Kawałek cienia znalazłem pod tablicą z kartką: „zachowaj odległość półtora metra między kupującymi”. Od wybuchu pandemii nawet nie pożółkła, choć nie obeszła nikogo. Wisiała tu ironią dupochronu zarządcy, a skuteczność z pewnością nie była jej mocną stroną. Trwała na posterunku umowności, w tłumie hasającym między górami rzodkiewki, lumpenciuchów, chemii z Niemiec i drobnego badziewia ze Wschodu. Megafon dawno schrypł i zardzewiał od powtarzania komunikatu o konieczności utrzymania dystansu, tam, gdzie każdą odległość anektują siaty, torby dwukółki, rowery i skrzynki. Bo też jaką siłę rażenia ma covid w zderzeniu z botwinką, „łoscypkiem" i „łogórkiem” w sąsiedztwie zestawu do małosolnych?
Stałem z czterema pelargoniami w garściach, nawet nie psiocząc słonku, którego latem z serca nienawidzę. Obserwowałem stojących do „naszego Seby”, jak mówi rodzinka o potężnym gościu, wymachującym na przemian kobiałkami i torebkami pod czereśnie. Kolejka, zawsze tu gigantyczna jak jego brzuch, i tym razem nie chciała drgnąć, mimo trójki uwijających się sprzedawców. Klientom, raz na tydzień spuszczanym z łańcucha Biedronki, ciągle było mało, a wszystko tu świeże, pachnące i tańsze. Seba pazerny nie jest, wiadomo, i raczej przeważy niż poskąpi. A i z groszem się nie liczy, bo to jednak bardziej demon ruchu niż kasy.
Córka stała już dobre dziesięć minut, kreśląc w głowie czeklistę. Jako misjonarka pierwszej linii wojny z foliówkami musi rozważać, co idzie na dno toreb, a co delikatniejsze i będzie z góry. Zajęta strategią nie oglądała się za siebie, choć tam czaiło się samo zło.
Babinka, wzrostu siedzącego psa, z całą pewnością nie wyglądała na przedstawicielkę pogodnego senioratu. Miała w sobie jakiś rodzaj czupurności i gniewu, zaciśniętych paskiem razem ze sztruksami. Zdaje się, że dostrzegłem nawet błysk głęboko zakodowanej nienawiści do świata i bliźniego. Mimo wszystko mogłaby statystować na planie Disneya. Całkiem bez charakteryzacji i skutecznie wymacać paluszek Jasia albo Małgosi, po czym ruszyć po chrust do pieca. Wydatnie podkreślał to koniec nosa nad sponiewieraną maseczką, zsuniętą na brodę, sięgający w zniecierpliwieniu brodawki nad górną wargą.
Wbijała rozwodnione niebieskie oczy w plecy potomstwa, które usiłowało zachować dystans wobec pary stojącej przed nią. Było to coraz trudniejsze, gdy starowinka napierała na jej plecy i już kilka razy trąciła pięścią z wysuniętą portmonetką. Dziecię zniosło cierpliwie jeszcze dwa stuknięcia, ale gdy poczuła smyranie kosmków włosów na odsłoniętym ramieniu, już wiedziałem, że będzie się działo. Odwróciła się z grzeczną prośbą, która z pewnością sporo ją kosztowała, żeby pani jej nie dotykała, bo tu należy zachować dystans. Babusi Jagusi bardzo było tego trzeba i poleciała tyrada:
- Pani jakaś zaburzona psychicznie! Cofa tu na mnie! Kto normalny cofa się do tyłu w kolejce? Tylko nienormalni! Jeszcze mnie torbe depcze! Na zakupy staje! Po co to takie na rynek idą, jak im dotyk przeszkadza?! Do sklepu sobie idzie, tam dotykać nie będą.
- Słyszy pani? Cały czas mówią z głośnika o dystansie. Gdyby zachowała pani minimalny, nie dotknęłabym siatek, a pani nie musiałaby mnie popychać co chwila. Od tego kolejka naprawdę nie przyspieszy.
- Jeszcze mnie pouczać będzie, chamska taka! I zaburzona, bo się kręci, z babom jakomś jeszcze gada! - To o żonie, która podeszła raczej z pytaniem o zakupy niż z ratunkiem. Wszak nie miała pojęcia w czym uczestniczy.
- Jest pani pewna, że to ja jestem chamska? Poinformowałam tylko, że nie chcę, żeby mnie pani dotykała, tak trudno to zrozumieć? Chodzi o odstęp, niczego więcej od pani nie oczekuję.
- Jak pani będzie w moim wieku…
Patrzyłem już na gościa stojącego za nimi. Przez moment miał chyba ochotę na interwencję, ale po chwili mina mu osiadła. Pojawiło się zmęczenie z domieszką zażenowania i ten rodzaj ciekawości widza, przyglądającego się osie i musze, zamkniętym pod szklanką, odwróconą do góry dnem, gdy finał jest przewidywalny i to już kwestia sekund. Z wybawieniem wkroczył Seba licząc podane szparagi, po chwili sypał truskawki i czereśnie, z okrzykiem: „co jeszcze dla pani?”.
Czekałem na to niezbędne pytanie. Czemu nie reagowałem? Nie przybyłem z odsieczą? Pojawiło się dopiero w aucie:
- Widziałeś dyskusję? Czemu nic nie powiedziałeś?
- Co miałem powiedzieć? Zdobywasz doświadczenie, nie wolno ci przeszkadzać, to byłoby niepedagogiczne. Doskonale sobie poradziłaś i równie dobrze przekonałaś się, że to nie ma sensu.
- Jak nie ma, właśnie ma! Nie mogłam pozwolić kobiecie włazić na plecy i trzeba było zwrócić uwagę, skoro ludzie nie przestrzegają zasad, o których się trąbi.
- Przecież i tak wlazła ci na plecy i jeszcze kosmykiem posmyrała. Tylko inwektyw się nasłuchałaś, warto było?
- Warto, niech nie myśli, że jej wszystko wolno.
- Jeśli w ogóle o czymś myśli. Nie masz wrażenia, że gdyby tak było, nie potrzebowałaby zwracania uwagi? To jest odwieczny dylemat: wyjaśniać ludziom zasady współżycia społecznego? Próbować? Czy widząc zachowania tęskniące do miłości i rozumu, już na starcie uznać własną przegraną i iść swoją drogą?
- Przecież nie wszyscy robią to świadomie. Nie zawsze postępują z premedytacją. Czasem są zakręceni tak, że nie widzą, co robią. Albo sfrustrowani, bo mają gorszy dzień. Wtedy trzeba pokazać, że można inaczej.
- Tak, wówczas z rozkoszą wyładują na tobie każdy powód swojej złości albo bezsilności i po misji. - Naciągałem strunę prowokacji.
- To lepiej pozwalać na wszystko i paradować w różowych okularach?
- Może raczej rozważyć, z czym lepiej się poczujesz?
- Sama nie wiem, coraz mniej ludzi zwraca uwagę na tych obok, a jeśli już, to żeby się wyżyć. Myślę, że to różnica pokoleń, to się kiedyś zmieni, młodsi są bardziej otwarci.
- Jasne. I robią zakupy przez internet, spożywcze też. Nie opuszczają wieży, nie targają siat po schodach i nie kąsają się ze staruszkami, Januszami i Karyną. Zaprawdę do nich należy królestwo przyziemne. Póki co postępujesz w zgodzie ze sobą, nie zapiekasz złości i tego się trzymajmy. „Jak pani będzie w moim wieku”, może będzie pani mniej zgorzkniała? Jest szansa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz