrebiła! O, do czego idzie! Krowy bedo się źrebili, kobyły cielili, owieczki prosili! Chłop z chłopem spać będzie, baba z babo, wilki latać, bociany pływać, słońce wzejdzie na zachodzie, a zajdzie na wschodzie. W tym bieda, że stary Pambóg coraz starejszy, coraz częściej odpoczywa. A diabeł nachalnieje z roku na rok. Wojny teraz jedna za drugo, jak nie tu, to tam, strasznie dziś ludzi zaczepne, bijo sie i bijo. Krew się w ludziach burzy, jeżdżo, wyjeżdżajo, przyjeżdżajo, nieznajomych dużo, oszukaństwo, złodziejstwo, nienawiść, Pambóg z tym nie daje rady.
Dziad wyraźnie zniesmaczony, a jeszcze bardziej bezradny, machnął ręką i odszedł w niepamięć tak szybko jak z niej wyszedł. Śnieg za oknem nadal kręcił młynki, ale teraz ciszę poranka rozrywał przeraźliwy klangor żurawi. Ptaki wołały przerażone i zagubione w tym pomieszaniu pór roku. Widać i te rozważały dezercję.
Na powrót zastygłem nad książką, ale nijak nie mogłem się skupić. Kąśliwy niepokój pozostał po wizycie dziada z kraju fikcji. Bez względu na to, jakiej potęgi sięgała mądrość bohatera ludycznego, nie miałem pewności, czy wystarczy skwitować rzecz mocą nadciągającego truizmu: największym sukcesem, jaki diabeł dziś odniósł jest jednak przekonanie ludzkości o jego nieistnieniu? Ale jaką moc ma banał? Przed czym przestrzega? Co naprawia i gdzie kieruje? Czy zło teraz, w drugiej dekadzie epoki światłowodów, internetu i multitaskingu, potrzebuje jeszcze diabelskiego awatara? Więc jak działa esencjonalna czarna moc w swojej perfidii? Jak obraca światem współczesnej Europy, uśpionej od dziesięcioleci możliwością kupowania, najdłuższą epoką braku wojen globalnych? Co jest dziś szatańskim narzędziem odwracania uwagi od końca świata? Czym tak skutecznie usypia ludzką czujność i jak mu się udało przekonać znakomitą większość homo, że jest tylko postacią z bajek, kiepskich horrorów o egzorcyzmach? Ewentualnie może być bohaterem teologii strachu, zamieszkującym homilie ostatnich inkwizytorów, których nie przystoi słuchać cywilizowanemu człowiekowi. Może ulepszył po swojemu nie tylko świat, ale i człowieka? Wodzi go za nos w przekonaniu, że sam jest sobie sterem, żeglarzem, okrętem i innych nie potrzebuje, więc może spokojnie przeżuwać egzystencję po nic?
Pozwoliłem snuć się myślom, ciekaw jakiego jeszcze mędrca na dziś dostanę. Ten filmowy, sprzed trzydziestu lat, zamknięty w postaci wędrownego żebraka, na dobre odszedł do skansenu powojennej wsi, schowanej między dawno osuszonymi bagnami. Spojrzałem na półkę z nadzieją aktualnego przewodnika. Pośród świeżo zakupionych leżała także skromna książeczka z nadrukowanym na grzebiecie tytułem Uwierzcie w koniec świata. Ten wywiad z nieżyjącym już dominikaninem, o. Joachimem Badenim, pojawił się u mnie całkiem spontanicznie tylko dlatego, że zaintrygował tytułem. Kupując byłem przekonany, że poważny duchowny nie bawi się w konkretną zapowiedź końca, ani według zegarka, ani podług kalendarza majów albo czerwców. Teraz tytuł wyjątkowo współgrał ze śnieżną apokalipsą za oknem i zaskakującym stanem ducha, więc zacząłem kartkować książkę. Zatrzymał mnie pewien fragment:
Kuszenie dobrem jest bardzo częste. Może częstsze niż pojawianie się diabła, który grozi. Częściej dzisiaj mamy do czynienia z pokusami typu: romans z ładną kobietą, kradzież w wyższym celu, czyli zło, z którego niby wynika dobro. Myślę, że współczesny Antychryst będzie bardzo sympatyczny. Będzie jednał ludzi swoją dobrocią i urokiem ludzkim, spotęgowanym siłami diabelskimi. Będzie nad-uroczy, ale nie nadprzyrodzenie uroczy siłami boskimi, tylko uroczy siłami diabelskimi.
Kamuflaż zła może przybierać różne formy. Przypuśćmy, że jakiś ateista będzie przekonywał do swoich racji: to nie jest złe, to jest bardzo ładne, sympatyczne, doskonale funkcjonuje… Wy mówicie, że to jest zło, a ta cała wasza głupia wiara, to omamienie i opium dla ludu – jak mawiali komuniści. – To, co ja wam proponuję, to dobrobyt: każdy może zostawić swoją żonę, zlikwidować dzieci, jeżeli ma ich za dużo. Wszystko, co wam służy, jest dobre. Propozycja i przyjęcie takiego dobrobytu spowodują, że zapanuje na świecie chaos, bo dobro będzie zwalczać „dobro”. Myślę, że takie będzie właśnie działanie Antychrysta, który będzie przekonywał nas, że zło nie musi brzydko wyglądać i nie musi być odrażające.
Ojciec Badeni sugeruje dalej, że Antychryst nie musi być wcale konkretną osobą, fałszywym prorokiem, ukrytym w pojedynczym człowieku. Równie dobrze może działać jako organizacja społeczna, stowarzyszenie, fundacja, cokolwiek, co ma na celu rodzaj troski o powszechne dobro, równość, więc im bardziej zakamuflowane w pozytywnych działaniach, tym skuteczniej przenika zło do ludzkiej świadomości, bo nie budzi żadnych podejrzeń. Zyskuje sympatię i ufność, wyłącza czujność i tym śmieszniejszy wydaje się koniec świata jako powtórne przyjście Chrystusa.
Mimo, że charyzmatyczny zakonnik odszedł, została pamięć, że w maju 2009 roku usłyszał głos od Boga, który nakazał przypomnieć współczesnym o końcu świata, o zbliżającej się Apokalipsie. W wydanej rozmowie o. Badeni nie bawi się w wyznaczanie dat, co często czynią fałszywi prorocy. Nie bawi się w straszenie, w horror obrazowania, nie podnosi głosu do tonu proroka, przekonuje pewnością i spokojem. Odczytuje pojedyncze sygnały między wersami zmian w postawach ludzi i informuje przekonany o nieuchronności paruzji, która unieważni chaos i zamknie na dobre księgę świata. Zatem kto ma uszy do słuchania…
Na pewno kiedyś będzie , tylko kiedy tego nikt nie wie
OdpowiedzUsuńDobry tekst, jeśli chodzi o zło to już pewnie jesteśmy aktorami na jego scenie, wystarczy posłuchać wiadomości.
OdpowiedzUsuńCenna przestroga dla współczesnego człowieka żyjącego w świecie dotkniętym relatywizmem moralnym, który z pełnym przekonaniem usprawiedliwia wiele aspektów zła, a nawet ich nie zauważa. Jego ewangeliczna definicja z dnia na dzień ulega dezaktualizacji. Wyłącznie skrajne przykłady zła wywołują naszą dezaprobatę, pozostałe zyskują przyzwolenie, zwłaszcza kiedy służą zaspokajaniu hedonistycznych pragnień A te coraz pełniej zagarniają życiową przestrzeń współczesnego człowieka, nie pozostawiając miejsca na rozterki i głębokie refleksje nad istotą zła.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry tekst. Ciekawy literacko zabieg wprowadzenia widmowej postaci wędrownego dziada z „Konopielki", który z jednej strony sprawia, że nieuchronność Apokalipsy nam się wizualizuje , a z drugiej strony przypomina o właściwym porządku świata. Idealnie dopełnienie głębokich słów o. Joachima Badeniego, które autor przywołuje w swoich przemyśleniach. Lektura warta poświęcenie krótkiej chwili skupienia również dla tych, dla których wizja końca świata daleka jest od wiary w powtórne przyjście Chrystusa, ale którym nieobce jest poczucie alienacji w zdegenerowanym świecie, który zmierza ku przepaści moralnej.