Sytuacja diametralnie uległa zmianie, gdy producenci programu „The Voice of Poland” postanowili pożenić swoją ideę z postacią Nergala. Chciałoby się powiedzieć: gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, trudno więc dziwić się aktualnej paranoi. Telewizja usiłuje zdobyć oglądalność swoim żałosnym show, a szczypta świeżej sensacji, choćby z uleczonej krwi, nie tylko nie może projektowi zaszkodzić, ale powinna pomóc. Dosyć zabawny dziś Darski, zdejmujący na potrzeby programu sceniczny kostiumik czarnych mocy, zgodził się zapewne z kilku powodów. Niewykluczone, że miał na celu także uzbieranie okrągłych sum na koncie, ale być może chciał rzeczywiście zabawić się w jurora.
Obu stronom trudno zarzucać cynizm, a tym bardziej nieprzemyślaną grę rozpaczliwych gestów. Nie mają nic do stracenia. Dwójka robi co może, żeby wyrwać kaskę od reklamodawców, zaś Darskiemu nie należy mieć za złe, że korzysta z ostatnich drgawek popularności, zanim rodacy zapomną kto to Doda i jej heroiczny związek z komiksowym wojownikiem. Wszystkim zaś wiadomo, że publisia masowa jest bezwzględna: dziś wielbi - jutro pyta kim był wystygły celebryta.
W zasadzie nie byłoby o czym mówić, gdyby do sprawy nie włączyły się pewne czynniki społeczne, którym jak widać mało przegranej w sądzie. Uniewinniający wyrok dla Nergala, to zbyt niedoszacowana dawka żenady dla pewnej części przedstawicieli Kościoła Katolickiego. Postanowili czynem i słowem udowodnić, że muzyk słusznie robi sobie jaja z odległości wierzących do tolerancji i ewangelicznej miłości wobec myślących inaczej. Szkoda tylko, że wszystkich podciąga pod jedną kreskę, ale takie prawo ignoranta. Oponenci z przeciwnej strony barykady pozwalają dla odmiany wciągnąć się w prowokację tam, gdzie jej zupełnie nie ma. Sami organizują sobie walkę i kreują wroga, który zupełnie nie rwał się do konfrontacji. Samozwańczy obrońcy „całego Kościoła” ochoczo strzelają sobie w kolano na pośmiewisko światu i ostatnim myślącym wiernym.
Początkowo z protestami wyrwało się tylko Stowarzyszenie Dziennikarzy Katolickich, potem biskup wrocławski, a teraz dołączają inni. Z ekranowego pajacyka w śmiesznej czapeczce zrobili wroga świętej wiary, niczym z rzeczywistego ordynariusza szatana. Zachowali się dokładnie tak, jakby zjadał na ekranie pieczonego kota, pod szklankę wody święconej mineralizowanej, a usta wycierał stroniczką Starego Testamentu, poprzedzając głośne beknięcie w pentagram.
Gdyby podobne protesty wyszły z intencji ludzi o jednostronnej wizji świata, takich spod znaku toruńskiego radia albo chociaż z obozu samozwańczych obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu, wydawałoby się to zrozumiałe. Gdy jednak robią to hierarchowie Kościoła, gdy robią to ludzie wykształceni, którym nieobce z pewnością tajniki psychologii społecznej i pewnych zachowań stadnych, wielu katolików myślących, tolerancyjnych, światłych i otwartych ma prawo dziś czuć zażenowanie i pewnie dostaną rozgrzeszenie z powodu zatykania uszu na mądrość niektórych przewielebnych. Dano im właśnie prawo, żeby mogli jeszcze raz przemyśleć, czy chcą utożsamiać się z Kościołem, który w miejsce złotej zasady: „zło dobrem zwyciężaj” nie tyle chwyta po oręż zła, co z uporem godnym lepszej sprawy kompromituje dobro.
Zamiast pochylić się z miłosierdziem nad biedaczyną, który nie może zniszczyć treści Biblii, więc w geście rozpaczy rwie papierowe strony książki z zapisem Bożego Słowa, zamiast totalnie zignorować i skazać na niebyt kukiełkowo-nergalowe sceniczne podrygi, wytacza działa godne armii prawdziwie piekielnej, zalewającej redutę kościelnego Ordona.
Jeśli choć trochę orientujemy się, kto stanowi publiczność telewizyjnego show, doskonale zrozumiemy fakt, że bez zaangażowanych zabiegów protestacyjnych pies z kulawą nogą nie zastanawiałby się, jaką ideę wciela Nergal na scenie muzycznej, a od jurorowania w drętwym show nie przybyłoby mu nawet stu fanów i nie byłoby żadnego powodu do przeciągania jego medialnego bytu poza czas antenowy konkretnego programu.
I tylko żal, że nie da się tak zwyczajnie ogarnąć mocy autodestrukcji w samym Kościele. Skąd bierze się ta masochistyczna przyjemność pogrążania się w oczach wątpiących, wahających się, odchodzących, przy jednoczesnym aprobowaniu własnej słabości? Dlaczego tak głośno wyłazi w mediach zawsze ta część Kościoła, która pozwala sobie na niewidzenie belki w oczach własnych kapłanów, siejących nienawiść, podjudzających do podziałów, niszczących Chrystusową naukę, a jednocześnie ta sama siła tak głośno i chętnie zabiera głos w sprawie wyjmowania drzazgi z oka myślącego inaczej? Cząstka dosyć ograniczonych sygnatariuszy dobra dziś tak łatwo trąbi larum w sprawie artysty, który nikomu nie narzuca się ze swoją sztuką, a jednocześnie ta sama cząstka sprawia, że Darski może święcić tryumfy, choć wcale o to nie zabiegał.
Dzięki zaangażowanym duszpasterzom ośmiesza potęgę Kościoła, chociaż nie było to jego celem. Upiekł pieczeń tam, gdzie nie szukał nawet rusztu. Bardzo poważni katolicy na naszych oczach chyba nawet pomogli rzekomemu sataniście, bo jeśli jakiś czas temu zaryzykował utratę znacznej części zagorzałych fanów, którzy poczuli się zdradzeni za sprawą medialnego podwójnego romansu idola: z Dodą i popową telewizją, teraz może się odgryźć. Ugra ile się da w odzyskiwaniu fanów, a może nawet przybędzie mu zwolenników, zanim świat o nim zapomni i przerzuci wraz z wizją artystyczną na obrzeża muzycznego biznesu, tam, gdzie jego pierwotne miejsce.
Masz rację, lepiej byłoby dla Kościoła gdyby nie promował swoją niechęcią Nergala-ale z drugiej strony zaniechanie jest grzechem więc niewiele myśląc hierarchowie katoliccy postanowili ogłosić krucjatę-która tak naprawdę uderza w nich samych-a Nergala i ten lichy program popularyzuje...
OdpowiedzUsuń