Znacie ten kłopot ze słuchaniem radia w samochodzie? Tak się porobiło, że na falach głównie stacje komercyjne, na poziomie krajowym, czyli „um cyk, um cyk, byle kasa szła” lub rozgłośnie dawniej ambitne, publiczne, sprowadzone przez państwo PiS do prymitywnej tuby propagandy, przetykanej disco polo i transmisją z nabożeństwa w intencji.
Worek sucharów z kminem temu, kto zdoła znaleźć stację z miarę obiektywnym serwisem informacyjnym, o godzinie powiedzmy siódmej rano, ale bez zabawy smartfonem za kierownicą. To naprawdę zaczyna urastać do rangi cudu. Próbuję sobie radzić słuchając TOK FM. Co prawda serwis tam króciutki i dość miałki, ale lepszy maślak w garści niż rydzyk w Toruniu. Czasem jednak - zmuszony przez użytkowników aut - skupiam się na drodze tak intensywnie, że wiadomości przelecą, a ja słucham już przeglądu prasy. Czemu nie, też chętnie biorę na uszy, ale tu pojawia się problem z prowadzącymi.
Worek sucharów z kminem temu, kto zdoła znaleźć stację z miarę obiektywnym serwisem informacyjnym, o godzinie powiedzmy siódmej rano, ale bez zabawy smartfonem za kierownicą. To naprawdę zaczyna urastać do rangi cudu. Próbuję sobie radzić słuchając TOK FM. Co prawda serwis tam króciutki i dość miałki, ale lepszy maślak w garści niż rydzyk w Toruniu. Czasem jednak - zmuszony przez użytkowników aut - skupiam się na drodze tak intensywnie, że wiadomości przelecą, a ja słucham już przeglądu prasy. Czemu nie, też chętnie biorę na uszy, ale tu pojawia się problem z prowadzącymi.
Zwykle jest to kłopot z emisją głosu, z rzetelnym przygotowaniem bez dukania lub zwyczajnie logopedyczny. Czasem ignorancja stacji jednak czyni niemożliwym dosłuchanie tego do końca, bez ryzyka spowodowania wypadku. Lektor, na ucho w moim wieku, może nawet starszy, czyż nie powinien przejawiać odrobiny szacunku do mowy polskiej? Choćby przez wzgląd na słuchaczy, powagę marki, z racji wykonywanego zawodu? Zwykłej przyzwoitości i profesjonalizmu? Może choć z powodu wytresowania i kindersztuby, wyniesionej z kultury języka, wymuszanej przez nauczycieli? Tymczasem czyta i słyszę wielokrotnie powtórzone: „pięset” sztuk, osób, złotych… jeszcze raz „pięset”. Zmienia temat i dowiaduję się, że Filipińczycy – z racji posiadanych cech – idealnie nadają się do wykorzystania w warunkach polskiego kapitalizmu, więc traktowani są przez naszych pracodawców na równi z dawnym chłopem „pańczyźnianym”, po czym „pańczyznę” odmienia przez inne przypadki do uwiądu mikrofonu.
W połączeniu z jego „yyyy” i jąkaniem, krew mnie w końcu zalewa, wyłączam radio, mając na uwadze dobro uczestników ruchu drogowego. I ciągle ściga mnie pytanie: czy taki ptyś mikrofonu nie ma nadzoru? Redaktora o stołek wyżej? Zatrudnia go równie potężny ignorant? A może ja zdurniałem oczekując, że ktoś zwróci uwagę na minimum misyjności w prywatnej stacji, bądź co bądź jednak „gadanej”, gdzie „um cyka” jak na lekarstwo?
Wyrzuciłem to z siebie, przeczytałem i zrobiło się lżej na sercu, ale zaraz pojawił się troll na krawędzi monitora. Przebierał girami, poczochrał się pod pachą i popukał w czółko, spluwając nad opuszczoną maseczką, przez lewe ramię.
- Przesada – rzucił – czym ty się zajmujesz? Jakby większych zmartwień nie było i pandemia wróciła do Wuhan. Po co grasz na spróchniałej strunie, stetryczały marudo? Dupę rusz po kiełbasę, apokalipsa w Biedrze, nawet musztardy ci nie zostawią, o parówce już możesz zapomnieć. Rodacy, długi weekend, puste półki, taki dżołk nieśmieszny. – Szarpnął łbem w stronę okna, przesunął daszek czapki do tyłu i podrapał się w miejscu, gdzie faceci noszą klejnoty. – Do kogo ta melodia? Przynudzasz, brniesz w czarną dupę. Nikt przez godzinę nie pamięta, kto pisał, a kto czytał, o czym było gadane, a ty czepiasz się słówka z radia, co najmniej jak czterdziecha tindera! Wiadomo, o co chodzi. Czy kto włącza czy „włancza”, ważne, że wie gdzie nacisnąć, wetknąć i jak wyprowadzić „pięset otwartom renkom”.
- Jasne, a reszta jest milczeniem nad trupem patrioty!
Posłałem za nim pożegnalne zdanie, gdy leciał już z czwartego fikuśnie machając łapkami. Zapomniałem, co naprawdę znaczy słowo patriotyzm, sięgnąłem do klasycznego słownika języka polskiego, znalazłem: postawa społeczno-polityczna i forma ideologii łącząca przywiązanie do własnej ojczyzny, poczucie więzi społecznej oraz poświęcenie dla własnego narodu z szacunkiem innych narodów i poszanowaniem ich suwerennych praw. Prawda jak pięknie to brzmi w zderzeniu z obrazem naszych chłopców patriotów z kotwicą na środku dresu? Z biało-czerwoną opaską na rękawie bluzy z kapturkiem? Z tęsknotą do husarii, z łomotem sprawianym „ciapatemu” za to tylko, że tu przyjechał? A jak dorzucić do tego troskę o czystość języka na ulicy, w radiu, internecie? Wyjdzie niezły pasztet umiłowania ojczyzny. My Polacy mniej już lubim sielanki, więcej parodię własnego wizerunku!
Tak się mści paradygmat romantyczny, to nieustanne grzebanie w trumnach mniej lub bardziej rzeczywistych bohaterów narodu. Choć to właśnie historia uczy, ilu synów i córek ginęło w walce o obecność i czystość własnego języka, w zmaganiu z zaborcami, okupantami, z sowietyzacją, nowomową partyjną, by dziś bez żenady ich prawnuki i wnuki mogły olewać ortografię, znaki diakrytyczne, kaleczyć wymowę, zachwaszczać zbitkami z angielskiego i srać na własną kulturę. Takie to romantyczne nasze upominanie się o Polskę - mesjasza narodów, o serce Europy, gdy na własne życzenie robimy z niej prowincjonalny półdupek, zakałę analfabetyzmu na tle Francuzów, Niemców, Szwedów, w stronę których miło popatrzeć, ale już nie naśladować, grzebiąc mowę ojczystą i kulturę w bagnie nieuctwa i lenistwa. Choć to akurat język prawdziwie kształtuje tożsamość i narodową odrębność, których nie da się podrobić. To jest jak plucie sobie w gębę, choćby Gombrowiczowską z ducha.
Może należałoby w końcu zarzucić romantyzm i wrócić do pozytywizmu, z jego pracą u podstaw? Obejrzeć (bo czytania patrioci nie lubią) "Nad Niemnem", choćby tylko dla dialogów Benedykta Korczyńskiego z synem i zobaczyć budowanie postaw elementarnych dla przyszłości kraju. Przypomnieć mentalnemu chłopstwu „pańczyźnianemu”, że czysty klomb pod blokiem, niewyrzucany pet przez okno samochodu, skwer zamiast budynku, posegregowane śmieci, las bez puszek i butelek, niewycięta do gleby aleja parkowa albo zarzucenie telefonu w trakcie prowadzenia samochodu, odstawienie kielicha przed drogą, to głębsze przejawy patriotyzmu niż dzierganie orła w koronie na własnych cyckach.
Troska o czystość języka, jak i trawnika, wymagają jednak wysiłku, edukacji i wyznaczania zadań sobie samemu, a tego nasz rodzimy patriota nie zniesie. On woli rzygać hejtem, bo łatwiej wymaga się od innych. Potrzebuje krzyczeć, nie słuchać, bo może musiałby nad sobą popracować.
I żeby było jasne, powyższe słowa nie mają barwy politycznej. Nieustająca kpina z patriotyzmu, dotyczy tak samo wyznawców prawicy, jak i lewicujących chłopców z „Wyborczej”, gdzie nie tylko coraz mniej troski o korektę, ale i o redakcję tekstów. Oto czytam opinię o Kościele w początkach niepodległej Polski, gdy oczy atakuje zdanie: „Miał być siłą jednoczącą i gwałtującą ład społeczny w Polsce” (Bartłomiej Sienkiewicz, Nie chować głowy w piasek,. GW, 09.04.2021). Drukarski chochlik czy neologizm autora? Tak czy siak udany, skoro Kościół bardziej „gwałtuje” niż jednoczy od dawna.
Proponuję radio 357,lub Nowy Świat tylko ,że to do słuchnia w aplikacji na telefon ☺ lub na stronie internetowej. A definicja pariotzmu ? Aż dziw, że jakiś "oświecony inaczej" nie zabrał się jeszcze za modyfikację ku chwale mu podobnych ...
OdpowiedzUsuńDziękuję za lekturę tekstu przede wszystkim. Słucham radia Nowy Świat ilekroć spędzam czas przed komputerem. Tutaj zdarza się poprawność językowa wręcz idąca w hiper. Prowadzący potrafi zaznaczyć: "za chwilę naszym gościem będzie - a właściwie gościnią - pani...". Pozdrawiam. :-)
OdpowiedzUsuń