niedziela, 22 marca 2009

Gdy czytanie boli

   W weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej trafiłem na tytuł: Polacy coraz bardziej nieoczyczytani. Artykuł dotyczył wyników badań czytelnictwa, przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową i TNS OBOP. Badania przyniosły kolejny alarmujący wynik: „62% Polaków nie miało przez rok kontaktu z książką”. Statystyka nie bada szczegółów, bo ma tendencję do uśredniania. Gdyby uważniej przyjrzeć się sytuacji, okazałoby się, że wskaźnik nieczytających Polaków zbliża się przynajmniej do 80%. Śmiem przypuszczać, że jeden statystyczny pasjonat czytania bierze na siebie nieoczytanie trzydziestu innych Polaków, bo wyrabia za nich roczną normę. Mniejsza o statystykę, pora zebrać kilka myśli o czytaniu.
Wychodzi na to, że w naszym społeczeństwie nie ma zależności pomiędzy czytaniem a wykształceniem. Wszak od połowy lat 80. ilość ludzi z wyższym wykształceniem wzrosła przynajmniej o 70%. Czytelnictwo za tym wynikiem nie chce podążać, wręcz maleje. Wielu socjologów sugeruje, że wzrasta jedynie wskaźnik ludzi z dyplomem wyższej uczelni, a nie ludzi wykształconych. Może właśnie w stałym spadku czytelnictwa ta prawda staje się wyrazista. I nie przekonują argumenty, że w latach 80. były dwa kanały w telewizji i nie było internetu. Dziś, przeciętnie, mamy po sześćdziesiąt kanałów, ale poziom sieczki w nich bardzo podobny, pomijając kilka kanałów tematycznych.

   Dlaczego zatem rodacy nie lubią czytać? To pytanie męczy ilekroć sam czytam, ilekroć sam coś piszę, czy to do bloga, czy do literackiego pisma, czy kończąc kolejną książkę. To pytanie bywa szczególnie dręczące, gdy przeczyta się ciekawą powieść i nie ma z kim podzielić się radością, nie ma z kim podyskutować, nie można znaleźć nawet recenzji danego tytułu w codziennej prasie, w radiu. Poczucie zaniku czytelnictwa, zaniku chęci rozmowy o książce boli jak ząb, który ćmieniem przerywa spokojny, zasłużony sen. Może dziś właśnie szczególnie mnie gniecie ów przedstawiony wynik badania. Dopiero zakończyłem pracę nad nową książką i wiem, że raczej nie znajdę wydawcy. Niemal dwa lata niełatwej wieczornej pracy wsiąkną jak krew w piach. Problem może będzie jeszcze większy niż przy pierwszej i drugiej książce, bo kryzys, bo zanik czytelnictwa właśnie, bo świadomość, że pisze się po nic.

   Ale z drugiej strony, rozumiem rodaków. Dlaczego mają czytać to, co komuś chce się pisać? Że autor pisze? Niech pisze, widocznie nie ma nic lepszego do roboty, jego problem. Jedni jeżdżą na nartach, inni jadą skopać działkę lub kibica wrogiej drużyny, jeszcze inni zbierają znaczki albo hodują chomiki, więc jak pisze i ma jęczeć, że nie czytają, to niech przestanie pisać i idzie na plażę. Nie chcą wydać? Widocznie nie mają w tym interesu. Niech pokaże sąsiadce, żonie i kumplowi z pracy i niech nie narzuca innym swoich fanaberii. Gdyby jednak szło tylko o hobby, o narcyzm piszącego, czy trzeba badań czytelnictwa, prowadzonych przez poważne instytucje, za poważne pieniądze?

Co takiego jest w czytaniu, co stanowić ma jakąś wartość? Pomijam czytanie poradników, po które sięga się w bardzo konkretnej sytuacji, gdy trzeba szybko zdobyć wiedzę na dany temat. Pomijam obowiązkowe czytanie podręczników w jakkolwiek rozumianej edukacji. Ale co z czytaniem powieści, poezji, eseju? Po co to jest? Jak dziś zdefiniować abstrakcyjną w sumie potrzebę? W dobie kultury obrazkowej, w dobie rekordów oglądalności telewizji, manii internetowego śledzenia krótkich tekstów. Jak ująć potrzebę czytania książki? Najkrócej, tak tu i teraz? Przychodzi mi do głowy jedynie zdanie Milana Kundery: Duch powieści jest duchem złożoności. Każda powieść mówi czytelnikowi: rzeczy są bardziej złożone niż myślisz. Każda przeczytana powieść, zbiór wierszy, esejów, im mniej schematycznie napisanych, im bardziej oryginalnych, uczulają nasze doświadczanie egzystencji na dodatkowy element złożoności świata. Uczą stawiać pytania innym i sobie samemu. Pokazują jak przyglądać się z boku swoim jedynie słusznym poglądom na wszystko. Otwierają potrzebę kwestionowania własnych prawd i mądrości. Pozwalają, w ramach ograniczenia codziennymi sprawami, uchwycić świat widziany oczyma wielu ludzi różnych kultur, środowisk, światopoglądów. Kształcą poziom tolerancji, pozwalają przekraczać granice widzialnego, granice czasu i przestrzeni, umożliwiają podróżowanie po równoległych światach i zaświatach bez konieczności wychodzenia z własnego M. Czemu coraz mniej ludzi w Polsce chce korzystać z tego bogactwa?

   Bo czytanie boli. Jest wymagające. I to na kilku płaszczyznach. Wymaga czasu, zatrzymania w biegu, wyciszenia, skupienia, aktywności intelektualnej, konfrontacji i pozostania sam na sam z książką, włączenia wyobraźni. I jeszcze jedno, może najważniejsze: nie przynosi natychmiastowej i wymiernej korzyści teraz, od razu. O ile, w kwestii nieczytania, łatwo jest zrozumieć i usprawiedliwić, statystyczną matkę-Polkę, która ma dwoje, troje dzieci i ciężko pracuje, żeby zarobić, kupić, ugotować, oprać i posprzątać, o tyle trudniej zrozumieć wykształconego singla płci obojga, czy mężczyznę, który przynajmniej po pracy ma czas na lekturę. A i tak okazałoby się, że niejedna statystyczna matka-Polka obrazi się na moje słowa, bo czyta dużo więcej niż jej partner albo przeciętny singiel tego kraju. W wynikach badań, które sprowokowały mnie do pisania tego tekstu, mówi się właśnie, że kobiety częściej sięgają po książkę, właściwie w większości czytają kobiety. Potwierdzają to również moje prywatne obserwacje, choćby w środkach komunikacji miejskiej. O ile widzę często czytające kobiety, o tyle mężczyzna z książką, to wciąż ewenement. I chwała za to paniom! Wszak to one mają największy wpływ na wychowanie dzieci, więc może do czytania także wychowają je na własnym przykładzie, przynajmniej niektóre z nich.

   W kwestii zaniku czytelnictwa, rodacy najchętniej tłumaczą się zmęczeniem, brakiem czasu, zabieganiem, ale też ceną książek. Choć ta ostatnia z pewnością byłaby niższa, gdyby książka, jako towar, znajdowała większą ilość nabywców. A co do czasu na lekturę? Jest w tym pewna hipokryzja. Jak można mówić o braku czasu na lekturę, gdy jałowo siedzi się telewizorem, gdzie przewija się kolejny odcinek serialowego mózgotrzepa? Mniej w tym hipokryzji, jeśli w czasie emisji tasiemca statystyczny rodak sprząta, zmywa, prasuje czy gotuje. Jednak sytuacja traci symultaniczny charakter, gdy ten sam rodak mówi o braku czasu na lekturę podczas układania pasjansa w komputerze, strzelanek na ekranie i obracania kierownicą wirtualnego bolida, a potem już ze zmęczenia pada do łóżka. Wówczas pozostaje kwestia wyboru pomiędzy świadomością aktywnego rozwoju i zwoju z powodu niewymagającej przyjemności.

   Nie zamierzam bawić się w pedagoga, nie leży mi to. Może szkoda, może mógłbym coś zrobić dla książki? Z wiekiem człowiek traci jednak potrzebę buntu. Już wie, że świata nie zmieni, chociaż nie zabija w sobie tej ostatniej nutki nadziei. Wie, że książki nie przerobią ludzi w anioły, ale też rozumie, że gdyby więcej ludzi zechciało więcej czytać, może świat byłby bardziej znośny? Może byłby przyjazny, zrozumiały i pogodny? Może komentarze, ochoczo umieszczane pod tekstami w sieci i na forach, pokazywałyby chociaż zrozumienie treści, do której próbują się odnosić? Może zamiast steku wyzwisk, agresji i napastliwości w kierunku piszącego, mielibyśmy dyskusję na poruszony temat?

20 komentarzy:

  1. only4man.blog.pl24 marca 2009 21:39

    nabywam. czytam. śpię, jem i sikam z nim. a na zakończenie mam odciski jego palców na oczach. zdiagnozowane czytanie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przejmuj się - pisz - pisz dla siebie, dla mnie, przyjaciół. Słuchaj też innych - nie tych wrzeszczących i papki tv; oglądaj wystawy, programy edukacyjne, chodź na wycieczki i nie przejmuj się, że większość śpi z otwartymi oczami chodząc do pracy i utwierdzając się w przeciętności jako obowiązkowej regule rządzącej współczesnym światem. Ostatnio nie mam czasu nawet szukać takich jak Ty, co chwila jakoś sami się pojawiają, i to jest cudowne!!!
    Do następnego spotkania!

    OdpowiedzUsuń
  3. Smoczi http://smokowisko.blog.pl/24 marca 2009 23:43

    Od kiedy nauczyłam się czytać czytam, pochłaniam, delektuje się językiem pisanym, otwieram moja głowę dla nowych światów, pieszczę moja dusze i serce treściami, a to dlatego, ze świat pomiędzy "deska a deska" jest inny niż ten, który mam za oknem, zwłaszcza autobusu czy innego środka komunikacji masowej ;)
    Nawet mam za sobą półtora roku pracy na dziale książki, i gdy odchowam moja roczna córę, pewnie poszukam pracy o podobnym charakterze. Nie umiem żyć bez książek. To nieuleczalne bibliofilstwo :)
    Nawiązując do pierwszego tu komentarza: jem, śpię,załatwiam potrzeby fizj., podróżuje z książką. I mojej latorośli kupuje książki, aby tez złapała ta chorobę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. only4man.blog.pl25 marca 2009 08:16

    -> Smoczi. A ja jestem samolubna. I lubię posiadać. Własność na wyłączność. Marzę o nakładzie wyłącznie dla mnie:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj. Ja też jestem zarażony czytniem- czytam przynajmniej jedną książkę tygodniowo. Teraz mało ambitne bo po angielsku (w ramach nauki języka). Faktycznie, wśród moich znajomych nie ma nikogo kto dużo czyta. Każdy tłumaczy się brakiem czasu, czytanie go nudzi itp. A książki kupuje używane- koszt od 5-15 zł na Allegro więc nie tak dużo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Polacy nie czytają??
    Ja średnio 2 książki tygodniowo czytam.

    OdpowiedzUsuń
  7. He, he, sami czytający ponad miarę komentują :)
    sam miałem kilkuletnia przerwę w literaturze pięknej, gdy z powodu nawału pracy ograniczałem kontakt z książką niefachową do wakacji i świąt (weekendy należały wtedy do dni roboczych, a wakacje były w cyklu dwuletnim).
    Ale nie o sobie chciałem. tak sobie myślę, że skoro literatura piękna wyrosła z opowieści ustnych, to dziś, gdy możliwości techniczne wracają nam ten dawny środek przekazu - najlepsi bajarze-autorzy mogą do nas dotrzeć i to w czasie, gdy akurat my mamy chwile wolnego, tzn. w samochodzie, pociągu i na spacerze, audio book musi nieco ograniczyć czytelnictwo książki tradycyjnej (choć raczej to gadanie jest "tradycyjne", a druk nowoczesny). Z drugiej strony dochodzi Internet, gdzie mamy te wszystkie eseje na czasie, pamiętniki zwykłych ludzi, zwane blogami i nieskrępowaną poezję.
    I jeszcze moja biblioteka publiczna - 10 minut samochodem + księgozbiór, z którego po 5 latach uczęszczania nie mam co wybrać. Niełatwe czasy dla wielbicieli czytania nastały. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  8. Małe litery na początku niektórych zdań wystąpiły na skutek dziwnego działania klawisza Shift.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj!
    Ja również mam wrazenie, że wyrabiam 300% normy w czytaniu za, ot, chociażby sąsiadów z mojej klatki,a może nawet bloku.
    Sama także piszę, wydałam zbiór opowiadań i do dziś nie mogę uwierzyć, że to marzenie się spełniło.
    Rodzimych autorów promuje się wybiórczo, tylko tych najbardziej znanych - debiutanci czy nieznani pisarze mają nikłe szanse na zainstnienie. Promuje się głupawe filmy, gazety, ale nie książki. "Prestiżowe" nagrody też prestiżowe są raczej z nazwy.
    Smutne to, ale z drugiej strony czemu się dziwić - mamy kulturę mp3, gdzie nie ma miejsca na zadumę, obcowanie z literaturą. Wszystko jest "instant" - zalej i gotowe.
    Tam, gdzie nie ma książek, nie ma czytelnictwa, tam pojawia się degrengolada. Daleko nie trzeba szukać, wystarczy poobserwować Wiejską. A przykład idzie od góry.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dołączam do czytających:)))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytam.. czytam... i przytakuję. Szczególnie gdy piszesz o powodach, czemu to Polacy nie czytają.. Brak czasu? Studiuję dwa kierunki jednocześnie, oba kończę w tym roku, więc mam sporo pracy. Jednak, odkąd pamiętam, książek zupełnie niezwiązanych z nauką, takich książek dla siebie czytam nawet kilkanaście na miesiąc. Od 8 lat nie mam telewizora. Nie lubię ogłupiaczy i złodziei czasu i umysłu. Brak czasu jest dobrą wymówką, ale jeśli się nie chce czegoś zrobić, to zawsze znajdzie się powód. A jeśli chce się czytać - to zawsze znajdzie się chwilkę dla książki.
    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj,
    Podobnie jak moi poprzednicy jestem w grupie osób nałogowo czytających i kupujących książki. Kupuję dla siebie, jak również dla moich bliskich... W rodzinie krąży już swergo rodzaju dowcip, że od cioci Beatki to książka jako prezent murowana ;-) Nie zaskakuję więc już nikogo, a po prostu obdarowuje tym, co według mnie jest najwłaściwszym upominkiem na każdą okazję bez względu na wiek i płeć. Książki przemoszą w inne światy, pobudzają naszą wyobraźnię, sprawiają, że nasze codzienne troski i szczęścia nabierają zupełnie innego znaczenia. Czasem wystarczy z innej perspektywy spojrzeć na otaczający świat, a książki bez wątpienia dają taką możliwość. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. nie wyobrazam sobie zycia bez codiennego czytania ksiazek co wcale nie oznacza ze bez przerwy kupuje ksiazki po prostu korzystam z biblioteki cudownej z wszystkimi nowosciami.Bardzo zal mi ludzi ktorzy nie czytaja nie wiedza co traca.

    OdpowiedzUsuń
  14. nie wyobrazam sobie zycia bez codiennego czytania ksiazek co wcale nie oznacza ze bez przerwy kupuje ksiazki po prostu korzystam z biblioteki cudownej z wszystkimi nowosciami.Bardzo zal mi ludzi ktorzy nie czytaja nie wiedza co traca.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo trafny tekst. Problem polega na tym, że ludzie, którzy nie czytają nie są w stanie zaszczepić miłości do książek swoim potomnym. I tak urywa się pewna tradycja. Należę niestety do "MATEK POLEK", które zasuwają po 25 godzin na dobę, zeby wyżywić potrójną dziatwę i nie ma czasu na czytanie książek. Problem nie leży w braku chęci tylko w autentycznym braku czasu. Jeśli zabieram się za książkę (a zdarza mi się to kilka razy w roku - częściej niż wskazują to statystyki)to wszystko inne musi poczekać albo chodzę permanentnie niewyspana. Kiedy zaczynam czytać to muszę jak najszybciej dotrzeć do końca a czytanie na raty mnie nie bawi :)
    Najważniejsze jednak, że udało mi się zaszczepić miłość do książek moim dzieciakom. Czytaja wszystkie i dużo! Podsuwam im sukcesywnie wartościowe pozycja typu Szklarski i widzę, że już nie potrafią życ baz książki. Oczywiście korzystają z komputera i oglądają telewizję ale czytają, czytaja i jeszcze raz czytają... Dzięki temu mają niesamowitą swobodę wypowiedzi, nie maja problemów ze słowem pisanym, nie robią błędów ortograficznych. Jednym słowem same plusy. A że przy tej okazji przyswajaja sobie "po drodze" mnóstwo informacji, które do tego potrafią wykorzystać w najbardziej naturalny sposób. Mają więc wszelkie przesłanki do tego, żeby w przyszłości zasłużyć na miano ludzi wykształconych :)

    OdpowiedzUsuń
  16. nie zgadzam się z artykułem może kobieta pisze romanse czy poezję ja pisze fantastyke i niedługo wydam swoja książkę i w czasie rozmow z ludzmi zauważam że wiekszośc czyta fantastyke ale wielu czyta mało bo nie zawsze ich stac na ksiązki dlatego swoją wydam sam by max zmniejszyć jej koszt w księgarni by moja książka była łatwiej dostępna . Bo ludzie mimo wszystko czytaja , ale trudno do nich trafic .

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja do Matki Polki.
    Nie wszystkim dzieciom uda się wszczepić miłości do książek. Ja swojej dwójce (już dzisiaj bardzo rorosłej)czytałam od kołyski, były to bajki, wiersze np Brzechwy, potem opowiadania i wreszcie nawet lektury. Tak sobie wmawiałam, że w końcu pokochają to co ja czyli czytanie.Ale może "przedobrzyłam" - bo nic z tego nie wyszło one nie cztają. Ach jaka szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja uwielbiam książki ;). Jako dziecko non-stop coś czytałem. Teraz jako dorosły, który pracuje i studiuje nie mam za dużo czasu na tego typu rozrywkę. Jedynie mogę coś poczytać w tramwaju albo w WKD jak jadę do domu ale to mi w zupełności wystarcza ;). Wolę coś takiego niż bez celu patrzeć się w okno podczas przejazdu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo serdecznie pozdrawiam. Przypadkiem trafiłam na tą notkę i cieszy mnie ona ogromnie - nie tylko z uwagi na autora, ale także na osoby komentujące! Dobrze, że są jeszcze maniacy czytania.
    Moja miłość do czytania zaszczepiona została w wieku niemowlęcym? Od kiedy pamiętam były książki w domu. Mama dzielnie po kilka razy czytała te same bajki, ale w pewnym momencie się zbuntowała i kazała nauczyć się czytać. Od tego czasu czytam, czytam wszystko :) Nie wyobrażam sobie świata bez literatury pięknej. Mojej pięknej odskoczni od realnego świata. To dzięki książkom nabieram dystansu, relaksuje się, ale też uczę (i nie chodzi mi tu wyłącznie o fachową literaturę).
    Ludzie faktycznie często zasłaniają się brakiem czasu na czytanie. Ewidentna wymówka. Zawsze można przecież przeczytać parę stron przed snem (albo i zarwać noc jeśli książka okaże się fascynująca) albo w komunikacji miejskiej (torebki damskie spokojnie mieszczą książki) albo nawet - przepraszam wrażliwych za wskazanie tego miejsca - w toalecie :)
    Ceny książek nie powalają. Ja jestem chomikiem - uwielbiam mieć, gromadzić, cieszyć oko ich widokiem, wracać do nich. 30zł za książkę to naprawdę nie jest zabójczy wydatek. Mniej więcej tyle, ile wyjście w weekend do knajpki spotkać się ze znajomymi. A zostaje na dłużej...
    Inna sprawa to osoby, które oficjalnie chwalą się nieczytaniem. Wymówki wymówkami, ale rozmawiając z osobą, która nie czyta książek bo nie lubi niezmiennie wprawia mnie w zdumienie... Jak ubogi musi być jego/jej świat.
    Podobnie jak moja przedmówczyni, uważam że książki są najlepsze na prezent. Jest to też ten rodzaj prezentu, który lubię najbardziej otrzymywać. Ale niestety urodzinki w tym roku już miałam i zapas książek do przeczytania znacząco się skurczył...

    OdpowiedzUsuń
  20. A ja nad książkę przedkładam film

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF