czwartek, 9 września 2010

Ona i On - forever zonk

    Tego lata chętnie zerkałem na stronę jednego z wiodących portali, który między innymi artykułami prezentował blogi godne polecenia. Szybko okazało się, że dwa najistotniejsze tematy w życiu blogerów, to patologie w pracy i związek dwojga. Z tej pary zaś najczęściej mielone są tematy wokół relacji „ona i on”. Czy należy się temu dziwić? Czy pozostaje już tylko bezradnie uśmiechać się pod nosem i nie czytać? Albo stwierdzić z nutką zdumienia: że też im się to nie znudzi. Choć to temat stary jak świat, nic nie stoi przecież na przeszkodzie, żeby poprzyglądać się z boku i temu zjawisku społecznemu.
Gdyby ująć rzecz statystycznie, ilościowo, w wyznaniach dotyczących porażki związków hetero z pewnością prym wiodą panie. Z czego to wynika? Być może one w tej materii więcej czują, częściej marzą, więcej czytają, oglądają i więcej idealizują. Zatem wszelkie niepowodzenie rodzi długotrwałą frustrację, szczególnie, że bardzo chętnie widzą winy partnera i pod stosownym nickiem mogą z siebie wyrzucić gorycz. Od lat zaś wiadomo, że grafoterapia przynosi ulgę i wypisanie rozczarowania daje lepszą pociechę niż wypłakiwanie się ostatniej przyjaciółce, która – nie daj Bóg – zawsze może wyskoczyć z tekstem: „a mówiłam ci, że on jest beznadziejny”.

    Mężczyźni chętniej piszą blogi komentujące naszą rzeczywistość społeczną i polityczną, snują refleksje o świecie dla siebie zewnętrznym, ewentualnie prezentują pasje. A związki? Sprawy intymne? Wiadomo, facet - maszyna prosta, zwykle szuka rozwiązań praktycznych i nadmiernie nie posiłkuje się roztrząsaniem zawiłości związku z ukochaną. Na początku, dopóki zdobywa, skupia więcej uwagi na kobiecie. Jednak taniec godowy szybko go wyczerpuje. Później popada w spełnienie i realizuje grzecznie powinności, znajdując sobie wiadome sposoby odreagowania wszelkiej niemocy. Dom i rodzinę, małżeństwo czy luźny związek, często traktuje jako bazę wypadową i przyczółek bezpieczeństwa. Bywa też, że nudzi się w związku albo zostaje zraniony przez partnerkę i szuka atrakcji poza dotychczasowym układem, niechby i nowego obiektu do zdobycia. Czasem zwyczajnie popada w marazm i ani nie szuka nowych wyzwań, ani nie realizuje powinności małżeńskich, ot żyje z dnia na dzień, korzystając z maksimum spokoju przy minimum zaangażowania. I to wszystko razem wzięte rodzi narastającą odsetkami rozżalenia, znaną powszechnie, sytuację: „Marian, ty już mnie nie kochasz”, czyli kolejne setki i tysiące powodów do wyróżniania w rzeczonym portalu blogów ze skowytem kobiecej rozpaczy, pretensji i żalu.

    Pomówmy zatem o przeciętnej, statystycznej, zwyczajnej, sytuacji rozjazdu pomiędzy stanem ich dwojga z okresu zakochania, a czasem ich bytu powszedniego, gdy codzienność, kalkowana przez powtarzane miesiącami setki czynności, pokryła szarością pierwsze westchnienia i tęsknoty płynące z zauroczenia, zaś przyjaźń (jeśli zdążyła się narodzić) utonęła w głębinie małostkowych pretensji, wzajemnych żalów i idealizowanych z czasem wspomnień narzeczeństwa, a także pod wpływem zwyczajnego zmęczenia materiału.

Gdyby zebrać niemal codziennie wyróżniane notki autorek blogów o relacjach męsko-damskich, choćby na przestrzeni roku, i uznać je bezkrytycznie za przewodnik po życiu w związku, do jakiego wniosku moglibyśmy dojść? Pierwszy jaki się nasuwa: piękne i spełnione życie w związku możliwe tylko w kinie i powieści dla kucharek. Dlaczego? Wiadomo, on zdradza, nie ma cierpliwości w czasie zakupów, nie przynosi kwiatów, zapomina o rocznicach, ciągle pracuje, bardziej zajmuje się samochodem niż kobietą, rozgląda się za innymi, godzinami spędza czas w necie, na czacie albo w komunikatorze. Zapomniał co obiecywał, już nie patrzy tak w oczy, kocha się z nią mechanicznie, a podczas gry wstępnej kobieta musi mieć zamknięte oczy, bo nie zdąży ich otworzyć. Traktuje ją jak maszynkę spełniającą wyłącznie jego łóżkowe zachcianki. Zapomina, że kobiety miewają orgazm także w życiu, poza ekranem, a w ogóle miał szukać punktu G i też zapomniał jak zapomniał przytulić i szepnąć coś miłego. Poza tym zostawia brudne skarpetki i rozciągnięte po podłodze spodnie, chętniej pije z kolegami piwo podczas meczu niż siada z nią do kolacji z winem, nie zajmuje się dzieckiem, przedkłada zainteresowania nad wspólne spędzanie czasu. Nawet do kina nie chce pójść, bo ściąga filmy na jej życzenie, których za cholerę z nią nie obejrzy. I jeszcze jest zazdrosny o każdego kolegę z pracy i uśmiech obcego, który zwróci na nią uwagę w centrum handlowym i autobusie.

    Podejrzewam, że długo jeszcze mógłbym wpisywać się tak w ton kobiecych oskarżeń. I tylko dla zaoszczędzenia czasu czytającym, dodam, że wszelkie inne żale ściekające z nieudanych związków, a skrupulatnie wypełniające blogi tej kategorii, pozostają kombinacją ilościową i jakościową podanych powyżej haseł.

    Gdyby wierzyć bezkrytycznie notkom promowanym przez rzeczony portal, nawet w środku lata musiałbym przyjąć pesymistyczną wersję, że nie ma świetnych małżeństw, udanych związków, spełnionych konkubinatów. Wiem jednak doskonale, że z głębokimi relacjami w udanym związku jest jak z wykonaniem skoku do basenu bez wody. Nawet z najbardziej efektownym, potrójnym, saltem można go wykonać tylko raz. Dobre związki też można opisać tylko raz i to przykładem codziennego bycia razem w tym, co najbardziej dołujące, powtarzalne i nudne. Spełnienie i radość przeżywania udanej miłości ma to do siebie, że się w niej żyje bez fajerwerków i bez potrzeby rozpisywania się o tym. Przeżywanie radości zawsze lepiej wypada niż jej spisywanie. Szczęście opisane trąca banałem i czułostkowością, a tak nie ubiją piany żadne media, które wolą pławić się w prezentowanym bagienku goryczy, porażki, bólu i sensacji. Tylko wtedy udaje się bowiem przyciągnąć czytelnika, bo dobro i piękno nie są medialne.

    Coś mi mówi, że dobierając i mieląc w kółko wytarte w schematach opowieści wokół relacji „ona i on”, redaktorzy portalu przestali wierzyć w sens tej kołomyi, bo ona sensu w sobie nie ma za grosz. Jedyny bowiem tkwi z pewnością po stronie autorek pisujących o trudach współżycia, to jest sens terapeutyczny. Ale jaki sens ma to dla potencjalnych czytelników? Jakiś musi mieć, skoro liczniki statystyki odwiedzin takich blogów biją w setki i tysiące. Może czytelnicy notek śledzą tych, co mają gorzej lub równie przekichane i tak poprawiają sobie samopoczucie? Nie uwierzę przecież w pedagogiczną rolę notek o nieudanych związkach, skoro przez tysiąclecia ludzie nie opanowali tej prostej nauki, która podpowiada, że mężczyzna i kobieta wytrzymują ze sobą w imię miłości, kosztów utrzymania i wychowania potomstwa, ale wyłącznie budując codzienne kompromisy albo zwyczajnie się rozchodzą bez wydeptywania w kółko ścieżek zdeptanych przez wieki do spękanej ziemi.

24 komentarze:

  1. Kobiety piszą i pisać będą,i chyba nawet nie zastanawiają się nad tym czy ktoś je czyta.Milczący mąż- odwieczny "myśliwy", mówiący tylko to co bezwzględnie konieczne i nie zawsze chce być partnerem w rozmowie, więc co innego pozostaje.A każda kobieta chciałby się czuć spełniona. Osiągnięcie spełnienia nie jest proste więc budujemy w sobie poczucie niespełnienia. Stąd wieczne pretensje do losu, bo mąż nie taki i życie podłe przecież miało być kolorowo.Więc same na własne życzenie czujemy się zgorzkniałe.
    A przecież nasz los jest w naszych rękach tyko nie zawsze potrafimy lub zwyczajnie nie chcemy dźwignąć ciężaru odpowiedzialności za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Większość ludzi bez względu na płeć wie co to porażka w życiu, uczucie zawiedzenia, ból psychiczny/fizyczny zaczyna się od myśli a może zakończyć na sercu dosłownie w postaci wylądowania u kardiologa gdy bezdyskusyjne odczucie zawodu-porażki dopadnie nas bez uprzedzenia.
    Często doprowadzamy do takich porażek sami, nie widząc tego wczesniej lub ignorując pewne sygnały.
    Często jednak bywa też tak, że ktos okrutnie zrani nasze serce uczucia wrazliwość itd i żadna w tym nasza wina.
    Zastanawiam sie co jest gorsze, czy to gdy sami możemy sobie coś zarzucić i podzielić wine na pół, czy gorzej jest gdy nie możemy sobie nic zarzucić i nie wiemy czemu tak ktoś bardzo nas ubodnął w samo serducho.
    Obecnie mam kłopot ze soba natury drugiego uczucia silnego które pojawiło sie z nikąd, nagle, bez poszukiwań, bez większego powodu, ale będąc ok w stosunku do strego stałego uczcuia pozwoliłam temu nowemu rozwiać sie czasowo i dzisiaj zostałam z samotnym uczuciem do kogoś kogo już nie widać, i coraz bardziej mi go brakuje, i wygrywa to porównanie na plus z tym kogo mam obok siebie, i widac coraz bardziej braki, i poczucie spartaczenia tego co odczuwałam i czuję dobija mnie do granic mozliwości.
    Zaniedbałam coś czym własnie chyba powinnam sie zająć, bo takie uczucie do kogos nie pojawia się ot tak sobie.
    Ktoś powie, niepoprawna marzycielka? naiwna kobieta? rozwiązła? zachłanna? i w dodoatku niezaradna skoro nie potrafiła zadbac o to co się pojawiło, i ok, ktoś kto mnie nie zna może tak powiedzieć, ma prawo, ale aby to dobrze wytłumaczyć musiałabym napisac elaborat.
    Szkoda że tak sobie człowiek komplikuje życie, dławi się tym co czuje, i zdycha w niespełnieniu emocjonalnym i z poczuciem winy nie za to że sie coś zrobiło czego nie powinno, ale z powodu tego że się własnie nic nie zrobiło a przynajmniej dużo za mało aby dzisiaj być w dobrej kondycji emocjonalnie-psychicznej, na której skorzystaliby wszyscy, każda ze stron.
    Bełko marzycielki? powiecie, ale to nie prawda, wiem co mówię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestesmy stworzeni do bycia monogamistami.Tak juz stworzyla nas natura.I im predzej zaakceptujemy ten fakt tym predzej bedziemy cieszyc sie zyciem.Kiedys tez idealizowalam wszystko i wszystkich.Teraz mam 35 lat i naprawde jestem szczesliwa kobieta.Czy z partnerem czy bez,co to za roznica.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem interesująco zacząłeś...
    kiedy kontynuacja?

    OdpowiedzUsuń
  5. Żeby zaznać szczęścia w życiu trzeba partnera rozumieć a nie próbować przerabiać go na swoje widzimisię. Mężczyźni różnią się od kobiet nie tylko fizycznie ale też psychicznie i kobieta, która nie potrafi tego zaakceptować nigdy nie będzie na dłuzej szczęśliwa z facetem. Owszem, można faceta urobić według swoich wyobrażeń - choć nie każdego - ale czy wtedy on będzie szczęśliwy? Człowiek musi być sobą aby czuł się dobrze w otaczającym go świecie. Jestem żonaty od dwudziestu kilku lat, mamy dwóch synów, oboje z żoną spędzamy niemal każdą wolną chwilę razem i patrząc z perspektywy czasu czuję, że teraz jestem bardziej nią zauroczony niż w dniu ślubu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłeżony.pl pęka w szwach od problemów, które są ponad podziałami i dotyczą po równo, nie zależnie od statusu materialnego wszystkich.Temat nie wyczerpany, ciągle ten sam. Wielka zagadka trudności w związkach, różnicy między kobietą i mężczyzną, relacji, które nie zawsze są poprawne. Samo życie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na 4happy.pl. Nie dość że humor najlepszy w sieci to jeszcze za darmo można zgarnąć telefony komórkowe, gry PC, płyty CD. Wejdź i sprawdź to przecież nic nie kosztuję:) i z góry bardzo dziękuje i przepraszam za problem.

    OdpowiedzUsuń
  8. tak to poczytaj sobie na poprzejsciach.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Doskonała napisała: "Nie jesteśmy stworzeni do bycia monogamistami" - jedna z największych, powielana bezmyślnie bzdura... Bo nawet jeżeli tak jest, to każdy człowiek ma prawo wyboru. Jeżeli wybiera życie w związku z tą jedną lub tym jedynym, to powinien być konsekwentny. Udawanie, że jest się z kimś jest zwyczajnym oszustwem i tchórzostwem. Każdy ma wybór ... każdy może być tzw. "wolnym strzelcem" lub żyć w związku monogamicznym. To tylko kwestia odwagi i odpowiedzialności.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja swojego byłego męża nigdy nie chciałam zmienić,bo uważałam,że powinno się akceptować wady i zalety swojego partnera.A jednak po 20 wspólnych latach odszedł ode mnie.Myślę,że nie ma reguły.Wszystko zależy od człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Być z ze swoim partnerem/mężem/żoną dla zasady, bo tak się przysięgało jest wcale nie lepsze od bycia i "męczenia się" w związku, w którym zamiast Miłości jest tylko przyzwyczajenie. A niestety według mnie jest tak w większości związków. Dlatego nie powinno się gloryfikować tych co się trzymają sztywno tych zasad, bo jeśli żyje się tylko zasadami to nie jest życie.

    OdpowiedzUsuń
  12. fenixie taki facet jak Ty - marzenie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. tyle literek zmarnowanych...
    a gdzie jakiś sens???

    OdpowiedzUsuń
  14. Chyba jednak jakis sens w tym jest, w tych opowiesciach o nieudanych zwiazkach. Fakt, smutne to, ale zawsze daje to szanse na jakas nauczke. Nie musze tego przezywac sama, czytam, analizuje, wyciagam wnioski, staram sie tego uniknac we wlasnym zyciu.

    Zeby cos poprawic, najpierw trzeba zdac sobie sprawe co jest nie tak.

    No przyznajcie sami, uczymy sie na bledach. Uczymy sie cierpiac. Uczymy sie wtedy, gdy sie przewracamy.

    Literatura tzw pozytywna owszem poprawia nastroj, jak filizanka kawy i ciastko, ale na krotko.
    A my chcemy byc lepsi na zawsze.

    Czego wszystkim Wam zycze!
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  15. fenix - też tak miałem, aż do pewnego feralnego dnia ...
    jeżeli ten stan u ciebie trwa, to gratuluję szczęścia

    OdpowiedzUsuń
  16. saert, jeżeli chociażby jedna osoba wyciągnie dobre dla siebie wnioski z tego tekstu i komentarzy, to warto było. A może tobie pasuje zdradzanie?

    OdpowiedzUsuń
  17. Dokładnie tak: czytelnicy notek śledzą tych, co mają gorzej lub równie przekichane i tak poprawiają sobie samopoczucie. Ale to tylko jedna strona medalu. Oprócz poprawy samopoczucia czasami próbują naprawiać swój zwiazek, bo czytając - ze zdziwieniem (i może trochę przez przekorę) stwierdzają, że osoba pisząca wcale nie ma monopolu na rację...

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem całkowicie za tym, aby kobiety pisały takie rzeczy. Niech więcej kobiet ukaże prawdę dotyczącą mężczyzn, którzy na dzień dzisiejszy są dla mnie zerem!

    OdpowiedzUsuń
  19. Hłełełe, jeszcze nie zrozumieliście że nie zwyciężycie w walce z naszą ludzką (w sensie gatunku) naturą? Nie wydaje mi się, żeby 100 tys. lat temu ktoś marzył o romantycznej miłości, raczej chodziło o przeżycie i zachowanie gatunku. No ale teraz nie trzeba tak się starać żeby przeżyć, więc zostaje więcej czasu na wymyślanie różnych ideologii, które jednak nie do końca odpowiadają rzeczywistości. Może za kolejne kilkaset tysięcy lat...

    OdpowiedzUsuń
  20. A kogo pasjonują opowieści o tzw. udanych związkach?

    OdpowiedzUsuń
  21. Khaz - jesteś przykładem osoby, którą rządzi dupa, a nie rozum ...

    OdpowiedzUsuń
  22. dziękuję za ten artykuł i... za słowa feniksa też; piszcie jeszcze więcej o szczęściu, bo ja jestem podatna na wpływy :)

    OdpowiedzUsuń
  23. FENIKSIE PRZECZYTALAM TWOJ POST iii... w moim zyciu po prawie 30 latach malzenstwa zawalilo sie wszystko !! Jestem zdana na siebie ,NIE JEST MI LATWO ale wole to niz ponizanie ,bicie i mieszanie sie jego rodziny w nasze dotychczasowe zycie/Odszedl do swojej matki juz minelo 4 lata .trudno bylo znalezc miejsce w glowie na to co zrobil ,ale...! powoli juz powstaje z popiolow .I niech tak zostanie.

    Tobie zycze szczescia bo zaslugujecie na to Ty i Twoja zona po tylu latach zwiazku szacunek ,i odpowiedzialnosc za druga osobe sa priorytetem ,


    MOJE GRATULACJE

    POZDRAWIAM.

    OdpowiedzUsuń
  24. "Nie uwierzę przecież w pedagogiczną rolę notek o nieudanych związkach, skoro przez tysiąclecia ludzie nie opanowali tej prostej nauki, która podpowiada, że mężczyzna i kobieta wytrzymują ze sobą w imię miłości, kosztów utrzymania i wychowania potomstwa, ale wyłącznie budując codzienne kompromisy albo zwyczajnie się rozchodzą bez wydeptywania w kółko ścieżek zdeptanych przez wieki do spękanej ziemi." Coś Podobnego!!! Istnieje cały zasób studiów nad małzeństwem i rodziną i choć nie ma recepty na szczęście, to dają one istotne drogowskazy, jak się uczyć bycia ze sobą i szczęścia w zwiąku.... Problem w tym, że większość nie che sobie zadać tej odrobiny trudu tylko wolą przyjąć postawę roszczeniową i narzekać...

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF