- Dwie godziny po publikacji i ponad sto odsłon, proszę pani.
- A taki niepozorny temat, niby miałki, koci i zwyczajny.
- Jak nie drapiesz strupa, to pójdzie. Lekko i przyjemnie, do kawusi. Nic nie poruszy i nic nie uwiera.
- Jacek nie piskaj... nie można czytać Kanta non stop. Tudzież rozwodzić się nad sensem życia.
- Czemu akurat Kant przyszedł Ci do głowy? Największy, jaki chwilowo ogarniają nazywa się Obajtek. O sensie można w nieskończoność, bo tu żadnego już nie ma, dlatego szukanie inspiruje.
- I powiedz do czego te wywody prowadzą?
- W największym skrócie? Do próby oswojenia świata mimo wszystko, osadzenia w nim siebie, może do zagadania lęków egzystencjalnych? Sam się w tym gubię.
- Oswajanie świata? Jak najbardziej, każdy z nas to robi na swój sposób, choć może czasem nieświadomie - to codzienne życie, obowiązki, powinności. Rozwój intelektu też następuje u każdego inaczej. Szukamy podobnych sobie w codzienności.
- Jakoś trudno to przełknąć, gdy większość funkcjonuje na poziomie kornika ryjącego tunel, równie dobrze w spróchniałym leśnym pniu jak w średniowiecznym zabytku. W ciągu wieków wielu twierdziło, że największy procent populacji, to tylko nawóz historii albo armatnie mięso w rękach przywódców, może jeszcze witalność dla podtrzymania gatunku. Żaden rozwój tego nie powstrzyma. Jedyny wspólny aspekt, jaki ciągnie każde pokolenie, to przyjemność natychmiastowego użycia. Dziś to szczególnie silny wspólny mianownik.
- Bardzo surowe to postrzeganie.
- Pozbawione złudzeń?
- Wiesz? Ciut mnie zatkało. To, że mamy społeczeństwo konsumpcyjne owszem, to jest widoczne, ale nie można generalizować, że ludzie nie analizują, nie są refleksyjni.
- Nie chodzi o to, czy są refleksyjni. Mówimy o zdolności do przekładania myśli na uczynki. Ktoś powie: "do dupy to życie" niby jest to refleksją, ale czy motywującą? Jedynie do sięgania po kolejną flaszkę, którą pierdolnie się za siebie na trawnik, gdy błyśnie dno.
- Jacek to skrajność!
- Skrajność? Przejdź się w pobliżu Żabek i Lewiatanów, zerknij za siatki, na trawniki, na skwery, murki przyokienne, chodniki. Ile szklistych małpek połyskuje w słońcu? A taki niepijący? Słyszy w telewizorze, że folia zasypie nas ze wszystkich stron. Jęknie, nawet torbę kupi lnianą z napisem "eco bag”, a w Biedronie zapakuje marchewkę, pomidora i ogóra w oddzielne jednorazówki. Naprawdę nie szarpiemy tu Kanta ani Nietzschego, schodzimy do minimum codziennej refleksji. W perspektywie dalszej niż koniec nosa.
- I myślę że ta codzienność się zmienia na plus.
- Yhm, chyba w brzdęku reklam i TVP Info albo w Twoim pragnieniu, w bańce samochodu. Zmuszony do wodzenia kółkiem sam poczułem jak drastycznie zmienia się wizja świata z pozycji siedzącej. Przed iloma zachowaniami chroni karoseria. Pandemia odcięła to, co dopadało oczu na peronie, chodniku, przystanku, na ścieżce pieszych i rowerowej. O ile mniej wiem dziś, o ludziach, gdy odeszła możliwość podsłuchania dialogów w środkach komunikacji. Nawet poczułem wewnętrzny ład, fakt, ale kosztem utraty. Łatwiej w takiej okoliczności przemalować wszystko w odcienie różu. Tylko zwierzęca czujność nie pozwala owijać się w złudzenia, bo wiesz, że on tam jest. Mentalny prostak, który za nic ma zasady współżycia. Przypomina, że po zamknięciu oczu potwory wcale nie znikają.
- Potwory zawsze były i będą, złudzenia też nie są tak do końca złe. Bo czym są? To zniekształcone spostrzeżenia. Ale czy nie w każdej ocenie jakoś fałszywe? Może na to postrzeganie ma wpływ napięcie danej chwili? Stan emocji? Złość? Bezradność, brak wiary w swoją sprawczą moc? Zmęczenie? Izolacja? Tyle czynników wypacza postrzeganie, że popadasz w inne samooszustwa. Zawsze dalekie od obiektywizmu. Czasem złudzenia są wręcz niezbędne, bo wbrew pozorom ułatwiają życie. Powodują, że jeszcze nie plujesz na ludzi, nie kąsasz na oślep.
- Oczywiście, tylko, że to zależy od potrzeb indywidualnych i wymagań sobie stawianych. Zdolność do podnoszenia siebie z kolan ma może siedem procent żyjących. Nielicznym chce się czegoś więcej niż serial na Netflixie i tropienie wyprzedaży. Masa ceni sobie dolne partie piramidy Maslowa.
- Tak. Tylko jak powstała owa piramida? Oparta na stosunkowo wąskiej grupie badawczej, w dodatku osiemdziesiąt lat temu. Gdyby badać inną grupę, mogłoby się okazać że jej poziomy układają się zupełnie inaczej.
- Jasne, dziś potrzeby ułoży Rydzyk i Natanek. Gdyby miało być jak mówisz, nie mielibyśmy tylu populistów z tandetnego komiksu, ani producentów dóbr nijakich.
- To już "ewolucja".
- Szkoda, że jedynie pazerności.
- A może jednak ciekawości?
- Nową pralkę kupiłam po dziewiętnastu latach. Stara naprawdę się rozsypała.
- Moja ma osiemnaście i jej nie wymieniam, jeszcze. Zwyczajnie boję się, że nowa popracuje zanim gwarancja się skończy. Ale mówiłaś o ciekawości, więc pytam o tych, co muszą mieć nowe telefony każdego roku, podobnie jak komputer i odkurzacz, że o samochodzie nie wspomnę. Albo co dwa lata remontować łazienkę, bo kolor glazury się znudził i inny jest już "na modzie”.
- Pod świetne albo chociaż dobre samopoczucie. Może właśnie w ten sposób się realizują, czują się spełnieni i zadowoleni?
- Może jednak uciekają przed bezsensem wszelkich zabiegów? Odskoczyć od pytania „po co?”, byle nie odstawać od innych. To, co nazywasz dobrym samopoczuciem, jest właśnie błogostanem trutnia, po którym niczego nie przybędzie następnym pokoleniom, poza kolejną górą śmieci. Warstwy wolnego rynku, to wały i wzgórza odpadów, widocznych z kosmosu wyraźniej niż chiński mur.
- Dobra, poglądy masz sztywne, wiem, ugruntowane codzienną obserwacją i brakiem różowych okularów.
- … i parkowaniem, które wymusza przejście zbyt długiej drogi.
- Co do samochodu - zgoda - człowiek jest oderwany od rzeczywistości, zapleśniały w sobie, we własnych troskach i kłopotach krótkowidza, żyjącego od śniadania do kolacji.
- Widzisz, to jest jak ze staniem w kolejce za pięknie zrobioną panią. Nawet jest pociągająca, zgrabna, pachnąca. w zasadzie można by się zakochać, ale zaraz potem ona się odzywa.
- O raju... To jest dopiero przykład!
- Nie leży? Idźmy na plażę. Przez ostatnie kilka dni jechałem po pracy na spacer. Idzie w moją stronę piękna młoda kobieta. Delikatna buzia, lat około 35, inteligentne spojrzenie, wrażliwe oblicze, gdyby nie telefon w garści. Podchodzę bliżej i leci do słuchawki: "kurwa ja pierdolę, co ty za pojebana szmata jesteś, po chuj ja się z tobą kumpluję, pojebało cię dziwko? Znowu naoglądałaś się jakich komedii romantycznych? Jakie kocha? Jakie małżeństwo? To nie jest jakiś kurwa czas miłości, to jest świat pojebów, za który zapłacisz". Czy taki podkład pomoże jej twarzy w tuszowaniu prostaka? Nie potrzebuje. Roześmiana, najmniej zajęta swoim PR w oczach mijanych, których słońce wydłubało z covidowych zaułków.
- No i szok. Jak to mówią mędrcy? Dysonans poznawczy?
- Możliwy tylko po opuszczeniu skorupy. Zaraz witki zachwytu opadli, choćbym nie wiem, ile cudowności dał jej na starcie, oglądając egzemplarz przez szybę. Aura figury i piękno lica przyprawiłyby mózg o poszukiwanie szlachetnej kobiecości.
- A Ty, głupi, po plaży się ciągasz.
- Właśnie, zamiast spod czerwonego odjechać w wypielęgnowanym zachwycie dobrego mniemania o bliźnim, wybieram konfrontację. Pokutnik-masochista?
- Może Ty wymagania masz jakieś z kosmosu?
- Czym innym wymagania, co innego nadzieja. Wiara, że za rozwojem cywilizacji technologicznej nadąży odrzucanie chama. A im dłużej żyję, tym mocniej pali świadomość, że wszystko to komercja, której jedynym celem jest sprowadzić homo sapiens do roli mało wybrednej rury, byle skutecznej we wciąganiu i wydalaniu. W dodatku brnącej na pohybel zielonym, czerwonym, czarnym. I to jest, zdaje się, forma apokalipsy, której nie wypatrzył św. Jan na Patmos.
- Hm. I co mam na to niby powiedzieć? Jakoś cieszy mnie ta wymiana myśli, chociaż smaku życia nie poprawi.
No i cóż rzec ....��nic dodać nic ująć
OdpowiedzUsuń