poniedziałek, 18 września 2023

Karma i cwaniak

Ilekroć próbuję być cwany albo tylko wygodny, los bez litości sprowadza mnie do parteru. Nawet w najbardziej banalnych sytuacjach codziennych. Chciałem zostawić samochód bliżej drzwi z ruchomym chodnikiem, po drodze mieć parkometr? I już po nosie! Wszystkie miejsca zajęte. Dostrzegłem drugi parkometr z wolnym miejscem pod furkę, wjechałem prawidłowo, w podskokach dopadłem urządzenia, a tam? Migu-migu czerwona dioda i napis „parkometr nieczynny, skorzystaj z innego”. I tak musiałem pójść do poprzedniego, bo karma moja, wiadomo, suka-dietetyczka, nakazuje więcej ruchu niż mam na to ochoty. Racja po jej stronie, nie dyskutuję, w końcu należy popracować nad słabą silną wolą. 
    Schowany w mini refleksji, umieściłem kwitek za szybą i na powrót zbliżyłem się do podziemnych drzwi galerii, gdy w parkometr tym razem walił palcem dzięcioł w bandamie na głowie, co to zapomniał, że czterdziestka dawno trzepnęła go po garbie, ale w szafie ciągle dżins szarpany i trampeczki czerwone. Wiadomo, nie pałam sympatią do wszelkiej maści czapeczkogłowych nosodłubów, którym łatwiej przychodzi napieprzać w maszynę niż przeczytać komunikat. Coś mnie jednak tknęło , może teraz karma upomniała się o walkę ze stereotypem w postrzeganiu bliźniego? Nie wiem. Z uśmiechem życzliwości wypaliłem całkiem spontanicznie:
- Niestety, nieczynny, ale tam obok jest drugi.
- Bez przesady, za daleko… zresztą dziś już i tak zapłaciłem dziewięćdziesiąt pięć na Lidlu, to tego chrzanię. – Boomer wbił przez drzwi i przyhamował dopiero na ruchomym chodniku.
- No tak, na lidlowym kroją teraz bez litości. – Solidarnie i nawet współczująco, choć zupełnie nie mam pojęcia po jaką cholerę, podtrzymałem rozmowę i nie wiem nawet, czy lidlowi rżną tak drastycznie. Rzadko bywam i odruchowo drukuję bilety na każdym parkingu, skoro wybieram takie miejsca, przyjmuję ich zasady. 
- E tam! - Parsknął cwaniak - Odwołam się. Tam nie problem. Pogrzebałem w śmietniku, znalazłem jakiś bilet po frajerze, co takie drukuje. Akurat w tych godzinach kupował i mogą mnie cmoknąć w kalafiora, napiszę odwołanie, w zębach mi tę kasę przyniosą.
Obejrzałem się czujnie dookoła, ale karmy- suki społecznej nie było w pobliżu. Albo wyczuła, że w końcu sięgnę po trutkę, albo zwyczajnie pobiegła do mojej mamusi złożyć reklamację z tytułu niedostosowania mojego wychowania do powszechnych wymogów epoki. Zostawiła jednak coś: mdławe samopoczucie, jakby mi ktoś dał w mordę.

1 komentarz:

  1. Świetny tekst. Celne i porządnie się uśmiałam :)

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF