niedziela, 5 lipca 2009

Nic-23 komentuje

    Czasem zwyczajnie mnie to złości, czasem bawi, niekiedy tylko irytuje i gości na długo niepokojem pod czaszką. Mam na myśli wypowiedzi internautów pod tekstami. Nie, nie mówię o komentarzach w tym blogu, z góry ostrzegam! Tu na szczęście, w przeważającej większości, mam do czynienia z mądrymi wypowiedziami, czasem wręcz z dyskusją i takie komentarze podtrzymują we mnie poczucie sensu pisania. Komentarze-dyskusje wręcz dyscyplinują mnie do napisania kolejnego tekstu, nawet kosztem niedzielnego spaceru z rodziną, co siłą rzeczy niejednokrotnie ma miejsce. Dlatego wszystko, cokolwiek dziś w tym felietonie napiszę, dotyczy raczej zderzenia typu: artykuł w sieci - czytelnik - komentarze. Tak to już jest, z reguły, że w naszych pecetach ustawiamy, z wiadomego sobie tylko powodu, najbardziej nam przyjazną stronę startową.

Często jest to własna witryna, ulubiony blog, znany portal, na którym znajduje się wypatrzony dział, rubryka towarzyska, wiarygodne wiadomości, ciekawe artykuły. Ale przy okazji zdarza się na takiej stronie wyłapać interesujący tekst, reportaż, wywiad, z godziny na godzinę skrupulatnie uzbrajane w komentarze odbiorców. I właśnie czytając takie wypowiedzi pod tekstem często zastanawiam się, co pomyślałby o Polakach przysłowiowy przybysz z kosmosu, gdyby chciał sobie wyrobić opinię o naszej mentalności i z jakiegoś powodu dane mu było budować ją tylko na komentarzach internautów, pod dowolnie wybranymi artykułami? Być może przyszłaby do niego myśl Stanisława Lema, który pewnego dnia przyznał, jakoby nie miał pojęcia, że tę ziemię zamieszkuje tylu idiotów, dopóki nie podłączyli mu internetu. Czy można jednak milcząco, i jak długo, przechodzić ze wzruszeniem ramion do porządku dziennego, gdy każdy tekst kwitowany jest stekiem bzdur nie na temat? Ile można znosić wulgarny ton, przesycony nienawiścią do autora lub prezentowanej idei, nienawiścią z zasady, bez konieczności bliższego poznania autora? I to wieczne zainfekowanie najprostszych tekstów rojem błędów rzeczowych, składniowych, ortograficznych, też może nie przeszkadzać, jak się okazuje. Czy wystarczy tylko tego nie czytać? Skupiać uwagę jedynie na mądrych frazach i dobrze skrojonych wypowiedziach? W końcu tych mądrych też jest sporo. Pewnie tak, ale wypowiedzi na poziomie z racji poziomu nie zapadają w pamięci na długo. Zwłaszcza, że to co głupie, podłe i niedorzeczne jakoś przewrotnie ma większą siłę rażenia emocji. Bo jeśli komentarze są płaskie i po prostu idiotyczne, chamskie, małoduszne, przesycone brakiem taktu i wyobraźni, to co sądzić o ich autorach? Kiedy widzę ich liczbę, zalew wręcz, mózg zaczyna szukać formy obrony, jakiegoś uspokajacza, argumentu, który udowodni, że nie jest tak źle, że na trzystu czytających przecież tylko trzynastu komentuje. Innym się nie chce, nie mają czasu na głupoty, to poniżej ich mądrości i godności. Albo przychodzi z odsieczą porównanie do świata zwierząt. Do takich piesków na przykład. Wielki, silny i odważny pies nigdy nie szczeka, bo sama jego postawa budzi respekt i szacunek. Natomiast mały, nijaki i niepozorny kundelek ledwie wybiegnie przed dom, jeszcze go nie widać, a obszczeka wszystko i wszystkich, żeby tylko zaznaczyć swoją obecność. U ludzi podobnie: im mniejsza i nikczemna postać, tym więcej hałasu wokół siebie czyni, co trafnie ujęła Dubravka Ugrešić, a co można przenieść symbolicznie w przestrzeń internetu: Czy popchnął was kiedyś na ulicy jakiś duży człowiek? Mnie nigdy. Ale wiele razy dali mi kuksańca w żebra ludzie mali. To ci, którzy zdobywają przestrzeń i wszystkim dają do zrozumienia, że istnieją. To ci, którzy, walą was swoimi plecakami, którzy depczą wam po nogach, ci, którzy rozmawiają głośno przez komórkę w miejscach publicznych. Czy widzieliście wielkoluda wydzierającego się do komórki? Ja nigdy. Wielkolud schodzi z drogi, stąpa miękko jak kot, żeby was nie narazić na szwank, udaje mniejszego niż jest, cichszego niż mógłby być. Wielkolud z zasady stara się być niewidoczny.

    Powyższe słowa kreślą równie dobrze wizerunek ludzi małych mentalnie i intelektualnie, a jednak mających przyzwolenie na demonstrację małości. Im głupsze głosy komentatorów przeróżnej maści, tym chętniej kwitujemy to wzruszeniem ramion, mówiąc przy tym: „chciał zaistnieć, chciał się popisać, chciała się wyżyć, wyładowała frustrację”. No cóż? Może rzeczywiście komentarze pod artykułami są jedynie sejsmografem poziomu frustracji Polaków? To oznaczałoby, że przybysz z obcej galaktyki, już po półgodzinnej ich lekturze, musiałby wiać z prędkością światła do siebie, zanim nie stanie się celem owej frustracji. Ale cóż to za metoda na głoda frustracji, jeśli pokrzykującemu towarzyszy mało wyszukany nick, w miejscu, gdzie cywilizowani ludzie mają odwagę podpisać wypowiedź imieniem i nazwiskiem? Czy tak wygląda zaistnienie? Jaki sens ma werbalizacja i demonstracja postawy i mądrości, jeśli autor/autorka podpisuje się jako „nic-23”? Czy do bezimiennego „nic-23” można przypisać kategorię „chciał zaistnieć”? Zatem kto lub co chciało zaistnieć w tej formie? Trzepot słów li tylko? Wszak osoby tu nie ma, jest nick. Ale na to też znajdziemy proste wytłumaczenie: „przecież to taka moda internetowa, taka nawet reguła, że nie podpisujemy się imieniem, a już na pewno nie nazwiskiem”. A skąd się wzięła ta reguła? Bardzo chciałbym wierzyć, że z poczucia autorskiego wstydu za głoszone androny i brednie nie na temat, ze wstydu za nieumiejętność analizy czytanego tekstu i napisania dwóch poprawnych zdań po polsku, ze wstydu wreszcie za to, że chce się powiedzieć coś, choć do powiedzenia nie ma się absolutnie nic. Można przyjąć takie rozwiązanie. Można też uznać, że nick to wygodny sposób, żeby ukryć się zarówno przed odpowiedzialnością za głoszone dziwności, ale też ukryć się przed pracodawcą. Sądząc po godzinach publikowania komentarzy, wtrącanie przysłowiowych pięciu groszy odbywa się najczęściej na koszt pracodawcy, w czasie, który autorzy odsprzedają za pensję. Jasne, część z nich to matki i ojcowie na urlopie wychowawczym albo posiadacze L4 i opieki, inna część, to bezrobotni, jeszcze inni piszą komentarze w czasie przerwy śniadaniowej (bardzo chcę w to wierzyć).

Zatrzymam się jednak na pomyśle, że komentatorzy piszą w ciągu dnia pracy, zatem nie są prostymi robotnikami przy taśmie. Skoro mają dostęp do sieci - ujmijmy to mocno uogólniając – są pracownikami umysłowymi. Podejrzewam, że mają wyższe wykształcenie lub przynajmniej średnie. Idąc dalej tym tropem mogę podejrzewać, że pracują w biurach, a więc pełnią funkcję usługową, jeśli nie w interesie pracodawcy, to przynajmniej szeroko rozumianego klienta. Zajmują się naszymi podatkami, oszczędnościami, kredytami, edukacją naszych dzieci, odpoczynkiem, sprzedażą samochodów, nieruchomości, ich remontem, ubezpieczeniem, zdrowiem. I jeśli poziom ich erudycji, dojrzałości, mądrości życiowej i profesjonalizmu znajduje swoje odbicie w jakości internetowych komentarzy, zaczynam się bać o przyszłość losów naszych wnuków, ale także nas samych.

    Pozostaje jedyna nadzieja, że mówię tu o bardzo wąskiej grupie reprezentacyjnej, bo ludzie na odpowiednim poziomie zwyczajnie nie mają potrzeby wstawiania niestrawnych odrzutów mózgu pod tekstami, które innych kosztowały sporo pracy i wysiłku. Ale cóż, jakie medium takie komentarze. Czegóż mam bowiem czepiać się w komentarzach, jeśli otwieram internet i czytam tytuł głównego artykułu: „Wszyscy mężczyźni pragną aktorki X.”. Po pierwsze jest mi wstyd, że nie należę do kategorii „wszyscy mężczyźni”, bo dotąd nic nie wiedziałem o istnieniu rzeczonej aktorki, która kręci wszystkich facetów świata, więc nawet pragnąć jej nie mogłem, nad czym serdecznie boleję. Może więc już skończę ten felieton i szybko dowiem się, czy pani X. ma może piersi za uchem albo przynajmniej sześć sutków. Czymś się musi różnić od pozostałych kobiet świata, których w tej sytuacji nikt już nie pragnie. Skoro wszyscy mężczyźni świata jej wypatrują, może przynajmniej nie przypomina kobiet wieszaków, przez które nastolatki popadają w anoreksję. Zresztą niech popadają, przecież i tak nie ma na świecie faceta, który ich zapragnie.

    Ech, jednak tęsknię do czasów, gdy słowo pisane budziło respekt i szacunek, a mój ulubiony bohater filmowy – Kaziuk z „Konopielki” Leszczyńskiego – choć sam analfabeta mówił do syna: pisanie to nie gadanie, byle czego się nie pisze.

8 komentarzy:

  1. Czytając fora internetowe często tłumaczę komentujących brakiem wykształcenia czy kultury. Niestety wyłażą z niektórych osób potwory, gdy wiedzą oni, że są anonimowi i nic im nie grozi za obraźliwy komentarz. Tylko komu lub czemu ta bezkarność służy? Kiedyś chyba mniej tego było, obecnie przygnębia mnie rosnąca liczba chamów i prostaków.
    Dzięki za przypomnienie "Konopielki" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj,

    Jak dobrze było trafić na ten głos rozsądku w całym tym potwornym chaosie internetowym...

    Dziękuję Ci, żeś mnie na duchu podniósł (-ła?).

    Czasem się zastanawiałam nad tym fenomenem i dochodziłam do podobnych wniosków, jak Twoje.

    Dobrze wiedzieć, że są w Internecie jeszcze ludzie inteligentni i dobrze wychowani.

    Z całego serca pozdrawiam,
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  3. Komentuję Twój felieton używając nicka. Tak - tego, którego potępiasz, ale nicka, którego używam zawsze i wszędzie. Jest to mój internetowy awatar, który często towarzyszy mi również w tzw. "realu". Mimo piekielnego wybrzmienia sam czytając komentarze na niejednym portalu zastanawiam się skąd u ludzi bierze się taka ilość nieuzasadnionego chamstwa i agresji i taka płytka i mdła monotematyczność. Bo jak można komentować każdy artykuł wiecznie obrażając PO-wców, PIS-owców, katolików czy ateistów?! Wśród tych 4 kategorii "obrażactwa" i spluwania na świat wokół naprawdę trudno wyłuskać jakikolwiek głos rozsądku... Pozostaje tylko mieć nadzieję, że autorzy to tylko ułamek małych szczekaczy, na których reszta mających coś sensownego do powiedzenia nie marnuje sił.

    Pozdrawiam, Michał

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem bardzo słusznie dostrzegasz prawdopodobne, choć pewnie nie jedyne, źródło takiego stanu rzeczy. Mam na myśli PORAŻAJĄCY SPADEK POZIOMU POLSKIEGO DZIENNIKARSTWA.
    Dodam do tego poziom naszych polityków, którzy codziennie udowadniają nam swoją fachowość, kulturę i empatię, o odpowiedzialności już nie wspomnę. W medialnej sieczce polityka i polityczne dziennikarstwo zajmują większość miejsca. Kultura z najwyższej półki to rzecz medialnie bezwartościowa dla polityków, więc jej prawie nie ma.
    Przeciętny zjadacz chleba, oglądający codziennie 4 godz tv, czytający "fakt" itp. dostaje taką dawkę chamstwa, pogardy i cynizmu, że nic dziwnego że musi to z siebie gdzieś wyrzucić.

    OdpowiedzUsuń
  5. ludzie są dumni ze swojej głupoty! ze swojej ignorancji. to absurdalne, ale takie mamy czasy. atakują więc tych, którzy wiedzą więcej , którzy chcą COŚ powiedzieć. TAK ZOSTALI WYCHOWANI. przez państwo, przez środowisko. ignorancja jest "kewl", jest modna. teraz żyje się chwilą uśmiechu pani z plakatu. poza tym pustka, pustynia intelektualna i kulturowa. więc o czym ci ludzie mają pisać? oni nic nie wiedzą i nie chcą wiedzieć, i to jest wg nich słuszna postawa wobec życia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,

    Chciałbym zwrócić uwagę, że problem pojawia się już na poziomie komentowanych artykułów, które wywołują dużo negatywnych emocji. Ciągła pogoń za sensacją, często nieprofesjonalne podejście do tematu, nierzetelność oraz brak obiektywności dziennikarzy, celowe "zmyłki" w tytułach sugerujące zupełnie coś innego niż znajdujemy w treści artykułu powodują rozdrażnienie u wielu czytelników, co później daje ujście negatywnym emocjom w komentarzach. Brakuje mi rzetelnego i obiektywnego portalu internetowego dla ludzi "na poziomie" bez zbędnej sensacji i faszerowania ukrytym złem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Otóż to!
    Popieram kolegę niżej.
    Dziennikarze wychowują sobie czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć,
    dawno już uznałem, że w ogóle nie warto czytać wypowiedzi na forach, podłączonych do portali informacyjnych typu onet, interia, różne gazety itd. Nigdy nie przeczytałem tam nic mądrego, z rzadka cos dowcipnego, bez czego doskonale mógłbym się obyć, zaś prawie zawsze – wypowiedzi takie jak te, o których mówisz. Przez ich zagęszczenie powstaje błędne jednak wrażenie na temat chamstwa, idiotyzmu, agresji itd. Polaków. Tymczasem, owszem, wszystkie te cechy posiadamy, ale rozkładają się one inaczej, występują w znacznie mniejszym stężeniu, niż na tych forach. To błędne wrażenie, jak stwierdziłem, nie opłaca mi się psychologicznie, dlatego przestałem nawet patrzeć, jak „internauci” komentują dany artykuł. To kwestia pewnej samodyscypliny, parę tygodni i fora przestają istnieć. I świat staje się przyjemniejszy, i czasu nagle mam więcej na inne, ciekawsze rzeczy. pozdrawiam – M.

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF