Czasami człowiek musi, inaczej się udusi. Czterdzieści lat temu Jerzy Stuhr zaśpiewał tak w Opolu, a ja dziś muszę nie tyle śpiewać, co puścić siarczystą wiąchę oczyszczającą. Na początek roku zda się wiązanka, żeby wykrzesać z życia coś, co pozwoli przetrwać ciemność za oknem i całe to raczej ponure rozmemłanie w oczekiwaniu wiosny. O ile sobie przypominam, to było przed Bożym Narodzeniem, zebrało mi się pierwszy raz, dokładnie z tego samego powodu. W samochodzie palec mi się obsunął i włączyłem przypadkiem rozmowę o teatrze w radiowej „Trójce”. Pan reżyser, którego nazwiska nie usłyszałem, wyraził się o autorce utworu scenicznego per znakomita dramaturżka. Ten trudny do wymówienia dziwoląg językowy raczej gładko przeskoczył przegrodę jego zębów, choć nie istnieje chyba jeszcze w żadnym szanującym się słowniku, ale wkrótce pewnie zagości pod presją odpowiednich środowisk. Bo my, Polacy, ponad sielanki lubim podziały i ideologie im sprzyjające.
Uznałem, że skoro muszę już żyć w epoce politycznej poprawności i reklam środków na suchość pochwy, nie mam wyjścia, trzeba kląć dla zdrowia psychicznego. Machnąć raz w lewo, raz w prawo, żeby nie zwariować i trzymać się środka… niekoniecznie nawilżającego. Jechałem, ciskałem przekleństwami jak dobra panna młoda pieszczotą, a dłonią tłukłem kierownicę z bezsilności. Poniewczasie, jak to u choleryka, przyszła myśl, że może jednak nie wypada, nie przy dziecku, nawet jeśli leciwe i świeci po gałach świeżo odebranym dowodem osobistym. A i samo przeklnie nieraz jak sąsiad na widok Płaszczaka w telewizorze.
Krewkość z powodu wybitnej dramaturżki powróciła, gdy w szanującym się sieciowym piśmie kulturalnym przeczytałem recenzję filmu Dzikie róże. Była tak dobrze napisana, że zerknąłem na notkę o autorce, a tam stało, że to dr, historyczka kina i krytyczka filmowa. Tylko czemu pierwszy człon był skrótem, zdziwił się ignorant we mnie. Czemu nie doktorka skoro krytyczka? Czyżby doktorka brzmiała lekceważąco czy za bardzo z czeska? A czy krytyczka nie deprecjonuje autorki, choćby jako określenie malutkiej pani krytyk, takiej cipu cipu krytyczkoniuni? Zwłaszcza, gdy kobieta zna się na rzeczy i o filmie świetnie pisze?
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że feminizm ze swoimi naciskami językowymi, miast wspomagać kobiety w walce o równe traktowanie, spycha je na obrzeża karykatury, wciska w gombrowiczowską gębę krzykliwych maniaczek i pretensjonalnych gęsi, pozbawionych zdrowego rozsądku. Ideologia, wolna od dystansu i refleksji, szyje im łatki i zakotwicza w dziwaczności języka. Jakby kobiety – słusznie przecież upominające się o swoje prawa – chciały strzelić sobie w stopę strąceniem w stereotyp feministki, postrzeganej jako nachalne babsko, pozbawione samodzielności w myśleniu, czepiające się upiornego nazewnictwa jak czarnej flagi, by za wszelką cenę machać przed linią wrogów (bo cały świat jej wrogiem). Obawiam się jednak, że ta metodyka wywołuje skutek odwrotny do zamierzonego. Podobne postępowanie potęguje widzenie w feministce ofiary losu, z której natura - z sobie wiadomych powodów – najwyraźniej kpi, uczyniwszy z niej tyleż szpetną, co hałaśliwą starą pannę, przed którą polszczyzna broni się jak ostatni we wsi kawaler przed zabawą w remizie, choć pijak i nic mu nie grozi.
Pewnie nie jestem odosobniony w tych odczuciach. W zasięgu ręki mam wypowiedź jednego ze sprzymierzeńców, któremu doskwierają podobne dziwactwa naszego czasu i jawnie głosi swoją niechęć wobec wielu aspektów współczesnego życia. Dobrze, gdy człowiek znajduje lepszych od siebie, a podobnie odczuwających ból egzystencji w społeczeństwie, któremu coraz dalej do anielstwa.
Aktor, reżyser i pedagog, Adam Ferency, w książce Nie i Tak mówi o takich wynalazkach językowych wprost: Nienawidzę tych udziwnień, na sam ich dźwięk tężeję. Wszystkie nowe żeńskie formy są sztucznymi, ideologicznymi koszmarkami. Jaka premiera do cholery? Premiera to jest w teatrze.
Zatem jak to jest? Mamy coś przeciw kobietom? Przeciw równości? Obawiam się, że z szacunku dla kobiet, dla ich intelektu i wrażliwości, nie chcemy sprowadzać ani języka określającego ich zawód, talent czy status społeczny, ani samych kobiet i ich dokonań do poziomu groteski. I mówię to jako zwykły facet, a nie zwolennik patriarchatu. Mówię jako mężczyzna, któremu w przyjaźni zawsze było bliżej do kobiet niż do przedstawicieli własnej płci. No może jeszcze mówię jako polonista, któremu leży na sercu czystość języka i niezaśmiecanie go produktami takiej czy innej ideologii.
Kobiety tymczasem i bez potworków językowych, tworzonych na ich cześć, zaskakują swoją nieprzewidywalnością, brakiem jednoznaczności i konsekwencji w wyborach, ale też zmiennością nastrojów płynącą z emocji i innością tak odległą, że aż fascynującą. Pomijając zachwyt urodą, urokiem i tym wszystkim, co składa się na pierwszorzędne cechy płciowe, w towarzystwie kobiet po prostu łatwiej być wrażliwym, empatycznym facetem, a to ciągnie w górę naszą męskość, że dwuznacznie zamknę wywód. Nawet jeśli i to słowo niektórym skojarzy się co najmniej dwuznacznie. I niech się kojarzy. Zdecydowanie bardziej wolę język polski w jego dwuznaczności, nawet erotycznej, budzącej uśmiech, choćby politowania, niż koszmarki językowe wojującego feminizmu, które co najwyżej sprzyjają skakaniu do oczu ku radości gawiedzi.
Pierwsze co przyszło mi do głowy po przeczytaniu wpisu to scena z mojego ulubionego filmu "Dzień Świra" Marka Koterskiego. Pokazuje nam jak potrafimy dostosować słabą płeć do swoich codziennych potrzeb. Główny bohater Adaś buntuje się przeciwko temu,gdzie jest granica,na ile traci się kobiecości?
OdpowiedzUsuńWedług mnie przede wszystkim wszyscy jesteśmy ludźmi. Po cholerę na każdym kroku podkreślać aspekt płci.A odnoszę wrażenie, że to już jest domena współczesnego czasu w jakim przyszło nam żyć.A ruch feministyczny wbrew logice i faktom, woli wielu spraw niedostrzegać. Gdzie kobiety pełniące wysokie funkcje społeczne bardzo chętnie używają nazw zawodów jakie wykonują jak np. pani adwokat, pani inżynier, pani sędzia, pani kierownik. I nie mają złudzeń,że są kobietami. Nie mają potrzeby, na każdym kroku udowadniać, że są lepsze od mężczyzn.
OdpowiedzUsuń