poniedziałek, 6 września 2021

Schematy codzienne

❖Posłuchaj w interpretacji autora❖

Spieszą się, choć nie na pociąg. Peronem skracają drogę, później widzę je na schodach. Wspinają się sprawnie i przecinają wiadukt, by zniknąć gdzieś za zakrętem. Matka i córka, łatwiej rozpoznawalne z przodu, choć nie na pierwszy rzut oka. Z tyłu różnią się nieco wzrostem i budową nóg, szczelnie ściśniętych dżinsami skinny, zawsze w jednakowym kolorze. Córce kolanka uciekają do środka, tworząc linię iksa. Matka ma w nich inny krętlik, ale nie tak znaczny i tej los poskąpił krągłości bioder, ciosając znacznie prościej. O kobiecość córki geny bardziej się postarały. Takie same mają też sneakersy na stopach i fryzury z podskakującymi, jakby w pośpiechu spinanymi, koczkami. Z zaczesanych włosów wnioskuję, że malują je u tego samego fryzjera, niewykluczone, że w trakcie wspólnej wizyty lub robią to prościej, sobie nawzajem. Jednakowo zaczynają pracę, tak samo powinny ją kończyć, co znacznie ułatwia logistykę dnia. 

    Kilka razy słyszałem jak młodsza sztorcuje starszą, że nie dostosowała stroju do pogody, nie posłuchała, skąd prosty wniosek, że to ona odpowiada za wspólny outfit, podlegający wszakże dyskusji, co nawet trzyma się kupy, skoro mamuśka „chce być na modzie”, jak mawiało moje dziecko, dzieckiem będąc. Starszej najwyraźniej ciągle jeszcze dobrze w wizerunku Dżesiki i niespieszno do przejścia na poziom nieskrępowanej niczym Grażyny, czego z dużym zaangażowaniem pilnuje jej dziarska Karyna. 

    Przyjaźń międzypokoleniowa czy uderzające podobieństwo gustów i potrzeb? Wspólna praca, styl życia i wieczorne sesje „Top model” z nagrywarki albo powtórki „Tańca z gwiazdami”, gdy popijają wino Fresco pod pizzę Guseppe? Może nawet Carlo Rossi, ale to do ulubionego serialu. Nie nudzą się ze sobą, jednakowo dojrzałe lub niedojrzałe, co za różnica? A ojciec i mąż? Pognały go dawno temu, gdy miejsce na rodzinne powinności wypełnił po brzegi puszkami Specjala, czy zszedł na flaszki z napisem "Parkowa"? Nie wiem o nich więcej niż wsuwa mi pod dekiel tyleż natrętny, co perfidny schemat postrzegania, utkany z podglądania współczesnej mentalności. Ani grama ponad to, co podpowiada doświadczenie społeczne i cienkie papierosy z paczki, którą w biegu przekazują sobie wraz z zapalniczką. Pojawiają się, przebiegają, dymią i znikają, jak kolejny pociąg, mknący o tej porze sąsiednim torem.

    Dziś on był pierwszy. Wiercił się niespokojnie na peronowej ławce. Oburącz ściskał tekturowy kubek, jakby pielęgnował w nim ostatni łyk człowieczeństwa. Nie podejrzewam, żeby grzał dłonie kawą . Najbliższy Starbucks był dzielnicę stąd i z pewnością nikt nie otwierał go o szóstej. Zerknął w moim kierunku i już po chwili odstawił napój na ławkę, by nerwowo poprawiać nogawki dżinsów. Gdy byłem na jego wysokości, właśnie wygłaskiwał nosy znoszonych butów roboczych Caterpillar. Robił to końcem mankietu wytłuszczonej kurtki. Gdyby nie ogromne plamy ze spodni i przetarty na wskroś plecak, wziąłbym go za robotnika zza wschodniej granicy. Ale nawet oni nie są tak rozchwiani, zwłaszcza bladym świtem i w środku tygodnia.

Byliśmy sami na peronie. Na wszelki wypadek udałem się na następną ławkę. Nie chodzi o skąpstwo. Nie żałuję monet bezdomnym i nie wnikam na co pójdą. Fajki, alkohol czy parówki z MOM-u, naprawdę wszystko mi jedno, a pod Lidlem ulegam prośbom o zakup jedzenia, to zawsze podciąga samoocenę, więc jest wspólny interes do zrobienia. Złotówek skąpię tylko dobrze wyglądającym fanom życia bez pracy, zwykle młodszym ode mnie, bo w końcu mnie też nikt ich nie daje. Ale tłumaczyć bezdomnemu, na peronie, że mam tylko kartę, to mimo wszystko brzmi jak dupochron albo niesmaczny żart Scrooge’a i to w wersji z Kaczorem Donaldem. 

Usiadłem w bezpiecznej odległości od prób wymuszania jałmużny i skupiłem się na rozplątywaniu słuchawek. Po chwili dotarł do mnie oburzony dziewczęcy wysoki głos:

- Kosz masz obok, zasrańcu! Przestań tu syfić, szmato śmierdząca!

    To była ona, córka swojej matki, wykrzykiwała ledwie odwróciwszy głowę w stronę menela, któremu raczej było wszystko jedno. Siedział plecami do krzyku. A i napastniczce to nie przeszkadzało. Przecież nie słuchała jego pomrukiwań, z których doleciało tu ledwie: „dobra, dobra”. Nie zwalniając w codziennym biegu za chlebem, czerwieniała z kroku na krok.

- Zamknij mordę śmierdząca kurwo! - dorzuciła z taką agresją, że sam się zląkłem. To padło już na mojej wysokości, ale choć deptała mi niemal po sznurowadłach, byłem dla niej przezroczysty, wszak o dobre trzydzieści lat starszy. Gdy podniosłem głowę, bardziej zaskoczony niż przerażony, mamusia uznała, że pora wkroczyć z jakąś formą wychowania:

- Nie klnij tak! – Na więcej nie mogła się zdobyć pod naciskiem silnej presji potomstwa, a dla załagodzenia sprawy podała jej małą czerwoną zapalniczkę. 

    Za plecami usłyszałem wjeżdżający pociąg. To do niego sposobił się fan mało wyszukanych alkoholi, pucując garderobę czymkolwiek i jak się dało. Zarzucił plecak, siorbnął z kubka, który znowu unosił oburącz, niczym tekturowego Graala, i z pewnością nie zamierzał zostawiać go na ławce. Wspinał się do wagonu zbyt długo, ale zdążył przed sygnałem poprzedzającym zamykanie drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Print Friendly and PDF