wtorek, 5 maja 2009

Filozofia gotowca

Mamy czas matur, czas stresu, napięć, wzmożonych korepetycji, powtórek, ale także czas żniw dla sprzedawców wszelkiej maści gotowców, ułatwiających przechodzenie przez egzamin ustny. Wkrótce zacznie się też czas obrony prac magisterskich i licencjackich. Jakiś czas temu czytałem w jednym z tygodników rozważania o bezradności prawa wobec internetowych sprzedawców prezentacji maturalnych i wszelkich prac kończących edukację. Kwitnie handel gotowymi pracami i nikt nic nie może z tym zrobić, bo najczęściej sprzedaje się je w kategorii „pomoc naukowa” z zastrzeżonym zakazem kopiowania, powielania itp. Cennik różny, zależnie od oryginalności tematu, objętości pracy, statusu, tytułu naukowego i poziomu erudycji rzeczywistego autora. Chętnych nabywców nie brakuje, więc w zasadzie można uznać, że to taki sam handel jak każdy inny. W końcu sprzedaje się też skradzione samochody, filmy, gry, komórki i komputery, więc czemu nie miałoby się sprzedawać cudzych prac? Tak na chłopski rozum sprzedawca, który sam tworzy i kompiluje prace na zamówienie, zdaje się być takim samym rzemieślnikiem jak hydraulik odstawiający fuchę po godzinach. Korzysta ze swoich narzędzi, wiedzy i umiejętności, więc o co chodzi? Jeśli nauczyciel sam pisze prezentacje i nimi handluje, to tak samo, jakby udzielał korepetycji po godzinach. Rzemieślnik robi dobrze swoją robotę, więc ma nabywców, normalne prawo rynku, a towar dobry jak każdy. Podejrzewam, że pies jest pogrzebany pod innymi drzewkami, wcale nie pod agrestem praw moralnych, karnych i innych. Nie mieszam też do tego sumienia; ani sprzedających, ani tym bardziej kupujących. Polak zaradny jest i do biznesu morale zwykle nie lubi mieszać, podobnie jak do polityki.

    Umówmy się jednak w tym miejscu, że nie wolno uogólniać, nie każdy na szczęście kupuje gotowce, jak nie każdy kupuje dyplom na rynku. Dalsze moje rozważania dotyczą wyłącznie mniej lub bardziej licznej grupy maturzystów i studentów, dla której świadectwo dojrzałości, czy tytuł licencjata albo magistra, nie ma związku z ukoronowaniem zdobytej wiedzy i umiejętności, stanowi bowiem papierowy zapis, który tu i ówdzie trzeba będzie pokazać.

    W zasadzie należałoby wyjść od pytania: skąd popyt na gotowce? Dlaczego młody człowiek, stojący przed progiem egzaminu, nie chce traktować go jako sprawdzianu ze zdobytej wiedzy, dojrzałości i kompetencji? Dlatego woli widzieć w egzaminie życiową nierówność, przeszkodę, którą należy pokonać łatwo, najlepiej efektownie, z wyskoku i bez potknięcia? Czy wystarczy ponarzekać na czasy? Zatem na łatwość dostępu do gotowca w sieci? Oderwanie zakresu i tematów pisanych prac od rzeczywistej wiedzy, zdobytej w czasie nauki? A może trzeba ponarzekać na bolączki naszego życia, które jak wiadomo przede wszystkim powinno być proste i nieść jak najwięcej przyjemności? Tym samym życie nie powinno stawiać wymagań, skłaniać do wysiłku, ani doskwierać koniecznością dawania czegoś z siebie. Takie podejście zdaje się być normą w coraz szerszych „intelektualnych kręgach”.
   

Jakoś zupełnie nie przekonuje argumentowanie w duchu, że takie egzaminy niczego nie dowodzą, że szkoda tracić czas na pisanie niepotrzebnych prac, które w życiu do niczego się nie przydają. Podobnie motywacje typu: „po co mi Mickiewicz, jak ja na politechnikę idę?” też nijak do mnie nie przemawiają. Może rzeczywiście Mickiewicz nie pomoże w studiowaniu mechaniki, ale z pewnością pisanie o nim rozwinie umiejętność przelewania na papier własnych myśli. Na dowód, że to się przydaje, mógłbym przedstawić kilka podań o pracę i listów motywacyjnych ludzi, którzy w CV z dumą piszą o sobie „,magister inżynier”, ale już w liście zamieszczają potworki w stylu: „upszejmie porszę o przyjencie do waszej prenrznej firmy na rynku od wielu lat”. Gdyby autorzy tego typu mniej oprotestowali zasady pisowni, a więcej samodzielnie pisali w szkole średniej, może zrozumieliby, że starając się o pracę w ten sposób podają o sobie więcej złych informacji niż dobrych. Ale gdzie u licha jest błysk instynktu, intuicji, która podpowie im: uważaj, bo lekceważysz adresata, pokazujesz brak szacunku dla pracodawcy! Może pomyśleć, że skoro olewasz własną wizytówkę, olejesz też jego firmę i zadania, które ci powierzy. Nawet jeśli pracodawca poszukuje inżyniera mechanika, ucieszy się przecież, gdy kandydat opanował elementarne zasady komunikacji, dzięki temu z czasem powierzy mu kierownicze stanowisko.

    Zadziwiające jest to jak amatorzy kupowania gotowców oddzielają umiejętności nabyte w szkole od życia. Jakby ktoś kształtował ich w schizofrenicznym poczuciu, że to, czego nauczą się w szkole nijak nie ma się do tego, co spotka ich w życiu. Zdaje się, że w naszym kraju zaczęło panować przekonanie, że jeśli nabytej wiedzy i umiejętności nie da się przeliczyć na pieniądze, na wygodę, na namacalny cel, najlepiej osiągalny w tej chwili, nie warto zawracać nim sobie głowy. To przykład myślenia doraźnego, które nie sięga dalej niż dzień maturalnej prezentacji z języka polskiego, dzień obrony licencjatu, magisterium. Tymczasem nigdy nie wiemy, czy to, czym dziś żyje świat, co sprawdza się na rynku pracy, czy to wszystko będzie kogoś obchodzić jeszcze jutro. I w drugą stronę: kupcy gotowców nie doceniają rozwoju intelektualnego, jakby sobie samym na złość. Zupełnie nie mają świadomości, że im więcej czytają, myślą, wypowiadają się samodzielnie, tym szersze pole rozumienia mechanizmów społecznych, większa odporność na manipulację, ciemnotę, zabobon i ogłupianie.

    Metoda zdobywania wykształcenia „przez gotowca do papieru” na szczęście traci znaczenie w zderzeniu z brutalną, ale racjonalną rzeczywistością. Oto z roku na rok mamy coraz więcej ludzi z wyższym wykształceniem i, posługując się skrótem myślowym, można symbolicznie powiedzieć, że z roku na rok jest coraz więcej absolwentów zarządzania, ale nie bardzo już jest kim zarządzać. To budzi we mnie szczyptę optymizmu, że w tej jednolitej grupie pod względem posiadanego papieru nastąpi naturalny i sprawiedliwy podział na tych, którzy są wykształceni i na tych, którzy wycisnęli dyplom z gotowców, którym palcem trzeba pokazać jak mają żyć i co robić.

56 komentarzy:

  1. Tak trafne, że aż bolące. Ja również z przykrością zauważam przeliczana życia na to, co namacalne, materialne. Nie czytamy, nie uczymy się i nie kiwami palcami, jeśli to nam się nie opłaca w jakikolwiek sposób. Poza tym życie dostarcza tak wielu możliwości rozrywki, że przeciętnemu maturzyście nie wystarcza już czasu na książki. Czas tak szybko płynie, że trzeba brać ile się da, a nie trwonić go na to, co niepotrzebne lub męczące. I w ten oto sposób coraz bardziej uwsteczniamy rozwój naszego wnętrza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ to prawdziwe i...jakie smutne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z autorem. Choć może jestem jednak większym pesymistą co do życiowej weryfikacji prawdziwych intelektualistów od ćwieć-. Poza tym często okazuje się, że ci którzy kupują sami są w stanie napisać stosowny elaborat, tylko im się nie chce, a mają dość pieniędzy żeby sobie kupić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zupełnie zgadzam się z autorem. Jestem licealistą i muszę przyznać że kupowanie prezentacji to powszechne zjawisko. Potem pozostaje tylko wykucie na blachę informacji i efektowne zaprezentowanie. Moja polonistka tępi to zjawisko - w zeszłym roku oblała 14 osób.
    Co do skrótowości myślenia, to wydaje mi się że ten styl narzucają podręczniki. OK , można powiedzieć że autorzy próbują się dopasować do czytelnika ( dużo obrazków, kluczowe informacje pod nimi )Ale jak się uczyć z takiego skryptu.
    W moim liceum odpowiedzi ustne na lekcji są niepraktykowane bo nauczyciele uważają że szkoda na nie czasu. Efekt jest taki że mało kto umie cokolwiek powiedzieć od siebie , a jak przychodzi do jakiegoś konfliktu z nauczycielem, to moi koledzy i koleżanki nie umieją nawet wyjaśnić swojego stanowiska. TO prawda i przyznam że moja szkoła mieści się w Warszawie, dla jej dobra nie podam imienia i numeru.
    Pozdrawiam Serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Najbardziej smutne jest to, że sami odbiorcy podania o pracę z rażącymi błędami nie potrafią wyciągać wniosków na temat stosunku piszącego do pracy i pracodawcy. Zresztą przykład idzie z góry. Jeśli połowa osób zatrudnionych w telewizji (oczywiście przed, a nie za kamerą) nie potrafi wymówić czysto samogłoski "y", a firma to toleruje - to trudno wymagać więcej od kadrowca w przedsiębiorstwie np. budowlanym.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pomiatanie managerem - bezcenne. Jak mnie śmieszą te wszystkie kmioty na stanowiskach managerów, tak doprawdy to mi 'prostemu robolowi' programiście analitykowi mogą naskoczyć. To ja wiem jak prowadzić projekt żeby ruszył to przodu, to ja wyznaczam kierunki rozwoju oprogramowania. Manager ma trzymać mordę w kuble i dbać o to żeby moja wypłata była na czas. Jak coś mu nie pasi to zmienia się managera. Wszak managerów mamy na pęczki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Smutna to prawda, ale prawda. Już od dawna dominuje u mnie poczucie wstydu że zaliczany jestem do tej samej kategorii "inteligencji" która z inteligencją nic wspólnego nie ma. Wszystkie kryteria obniżają się, obniżają. A pamiętam opowieści osób jeszcze starszych że przed wojną duża matura była już powodem do dumy, ale i zobowiązaniem do adekwatnego zachowania. O tempora, o mores!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie pozostaje nic, jak się zgodzić. Ten problem będzie coraz bardziej widoczny, bo niewielu studiuje dla siebie. Większosc świeżo upieczonych mgr. nie widzi potrzeby własnego rozwoju. To nie jest odróżnienie pewnego rodzaju "elity" od reszty. Teraz to towar na rynku pracy. Zupełnie błędne załozenie sprawia, że zamiast kształcić ludzi światłych, kształcimy w Polsce tzw: "wykształciuchów" :), ludzi z papierkiem ale nic poza tym.

    OdpowiedzUsuń
  9. ten co wie ze nie wie8 maja 2009 14:36

    A na Onecie "prenrznej" hahaha. analfabeci.

    OdpowiedzUsuń
  10. ten co wie ze nie wie8 maja 2009 14:46

    A teraz mi wstyd. Bo przeczytałem i zrozumiałem o co chodzi, a tak odruchowo, bez czytania napisałem, bo myślałem, że nie będę miał czasu czytać. Proszę o wybaczenie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. z doświadczenia wiem,że zarządzać podwładnymi to nie bułka z masłem. owszem,połowa absolwentów zarzadzania pojęcia o niczym nie ma, bo przez lata studiowania plagiat to była ich "misja", a teraz kim oni to nie są... a jeszcze niedawno trzeba było się nieźle nagrzebać w bibliotece,żeby coś napisać i wykuć. teraz niestety niewielu ludziom chce się tak spędzać czas ;( net zwyciężył. tylko później przy sprawdzaniu prac okazuje się,że w jednej grupie są 3-4 takie same....

    OdpowiedzUsuń
  12. Aby poprawnie pisać oraz wysławiać się należałoby czytać książki. Ale to zbyt duży trud, ot... przykład: dziewczyna potrzebowała informacji o postaci historycznej, opisanej w "Potopie". Otrzymała encyklopedię PWN. Jednak informacje wolała przeczytać w internetowej wikipedii !!! Prawda jest taka, że teraz mało kto czyta książki. Młodzież lektury czyta we fragmentach (takie wymagania stawia MEN), jeśli już cokolwiek czyta. Nie dziwmy się więc błędom ortograficznym, błędnej budowie zdań czy brakiem stosowania wielkich liter.

    OdpowiedzUsuń
  13. moja teściowa - nauczycielka kupiła od kolegi - też nauczyciela prezentację na maturę ustną dla swojego synka - wielkiego lenia. Chciałam dodać, że ów nauczyciel trudni się pisaniem i sprzedawaniem prezentacji.... - iście pedagogiczne podejście....smutne to wszystko niestety.

    OdpowiedzUsuń
  14. Z przyjemnością przeczytałem zarówno ten artykuł jak i większość komentarzy pod nim. Prawie sami inteligentni ludzie ceniący wiedzę i rozwój intelektualny, a nie papierki. Najgorsze jest to, że przy pisaniu CV i późniejszej rozmowie kw. trudno odróżnić tych prawdziwych magistrów od tych papierowych. Sytuację pogarsza fakt, że na wysokich stanowiskach często po znajomości są nieuki, którzy nie przyjmą do pracy mądrzejszych od siebie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Zgadzam się z autorem prawie w 100 % , jednak tekst zbytnio uogólnia. Jestem studentem zarządzania i fakt, że czasami przeskakuje egzamin,kolokwium z gotowca nie skreśla mnie chyba z listy wykształconych ? W życiu liczy się też zaradność, bo co defacto osiągnę mając wszelaką wiedzę jeśli nie będę mógł jej praktycznie wykorzystać (np. osoby nieśmiał mają o wiele mniejsze powodzenie w marketingu, niż osoby otwarte). Co więcej ile znamy przypadków, że to ludzie po szkole średniej zatrudniają tzw. "wykształciuchów" ? Ja znam osobiście sporo. Nie mniej jednak bardzo podobają mi się przedstawione poglądy.

    OdpowiedzUsuń
  16. flakbezwnętrza8 maja 2009 15:05

    Co to jest wnętrze?
    To, co namacalne, co materialne - najwyższa świętość, żeby nie powiedzieć, że JEDYNA.
    Nie dajcie się ogłupić sformułowaniami typu "piękne trzewia", "prawda", "dobro", "zło" "animal rationale"
    "rozum" itd.
    Co to jest wnętrze?
    Co to jest "rozwój"?

    OdpowiedzUsuń
  17. Wydaje mi się, że ludzie którzy w okolicach matury marudzą
    "po co mi Mickiewicz, jak ja na politechnikę idę?" prędzej czy później z tego wyrastają i rozumieją, że to głupie. Inni mówią "po co mi matematyka, skoro idę na polonistykę/filologię/niepotrzebne skreślić" i często im to zostaje na zawsze, a efekty bywają mniej zabawne (również dla nich) od ośmieszania się przed potencjalnym pracodawcą.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten artykuł jest napisany przez osobę tzw. "inteligentną" co ma gotowy wzór tego co jest komu potrzebne, co jest jedynie słuszne. Co do ortografii to sprawa jest oczywista, natomiast zmuszanie ludzi do czytania nudnej literatury a potem oczekiwania , że napisze frazy lub wygłosi wg klucza to objaw głupoty zwanej Megalomania typowej dla urzędników i profesorów , którzy dziedzinę którą sami się interesują uważają za najważniejszą na świecie. Jak ktoś nie lubi i nie rozumie np. matematyki to nie powinien jej musieć zdawać na maturze. Większość ludzi 99,99% nigdy nie użyje rachunku prawdopodobieństwa ani równań różniczkowych. Czy muszę znać jakiś kanon literatury żeby potrafić pisać program komputerowy? Uszczęśliwacze ludzkości różni "komuniści" odczepcie się od ludzi a oni sami sobie poradzą.

    OdpowiedzUsuń
  19. Mam takie same spostrzeżenia dotyczące młodych, wykształconych osób. Sama mam wykształcenie średnie i dorosłe dzieci, ale jak rozmawiam z młodymi to mam wrażenie, że to ja jestem lepiej wykształcona, oczytana i zorientowana w kulturze, polityce i ogólnej wiedzy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Mam takie same spostrzeżenia dotyczące młodych, wykształconych osób. Sama mam wykształcenie średnie i dorosłe dzieci, ale jak rozmawiam z młodymi to mam wrażenie, że to ja jestem lepiej wykształcona, oczytana i zorientowana w kulturze, polityce i ogólnej wiedzy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeśli Szanowny "flakbezwnętrza" nie rozumie znaczenia pojęć: rozwój i wnętrze, to serdecznie współczuję Jemu oraz Jego otoczeniu :)

    OdpowiedzUsuń
  22. a skąd to wynika? moim zdaniem to zamknięte kółko i to wina polskiej edukacji! - dlaczego? dlatego, że powinno się dokładniej tłumaczyć młodym uczniom czym jest życie, powinno się to tłumaczyć rozważnie i mądrze nie odrywając teorii od życia, powinno się też stawiać na uczciwość w sprawdzianach, a stawia się coraz wyższe wymagania co do teorii, wtedy uczniowie zaczynają ściągać a jak nauczyciele widzą że tak ładnie książkowo wyuczone i napisane to podnoszą poprzeczkę i wtedy uczniowie jeszcze bardziej zaczynają ściągać .. i kółko sie zamyka, nauczyciele z uczniami bawią się w kotka i myszkę zamiast uczyć cnot w praktyce za pomocą teorii - na szczęście można trafić i na dobrych nauczycieli, takich "życiowych" a i internetowa burza mózgów, juz od paru lat bardzo zmienia nowe pokolenia!! trzeba na to zwrócić bardzo dużą uwagę!

    OdpowiedzUsuń
  23. taka ciekawostka:

    http://w450.wrzuta.pl/film/aPP92YfOBU7

    OdpowiedzUsuń
  24. Podpisuje sie rekami i nogami. Przeraza mnie opowiedz na pytanie zadane inzynierowi "Co czytasz? Nie czytam ksiazek"
    I jeszcze jedno stwierdzenie z komentarzy po co mi ta cala literatura, skoro do napisania programu komputerowego niepotrzebna... No tak dostanie kiedys biedaczek algorytm do storzenia dla biblioteki i pomyli Krasickiego z Kraszewskim i Krasinskim to klops kompletny przewiduje...

    Po co mi geografia. Po to matolku zebys jak trafisz do innego kraju nie dzwonil zrozpaczony do ambasady tylko sprobowal sie zorientowac po oznaczeniach.

    Po co mi bilogia? Po to zeby mi czlowiek z srednim wyksztalceniem nie opowidal bajek, ze jak ma za wysokie cisnienie w wieku 29 lat to nic groznego mu sie nie stanie... i nie chodzil molestowac lekarzy o antybiotyk jak zlapal wirusa opowidajac bajki ze ten lekarz sie na niczym nie zna

    Po co te cale prezentacje? Po to zeby dzwoniac do pracodawcy i szefa nie zaczynac od 'Pani slucha!' i do jasnej ch... umiec napisac logicznego SMS's zamiast:
    -Nie ide do pracy...
    -Przeprszam a kto nie idzie? moj podpis
    -Ja
    -A kto ja? moj podpis
    -x (imie)
    -Ktory x bo mam kilku pracownikow o takim imieniu? moj podpis?
    -XY
    -A czy moge sie jeszce dowiedziec dlaczego Pan sie nie wybiera do pracy? moj podpis
    -Bo nie

    I sprobuj wytlumczyc tym wszystkim wyksztalconym rzeczy ciut bardziej skomplikowane...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  25. W Polsce pokutuje opinia, ze wiadomości przekazywane w szkole lub na studiach są niepraktyczne. Jakaś część możliwe że rzeczywiście taka jest; natomiast nie należy wylewać dziecka razem z kąpielą. Ja zreszta też poniekąd ulegałam temu przeświadczeniu, dopoki nie okazało się, że w pracy najbardzie przydaje mi sie wiedza z przedmiotu, który na studiach był moim sztandarowym przykładem nieużyteczności :))) także nie wiadomo co sie jeszcze może przydać. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Na szczęście jednak jest późniejsza weryfikacja. Przyjmuję ludzi do pracy i nie przyjmę nikogo, kto nie umie myśleć oraz formułować swoich myśli. Praca bardzo ciekawa i odpowiedzialna, ale praktycznie wymaga nauki od podstaw. Papier więc niewiele dla mnie znaczy - choć może być pomocny przy wstępnej selekcji. Zgadzam się, że poziom obecnych absolwentów studiów jest fatalny. Na szczęście nie dotyczy to wszystkich. Zwykle w końcu udaje się wyłapać jakąś perełkę - czyli człowieka który samodzielnie myśli oraz umie te myśli jakoś napisać i powiedzieć, ma ambicję i zdolność zdobywania wiedzy no i umie czytać ze zrozumieniem. Wymagania niby niewielkie, ale i tak za wysokie dla 95% obecnych ludzi z niby "wyższym wykształceniem". Norma to brak jakiejkolwiek własnej myśli, operowanie sloganami i pustosłowiem, brak wiedzy i maskowanie niewiedzy jakąś dziwaczną, niby fachową zbitką polsko-angielską, żenujące błędy i sformułowania w CV. A do tego jeszcze nierealne wyobrażenia o swojej "wiedzy". Kiedyś nie można by było z takim poziomem zaliczyć matury. Typowy przykład - kiedyś tak wyszło, że 3 razy zapraszałem gościa na rozmowę w sprawie pracy. Za każdym razem zadawałem to samo dość proste pytanie z dziedziny prawa (niby skończył prawo). Żadne mecyje - odpowiedź zawarta była wprost w KSH. I cały czas nie znał odpowiedzi. Ani na pierwszej rozmowie (co jeszcze rozumiem), ani na drugiej, ani na trzeciej. Po prostu ta wiedza go nie interesowała. Ja bym nie wytrzymał i po wpadce na pierwszej rozmowie poszukał bym prawidłowej odpowiedzi. A po drugiej rozmowie? Po prostu ręce nieraz opadają.

    OdpowiedzUsuń
  27. Oczywiscie, ze sie nie zgadzam i zamkle Twoja wypowiedz w dwoch slowach: Susan Boyle. Susanboylujesz ludzi. Ktos moze byc kiepski we wszystkich dziedzinach zycia, procz jednej, wartej 50.000.000 odslon. Moze ktos kiedys nie przyjal kiedys pracownika, ktory twierdzil, ze SzÓka pracy, a mogl byc tym, ktory wymyslil szczepionke warta 50.000.000 istnien, albo wymyslil nowy sposob recyclingu 50.000.000 kilogramow folii rocznie.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Panie Marku , który nie pisze się przez u "zwykłe".
    - E tam, jestem INŻYNIEREM i ortografia mi nie potrzebna.

    Dodam, że w ofercie napisanej przez P. inżyniera było tych błędów 14 (strona A-4).
    Nie, to nie szkoła. Jest takie stare przysłowie:
    - Czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał.
    Podstawy są z domu. Wzorcem są rodzice. Jeden z moich ulubionych autorów SF piszących wspaniale po Polsku wywodził się ze środowiska rolniczego. Tata i Mama - wykształcenie podstawowe. Często wspominał, jak Ojciec przywoził mu "z miasta" książki zamiast słodyczy czy zabawek. Polska Szkoła OBECNY niski poziom zawdzięcza niskiemu prestiżowi nauczyciela zarówno za komuny jak i teraz. Nauczycielem zostawało się "z musu" bo na nic innego nie staczało wiedzy. Mam porównanie, bo moją wychowawczynią i nauczycielem, była między innymi niezapomniana P. Anna Radziwiłł.

    OdpowiedzUsuń
  29. do przemon:
    gratuluję samouwielbienia, to o Tobie jest ten artykuł

    OdpowiedzUsuń
  30. Wagin strzelił sobie w stopę niestety. Ocena człowieka i jego zawodowych kwalifikacji (chyba ,że mówimy o poloniście)na podstawie błędów ortograficznych świadczy o niezbyt rozwiniętej wyobraźni Wagina i choć sam zachwala czytelnictwo gdyby czytał wiecęj wiedziałby np. że Einstein miał pałę z fizyki , Żeromski miał problemy z j.polskim a w wywiadzie telewizyjnym Konwicki nie potrafił udzielić nawet jednozdaniowej odpowiedzi na tematy maturalne z jego twórczości czyli z matury dostałby pałę chyba ,ze sięgnąłby po bryk , przykłady mozna mnożyć - ale to juz zadanie domowe dla Wagina. Jesli ktoś odrzuca CV tylko z powodu błędu ortograficznego a prowadzi rekrutację na stanowsko informatyka czy inzyniera budownictwa to należy tylko współczuć firmie , która go wynajęła. Wolę aby prąd naprawiał mi elektryk bez znajomości ortografii ale dobry fachwiec a nie kiepski elektryk, ale mistrz ortografii. Wagin nie rozumie, że świat się zmienił , w internecie , na czacie nikt nie zwraca uwagi na błędy ortograficzne - nie ma na to czasu - nie ma równiez juz czasu na pisanie elaboratów i tradycyjnych listów - tak zyje pokolenie 20, 30 latków no i nastolatków, które w zadnym razie nie jest gorzej wykształcone a że mniej czytają i mało ich obchodzi twórczośc Mickiewicza ? Coś za coś, może właśnie zamieszczają swoje zdjęcia na portalu internetowym i czatują z kims z drugiej półkuli - to też jest edukacja i to znacznie bardzie przydatna bo moze w przyszłości własnie tam zamieszkają i raczej o Mickiewiczu nie będa rozmawiac i tak na koniec czytanie takich bzdur starsznie mnie irytuje.

    OdpowiedzUsuń
  31. Mam "Tylko" średnie wykształcenie, ale skręcam się w bólu, gdy moja młoda i wykształcona koleżanka mówi do klienta:" porozmawiam aby z panią derektor i czy pan już u nas kupywał". Takich"smaczków jest więcej. W zeszłym roku przed obroną nie wiedziała nawet z czego prace pisze i jakie egzaminy ma jeszcze do zaliczenia. Smutno mi, bo mam wrażenie, że moje średnie jest dużo wyższe. Pozdrawiam wszystkich myślących

    OdpowiedzUsuń
  32. Polacy nie znają literatury bo nikt ich z nią nie zapoznał. Zamiast tego w szkole wtłaczano im do głowy że grupa w większości miernych XIX-wiecznych literatów urodzonych nad Wisłą to "wielcy pisarze/poeci byli". Stąd bierze się przekonanie że wielka literatura to 200-letnia grafomania o Konradzie przemieniającym się w Gustawa i stąd bierze się niechęć do książek.

    OdpowiedzUsuń
  33. Myślę, że większość społeczeństwa, która ukończyła liceum bądź technikum bez problemu powinna wskazać epoki literackie oraz ich główne założenia, jeżeli przez okres edukacji cokolwiek "robiła". Z pewnością każdego z nas irytują błędy typu "muwiłem" "duł". Uważam, że tutaj wcale nie chodzi o to czy ktoś przeczytał trylogię Sienkiewicza czy kilka krótkich noweli...najważniejsze w tej kwestii jest aby osoba czytała cokolwiek! Jeśli ktoś ma problemy z literaturą dawną, niech wybierze jakieś współczesne pozycje, publikację. Natomiast jeśli ktoś interesuję się motoryzacją to niech przeczyta historię polskich motocykli. Jeśli natomiast chodzi o przedmioty ścisłe, olbrzymi problem jest wśród nauczycieli, którzy nie potrafią w prosty i przejrzysty sposób przedstawić wiedzy. Bardzo często z prostych działów i założeń kombinują jakby tu pokazać uczniowi, że matematyka jest czarną magią zamiast konkretnie i prosto przedstawić dany materiał.

    OdpowiedzUsuń
  34. W pełni zgadzam się z tym co piszesz! Filozofia gotowca jest wszechobecna ale jak zwykle to bywa w Polsce nie ma na to rady.

    OdpowiedzUsuń
  35. To łatwość dostepu do informacji sprawiła, że młodzież nie widzi potrzeby przygotowywania się do tego typu prac. Po co gromadzić przez miesiące materiały, skoro mogę usiąść trzy dni wcześniej do internetu i przedrukować wszystkie interesujące fragmenty. Zmieniamy układ, czcionkę, kilka obrazków i po kłopocie. Potem podczas rozmowy o pracę, gdy wymagamy kilku prostych odpowiedzi, widzimy panikę na twarzy kandydata, bo nijak nie może wcisnąć "ctrl C" - "ctrl V".

    OdpowiedzUsuń
  36. Liczą się plecy a nie wykształcenie jak jestes na stanowisku studia mozn azaocznie zrobic

    OdpowiedzUsuń
  37. flakbezwnętrza8 maja 2009 16:42

    chętnie posłucham Pana M, co ma mi do powiedzenia na temat "wnętrza" i "rozwoju".
    Proszę o precyzyjne objaśnienie mi tych pojęć.
    Chyba-człowiek.
    Oczywiście, zaraz sięgnę po słownik.

    OdpowiedzUsuń
  38. kura z biura8 maja 2009 16:45

    Obserwacje z nieco innej działki, lecz w sumie podobne. Od pewnego czasu mam takie hobby, że czytam mnóstwo nastoletnich blogów, często z opowiadaniami. Z przykrością stwierdzam, że niechlujstwo językowe na wielu sięga szczytu. Co więcej, autorki przeważnie wcale nie widzą problemu, na zwróconą uwagę odpowiadają "każdy pisze tak jak umie" i "nie podoba ci się, to nie czytaj". Odnoszę wrażenie, że jeśli w ogóle starają się pisać poprawnie, robią to wyłącznie w szkole, gdzie dostaje się za to stopnie. Na własnym blogu, gdzie nie ma żadnej nagrody za pisanie poprawne ani kary za błędne - hulaj dusza. Ogólnie rzecz biorąc, nie widzą potrzeby wkładania wysiłku w coś, czego nie traktują poważnie. I to się później przekłada na dalsze życie i na poważniejsze sprawy. Skoro zdobywanie wykształcenia traktuje się wyłącznie jak formalność, "zdobycie papieru", to czemu sobie tego nie ułatwić?

    OdpowiedzUsuń
  39. ja osobiście cenię ludzi wszechstronnych, myślących, ambitnych i ciekawych świata. wśród tych wszystkich komentarzy mam dość idealistyczne poglądy na ten temat (być może dlatego, że jestem jeszcze młoda). myślę, że jeśli ktoś jest ambitny, to nie pozwoli sobie na brak elementarnej wiedzy. ilu jest takich ludzi? nie wiem. być może niewielu w dzisiejszych czasach. rozmowy kwalifikacyjne jeszcze przede mną i myślę, że CV to sprawa ważna. pierwsze wrażenie rzuca cień na całą osobę. może być ono złe lub dobre, a to powinno być sprawdzone przed pracodawcę.
    co do codzienności... no cóż. łatwiej jest niektórym porozmawiać o pogodzie. i tu wracam do ambicji... tylko czy uda się coś zmienić tylko nad tym rozważając? temat rzeka. :)

    OdpowiedzUsuń
  40. Ogólnie przyznam Ci rację, jest tylko jedno ale - ukończyłem politechnikę, a wcześniej technikum o takim samym profilu (prace końcowe pisałem sam :) ).
    I okazało się, iż więcej wiedzy potrzebnej do pracy zawodowej wyniosłem z technikum niż z politechniki. Dlaczego???
    Bo panowie profesorowie na studiach lubują się w teorii, która ma się nijak do dzisiejszych czasów. Wystarczy zobaczyć podręczniki do elektroniki polecane jeszcze 5-6 lat temu na politechnikach - wydane w latach 70 XX wieku. Dodam tylko, iż podczas moich studiów premiowane były prace teoretyczne od 200 stron w górę, a nie własne badania i prace na nich oparte - sam to przerobiłem - nie warto było siedzieć w laboratorium, ocena wynikała z wagi pracy (w kilogramach nie w wartości merytorycznej).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  41. Do Kosy! Wybacz, ale ja otrzymane pismo z błędami ort. odbieram podobnie jak mlaskanie, puszczanie bąka, czy siorbanie przy stole, czyli jako brak inteligencji, kultury osobistej i szacunku do osoby czytającej, czy obdarowanej "takim pismem"! Skoro stoisz murem za "internetową inteligencją", to Wiesz, że korekta pisma to zaledwie kilka kliknięć! Skoro "ktoś" nie przyłożył się do napisania poprawnie CV, to znaczy, że w mojej firmie będzie niechlujem, bałaganiarzem, czy zwykłym "brudasem" niszczącym dorobek solidności mojej firmy! Świat się zmienia, ale nie reguły zachowania w cywilizowanym świecie! Skoro ktoś olewa znaki ortograficzne, to mam przekonanie, że gdy dostanie służbowe auto, to oleje znaki i przepisy np. drogowe! Tych przypadków (ostatnich) jest mnóstwo w dziale nekrologi! Młodież Nasza uwielbia stwierdzenie "Żyję w wolnym kraju...". Fakt, wolny ale nie pozbawionym zasad, przepisów, kodeksów! Nic tak nie przeszkadza drugim, jak wolność jednego!

    OdpowiedzUsuń
  42. Moze faktycznie w dzisiejszych czasach licza sie plecy- kiedy sie nie liczyly- ALE!! ciekawe kto pomoglby w zdobyciu pracy osobie ktora "nie ma" napisze razem?? albo nie zna podstawowych zasad kultury osobistej??ja w kazdym razie nie

    OdpowiedzUsuń
  43. Cóż.. jakby to powiedzieć, są ludzie i "ludziska".
    Dziś dla "ludzisk", liczy się wynik, papier, a nie to jak się ten wynik osiągnęło, czy też otrzymało papier.
    Naturalnie, tworzy to popyt na kombinatorów. Byleby uzyskać wynik, dostać papierek.
    Nadzieję w serce, wlewają mi pracodawcy, szefowie, którzy patrzą co za tym wynikiem/papierem się tak na prawdę kryje.

    Aktualnie kończę studia. Z powodu kombinowania przez moich kolegów, miałem kiedyś utrudnione zadanie w zaliczeniu przedmiotu "Grafika komputerowa".
    Ponieważ nie miałem czasu, przedmiot ów zdałem z grupy jako ostatni.
    Ale nie tylko z tego powodu. Moje umiejętności w tworzeniu grafiki, określanego przez kogoś "piękne", są bardzo ograniczone. Natura raczej pchnęła mnie w stronę muzyki, a nie ogólnie pojętej grafiki.
    Ale cóż.. pomimo tego, usiadłem sam do stworzenia projektu zaliczeniowego.
    Kiedy pokazałem swoją pracę za pierwszym razem prowadzącej, pani prowadząca skrzywiła się nieco i zapytała: "Czy widział Pan, jakie prace stworzyli koledzy?". Kiedy usłyszałem to pytanie, zalała mnie krew! A oto dlaczego tak się stało.
    Większość grupy swoje prace wykonała samodzielnie, ale znaczna część grupy, kupiła prace od mojego kolegi, który, no nie ma co ukrywać, jest utalentowany w grafice. I głównie dzięki niemu, moi koledzy zdobyli oceny dobre i bardzo dobre.
    Tak jak już wspominałem, po usłyszeniu pytania i tej wiedzy, którą miałem na temat prac "kolegów", najdelikatniej mówiąc, jak tylko można, zdenerwowało mnie to.
    Pomimo wiedzy, jak sam mogłem uzyskać ocenę bardzo dobrą, zaparłem się. Po zaliczenie chodziłem jeszcze dwa/trzy razy i w końcu otrzymałem ocenę dst, można powiedzieć, że z wielkim trudem.
    Ale cieszę się, że zrobiłem to samodzielnie, a nie idąc drogą proponowaną, przez kolegów, pomimo tego, że 3 w zestawieniu z 5 wygląda źle.
    I tylko szkoda, że żyję wśród ludzi, dla większości, których to 5 jest ważniejsze niż moje 3, a mniej ważne, jak się ją zdobyło.
    Ale cóż... żyjemy w czasach kapitalizmu. I dziś dla większości ludzi ważne jest to, ile kto ma, a nie jak to zdobył.
    Dobrze jest mieć świadomość, że obok mnie chodzą ludzie, dla których wykształcenie to coś więcej, niż papier.

    OdpowiedzUsuń
  44. Witaj Wangin.
    Jak traktowac powaznie wszystkich zaangazowanych w Twoj ruch spoleczny, lub w Twoja probe wywolania go? Sam fakt uczestnictwa nie nobilituje. Jakos nikt nie zauwazyl u "Don Kichota" (ktory bardzo mocno i dlugo Cie popiera)- jego "mazen", ktore mu nie przeszkadzaja krytycznie patrzec na mlodych absolwentow. Nie wchodzi w gre literowka, bo jest wyraznie "z z kropka.
    Ja nie posiadam klawiatury ze znakami diaktrycznymi, dlatego wyjasniam.

    OdpowiedzUsuń
  45. Tak idą ludzie na łatwiznę. Przez 5 to obserwowałem, na wykłady chodziło 25-30% ludzi. Na egzaminach pojawiali się ludzie, których często na oczy nie widziałem wcześniej. Żeby śmieszniej ściągali, zżynali mieli gotowce i zdawali a Ci co chodzili i im zależało niekoniecznie. Ja akurat lubiłem kierunek zarządzanie, ponieważ mnie to interesowało, 90% ludzi nawet nie wiedziało po co to studiują (żona wysłała, mama kazała itp.) ot taki fenomen. Powiem tak jeżeli kiedyś trafię na takiego przełożonego jak moi koledzy ze studiów to pozostanie mi jedynie wyskoczyć przez okno. Trzeba mieć świadomość że gro kadry zarządzającej w naszym kraju reprezentuje właśnie taki poziom. Nie wiedzą co, po co, komu gdzie jak i dla czego ale papier mają!

    OdpowiedzUsuń
  46. Do Uliss! Sorry złapałeś mnie! Na nieszczęsnym i fatalnym - "mażenie"! Ale moja ksywa to Don Chichot.Pozdrawiam błyskotliwego komentatora!:)

    OdpowiedzUsuń
  47. Bardzo przykre jest to ,że w Polsce jest straszna masa prywatnych szkół które niczego sobą nie reprezentują, dosłownie niczego.Uważam,że winę ponosi za taką sytuację nasze kochane Państwo, można powiedzieć ,że każdy może mieć dyplom, dosłownie każdy kto chce, nie kto coś sobą potrafi reprezentować, przykre ale prawdziwe :(
    Najgorsze jest to ,że prywatne szkolnictwo psuje prestiż wyzszego wykształcenia, ponieważ za chwilę każdy będzie miał licencjat,każdy jeden, to w takim razie kto będzie pracował :?

    OdpowiedzUsuń
  48. Na wszystko o czym auto pisze nakłada się jeszcze coś co jest bolączką współczesnego świata - promowanie nieodpowiedzialności i wynikająca z tego roszczeniowa postawa wobez świata. Postawa "należy mi się" zupełnie oderwana od tego co 'powinienem'. Akcent na prawa, z pominięciem obowiązku tego prawa przesztrzegania. W zasadzie nawet nie obowiązku. W końcu prawa nie trzeba przestrzegać. Treba tylko ponosić tego konsekwencje. A jak wierzyć w konsekwencje gdy słyszy się coraz częściej: "Musimy obnizyć wymagania egzaminacyjne, bo jest ryzyko że dla wielu egzaminowanych okażą się za trudne" Naginamy więc wymagania do nieodpowiedzialności uczniów a przede wszystkim nauczycieli. A co z tego wyniknie? Zobaczymy. Konsekwencje przyjdą - a im później - tym będą bardziej dotkliwe.

    OdpowiedzUsuń
  49. ....aaaaa jest jeszcze jeden lapsus, za który przepraszam: "samokształcenia się". To "się", mogłem sobie podarować!

    OdpowiedzUsuń
  50. No chapeau bas !!!

    Bardzo ciekawy tekst i na nasze nieszczęście prawdziwy ;

    Arturooo sam studiuję i wiem o czym piszesz u mnie właśnie zaczyna się sesja więc telefon nie ma czasu odpocząć bo niektórzy ze "studentów" nie wiedzą nawet jakie były przedmioty ehhh

    OdpowiedzUsuń
  51. Do Wgan. Fakt, jak słyszę w szkole "..ale ja mam prawa ucznia.." to szlak mnie trafia, bo jak zapytam o obowiązki(!), to zapada cisza!!

    OdpowiedzUsuń
  52. Niestety- coraz wiecej młodych, wykształconych/ papier mają!/ debili.

    OdpowiedzUsuń
  53. Błagam o przywrócenie starych zasad nauczania! Niech powróci literatura, niech powróci szcunek do wykładowcy, niech powrócą dawni magistrowie, inżynierowie, medycy! Niech zostanie przywrócony szacunek do wyższego wykształcenia!! Po co nam mgr Hydraulik, czy mgr Stolarz. Stare hasło Gierka "Polska krajem ludzi uczących się", zostało pochopnie wprowadzone w życie! Wolałbym "Polska, krajem ludzi uczących się i pracujących"! Mając kontakty z różnymi firmami logistycznymi, zastanawiam się po co te firmy zatrudniają ludzi z wyższym wyk., skoro wiekszość dniówki, ci młodzi ludzie spędzają na: łażeniu po pokojach, zalewaniu kawy/zupki/herbatki, wymianach poglądów o samochodach, obejrzanym filmie, ciuchach itp. Potem siadają do klawiatury i albo wchodza na fora publiczne, albo zajmuja się jakąś grą, a w "wolnych chwilach", mielą jakieś dane firmowe aby o np.14.10 rozpocząć przygotowania do zakończenia dnia pracy!Rozrasta się ilość "mielących dane"!Ponoć komuna miała rozrost biurokracji, a komputery miały przyczynić się do likwidacji miejsc pracy - bzdura!!Setki bezproduktywnych klepaczy w klawiaturę i co ciekawe, czy koniecznie z wyższym wykształceniem? Czasami wystarczy kurs Worda, czy innego Exela:)Inną sprawą, te brudne "dziobaki"- czyt.buty, te wylewające się fałdy tłuszczu z kusych spódniczek, te "wyuzdane" makijaże, garnitury z bazaru, tipsy a'la Jola Rutowicz- ochyda

    OdpowiedzUsuń
  54. Do Don Kochota.
    Teraz jest mi przykro, nie bylo moim zamiaremn "lapac" Cie. Zauwazylem blad w komentarzu krytycznym wlasnie na taki temat, wiec kalamburo-groteska gotowa. Nie gniewaj sie, to poprostu czytam , a nie "przelatuje"tekstu. Wzrastalem w czasie, gdy czas z ksiazka byl dla mnie nagroda, a biblioteka nie znaczyla "budynek".
    Jesli towarzyszy Ci Zielonooka (ta od Cervantesa), pozdrowienia, ale jesli Dulcynella, to nie wspominaj jej o tamtej, tylko takze pozdrawiaj.

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF