wtorek, 18 października 2022

Osiołek dojeżdżający

Długo zmagałem się z decyzją. Nie miałem pewności, czy potrzebuję jeszcze jednego obrazu z tezą. Z recenzji, zapowiedzi i notatek w prasie jasno wynikało, że mistrz Skolimowski postanowił szarpnąć czulszą strunę widowni. Wyczuwając doskonale puls epoki sięgnął po dramat zwierząt, traktowanych przez homo tak bezczelnie, jakby mu do sapiens jeszcze dalej było. Gdzieś pod deklem, a może w dno czaszki od spodu, dobijała mi się podświadomość i wyrzucała, że tak naprawdę nie o tezę tu idzie, ani modny temat. Zwyczajnie nie myślę mierzyć się z dołem, który niechybnie wygrzebie ten seans. Po co mi jeszcze jeden? Mało tych z powodu wojny w Ukrainie? Nie wystarczy wykopów cynizmu i okopów prostackiej pazerności dłubanych przez przedstawicieli władzy u stóp ogłupionego ludu? Potrzebny dodatkowy? Artystyczny? Tym bardziej, że nie  będzie stanowić żadnego fundamentu pod trwałą budowlę. I choć przekora rzucała promień nadziei, że jednak mogę się mylić i trzeba dać szansę, nie zawiodłem się. Wylazłem z kina z potrzebą klina, że pociągnę z częstochowska, a smutek do dziś trzyma, tydzień od projekcji. Może dlatego cenię kino autorskie? Nie spływa jednym, płaskim "szacun".

Film „IO” zaczyna się dość przewrotnie. Osiołek ma swoją opiekunkę, która bardzo go kocha, jest czuła do przesady, choć łączy ich tylko cyrk. Nawet, jeśli codzienność nie jawi się dla zwierzęcia nazbyt kolorowo, a na utrzymanie trzeba zapracować, także jako zwierzę pociągowe w duecie z ponurym woźnicą, czuje się bezpiecznie. Jest otoczone opieką i odwzajemnia miłość jak umie. Jednak los nie szczędzi mu ironii, i przypędza pod cyrk wyzwolicieli. Przeciwnicy wykorzystywania braci mniejszych w cyrku paradoksalnie skazują osła na wygnanie, czym na dobre zapewnią tułaczkę i niepewność, drogę krzyżową czworonoga na miarę czasów. Idzie bezwolny i pogodzony tam, gdzie droga prowadzi lub kolejni przypadkowi ludzie go powiodą. Do pewnego momentu nawet się nie buntuje. Gdy trafi do ośrodka dla dzieci wymagających specyficznej terapii, jeszcze raz pojawi się na chwilę opiekunka z cyrku, cierpiąca wymownie z powodu utraty kochanego zwierzęcia, przypomni czym jest ciepło dłoni kochającej osoby. Niestety, dziewczyna jest zupełnie bezradna, zbyt zagubiona i słaba, by zapewnić powrót do znanej i zapamiętanej normalności.

W tułaczce przez Europę Io trafia na zwierzęta z różnych powodów skazane na towarzystwo człowieka i to w wielu jego odcieniach, najczęściej dosyć mrocznych. Konie arabskie, którym można pozazdrościć rumakowania z pozycji zwierzęcia użytkowego, zamkniętego w przyczepie, okrutnie traktowane zwierzęta futerkowe w fermie i te hodowane na mięso, katowane w transporcie, ale obok także zwierzęta leśne, do których się strzela dla rozrywki. W scenerii nieprzejrzanej nocy i horroru, pojawiają się wilki, lis, sowa. W otoczeniu tak ponurym, że nie powstydziliby się go bracia Grimm, Io zachowuje neutralność wobec fauny. Ona w żaden sposób mu nie zagraża, może szerzej otwiera oczy ze zdumienia. Tylko ludzie niosą niepewne, wywierają wpływ na kruche życie, które ociera się o śmierć w ramach zabaw i gier niekoniecznie pożytecznych troglodytów od piłki nożnej. 

    Człowiek w obrazie Skolimowskiego pojawia się dosyć przypadkowo, niby figury współczesności w różnych jej odsłonach. Choć ludzie występują w scenkach ze sobą niepowiązanych, także są jakoś pokiereszowani. Nie zaznają tu spełnienia, zatrzymania, pewności, bo to ciągle kino drogi. Osadzeni we własnych etapach podróży przez życie, ale też w porażkach, osaczeni przez role i sytuacje, w jakich się znaleźli. Jakby wszystkie istoty łączyło to, że są chwilowym bytem, wkładem do maszyny, która mieli i popycha ku utracie, a z chwilowego dramatu jednostek ludzkich czy zwierzęcych, wychodzi masa bez czucia i znaczenia, która stanie się nawozem historii, ponad podziałem na zjadaczy i zjadanych.   

Jeśli coś udało się Skolimowskiemu ująć w sposób nieoczywisty, osiąga to przez formę filmu. Wędrówka zwierzęcia, jako bohatera głównego, pozwala uniknąć przegadania, tu nikt nie plecie mądrości ani komunałów. Wystarczy obraz świata we fragmentach, wariacje chaosu i bezsensu w pędzie ku nicości. Obraz drogi, wzmocniony porażającymi efektami stroboskopowych świateł i dynamiczną, rozrywającą uszy muzyką, nie pozostawia wątpliwości i nie ma w nim miejsca na nadzieję. To rzeczywistość, z której bardzo chce się uciec, choć nie ma dokąd. Osacza i dopada, jak kierowcę transportującego zwierzęta do rzeźni, za co płaci cenę wysoką nie tylko dla niego. Przecież i zwierzęta trafią pod nóż. 

Tylko na moment twórcy "IO" dają odpocząć widzowi. Choć w rzymskiej willi też nie ma spokoju, skoro bogata i sfrustrowana dama tłucze talerze na oczach swojego pasierba księdza, tu jest wielki ogród wokół budynku, tchnie idyllą. Tu nasz czworonożny bohater z pewnością mógłby zostać. Znaleźć ocalenie i zaprzestać dalszej wędrówki. Coś jednak każe iść dalej. Niezrozumiały nakaz, wola? Imperatyw poszukiwań albo zwyczajny ośli upór. Niczego się nie nauczył? I już nie nauczy, bo wybiera drogę zwierząt hodowlanych, które skończą jako skóry lub kiełbasa albo jedno i drugie. 

Jest w tym filmie długa scena okrutna tak dalece, że budzi bezsilną wściekłość, to kadry z lisami w klatkach. Przeraża mocne utożsamienie z bezradnością i złością na moment przed unicestwieniem. Tu nawet Io traci cierpliwość i uruchamia agresję. Ta scena wyszła ze mną z kina i będzie przygniatać wielkim krzykiem niemocy, wiem, ale nic z tym nie zrobię. Przecież to jeszcze jeden obraz, który przekonuje dawno przekonanych. Nie wzruszą się nim właściciele przemysłowych hodowli zwierząt, rzeźni i masarni, ani kuśnierze, bo nie oni stanowią festiwalową publiczność. Nie szukają w refleksji w kinie autorskim, sączą najwyżej streamingowe tasiemce. Tymczasem zdjęcia przy klatkach, unaoczniające trwogę lisów, ich miotanie się po zamkniętej przestrzeni, z premedytacją trwają tak długo i dają poczucie autoironii, podkreślają, że ten film, to jednak wielkie bezradne gówno, które nic nie wniesie, poza nominacją do Oscara. Nie oszczędzi kolejnych zwierząt tak absurdalnie katowanych dla zaspokojenia ludzkiej pazerności, pychy i próżności, także artystycznej.

1 komentarz:

  1. Jacku, pisząc o rzeczywistości kierujesz na jej fragmenty ostre światło odkrywając prawdę, którą znamy, ale nikt nie ma odwagi niczego zmienić. Ważne, że jest ktoś, kto ma odwagę o tym mówić.

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF