poniedziałek, 5 września 2011

Żłoby wyborcze

Powiew jesieni czuć coraz dotkliwiej. Złośliwi twierdzą, że skoro zaczęła się w czerwcu, teraz chłodzi już tylko świadomość wyborów. Obowiązek obywatelski przyjdzie nam wypełnić w październiku, więc głosy rozlegają się coraz dobitniej. I tylko jakoś żal, że i tym razem nie można pójść radośniej, by bez wątpliwości wypełnić zobowiązanie i z nadzieją spojrzeć w przyszłość, jeśli nie własną, to przynajmniej dzieci i wnucząt.

    Minione dwie dekady pozwoliły nam sprawdzić w zasadzie wszystkie możliwe opcje i mamy tak samo albo gorzej, przynajmniej jeśli chodzi o kierunki wyboru, o twarze i ich nosicieli, zdyszanych w biegu po władzę. Wszystkie możliwe rotacje i kombinacje ograliśmy w lewo i w prawo, ostatnio pozostaliśmy na tym, co w środku, przynajmniej tak nam się wydawało, i wiemy już kto manipuluje, po jakiej stronie, i w jakim medium, a obywatelom wciąż podobny syf na drogę. Tymczasem zamiast rozmowy o problemach, które trzeba rozwiązać, rozważań o programach wyborczych, mamy głównie debatę o debacie z debatą w tle, niedoszłą. To najlepiej odzwierciedla poziom szacunku dla wyborców i stosunek do obywateli, który od dawna przypomina ten seksualny: póki co poskaczemy sobie do gardeł, w ramach gry wstępnej, bo was pieprzymy, a przed kolejnym numerkiem uśmiechniemy się, może kwiatka damy i jabłuszko, zatańczymy w spocie gubiąc rytm, a może nawet zaśpiewamy w ramach popisów godowych, potem wydymamy raz jeszcze, tuż po odejściu od urny.

    Według wszelkich sondaży rzecz rozegra się między zwolennikami dwóch partii. Z jednej ta bliższa czasom, otwarta na świat i Europę, ale niechętna wielkim zmianom, reformom i wizjonerskim zapędom, z drugiej zaś partia wodzowska, przepojona podejrzliwością, nieufna, chętniej szukająca wrogów niż rozwiązań gospodarczych i recept na lepsze życie rodaków, serwująca podziały na Polaków prawdziwych i malowanych, ale przede wszystkim niechętna myślącym inaczej. Kilka pozostałych partii nie wyjdzie pewnie daleko poza próg wyborczy, jeśli w ogóle, a inne zostaną ze statusem folkloru politycznego, na który solidnie pracowały, ale widać dobrze im na marginesie, skoro od dawna tam tkwią zachwycone sobą, nierzadko odrealnione.
  

Co ma z tym począć statystyczny wyborca? Oczywiście, jeśli drogie mu powinności, ale rozsądek podpowiada, na podstawie obserwacji życia politycznego minionych dwóch dekad, że lepsze przy kiepskim staniało. Obywatel może podrapać się pod beretem i rozważyć: zostać w domu, czy dopisać się do jednego z obowiązujących trendów, z których żaden nie poprawi jakości życia. Zwłaszcza, że teraz trudno nawet powiedzieć, jakoby wybierał mniejsze zło. Bo wcale nie takie małe zło zmienia barwy i maski, ale do dobra mu wciąż tak samo daleko.

    Co ryzykuje obywatel, jeśli odda głos na PO? Dalej będzie stał w gigantycznych kolejkach po zdrowie, coraz więcej zostawiając w prywatnych gabinetach. Będzie obserwował dalszą degradację oświaty i spadku jakości nauczania, zastępowanego produkowaniem papierów udających reformę, co w konsekwencji doprowadzi do zaniku wielu zawodów niezbędnych na rynku. Wzrastać zaś lawinowo będzie ilość posiadaczy dyplomów nie potwierdzających ani wiedzy, ani umiejętności praktycznych. Dyplomowani nie znajdą pracy w najprostszych zawodach i często najbardziej pożytecznych społecznie, bo żywić się będą pustymi ambicjami, nadętymi medialnie przez rząd dobrego samopoczucia. Wzrastające koszty pracy sprawią, że pracodawcy jeszcze chętniej zrezygnują z zatrudniania nowych, zajeżdżając do bólu pozostałych pracowników, zdeterminowanych spłatą rosnących rat kredytów. Ponadto zwolennicy PO będą zobowiązani do oddania na Skarb Państwa ciężko uciułanej ostatniej szansy na emeryturę z drugiego filaru, a smoka ZUS-u i tak żadna siara nie ruszy. Niewiele pewnie się wydarzy w kwestii zabierania przywilejów emerytalnych tym, na których byczenie się w sile wieku reszta społeczeństwa solidnie zapracuje, a ponadto będzie drożej za mniej pieniędzy kiepsko zarobionych w tych gałęziach gospodarki, gdzie zamiast produkować sprzedaje się to, co wyprodukuje zagranica. Nie wiem tylko, co obroni i usprawiedliwi PO w następnej kadencji, jeśli kryzys światowy wywinie orła, obędzie się bez upadku prezydenckich samolotów i klęsk powodzi.

    Na co skaże się obywatel wybierając PiS? Już dziś wie, czego oczekiwać od partii, której wódz za ważniejsze niż przedmiot debaty programowej uznaje miejsce, gdzie ma się toczyć. Z pewnością znaczna część środków państwowych wzmocni służby specjalne, bo budowanie autorytetu władzy na nieustannej podejrzliwości i tropieniu wroga musi kosztować nas wszystkich. W kwestiach gospodarki jest większa szansa, bowiem jej stan może się poprawić przez zaniedbanie. Paradoksalna metoda może się sprawdzić, gdy wódz zajęty nieustanną wymianą podejrzanych współpracowników i doborem nowych biernych, miernych, ale wiernych oleje gospodarkę, która dopóty jest dlań niegroźna, dopóki nie ma ambicji na rządzenie prezesem. Ekipa zajęta wycinaniem oponentów politycznych puści gospodarkę na żywioł, a Polacy, wiadomo, jeśli nie rzucać im kłód pod nogi jakoś sobie poradzą. Niestety, taka droga nie wróży jednak naprawienia tego, co dotąd zepsute, choćby w dziesiątkach absurdalnych ustaw i przepisów. Medialnie z pewnością będzie weselej, bo niejedno kuriozum nas rozbawi w powracającym micie IV RP. Co więcej: jest szansa, że kręgi intelektualne, zepchane pod rządami PiS do podziemia, zaczną wreszcie szukać idei ratowania ducha w narodzie i będą realizować się w ocalaniu etosu łżeelity, a jak wiadomo uciśniony polski intelektualista, pisarz, reżyser, plastyk stworzy dzieła o wiele bardziej doniosłe i głębokie.

Rozpatrując obecną sytuację polskiego wyborcy, którego politycy od dawna mają za kłapouchego, nieuchronnie nasuwa się zmodyfikowany obraz bajkowego osiołka, któremu w żłoby dano: w jeden owies, w drugi siano. Zmodyfikowana bajka mówi, że dziś osiołek dostałby tylko kartki z napisami: zielonym flamastrem - siano i drugi - żółtym mazakiem - owies. Osiołek bez wyjścia powinien zabrać się za przegryzanie postronka, by z takiej stajni pójść na prawdziwie zieloną łączkę. A polski wyborca? Temu proponuję dwa wyjścia: głosować na jedną z partii folklorystycznych albo oddać nieważny głos w ramach protestu. Może da się wymusić zmianę aktorów ogranego spektaklu? A jeśli nie? Pozostanie ratować honor. Skoro politycy nie szanują wyborców, poczujmy się zwolnieni z szacunku dla wyborów. A nóż widelec sami się wyrżną i przyjdą nowi, a wówczas rozważymy powrót do obywatelskiej powagi.

1 komentarz:

  1. Nic dodać, nic ująć. Taka smutna prawda, że aż boli.

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF