To był ten moment. Poczuć wersalkę po dziewięciu godzinach pracy, gdy Cezarowi oddano, co cesarskie. Jeszcze tylko coś pod głowę, a w dłoń Laterna magica Bergmana, bo akurat kusiła z najbliższej półki. Okularki i … telefon zagrał nokturn Chopina. Akurat teraz, choć jego milczenie szło w miesiące. To on, kolega po piórze. Towarzysz średnio rozważnych rozmów przy restauracyjnym stole, toczonych nie częściej niż raz na kwartał:
- No cześć! Patrz, kwiecień już i nie zdążyliśmy się spotkać tego roku. Nawet nie zadzwonisz, nie zapytasz czy żyję.
- Przecież to ja wyrwałem cię myślami. Dokładnie wczoraj, ósma trzydzieści sześć była, jak zerknąłem na cyferblat. Złapałem za telefon, ale zaraz potem jeszcze raz na zegarek i uznałem, że dżentelmeni nie dzwonią przed dziewiątą.
- Jasne, a potem zapomniałeś czy olałeś?
- Szef uprzedził ruch. Zasypał zadaniami, wiesz, pisanie procedur na szczególny czas, no i utknąłem bez pamięci.
- Ale normalnie pracujesz? Działacie?
- Ani dnia przerwy. W zwykłych godzinach, nie dajemy się zarazie. W sumie nawet dobrze.
- Bardzo dobrze, stary! To jakaś paranoja jest! Chyba największy kryzys ludzkości wywołany niczym. Zupełnie niczym, no może poza wielkim medialnym szczochem! Tak się kończy globalna wioska pod przewodem czwartej władzy! No przecież tego świat nie widział! Paraliż ekonomiczny, polityczny, społeczny, bo mają temat, czaisz? To nie jest żadna hiszpanka, ani jakaś marna wojna światowa nawet, co wytłucze pół ludzkości! Na grypę, stary, więcej ludzi umiera i nikt rękawic nie chwyta, maseczek nie nosi i nie stoi pod sklepem w odstępach czterometrowych!
- Też tak mówię. Nikt nie przeżywa dziesiątek tysięcy umierających z głodu w Afryce. W ciągu doby. Na świecie, w wypadkach samochodowych…
- Ale o czym my mówimy?! To jest wina tych obsrajnogów z telewizora! Jak ja walczę z tymi mętami! Piszę do nich, dzwonię, rozmawiam! Kolegów mam tam przecież. Powtarzam sto razy: formułujcie te komunikaty normalnie, uczciwie! Powiedzcie w liczbach: dziś umarło trzydzieści pięć tysięcy ludzi, w tym z powodu koronawirusa, dwieście osób. To pokaże skalę, a nie pierdzielenie w bambus, zaczynające się od słów: „wirus dziś zabił...”, jakby na nic innego ludzie nie chorowali i nie umierali. Nakręcają panikę i brną w absurd! A tłum łyknie wszystkie tabletki, byle łapać większą sraczkę.
- Poza tym sam wirus nikogo nie zabija, z tego co słyszałem, raczej powikłania mu towarzyszące, bo…
- Dokładnie. Umieralność dotyczy ludzi chorych i słabych, często miesiącami leżących w łóżku. A ty myślisz, że tak łatwo się zarazić? Znajoma zabrała córkę z lotniska. Przytulała, całowała, jechała z nią sześć godzin do domu. Za dwa dni okazało się, że młoda ma to diabelstwo, to ją odizolowali. Nie uwierzysz, ale matka wypięła się na to, dalej z mężem w łóżku spała. Kontakt z sąsiadami, synem, towarzystwem w pracy i nikt nie zachorował! To nie jest takie łatwe do zarażenia objawowego. To nie trąd, żeby parki zamykać, rowerzystów karać!
A tu pieją: lekarze nasi bohaterowie! Superman przy nich karleje! Serduszka malowane w oknach, murale jakieś, plakaty, że dziękujemy wam, jesteście wielcy! Ty, normalnie ja pierdolę, kabaret, stary! Mówię ci, rewia krowy na wrotkach! Mam kolegę w szpitalu, lekarza, w miarę normalny. Rzadkość! Przecież co drugi końca mankietu wzrokiem nie sięga. Za nisko ego nie schodzi albo problemy emocjonalne, łącznie z chłodnicą powszechną. Jak ten co mi mówił, że szybciej bym chodził, jakby mi nogę odciął. Pamiętasz? Opowiadałem. Mówi mi, ten kolega, że przychodzi do niego lekarka, zdrowa jak Bucefał w rui, rzuca zwolnienie, a wraz z nim tekst: wszyscy umrzemy, to koniec. Kumasz? A gały jak stare pięć złotych robi! Obłęd w oczach, a to nie jest baba oderwana laserem od kaszanki! A co pod czaszką? Niespodzianka bez jaja?! Przecież to wykształcona elita i zero obciachu, czaisz? Bohaterowie! Połowa z nich ze strachu spierdoliła na wolne, zostawili z niczym tych, co jeszcze czują powołanie! A byłeś w jakimś szpitalu? Tam nikt się nie zbliża, a lekarze nie wiedzą, co ze sobą zrobić. W sufit się gapią, bo odwołano wszystkie zabiegi. Bohaterowie! Stary, ludzie będą umierać z powodu przesunięcia zabiegu, bo boją się iść do szpitala. Pikawa kłuje? To poleży, poczeka aż się uspokoi, a jutro chłopa nie ma! I kto policzy takie zgony? Wyjdzie, że z braku operacji pyknęło w kalendarz trzy razy więcej niż z braku testu na covida! Ty, moja Anka w szpitalu pracuje, wiesz przecież. To ona mówi, że mają dziesięć respiratorów. Jak dwa były w użyciu dotąd to góra, bo ludzie już nawet boją się dzwonić po karetkę, żeby nie bulić i żeby ich nikt nie piętnował. Doskonale wiedzą, że za chwilę zapanuje powszechna agresja. Bomba tyka za setkami zamkniętych drzwi, stary, a to nie rozejdzie się po kościach. Ale lepiej bić pianę, zamiast dać ludziom żyć, a odizolować tylko tych, którym naprawdę coś zagraża. Ale odseparować na serio! Pilnować wszystkie osoby siedemdziesiąt pięć plus, ale strzec, a nie tak jak ja, że teraz jadę do ojca. Wejdę pogadam, bo mi wolno zakupy przynieść, nieodkażone! Bo tam nie ma nikogo z dozownikiem w kombinezonie. Kto je staruszkowi przekaże? A kto w dupę mnie kopnie, żebym nie pchał przez próg sto dwadzieścia kilo zarazków z ulicy? Sam nie wiem, co wnoszę. Ale kogo to obchodzi? Lepiej nakazać maski i rękawice, które i tak gówno dają.
- Dobre i tyle, skoro nie ma testów i badań jak trzeba.
- To jest ściema, stary!
Czemu władza wprowadza obowiązkowe zabezpieczenia na gębę? Żeby ludzi szyciem zająć? Bo chcą ich z domu wypuścić przed wymuszeniem wyborów! Z początkiem maja najdalej! Wyliczyli, że kasy w budżecie wystarczy na kilka miesięcy i gacie na kolankach się przetrą. A jak zachłysną się wolnością, zapomną, że konstytucja poszła na gwóźdź do sracza. Poza tym jak nie dadzą ludziom pracować, to ich powiozą. Dotarło. Suweren nie dostanie do koryta, to się odwróci i doskonale o tym wiedzą! A jak się odwróci, taczki może podstawić. A wówczas niepoczytalny pacjent na wolności wyemigruje chyba na Węgry, bo tym razem nawet ZOMO nie stanie po właściwej stronie. A widziałeś jak pięknie zademonstrował pogardę narodową pod pomnikiem? Ani maseczek, ani metra od dupowłazów. Chyba wiedzą, że wirus ich nie tyka, szanuje się! I co on mówi narodowi taką postawą? Nie ma was! Nie liczycie się! Jestem ja, twarz nienawiści, a po mnie potop, robaki! To ja będę leciał, stary. Zaparkowałem. Ojciec macha z okna, chyba parówek spragniony. Pa! Do następnego. Odzywaj się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz