- Dostałam wczoraj w łeb poduszką. Od starego.
- Znowu chciałaś go przelecieć? Należało się wyrodnej żonie! Czasem trzeba żonce rypnąć w pędzel, żeby jej nie odbijało. Co ty masz? Trzydzieści lat? Helloł! Lądujemy! Menopauza tłucze w parapet, i to łańcuchem urwanego buhaja, a tej głupoty w głowie! Dobrze ma ustawioną asertywność twój chłop. Daj namiar na jego sex coacha.
- To tacy też są? Nie wiedziałam.
- Jasne. Sam nie miałem świadomości. Do niedawna. W końcu trafiłem na wywiad z taką właśnie panią. Ba! Wywiad był w katolickim tygodniku, taki czas! Pani tłumaczyła na czym polega slow seks bez fizyczności i wulgaryzmów, choć one czasem kręcą bardziej niż lateks i majteczki w truskaweczki.
- W katolickim, czyli co? Pozycja na lisa? Czaić się całą noc i spierdolić nad ranem?! Niedługo będą coache od wycierania dupy uśmiechem i porywu euforii na widok teściowej.
- Co się dziwisz? Ludzie sfrustrowani, czas niepewny, wojna za ścianą, inflacja z doładowaniem turbo, a samochody na zapisy. Niespokojna epoka, ktoś musi wskazywać ślepcom drogę. A skoro z każdej głupoty kaskę da się wyrwać, spryciarze korzystają. Dlaczego wróżki nie miałyby zarabiać na zaklinaniu seksu? Zwłaszcza, że u nas ciągle ma się dobrze stara zagadka: dlaczego kobieta w czasie gry wstępnej ma zamknięte oczy?
- Nie wiem, a dlaczego?
- Bo nie zdąży otworzyć. No i ta pani na łamach tak pięknie pieprzyła – nomen omen – w tym wywiadzie znaczy. O wszelkich wzlotach, wibrowaniach, atmosferze pomiędzy modlitwą a medytacją. I tylko sęk w tym, czy w ogóle chłop jeszcze stanie na wysokości zadania. Ale tego nie drążyła. Ważniejsza przestrzeń intymna, wzrok, dotyk, budowanie napięcia całymi dniami, bo jeden woli… gdy drugi powoli... takie tłoczenie w bambus, dobre na trzecią randkę, nie na srebrne gody. Rozumiem, że ty bez fachowej wiedzy coacha budowałaś stany medytacyjne jak umiałaś, takie „zrób to sam”? Aż cię poniosło i rozrzucając uda wrzasnęłaś: Kazek tankuj do pełna, póki paliwo w dystrybutorze! I w łeb poduszką?
- Głupek jesteś! Wyobraźnia cię niesie! Grzeczna byłam jak pierwszokomunijne dziewczę z wianuszkiem. Siedziałam w fotelu i klikałam pilotem telewizora, w tę i z powrotem, sama nie wiem, czego szukałam. Przy trzecim okrążeniu rzuciłam komentarz: po kiego nam ten kabel? Kupa kasy idzie w abonament i nie ma na czym oka zawiesić.
- Mam ten sam dylemat, telewizor włączony do obiadu, żeby z rodziną nie gadać, a w nim tylko reklamy, teraz już we wszystkich kanałach naraz albo powtórki seriali. Ile dekad mogę Kwiczoła z Pyzdrą oglądać bez irytacji?
- Sam widzisz, a im dalej w las, tym więcej słów, bo już coś mnie zaczęło trafiać. Tymczasem nerw starym targał jak na mnie zerkał. Gdzieś przy hotelu raj, tudzież rajskiej wyspie, zaczął tupać nogą, a przy komentarzu do stanu umysłu fanów Dody, nie zdzierżył.
- Coś ty?! Bronił koczkodana?
- A skąd! Z treścią zgodny był, forma go rozniosła, samo gadanie, skakanie po kanałach i przeszkadzanie w oglądaniu czegoś tam w lapku.
- I tu się nie dziwię. Mnie też żona tak wpienia. Pyta, co chcę na kolację, akurat wtedy, gdy skupiam się na czeskiej kwiaciarce, posuwanej od tyłu przez kuriera i to w trakcie wiązania stokrotek pozłotkiem. A one takie chętne i jak słodko pojękują! Czeszki znaczy, bo stokrotki to nie wiem.- Jeszcze spokojnie zapytał, czy nie mam nic lepszego do roboty. Odpowiedziałam z nadzieją, że ciągle nie mam nic przyjemniejszego i właśnie szukam sobie zajęcia.
- No i nie złapał? A broszki rżnięcie też zajęcie.
- Właśnie! Dlaczego ty łapiesz w lot?
- Myślisz, że za grosz wyobraźni w twym chłopie? I tu się mylisz. To nie to, zapewniam. Dla mnie jesteś żona, ale cudza, to łapię. Przy własnej nie działa.
- Chyba tak. Nie czuje polotu i co zrobisz? Po wakacjach myślałam, że idzie ku dobremu, ale wiadomo: nadziei i dyszlem nie utłuczesz. W końcu nie wytrzymałam, mówię wprost: chodźmy do sypialni, położymy się, będzie miło. Da się jaśniej przełożyć na „pobawimy”? A on do mnie: to idź, ja jeszcze sobie tu pooglądam.
- Widzisz! I tak wracamy do klasyka, Różewicza Tadeusza: „chłop nie krowi ogon, żeby całe życie przy jednej dupie wisiał”. Monogamia jest wbrew ludzkiej naturze jednak, co ma konsekwencje, niestety. Można kochać jedną osobę całe życie, ale nie da się całe życie jednej pragnąć. Tego babski zwój emocji do siebie nie dopuści .
- Czego konkretnie?
- Że nie da się ciągle ganiać raz dorżniętego króliczka. Kiedy wy się w tym połapiecie?
- No widać nie połapiemy! Zatem siedzę dalej, klikam, on tarabani palcami w stół… no i złapał poduszkę, przypierniczył mi kilka razy, bo mieszam księciuniu swoją obecnością! Odrzucił narzędzie przemocy i mówi: weź się za siebie, idź do sypialni i tam sobie klikaj! No to poszłam, wydobyłam błękitnego przyjaciela z najdalszych zakątków samotności i tak sobie poklikałam guziczkiem wibracji i nawet było mi lepiej, gdy zmieniało się tempo.
Widzisz, chcesz to potrafisz! Ciekawe jak długo musiał klikać twój ślubny dżojstik, żeby doklikać do finału?
- Nie wiem, błogo zasnęłam, nie słyszałam kiedy wtarabanił się do wyra.
- Ale mieć a nie mieć… taką czeską kwiaciarkę, to warte dłuższego klikania.
Ostro, ale fajnie Jacku. Marek Ł.
OdpowiedzUsuńJestem kobietą. Nie uważam, że nie tylko Wy, mężczyźni macie nieustanną potrzebę zmiany króliczków, za którymi ganiacie. Różnica polega na tym, że Wy polujac na kolejną czeską kwiaciarkę, zyskujecie miano maczo, a my zostajemy zdzirami. Oczywiście w tekście zobaczyłam całą prawdę o nas, rzeczywistość w której kobieta starająca się zachować wierność swojemu mężowi zawsze będzie skazana na rolę zdobytego króliczka.
OdpowiedzUsuń