Tymczasem, tuż po seansie, nie umiałem odpowiedzieć na proste z pozoru pytanie: o czym jest ten film? Zapytałem o to samo kilku widzów… wzruszyli ramionami, ale obiecali, że przemyślą i jutro dadzą odpowiedź. Przyrzekli nie czytać wykładni prasowych fachowców, zachwyconych z obowiązku lub z obawy o pracę i kredyt.., ale widzowie odpowiedzi nie udzielili do dziś i dalej wzruszają ramionami albo zmieniają temat. Próbuję na własną rękę składać puzzle obrazków, jednak już pierwsza scena filmu rzuca na mur podejrzenia wobec całości dzieła tyleż łopatologicznym, co niezrozumiałym ujęciem.
Prokurator, grany przez Gajosa, przyjeżdża na miejsce zdarzenia. Jest drzewo, teren ogrodzony taśmą, policyjny technik, a na gałęzi wisielec. Młody człowiek odpowiada na pytanie prokuratora o akt zgonu, po uzyskaniu potwierdzenia policjanci wisielca odcinają, ten głucho upada na ziemię, ekipa dyskutuje, a wisielec wstaje bez słowa i odchodzi w sobie wiadomym kierunku, ale przy ogólnym aplauzie widowni i milczeniu zaskoczonych postaci na planie. Po co to? Symbol? Zgrywa? Dowcip? Sugestia, że może zmarły nie wie, że nie żyje i jeszcze jakiś czas się błąka w swoim ciele, a jednak bez ciała? Zresztą sugestia jakby potwierdzona później w scenie ze zlotu spirytualistów.
I tak wchodzimy w świat rozegrany pomiędzy trzema postaciami. Pierwsza, to nie tyle cyniczny (o czym wszyscy wokół trąbią w recenzjach) co racjonalny i na pozór pozbawiony emocji prokurator, dla którego sprawy duchowe nie istnieją, a spirytualne skojarzenia nie sięgają dalej niż szklanka uzupełniana wielokrotnie co wieczór. Ludzkie ciało zaś, zwykle zmaltretowane, to tylko powtarzalny element, znak jego pracy zawodowej. Po przeciwnej stronie jest córka prokuratora, borykająca się z problemami własnego ciała, żywieniowymi głównie, zanurzona w traumie po śmierci matki. Trzecia postać to terapeutka Anna, która po śmierci synka odkryła umiejętność kontaktowania się ze zmarłymi, gdy ci z różnych powodów nie odchodzą i pozostają w pobliżu cierpienia pozostawionych bliskich. Anna, pięknie grana przez Ostaszewską, wolna od makijażu i naturalnie zdystansowana do świata i siebie, stosuje dziwaczne metody terapeutyczne, z których kpi ordynator szpitala. Może Anna nawet skutecznie je uprawia, ale nie przekonuje widza, bo sesje pokazane są w sposób banalny, przewidywalny, wręcz rażący infantylizmem i stereotypem. Mimo tego terapeutka bierze na siebie trud pojednania córki z ojcem, chce w trakcie seansu skontaktować się ze zmarłą żoną i matką, osobą najważniejszą dla dwojga, ale zamiast tego zasypia i chrapie, w czym rzekomo ujawnia, według recenzentów, dystans do siebie i swoich umiejętności, a w efekcie bawi skonfliktowanych ze sobą ojca i córkę, co ma chyba symbolizować ich pojednanie i zażeganie traumy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, choć każde na swój sposób trwało w tym stanie bardzo długo. Chrapanie terapeutki okazuje się skuteczną metodą na zażegnanie głębokiego konfliktu. To jest mistrzostwo świata w budowaniu głębi psychologicznej postaci. Ale rozumiem, że film trzeba było jakoś skończyć, a nawet tak uznane artystyczne kolano musiało kiedyś zdrętwieć pod ciężarem gatunkowym powstającego scenariusza. Tymczasem recenzenci mówią o bohaterach bardzo wzniośle, a ich śmiech nazywają „weryfikowaniem poglądów na życie i śmierć”.
Jest w tym filmie kawał pomysłu na dobrą historię, a co robi Szumowska? To co umie najlepiej – spieprzy wszystko. I nie pomoże jej żadna aktorska kreacja, żadna gwiazda, a widz wyjdzie z kina z takim samym dobytkiem duchowym, z jakim do niego przyszedł, intelektualnie wzbogacony jak po lekturze „Faktu” i tylko poczucie straty czasu i kasy może mu nieco doskwierać. Może też nie pojawi się w kinie, by obejrzeć inną rodzimą produkcję, czego jakoś żal, bo reklama zrobiła swoje i po raz pierwszy oglądałem polski film przy pełnej sali kinowej, w środku tygodnia.
Zdaje się, że sama reżyserka nie wie, o czym chciała opowiedzieć, ale wie, że musi być modnie i politycznie lewacko, tyle że na poziomie umysłowym liderów PiS, choć ideologicznie a rebours. Jej recepta na filmową strawę zdaje się być od lat bardzo prosta i ta sama. Do garnka trzeba wrzucić trochę medialnej papki, przyprawić pozorowaną niepoprawnością polityczną i zamieszać. Niech się berbelucha gotuje, a potem jakąś nazwę daniu się przysposobi, byle wszędzie było głośno. Szumowska i tym razem pakuje do filmowego gara szczyptę smaczków rodem z ideologii New Age, trochę taniej publicystyki o interesownych lekarzach, żerujących w burdelu publicznej służby zdrowia, doda nieco odgrzewanych sensacji (nawiązanie do nośnego medialnie morderstwa Madzi z Sosnowca, do zabójstwa Zdzisława Beksińskiego), wstawi akcent tradycyjnie dla siebie antyklerykalny (na widok dziennikarzy i kamer, prokurator przechodzący przez korytarz dowie się od współpracownika, że mamy proces księdza pedofila), poza tym dorzuci autorka trochę jarmarcznej wiedzy o seansach spirytystycznych, ciut publicystyki antykomercyjnej, bo przecież przeciwstawi medialnie nośnemu kultowi pięknego ciała w reklamie wcale nieapetyczne ciała anorektyczek, body Gajosa w wannie czy Dałkowskiej (cudownie tańczącej w majtkach do piosenki „Śmierć w bikini” Republiki) i już jest super film, podpisany uznanym nazwiskiem. I żeby dopełnić artyzmu, pod pozorem głębi obrazu i pozostawienia niedopowiedzeń, pozbawi dzieło nadmiaru dialogów, bo jednak na ekranie bohaterowie prawie ze sobą nie rozmawiają, wymieniają bardzo oszczędne informacje. W tym miejscu pozwolę sobie na dodatkową złośliwość w kwestii budowania dialogów. Wcale nie jest takie pewne, czy filmowa oszczędna komunikacja bohaterów nie ma swojego uzasadnienia w merytorycznym przygotowaniu pani Szumowskiej, a powody ich milczenia na ekranie być może dalekie są od zamysłów artystycznych. Gdy słucham wypowiedzi reżyserki w mediach, odnoszę wrażenie, że ma znaczne problemy z formułowaniem myśli, z budowaniem zdań złożonych, a jej słownictwu daleko do językowego bogactwa. To pozwala przypuszczać, że brak dialogów w filmie, to bardziej językowa nieporadność niż przemyślany zabieg. Ale to nie przeszkadza medialnym papugom, powtórzą zachwyt tyle razy, ile padnie tytuł filmu, bo nie wypada inaczej. Zgodny chór medialnych pochlebców doniesie gawiedzi w najdalszym kącie uśpionej, że powstał obraz na miarę Europy. Promocja zadziała bezbłędnie, plakatem zaklei się miasto, a kto pójdzie do kina, a nie pozna się na geniuszu hochsztaplerki, ten kiep.
Chyba jestem już zmęczony biciem piany wokół pustki dzieł pani Małgorzaty, w pewnych elitarnych kręgach zwanej Małgośką. Chyba już więcej nie dam się nabrać na jej kino pozorów artystycznych, bez względu na ilość nagród, które do niej przylgną mniej lub bardziej ideologicznie. Chyba zacznę stosować zasadę unikania dzieł, o których najgłośniej się krzyczy. A już na pewno nie uwierzę, że ta reżyserka może do czegokolwiek dojrzeć, bo jak widać, z pustego i Salomon nie naleje.
No i chyba odpuszczę wyjście do kina na ten film. Inaczej go sobie wyobrażałam. Dobrze się czyta twój tekst Jacku. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńSkusiłem się na ten film i szczerze gorzko tego żałuję jedynie obsada ciekawa do dzisiaj nie wiem o co chodziło do końca w tym filmie ale to oczywiście moje odczucie
OdpowiedzUsuńPanie Jacku bardzo fajnie pan pisze Film jest jak dla mnie totalną porażką
OdpowiedzUsuńCzyli w sumie nie mam czego żałować, że mnie choroba rozłożyła i nie mogłem się wybrać na "Ciało" do kina... Przyznam, że byłem bardzo ciekaw tego filmu, wcześniej jakoś dzieł Szumowskiej nie oglądałem, a tu kusił mnie plakat, doniesienia o nagrodach no i trailer...
OdpowiedzUsuńMówią "krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje"...
Ogólnie film wywarł na mnie ogromnie pozytywne wrażenie jestem zadowolony z poświęconego czasu na obejrzenia go
OdpowiedzUsuńZdania są widzę w recenzjach mocno podzielone, a ja się chyba na film i tak przejdę.. choćby dla samego Gajosa.
OdpowiedzUsuńNa prawdę, aż tak? Ostatnio czytałam recenzję w angorze i była zgoła inna. Poczekam do wydania na DVD i zweryfikuję sama.
OdpowiedzUsuńFilm widziałam i hmmm, nie zmusił mnie do żadnego przemyślenia, ot tak, przeleciał i tyle. Nie unikaj dzieł o których głośno, bo możesz coś pominąć;) ale jest w tym prawda, w dzisiejszych czasach promuje się głównie niezbyt dobre dzieła.
OdpowiedzUsuńHmm będę musiała wreszcie obejrzeć, bo ciekawa jestem co zostało nawywijane w tym filmie;)
OdpowiedzUsuńNie podejrzewałabym, że Gajos zagra w czymś takim...
OdpowiedzUsuńChyba obejrzę z samej ciekawości :)
OdpowiedzUsuńfilm katuje, nie da się ukryć...;)
OdpowiedzUsuńMnie tam nawet się podobał;)
OdpowiedzUsuńFilm jak film, do obejrzenia, ale nie zachwyca
OdpowiedzUsuńPo takim opisie trzeba ten film zobaczyć.
OdpowiedzUsuńDokładnie, czuję się zobowiązana obejrzeć ten film
OdpowiedzUsuńFilm bardzo dobry, zmusza do myślenia
OdpowiedzUsuńA ja mimo wszystko chciałabym zobaczyć ten film!
OdpowiedzUsuńA mi się ten film podobał ze względu na przeobrażenie aktorów!
OdpowiedzUsuńA mi się ten film bardzo podobał, jeden z lepszych polskich w tym roku
OdpowiedzUsuńNo to w takim razie poczekam jak gdzies w TV będzie leciał.
OdpowiedzUsuńDla mnie ten film jest porażką, tak naprawdę tylko szokuje ale nic poza tym
OdpowiedzUsuńA mnie ten film ani nie zaszokował, ani jakoś nie poruszył. No nie wiem, może mam za dużą więdzę o zaburzeniach odżywiania żeby coś takiego mogło na mnie wpłynąć jakoś
OdpowiedzUsuńja tam polecam, film z głębszym przekazem
OdpowiedzUsuńOglądałam ten film i.. szczerze nie rozumiem tej gorączki, która panowała podczas jego premiery.
OdpowiedzUsuńFajna obsada, fajny temat w film jakiś taki nijaki
OdpowiedzUsuńfilm godny uwagi
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc po takiej obsadzie spodziewałam się zdecydowanie więcej.. no ale cóż.
OdpowiedzUsuńNie nazwałabym tego filmu, filmem bez przekazu. Uważam, że nie jest on dla wszystkich ze względu na swoją specyfike, ale z pewnością do pewnej grupy trafia idealnie.
OdpowiedzUsuńFilm świetny
OdpowiedzUsuńŚwietnie, ale szkoda że na blogu przestałaś się pojawiac
OdpowiedzUsuńJa zawsze patrzę na całokształt. Sceny, kostiumy, dekoracje, aktorzy...
OdpowiedzUsuńLubię filmy z przekazem i te nie do końca jasne- bo zazwyczaj po takich myślę długo: o co tak na prawdę w nim chodziło :-)