wtorek, 28 marca 2023

Intelekt i figurki

Cenię audiobooki. Uwalniają od irytacji związanej z powtarzaniem czynności nudnych, choć niezbędnych, jak odkurzanie skutków codziennego galopu futra z kuwety do salonu. Zdarza się też, że cudownie odcinają od emeryta, opowiadającego historię życia w aptecznym okienku albo umilają oczekiwanie na żonę, zagubioną w przymierzalni szóstego ciuchodaja. Na takie okazje nie szukam ambitnych pozycji. Wystarczy towar dostarczony przez jedną z platform. Książki tam nieobecne wolę jednak w formie papierowej, otwieranej w ciszy pokoju do zbyt późnej kawy. W słuchawkach wystarczy proza gatunkowa, gdy czytana historia umożliwia śledzenie rzeczywistości wokół, a fabuła bez zakłóceń przylega do interpretacji lektora. Co nie zmienia faktu, że i w gatunkowej prozie zdarzają się perełki. Jakiś czas temu dosłyszałem w powieści Zwierz Piotra Kościelnego takie oto zdanie: Z intelektem jest jak z próchnicą. Nie widzisz braków do czasu, aż ktoś nie otworzy gęby. 

Uznałem, że, choć efektowne, to jednak przesada. Większość posiadaczy gęby nosi maski pozbawione tęsknoty do intelektu. Tu wszystko jest jasne jeszcze przed uchyleniem paszczęki, a rzeczony stan użycia intelektu trudniej namierzyć niż czarny ząb. Szczególnie wśród pań robiących dobre wrażenie strojem i fryzurą, epatujących nadmiarem wizyt u kosmetyczki i spotkań z trenerem personalnym. Te rzeczywiście mogą zadziwić dopiero przy wypuszczeniu zdania z przegrody śnieżnobiałych zwykle zębów. Nie, nie jestem mizoginem i wiem, że wielu panów szczycących się stanowiskiem, muskulaturą, furą i komórą może na dobre zaskoczyć przy otwarciu kłapy. W takich okolicznościach brak intelektu objawia się w pierwszym zdaniu prostym i znowu o wiele skuteczniej niż próchnica przyczajona pod szkliwem. Zwłaszcza,  że wizyta u stomatologa jest dziś mniej bolesna niż spędzanie czasu z kinem konesera, śledzenie trendów filozoficznych płynnej nowoczesności i pobyt w bibliotece czy księgarni. Dentysta aplikujący znieczulenie oferuje znacznie krótszą mękę w zderzeniu z bezinteresownym pozyskiwaniem wiedzy i mądrości. 

Niemniej błysnąłem gdzieś publicznie cytatem z powieści Zwierz. Tymczasem skromna i nierzucająca się w oczy pani, zadała proste pytanie: w zasadzie czemu ten intelekt miałby być tak ważny, do czego? Pytanie na miarę czasów, nieprawdaż? Albo zwyczajna zgrywa, pomyślałem. Prowokacja? Z niedowierzaniem spojrzałem na pytającą jeszcze raz, ale jej twarz najmniej skalana była ironią, a już na pewno nie było w niej cienia prowokacji. Po brzegi wypełniała ją najzwyklejsza poczciwość. A więc można od nowa pytać o sprawy do niedawna zdawałoby się oczywiste! 

I jak znaleźć równie prostą, co zrozumiałą odpowiedź? Odkąd ludzie stali się bardzo praktyczni, nie chcą mierzyć się ze światem abstrakcji. Jedni zamykają się w bańkach prywatnego życia, inni przekładają każde działanie na wymierną korzyść, a tę wprost na saldo. Wartość poznawcza umysłu średnio ich interesuje, podobnie jak łatwość przyswajania wiedzy, życie duchem i sens bytowania, a jeszcze mniej człowiek obok, postrzegany co najwyżej w charakterze przeszkody lub narzędzia poprawy własnego samopoczucia, ewentualnie statusu. 

Zatem po co nam intelekt? Wystarczą aplikacje prostujące codzienne zakręty, gimnastyka i Netflix, a życie popłynie radosną rzeką przyjemności, po trudach bytowania w relacjach społecznych za dnia. Co wymaga wysiłku, zmusza do określenia się wobec tego czy tamtego nurtu, mody, trendu, stanowi niepotrzebny balast. Co miałem jej powiedzieć? Że to właśnie zaniedbania intelektualne nie pozwalają nam tu i teraz znaleźć płaszczyzny rozmowy, dociekania sensu, potrzeby rozwoju choćby tylko i wyłącznie dla siebie, dla obrony przed wszelkiego rodzaju manipulacją przychodzącą z zewnątrz? Dla dobra własnego człowieczeństwa? To abstrakty, patos albo kłody pod nogi, których życie i tak nie szczędzi Kowalskiemu. Może człowiek po prostu ma dziś za dobrze? Nie czuje metafizycznych głodów, woli płynąć z życiem pośród rysunkowych czołgów wyjeżdżających z konsoli na ekran wielkiego telewizora, gdy pod bokiem całkiem realne dokonują rozpierduchy cywilizacji.

W żaden sposób nie potrafiłem udzielić kobiecie prostej odpowiedzi, więc głupio się uśmiechałem, tak normalnie, z czystej bezradności. Nie chciałem uchodzić za zarozumialca, ale też nie jestem intelektualistą, który łatwo odpali pochodnię cytatów i mądrości, by oświecić mroczny korytarz niewiedzy. Najtrudniej jednak odpowiadać na kwestie, które czujemy ledwo intuicyjnie, nawet jako najważniejsze. Oczywiste dla jednych, dla innych mogą być bełkotem bez znaczenia. Może jednak trzeba było najpierw zadać pytanie sobie: czy i po co tłumaczyć? Po co świecić w oczy nietoperzowi, który najlepiej czuje się w ciemności? Ale człowiek ma w sobie przekorny pedagogiczny gen, nawet jeśli taka zaczepka, to wstęp do hejtu, zwyczajnie nie wytrzyma. 

Wybrałem trzecie wyjście. Przyznałem, że nie umiem wytłumaczyć, po co jest intelekt, może właśnie dlatego, że dla mnie zdobywanie wiedzy i jej kwestionowanie, ciągłe dzielenie włosa na czworo, to rodzaj fascynacji, pasja, ani lepsza ani gorsza, dobra jak każda. Łatwiej będzie nam dojść do jakiegoś porozumienia, gdy pani opowie o swoim hobby. Kobieta uśmiechnęła się, wyjęła telefon i pokazywała kolejne zdjęcia. Po dniu pracy na etacie robi figurki i sprzedaje je w sieci. Krasnale, misie, tu chłopaczek tam dziewczynka albo jeżyki w różnych pozach i gestach. Tu czapeczka fikuśna, a tam szaliczek, buciczek, minka, torebunia, sweterek, broda, oczko puszcza, nosek zadarty. Pani lat pięćdziesiąt z haczykiem spełnia się twórczo, bo i dzieci już poza domem, ma pasję i zdolności od małego. Intelekt wykorzystuje w kreatywności plastycznej i bardzo namacalnej, nawet jeśli nie pyta po co. Równie dobrze mogą to być działania ucieczkowe przed pustką opuszczonego gniazda, bo mężuś dawno się zwinął, a dzieci jednak daleko, za granicą. Działanie wypełnia pustkę? Ratunkowe? Znieczulacz na rzeczywistość? Może. Dla niej skuteczne. 

Tworzy coś z niczego, więc wybór innej drogi, ani lepszej ani gorszej niż moje tu felietony. One też nie zmienią świata, ale pozwalają jakoś go osawajać, skoro już nas tu wrzucono nie pytając o zdanie. Jest talent, zdolność manualna, jest działanie, jest akt twórczy i spełnienie. Intelekt przeobrażony w skłonność do zadawania zbyt wielu pytań mógłby mnożyć wątpliwości, zburzyć bajkowy spokój krasnala i zajączków. Ten sam, który dla innego będzie strefą durnostojek, nawet oryginalnych, ale kurzołapów, z jedynym ich celem: bycia ślicznym, wzbudzenia uśmiechu, trącenia struny sentymentu. Gdyby jej figurki niosły treść, która niepokoi, prowokuje do zmiany postawy, zmusza do przemyśleń, prawdopodobnie nie cieszyłyby się wzięciem. Kojarzone nieprzyjemnie nie stałyby się prezentem na imienny, dodatkiem do kwiatów urodzinowych czy walentynkowym upominkiem. To epoka szukania małych radości i zapomnienia. A skutek? Czy na półce tkwi owoc intelektu Platona, powieść Kafki obok rzędu dzieł Baumanna, z podpierającym je krasnalem, wszystko pokrywa ten sam kurz zapomnienia. Masy napierających każdego roku rzeczy, przedmiotów, książek, pism, publikacji, spychają bezpowrotnie to, co już było, unieważniając sens.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Print Friendly and PDF