czwartek, 17 lutego 2011

Czytanie szkodzi

Z dzisiejszej Wyborczej dowiedziałem się, że poprawiła nam się statystyka czytelnictwa w stosunku do 2008r. Z 38% czytających zrobiło nam się 44%, ale jak zastrzegł Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej, tym wynikiem nie należy specjalnie się podniecać, gdyż zmianę rezultatu zawdzięczamy również i temu, że pod kategorię „książka” w badaniu podpięto e-booki, poradniki i słowniki. Skąd się bierze niechęć do czytania? Z rozwoju internetu, z bogatej (choć wątpliwej jakości) oferty telewizyjnej, z kilku innych faktów, które nie przeszkadzają takim Czechom, czy Francuzom, skoro biją nas na głowę czytaniem prawdziwych książek w przeliczeniu na realnego obywatela, a niby żyją w objęciach tej samej cywilizacji. Ale może im czytelnictwo nie szkodzi tak boleśnie jak nam. Żeby przywołać te szkodliwości, zacytuję fragment własnego opowiadania sprzed czterech lat, w którym mój bohater zmagał się z czytaniem. Mam jednak dylemat: jak to zrobić, żeby sens opowiadania oddać, a nie przekroczyć trzech stron? Według wyników przywołanego powyżej badania, czytelnik polski nie toleruje więcej niż 3 strony tekstu. Łatwo nie będzie i trud swój dedykuję wytrwałym, a szło to tak mniej więcej:

    Poczułem aromat kawy-plujki pod nosem, gdy z kartek nowej książki przebił się zapach drukarskiej farby i zakwitł pod czaszką rozkoszą czytania. Niestety, dzwoneczek gg rozbił namaszczenie! Ktoś miał ochotę wyrwać mnie z obrzędu. I co się okazało? Całkiem porządny kolega, wzięty nauczyciel, poukładany mąż koleżanki i przykładny ojciec ich dziecka, zapytał nieśmiało, co porabiam w smutny deszczowy dzień przed komputerem?

    Szybko wyprowadziłem go z błędu. Włączony komputer, to tak dla picu, bo czeka mnie pisanie pracy dyplomowej. Oddaję się przyjemności całkiem nieobowiązkowej lektury. Koleżka natychmiast zaatakował, że znowu marnuję czas, a wiadomo: mądrzejszy nie będę i tylko złych myśli od tego czytania namnożę. Próbowałem tłumaczyć, że to ciekawa książka, o życiu, o jego sensie, prawdziwa powieść, choć niekoniecznie o prawdziwym człowieku. Koleżka przysłał tylko emota, który turlał się ze śmiechu.

    Zmilczałem gada, co mi zostało? Widział, że prowokacja nie podziałała, więc znowu uruchomił katarynę, że od czytania człowiek nosi w sobie za dużo pytań, wzrok siada i świat nie układa się w całość. Coraz więcej wątpliwości i dylematów, a stąd prosta droga do doła. Niby czemu ja tak lubię się dołować? Ten kraj i bez mojego wkładu to rów mariański, po co gnębić się dodatkowo, jakby mi ktoś za to płacił?! Tymczasem cywilizacja oferuje roje rozrywek na dzień deszczowy! Można głuszyć zużyte żony albo przechodzone kochanki w gadu gadu! Można zagrać w kanastę sieciowo! Można zaszaleć na allegro w poszukiwaniu przyczłapa do bumbulatora i młotka z czujnikiem, a ja tu pocę się nad książką? Pokuta? Kara za niedyspozycję małżeńską? Świata nie naprawię, a zgryzoty na pewno przybędzie.

    Ależ mnie ugotował swoją mądrością! Wargi zsiniały, a przyjemność lektury jakby zbladła. Poczułem się bezradny, bo co powiedzieć? Nic? To przyznać rację, dać radość ostatniego słowa. Tłumaczyć pożytki płynące z czytania? Komu? Nauczycielowi gimnazjum, którego uczniowie jadą na ściągach z internetu? Zabraknie mu emotów śmiechu! Równie dobrze mógłbym napisać list do pani minister od edukacji o pożytkach płynących z użycia rozumu.

    Nic nie pozostało jak sieknąć na odlew bezradnym banałem. Wytłumaczyć przykładnemu mężowi i ojcu i nauczycielowi, że po to Bozia dała człowiekowi rozum, wolną wolę i intelekt, żeby je rozwijał! Żeby dbał o nie i stawał się lepszym w człowieczeństwie swoim, że nie wolno zakopywać talentów, itd.. Nie raz to słyszał – myślę – zadziała. W końcu także przykładnym jest katolikiem: co niedziela garniakiem straszy w głównej nawie. Spróbowałem. Ale on znowu mi roześmianą gębę przysyła! Zaraz potem dopisał, że on jednak piwo wybiera, więc idzie do sklepu i życzy mi miłej lektury, choć jak mnie zna nic miłego przecież nie czytam. Pewno jakie poezje, eseje z psychologii albo nudne szkice z filozofii.

    Wyłączyłem gadu, a gada-koleżkę w niepamięć jego browarną odesłałem, ale do lektury wrócić nie umiałem. „A może on ma rację?”, jakiś diabeł mnie podszedł. Po jaką cholerę mi te książki? W rodzinie nikt nie czytał i wszyscy z pożytkiem żywot przepędzili. Jedyny stryj, co mnie w ten wredny nałóg czytelniczy wpędził, życiem zapłacił za to czytanie. Tak, z książką zasnął i z papierosem! Spalił się razem z mieszkaniem, świeć nad nim Panie. Tfu, ależ myśl! 
Co ja mam z tego ciągłego czytania? Wzrok siada, bliźni się odwrócili, bo nie mam dla nich czasu, a jak mam czas, to nie gadam, bo oni nie czytają i nie mam o czym. Do wyborów nie chodzę, głosów nie oddaję, bo z książek wiem, że nie ma po co. Pracy nowej nie szukam, bo z lektur gazet wiem, że pracę zdobywa się przez układy, a i tak w każdej jest tak samo nędznie, bo ludzie jednakowo głupi bez czytania. Zmanipulować się nie daję żadnym sektom i ruchom, bo i o tym się naczytałem, ludzie nie lubią samodzielnie myślących. Z banków nie przysyłają mi promocyjnych kart kredytowych, bo umiem przeczytać i zrozumieć umowę, żaden ze mnie klient. I masz chłopie za swoje dążenie do doskonałości! Masz skutek rozwoju człowieczeństwa: samotność i zgryzota! Nawet do partii żadnej nie mogę się zapisać, bo przez te książki ładnie gadam i zagrożenie dla liderów gotowe.

    Kawa mi wystygła przez te myśli, rozejrzałem się po pokoju, a wszystkie książki roześmiały się kolorami okładek. Ożesz wy, ciemiężycielki moje! I z czego radość? O żesz wy, orędowniczki doła wiecznego! O żesz wy, przeszkody w drodze do miłości bliźniego! O żesz wy, drogowskazy wiecznych wartości jechane! Pozbawiłyście mnie radości konsumowania! Odebrałyście mieszczański spokój browarny! Usadziłyście mi potencjał uwodziciela! Odebrałyście radość klikania pilotem i latania po promocjach w markecie! Skazałyście na sromotny los zapomnianego w towarzystwie i co mam z wami począć? Spalić by was! Ale co z wydaną kasą?

Babcia ostrzegała, daj jej Panie wieczne odpoczywanie, żebym do kolegów wyszedł zamiast książki czytać. Ostrzegała! Bo u nich we wsi jeden za dużo czytał, aż pomieszania dostał w głowie i nikt z nim nie mógł się dogadać! Chodzili do Żyda w drugiej wiosce, żeby go od tej durnoty wybawił, ale nie wyszło, Żyd co innego czytał widać, bo jak się spotkali, każdy sobie gadał. I tak żył wioskowy głupek niezrozumiały, aż posiwiał i chodził swoimi drogami, bo nikt nie wiedział o czym gadał. Chłop żony nie znalazł, drzewa nie zasadził, syna nie zrobił. Strwonił życie bo strach było z nim przystanąć, a jeszcze większy strach, że rozpłodzić mógł tę durnotę do czytania. Z tego tylko nieszczęście jak w tej wieży Babel. (…pociągnąłbym dalej, ale to już trzy strony).

4 komentarze:

  1. brooklyn.blog.pl20 lutego 2011 16:41

    Interesujący blog. Możesz informować mnie o kolejnych notkach? Pozdrawiam, www.brooklyn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje "trzy strony" czyta się jednym tchem...
    Dobrze ujęte :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze bym poczytała :)... Prawie jak "Auto da Fe" :D... Literówka w 6 akapicie od początku trzech stron (chyba bo na blogu nie widać w każdym razie po dwukropku) przed "lektur gazet" brak: z

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgodzę się z przedmówcami, bardzo przyjemne trzy strony :)

    Fakt, że czytamy coraz mniej lub prawie wcale jest zatrważający. Jednak to właśnie w ebookach i nowych technologiach być może leży jego rozwiązanie. Przecież wydawcy w sieci dwoją się i troją, żeby zachęcić ludzi do czytania. Już powstają nawet czytelnie online, jak np. www.ibuk.pl, które umożliwiają wypożyczanie książek w sieci. Tak ogromnej łatwości dostępu jeszcze nie mieliśmy. Oby tylko ten czynnik ciekawości nowymi formami przerodził się w wymierny wzrost odsetka ludzi czytających...

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF