poniedziałek, 18 marca 2024

Cień małżeństwa


- Stary ma niedzielną szychtę, że tak bezkarnie zalegasz przed ekranem? A kto kluski gotuje do rosołu? 

- Trochę nie wiem, co ze sobą zrobić. Nosi mnie od książki do okna, stamtąd do komputera, przez jakiś film, który niby oglądam i znowu telefon. Choć obecność tutaj… to jest nawet dość irytujące. Same małolaty oblegają portal. Dyszą mi tu w poszukiwaniu lwicy.

- Nie przeceniaj, bo jeszcze faceta w nich zobaczysz! Im nie samica potrzebna, tylko przystępna dziura w tle, z inspiracją do klepania niemca w hełm.

- Skąd ty te teksty bierzesz?! Oplułam się kawą! 

- Literacka dusza we mnie jęczy, skowyt bólu i agonia niespełnienia.

- No chyba czytam jakieś upośledzone książki. Tam nie ma takich tekstów. A stary? Pojechał do mamusi, jeśli o to chodzi. Wylewa potok łez w ramię rodzicielki. Żona go zraniła.

- Uuu, wystąpił akt przemocy domowej? Kobieta go bije? 

- No… prawie mężobójstwo przy pomocy imitacji członka. 

- Ale, ale! Nie zaczynaj od scyzoryka w garści, powieś go na ścianę i dwaj akt pierwszy, od początku! 

- Na początku był sracz. I w sraczu była przyjemność. Właściwie miała być, bo przecież wbił przede mną, jak zobaczył, że książkę biorę ze stołu. Zajął i wystrzelił po dziesięciu minutach. Ciężko oburzony! Pluł coś, że ja zepsułam i milczę. Nie wiedziałam o co kaman, pogubiona w kontraście różowych bokserek w avocado tuż pod kasztankiem brzucha i czarnych skarpetek na łydkach. Pytam, co znowu zepsułam? A ten, że spłuczka, że zawór, że ledwie kapie. Mogłaś z rana powiedzieć! Jakby nie wiedział, że z rana biegamy z prędkością pershinga tuż pod lamperią. I do mnie, gdzie skrzynka, żabka, klucz jakiś, zawór zapchany? Wydziera się jak na praktykanta hydraulika, przed fajrantem. 

- Zepsułaś mu hydraulikę? 

- Ja?! Zgłupiałeś?! Co to ja matka natura jestem?! Raczej chciałabym z tej hydrauliki skorzystać, nawet wlazłam pod prysznic, kiedy marudził i chrzanił się z zaworami. Głupia nadzieja do kabiny mnie popchała. Taki męski był z tą żabką w garści i te legendy o hydraulikach w pornolkach, wiesz, to działa na wyobraźnię! Męczył ten zawór i nic. Wyszłam pachnąca, powabna, a on do mnie, że nic z tego! Z jego roboty znaczy. Warknął tylko, że do Castoramy jedziemy. 

- A ty po co? Sam nie mógł pojechać? Przecież nie wiesz nawet jaki to typ, ten zawór odcinający znaczy.

- Pewnie, że nie wiem, to mnie akurat najmniej interesuje! Ale jaśnie pan, całkiem jak prezes Polski, nie ma swojego konta, ani dostępu, więc potrzebuje asystentki do obsługi karty płatniczej. Ledwie zdążyłam bluzę dresową wciągnąć bez stanika, leginsy jakieś w pośpiechu na siebie, bo i majtek nie było czasu szukać. Po kwadransie hulałam w alejce między kranami, rurami i kolankami, w tańcu z wężem w oplocie i bez. Aż nie wytrzymałam, bo latał z obłędem w oczach i pociągnęłam go do najbliższego doradcy z tym nieszczęsnym zaworem w garści, żeby wskazał, gdzie takie leżą. 

- Do tego też asystentki potrzebował? 

- Ba! Do tego najbardziej, przecież męskości by ubyło, gdyby innego rohatyńca miał o pomoc prosić! Ale dostał co chciał, wracamy do domu i zaczęło się: potrzymaj tu, poświeć, żabka, klucz, podaj, wynieś, a ja musiałam być już chyba purpurowa ze złości. Nie mogłam patrzeć na gada. Odwróciłam się i przeglądam jakieś głupoty w telefonie. Czekam, aż wylezie z tego sracza z tarczą, a może i z dzidą! Stoję jak framuga, nie wiem, czy majtki wkładać, stanik, czy w końcu dotrze do baraniego flaka, że jeden syn na treningu, drugi ma szkolenie wyjazdowe. A tu nic! W końcu wylazł hydraulik zwycięzca, z bananem na gębie. Zachodzi mnie z tyłu, przytula, że już dobrze, że on taki nerwowy, szyję całuje, wie jak lubię. Wreszcie dotarło! Szepcze mi w ucho przeprosiny, podziękowania. No to nie czekam, odwracam się, rozpinam bluzę, uwalniam, co jeszcze nie zwiędło, a ten gały otwiera, jakby nie wiedział do czego to jest. I naraz się tłumaczy, że nie o to mu szło, że on nie pomyślał, że … i odskakuje jak oparzony… 

- I wtedy postanowiłaś przywalić mu z klucza? 

- To by było słabe! Zniknęłam w sypialni, żeby po chwili wrócić z moim przyjacielem koloru późna lawenda. Jednym ruchem pozbyłam się leginsów i na jego oczach rozłożyłam uda w fotelu przystępując do zabawy!

- Uciekł?

- Wręcz przeciwnie! Przyspawało do podłogi ten mój cień małżeństwa. Dyszał tylko z oburzenia, chrapy mu chodziły jak ogieru Kmicica w balecie, ale słowa nie powiedział. Oniemiał. Byłam dość napalona, więc długo to nie trwało, a jęk wzmocniłam z premedytacją. Wstałam, bluzę dopięłam i z gołym tyłkiem ruszyłam na powrót do łazienki, pod prysznic. Kręcił się w kółko jak to kolorowe ruchadełko dla dzieci! W tym samym miejscu był, kiedy wyszłam. Zatrzymał się i mówi: ... ale ja naprawdę nie chciałem, przepraszam, jeśli na ciebie krzyczałem! No i chyba już nie mogę - spojrzał wymownie w dół przy tym. - Przepraszam, serio! Ale ja tak lubię ten kibelek i nienawidzę tego na dole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Print Friendly and PDF