Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tym razem numer jeden, to jednak nie kwestia truskawek ani oscypka na europejskim stole, a rzecz dotyczy tylko niepłacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego. Zdziwienie nie oznacza wszakże rozczarowania. W końcu jest tu powód do radości. Istnieje chociaż jedna dziedzina, w której nie ciągniemy się w kontynentalnym ogonie. Tyle że Europa prawdopodobnie ma to w nosie i słusznie, bo o rywalizacji na tym polu nie może być mowy.
Nawet jeśli jesteśmy rzeczywiście tym numerem jeden w niepłaceniu abonamentu, to co nam po tym? Całkiem niedawno byłem naiwnie przekonany, że płacąc go robimy narodową zrzutkę na produkcję programów radiowych i telewizyjnych, choć oczywiście nie byłem aż tak naiwny, żeby wierzyć w misyjną moc tych produkcji. Wszak każdego dnia widać jej poziom, nawet przy najbardziej przypadkowym kliknięciu pilota. Jednak coś mnie pokusiło, żeby przeczytać komunikat o aktualnych cenach abonamentu i nagle doznałem oświecenia. Oto przypomniałem sobie, że płacąc abonament nie tylko nie wspieram misji mediów publicznych, nie tylko nie będę wiedział na co krwawica ma pójdzie i jakim błockiem debat politycznych oczy widza umorusa, jakim serialem rozum społeczny zamuli, ale pojąłem wręcz od nowa, że zapłacę po raz któryś tam z rzędu li tylko za posiadanie wciąż tego samego od dekady odbiornika radiowego i niewiele młodszego telewizora.
Łatwo pojąć dlaczego Niemiec, Francuz i Czech rzeczywiście mogą być zdziwieni naszym pierwszeństwem, jeśli tkwią w naiwnym przekonaniu, jakoby abonament wzniośle wspierał produkcję programów służących rozwojowi ducha i umysłu przeciętnego mieszkańca nadwiślańskiego kraju. Gdyby jednak wiedzieli, że to tylko haracz państwowy, narzucony co roku na obywatela, za posiadanie sprzętu, prawdopodobnie podtrzymywaliby jeszcze w Polakach wolę pozostania w unijnym pierwszeństwie. W końcu nawet najdłuższy kredyt komercyjny, w najbardziej lichwiarskim banku i przy najmniej przyjaznym sklepie AGD, spłaca się szybciej i taniej, a przede wszystkim z nadzieją realnego końca, którego przy tej formie pobierania abonamentu nie uświadczysz, przynajmniej dopóki odbiornik zakupiony nawet w poprzednich realiach polityczno-gospodarczych ciągle jest sprawny.
Ciekawi mnie jednak na co liczyli twórcy tego spotu? Jaki w ogóle to rodzaj? Przecież nie reklama tego, że jesteśmy numer jeden w niepłaceniu. Społeczna kampania na rzecz poprawy ściągalności abonamentu? Średnio w to wierzę, skoro lubimy odruchy stadne, tym bardziej nikt nie wysunie się przed szereg, żeby nie wyjść na zawstydzonego frajera. Wszak Polak potrafi! To zaradny cwaniak, z pewnością bardziej rozgarnięty niż przedstawiciel innej nacji, przekorny i zawsze ma swoje zdanie. Zatem kolejne gigantyczne pieniądze podatnika wywalone po nic? Może trzeba było je przerzucić na konto do wpłaty abonamentu, zamiast tracić czas i siły na coś, co w niejednym podtrzyma opór płatniczy?
A gdyby tak zacząć z drugiej strony? Dlaczego w PRL-u i pierwszych latach wolności ludzie płacili abonament i nagle przestali? Wzrósł poziom skąpstwa? Przestali bać się sankcji systemowych? Pogorszyła się oferta programowa? Byli bardziej zdyscyplinowani i poczuwali się do odpowiedzialności za misję mediów publicznych? Wszystkiego pewnie po trosze, choć zawsze tak samo nie było skutecznego systemu kontroli rzetelności opłat. Poza tym na dzisiejsze zaprzestanie wpłynęła przede wszystkim różnorodność propozycji innych mediów. Dziś widz doskonale obejdzie się bez państwowych, bo jest przekonany, że komercyjne wypełnią każdą lukę jego oczekiwań. Nawet jeśli publiczne radio zniknie, a z nim telewizja, nie odczuje tego nie tylko z powodu mnogiej ilości stacji internetowych, kablówek i telewizji satelitarnych, ale też z powodu zabiegania i zwykłego braku czasu na siedzenie przed telewizorem. Komputer z siecią skutecznie zaś wypełni ostatnie wolne chwile zbyt krótkiej doby.
Widzimy już teraz, że pogoń za wskaźnikami oglądalności, czyli ukierunkowanie na pozyskanie reklamodawców, skazała - przede wszystkim telewizję - na totalną rezygnację z misji społeczno-kulturalnej, z kreowania dobrego smaku i poziomu widza, a przez to w ramówce mamy dźwięczący jarmark i barwną hucpę pustych obrazków. Tym bardziej wskazuje to na usilną potrzebę kreowania upodobań bardziej wysublimowanych, jeśli jako naród nie chcemy wracać do jaskini. Skoro dziś bez abonamentu, utrzymując najczęściej oglądane kanały z reklam, da się zarabiać niemal wyłącznie na odmóżdżeniu społeczeństwa, nie najlepszą przyszłość wróży to temu krajowi.
Może zatem zamiast wywalać kaskę na kampanię zawstydzania, warto zbadać za co chciałby jeszcze zapłacić widz czy radiosłuchacz? Niewykluczone, że wolałby właśnie za to, do czego konkretnie i najczęściej sięga. Z jednej strony wybrana stacja radiowa, której od lat z przekonaniem słucha, a z drugiej wybrany kanał tematyczny w telewizorze, jeden lub dwa, może trzy, w którym znajdzie coś dla siebie, ilekroć zaznaczy coś pisakiem w programie z gazety i przysiądzie na moment przed ekranem. Wówczas naturalna selekcja zadecydowałaby, które programy mają rację bytu, a które muszą zmienić charakter lub zwyczajnie odejść do krainy wiecznego archiwum. Chyba to byłby lepszy pomysł na rzecz przekonania rodaków do płacenia na konkret. Dosyć głupawa kampania na rzecz zawstydzania Polaka wobec obywateli Europy wzbudza jedynie uśmiech politowania. Gdyby bowiem jej mieszkańcy wiedzieli, że nad Wisłą nie płaci się za jakość propozycji programowej, a jedynie wybulić trzeba haracz za posiadanie odbiornika, który przeważnie faszeruje nas popeliną i gotowaniem na ekranie, zrozumieliby, że długo jeszcze nie będziemy płacić abonamentu i to bynajmniej nie z powodu megalomanii i pragnienia bycia numer jeden na liście czarnego PR-u.
Szczerze? Ja nie czuję się zawstydzona tą reklamą, a obrażona!!
OdpowiedzUsuńNie potrzebuję telewizji publicznej do szczęścia, tym bardziej, że jej w ogóle nie oglądam. W ogóle nie mam czasu na telewizję. Czasami służy jedynie za zagłuszacz ciszy. Haraczu za odbiornik płacić nie będę, bo wystarczy, że już raz za niego w sklepie wraz z podatkiem zapłaciłam i że płacę za kablówkę... Jeżeli kablówka nie odprowadza opłat na rzecz państwówki no to nie mój problem. Myślę, że ta propaganda ludzi wkurwi, a nie zmobilizuje... Bezsensownie wyrzucone pieniądze i plucie przez naród na naród. Upolitycznione sranie we własne gniazdo.
Zgadzam się z Autorem oraz z poprzednim komentarzem! Standardowa reakcja na ten spot to: "No i, ku*wa, dobrze!". Dla mnie to zdrowa reakcja. Też nie widzę celu w płaceniu abonamentu, zwłaszcza, że TV publiczna karmi nas serialami typu "Klan", w których aż roi się od reklam soczków i pasztetów, nazywają to ładnie "lokowaniem produktu"...pfff...
OdpowiedzUsuńNajbardziej bawi mnie facebookowy profil całej akcji. Stosunek komentarzy negatywnych do pozytywnych był chyba łatwy do przewidzenia, ale jak widać nie pomyślano. Ja pewnie bym nawet był bardziej chętny, gdyby płacąc abonament mógł dodatkowo zaznaczyć, na który program, lub jaką konkretną audycję te pieniądze pójść mają. Parę rzeczy spadłoby z ekranu zapewne (albo z głośnika).
OdpowiedzUsuńPL.