Powyższy cytat bardzo dobrze oddaje mentalność tych bezrobotnych. Póki co nie ma pośpiechu w szukaniu pracy, bo rodzice dają pieniądze z nadzieją... na co? Może miłość rodzicielska jest ślepa? Może wiara w cudowność i niezwykłą osobowość własnych dzieci nie stawia pytań wybiegających w ich przyszłość? Może rodzicielska cierpliwość i nadopiekuńczość racjonalizuje postawy dzieci, daje im przedłużone gwarancje bezpieczeństwa na długie szukanie wymarzonej pracy? A może tak zwyczajnie w życiu dzieci leczą własne braki i niedomagania dzieciństwa i młodości? Zatem nie posiadają skutecznych narzędzi zachęty do brania odpowiedzialności za własne życie, gdy nadchodzi na to pora, albo zwyczajnie nie mają determinacji, żeby zacząć żyć na własny rachunek. Skoro jednak rodziców stać na to, żeby utrzymywać dorosłe, wykształcone, dzieci w domu i łożyć środki na ich potrzeby, w zasadzie nie ma o co kruszyć kopii, a tekst wraz z „Gazetą na Majówkę” należy odłożyć na stos z makulaturą. Tym bardziej odłożyć trzeba ideę pod nazwą „pokolenie u mamy”, bo to mocno krzywdzące pojęcie dla setek zdeterminowanych młodych ludzi tego pokolenia, który po studiach łapią każdą możliwą pracę, by ponieść ciężar własnej dorosłości bez oglądania się na datki rodziców.
Pozostaje jednak jakiś niepokój, który gra swoje werble nienormalnego, jątrzącego zjawiska społecznego i w tym największa zasługa autorki reportażu. Bo przecież nie tylko nadopiekuńczy rodzice są powodem, dla którego wielu absolwentów nie robi dramatu z powodu braku pracy jakiejkolwiek, dającej jeśli nie samorealizację, to przynajmniej pieniądze na podstawowe potrzeby. Temat podjęty przez Sylwię Szwed każe głębiej odnieść się do zjawiska o znamionach rodzącej się patologii. Gdzie jest jej źródło? Podejrzewam, że kilka przyczyn składa się na ten stan rzeczy. Chyba najważniejszą z nich znajdziemy bezpośrednio w reportażu. Autorka podaje kilka istotnych informacji statystycznych: W raporcie „Młodzi Polacy na rynku pracy” czytamy, że nasz rodzimy rynek nasycony jest magistrami z wielu miękkich dziedzin, a brakuje absolwentów szkół technicznych i zawodowych. Polskie uczelnie opuszcza rocznie 400 tys. magistrów, a wśród nich niecałe 10 proc. specjalizuje się w kierunkach ścisłych, inżynieryjnych czy technicznych.
Tutaj może rodzić się pytanie, dlaczego szacunkowe 90 proc. magistrów wybrało studia miękkie, z nikłą perspektywą znalezienia pracy w swoim zawodzie albo przynajmniej w zawodzie gwarantującym znalezienie satysfakcjonującej pracy? Dlaczego dziedziny „miękkie” aż tak bardzo przyciągają maturzystów? Odpowiedź zdaje się być bardzo prosta: studiowanie na tych kierunkach jest o wiele przyjemniejsze i łatwiejsze w dobie internetu, plagiatu i przerostu studiujących, od których rzadko nauczyciele akademiccy mają szanse oczekiwać samodzielności, rzeczywistego wysiłku intelektualnego, badawczego, czy zwykłego, uczciwego zaangażowania. Przez takie studia łatwiej „przejść”, wspierając się na ściągach, brykach, wyciągach, notatkach, streszczeniach i uzyskać rzeczony tytuł magistra, którego wiedza fachowa, operatywność i umiejętności nijak nie zostaną zweryfikowane przez rynek pracy. Wiem o czym mówię, bo sam ukończyłem takie studia, na których można było mieć bardzo dużo pracy, ale też można było prześliznąć się bez bólu, bo wszystko zależało od indywidualnego zaangażowania studenta.
Odwołując się jednak do postaci wymienionych w omawianym reportażu, zapytajmy: jak rynek pracy miałby zweryfikować kompetencje doktora religiologii, magistra kulturoznawstwa, resocjalizacji, politologii, polonistyki czy nawet geologii? Czy nasz aktualny rynek pracodawcy w ogóle może być zainteresowany weryfikowaniem tych kompetencji? Po co?
W społeczeństwie demokracji pozostającej ciągle w powijakach, gdzie wartość człowieka określa najczęściej stopień nienasycenia dobrami materialnymi, gdzie na piedestale potrzeb sytuuje się głównie to, co określa nasze „posiadam”, pewne dziedziny nauki wiedzy i kompetencji pozostają (i na długo pozostaną) miarą nieistotnego, nieważnego, zbytecznego balastu, a w najlepszym razie polem działań pasjonatów i hobbystów. Co zatem popycha młodych ludzi na studia bez wizji przyszłości? Moda na kierunek? Dążenie do przyjemności studiowania? Brak wyobraźni? Moda na papier wyższych studiów? A może wciąż dobrze się mający mit, że praca jest dla tych po studiach, nieważne jakich, ale po studiach? Tyle, że tego mitu nie obalił wcale obecny kryzys. Wiemy doskonale, że już w połowie lat 90. absolwenci studiów humanistycznych mieli takie same kłopoty ze znalezieniem sensownej pracy jak obecni ich następcy. I jeśli coś ich różniło, od postaci przedstawionych w omawianym reportażu, to z pewnością większa elastyczność w doborze pracy, nawet za małe pieniądze, nawet bez wielkiej satysfakcji, byleby zacząć, załapać się, wystartować i zdobyć jak największe doświadczenie. Może byli bardziej przymuszeni przez sytuację, bo często ich rodzice sami tracili pracę i grunt pod nogami, a zatem nie mogli dać dzieciom pieniędzy na życie bez wysiłku.
Kiedy uważniej przyjrzeć się relacji o „bezrobotnych deluxe”, wychodzi z tego portretu pewna niekonsekwencja. Nie wiadomo jak to nazwać. Fałsz? Rysa? Pękniecie? Wszak wskazani ludzie wybierali kierunki studiów wcale nie tak dawno, najwyżej pięć, sześć lat temu. Zatem ich wiedza o świecie i realiach rynkowych nie odbiegała dalece od naszej obecnej znajomości tychże realiów. Jako ludzie mający za sobą egzamin dojrzałości powinni przynajmniej być świadomi, jakie perspektywy zatrudnienia niesie wybór studiów i jak zamierzają potem kształtować swoje losy, gdy już wybrali „nieżyciowy” kierunek. Można było temu wszak zaradzić rozważając inne możliwości jeszcze w trakcie studiów i to na kilka sposobów: podjąć równolegle inne, praktyczne, studia, pójść na studia podyplomowe, rozpocząć pracę w czasie studiów, zejść z pułapu oczekiwań, z marzeń o pracy dającej spełnienie, tak jak zrobiły to setki ich kolegów. Albo zwyczajnie uznać, że praca zarobkowa nie musi wiązać się ze samorealizacją, bo na nią (choć w okrojonym wymiarze) da się przeznaczyć czas po pracy. Jednak przedstawieni w reportażu, zapewne tylko symptomatyczne postaci „bezrobotnych deluxe” wolą niespieszne czekanie, dopóki można „ratować świat” i „cieszyć się życiem”. Nie wiem tylko, na jak długo może wystarczać im tej radości, ani co poczną, gdy rodzicie odejdą z łez padołu, a ich bezrobotnym dzieciom, będącym już dobrze po czterdziestce, zostaną w życiu wyłącznie oczekiwania zarobków na poziomie 4 tysięcy na rękę. Wiadomo jednak, że wówczas na różne sposoby zostaną utrzymankami małżonków albo organizacji pomocy społecznej, ale również utrzymankami państwa, a więc swoich rówieśników, którzy nierzadko dla pracy zarobkowej potrafili zrezygnować z ambicji i marzeń. I w tym wymiarze to jest i będzie patologia społeczna.
Grupa roszczeniowych i życzeniowych bezrobotnych po studiach wcale nie jest mała, a ciągle będzie ich przybywać. Cechą charakterystyczną tej populacji, która każdego dnia puka do drzwi potencjalnych pracodawców i zatyka skrzynki swoimi CV, jest właśnie i to, że doskonale wiedzą, jakie mają potrzeby zawodowe, ile chcą zarobić, jakiej oczekują ścieżki kariery, ale bardzo rzadko wiedzą, czym zajmuje się wybrany pracodawca, upatrzony wśród pozostałych trzydziestu, typowanych w tygodniu. Nie mają pojęcia czego oczekuje od pracownika firma, do której przysyłają swoje CV, bo nawet nie fatygują się, żeby sprawdzić, czy dana firma prowadzi akcje rekrutacyjne. Za to chętnie dzwonią nagle, w środku dnia, i namolnie chcą się wedrzeć ze swoim podaniem o pracę. Potrafią być święcie oburzeni, że nikt nie chce z nimi rozmawiać, choć nikt się z nimi na rozmowę nie umawiał. Nie dopuszczają wręcz do siebie faktu, że dany pracodawca nie jest organizacją do spełniania zachcianek absolwenta egzotycznego kierunku, że jest przede wszystkim przedsiębiorstwem podlegającym prawom rynkowym i zasadom konkurencji, walczącym o swoje być albo zniknąć w czasie kryzysu, mniej lub bardziej medialnego. Często można odnieść wrażenie, że „bezrobotny deluxe” przychodzi obrażony na cały świat, że ten się na nim nie chce poznać, uwielbić i docenić. Przychodzi więc do kolejnego pracodawcy z gotową receptą na miejsce dla siebie i wcale nie zamierza słuchać, że pracodawca ma inne oczekiwania, jeśli w ogóle jakieś ma. Odchodzi od przysłowiowego okienka zawsze rozczarowany, że nie żyje w świecie jego życzeń, co oczywiście wypada blado dla świata.
Dobry tekst i święta racja...
OdpowiedzUsuńMam podobne wrażenia. W moim zawodzie najwięcej pracy jest latem. Jednak absolwenci muszą najpierw odpocząć, mieć wakacje. Przychodzą do mnie we wrześniu a ja mam wtedy przestój w obrotach. I są bardzo zdziwieni, że jesienią nikt ich nie potrzebuje... Jakieś sensowne praktyki, szkolenia (wiem, że są, bo wykładam w mojej specjalności) to już wymagania ponad ich możliwości. Życie.
OdpowiedzUsuńsama studiuję turystykę i rekreację, w czerwcu bronię licencjat, a rodzice nie wyobrażają sobie mnie bez tytułu mgr, więc w październiku znowu będę musiała to pociągnąć na kolejne 2 lata. wybrałam te studia by kontynuować profil z technikum hotelarskiego, choć wiedziałam, że lepiej po maturze studiować kierunki techniczne tak jak powyżej piszesz. a najgorsze w tym wszystkim jest to, że moim marzeniem jest praca w wojsku lub policji, już teraz chciałam przerwać naukę i zostać z licencjatem i zaciągnąć się do wojska, to przy obiedzie myślałam, że rodzice mnie "zjedzą" a nie schabowego. tato to w ogóle ma żal, że nie pociąga mnie praca księgowej. ciekawe jak zareagują na wojsko gdy obronię magistra...
OdpowiedzUsuńMoich wielu kolegów po ukończeniu studiów robiło sobie dłuższe wakacje bo jak twierdzili mieli jeszcze czas szukać pracy, a teraz siedzą na bezrobociu, ale sami sobie winni. Gdy szukałem pracy jeżdżąc na różnego rodzaju rozmowy kwalifikacyjne zauważyłem totalne nieprzygotowanie ludzi którzy na nie przychodzą ktoś wysyła CV przez internet na dane stanowisko a nawet nie jest łaskaw sprawdzić czym dokładnie się dana firma zajmuje. Potem nagle zdziwienie gdy ktoś na rozmowie zapyta czy potrafi się wymienić jakie usługi lub jakie produkty oferuje firma. Mam licencjat i jestem z tego dumny i uważam że tytuł magistra nie jest potrzebny do życia dla mnie priorytetem zawsze była niezależność od pomocy rodziców. Dziś pracuje nie w swoim zawodzie ale nie narzekam uważam że przebranżowienie się jest potrzebne tylko u nas nie wiem dlaczego pokutuje to przekonanie w narodzie że po studiach mam oczekiwania finansowe wobec pracodawcy na poziomie 3000 złotych albo i więcej. Nasza bananowa młodzież myśli że bez doświadczenia na start ktoś da im kokosy a za marną pensje oni pracować nie będą. Wszystkim którzy mogą pracować a nie chce im się bo wolą zasiłki czerpać itp. bym od razy te zasiłki odebrał. Wczoraj czytałem artykuł o dziewczynie która odmówiła urzędowi pracy podjęcia zatrudnienia. Miała 27 lat bez doświadczenia zawodowego, bez matury nawet i stwierdziła że woli żyć na socjalu niż iść pracować za 1400 złotych na rękę miesięcznie bo ma wyższe ambicje. Paranoja Polskiego Społeczeństwa skoro na zachodzie ludzie potrafią zmienić nawet 6 razy w życiu branże cóż jeśli człowiek chce da radę, wystarczy siła woli odrobinę szczęścia i dużo zaparcia i nie bania się ryzyka typu wyjazd do innego miasta w poszukiwaniu pracy.
OdpowiedzUsuńniestety, nietylko0 ci wykształceni. nie brak tez cwaniaków bezrobotnych, którzy tkwią mentalnie w socjalizmie, który dawał, bo dzieci, bo sa bez pracy przecież....
OdpowiedzUsuńmała niedojżała - 10 lat temu miałem podobny dylemat, studiowałem kierunek który absolutnie mnie nie pociągał, zawsze chciałem zaznać bardziej ekscytującego życia, pomyślałem o wojsku, i zrozumiałem że właśnie to zawsze chciałem robić. Zaciągnąłem się, poznałem czym jest lodowaty prysznic, ale brnąłem dalej akceptując ciemne strony swojej pasji. Po 1,5 roku trafiła się pierwsza misja, potem druga, potem trzecia.. teraz mam 30 lat, od 4 lat żyję na swoim mieszkaniu, mam dobry samochód, bez kredytów na karku, ale przedewszystkim ogromną satysfakcję z tego co robię :) Kosztowało to wiele wysiłku, starganych nerwów i nieprzespanych nocy, ale wykonując pracę którą się lubi, pomimo zmęczenia odczuwa się satysfakcję. Na tym właśnie polega różnica, dlatego zachęcam do kroczenia własną ścieżką pod warunkiem, że jest się na tyle dojrzałym by akceptować ciemne strony swojego wyboru.
OdpowiedzUsuńSama jestem wykształconą bezrobotną na stażu. Chętnie podejmę pracę biurową za najniższą krajową, bo to więcej niż staż.Boli mnie wyzywanie absolwentów od nierobów. To zależy czy się mieszka w warszawie czy wrocławiu. ja akurat mieszkam w średnim ośrodku akademickim, więc nie jest różowo
OdpowiedzUsuńprzydługie wynurzenia.
OdpowiedzUsuńpopracuj nad szybszym podawaniem wniosków, a tekst na tym zyska.
Postawa "jestem przeznaczony do wyższych zadań i nie będę pracował w fabryce na taśmie" nie jest nowa - też to miałem. Tyle tylko, że było to 20 lat temu, w 2 klasie liceum czyli w wieku 17, 18 lat. Chyba nastąpiło jakieś przesunięcie - młodzi ludzie opóźniają swój życiowy start; widać to po tych tłumach próbujących każdego roku dostać się na studia doktoranckie, które przecież nie dają żadnej gwarancji zatrudnienia. W konsekwencji - wychodzi 28, 29 letni człowiek, owszem - z tytułem doktora, lecz bez żadnego doświadczenia zawodowego i z niewielkim doświadczeniem życiowym. To był bardzo dobry tekst
OdpowiedzUsuńDodajmy, że wielu absolwentów nic tak naprawdę nie konkretnego nie potrafi. Pretensją "a gdzie mieli się uczyć?" zbijam przykładem megio syna, studenta weterynarii: od drugiego roku studiów dwa razy w tygodniu, popołudniami siedzi u pewnego lekarza w gabinecie i za darmo pomaga ucząc się ile wlezie. Zaczynał "jeżdżąc na szmacie" i od miotły i sprzatania klatek, obecnie asystuje przy zabiegach i obsługuje skomplikowany sprzęt. Po studiach na pewno nie będzie tak, że ojej, nic nie umiem
OdpowiedzUsuńciekawa jestem jak poczułaby sie Szanowna Pani Redaktor Sylwia pracując za 900 zł do ręki i próbując utrzymać się w Warszawie...
OdpowiedzUsuńA ja pracuje we francukiej firmie i nie mam zamiaru już pracować za połowę w polskiej i jeszcze słuchać, że mi łaskę robią.
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że jesteś trochę niesprawiedliwa.
OdpowiedzUsuńMoże i część tez tego artykułu dałoby się jakoś obronić gdyby faktycznie absolwenci kierunków technicznych nie mieli problemów ze znalezieniem pracy. Ale mają. I to ogromne. Gdy już coś znajdują, to najczęściej jakiś żebraczy staż. A luksusem jest praca za 1000-1200 zł na rękę, często na jakichś popapranych papierach (ułamek etatu, własna działalność itp). Do tego muszą być szczęśliwi gdy obiecaną wypłatę dostaną w całości i w terminie.
OdpowiedzUsuńTrudno, aby angażowali się w pracę, utożsamiali z firmą skoro jałmużna nie wystarczy na samodzielne życie.
A ja mam swoją firmę i nie mam zamiaru być niewolnikiem etatu + banku ( ah te mieszkania na 102% wartości ) a na starość ZUS i umieranie z głodu po etacie.
OdpowiedzUsuńKażdy może dorobić kasę, a po paru latach mieć spokój.
więcej
http://tnij.org/zuscienakarmi
Oczywiście nie jest lekko bo trzeba mieć pełną odpowiedzialność za siebie i nie ma pewnej wypłatki, ale za to nie ma szefa idioty, i nie ma podejścia, że łaskę ktoś mi robi bo mam pracę.
Niestety problem jest w mentalności i etatowca i pracodawcy.
Sam mam znajomego co ma fabryke, starał się jak mógł z tymi ludźmi rozmawiać motywować itd.. ale oni są jak bydło jak nie dasz po premii nie wywalisz na zbity pysk to żadna motywacja nie działa.
Ostatnio 2 zmiana uszkodziła maszynę bo nie lubi 3 zmiany...
straty 40tyś złotych, a ludzie mieli to w dupie bo to nie ich firma i nie ich pieniądze i nie rozumieją że komuny nie ma jak firma upadnie to oni też nie dostaną.
Koniec był taki, że wywalili na zbity pysk 30% załogi i nagle się wydajność podniosła itd...
potrzebne to ... nie ale nikt nie szanuje w tym kraju pieniędzy innych ludzi
Posiadanie pieniądza jest złe, posiadanie sukcesu = złodziej itd...
VIVA polska solidarna!
wszyscy tak samo g... mają
W ogóle ludzie są do dupy z wyjątkiem tych, którzy maja pracę albo piszą takie pierdoły.
OdpowiedzUsuńA co do studiów, to studiuje się by zgłębić dziedziny które się czuje , rozumie, chce poznawać. Brak pracy i możliwości na rynku polskiego eldorado to nie skutek jakichkolwiek oczekiwań i marzeń, to zwykły kanał. A to co piszesz to taki banał. Banał , który zależy od punktu siedzenia. Z przyjemnością Ci mówię: Do niewidzenia. To co tworzysz to historia nienawiści i szczucia ludzi na ludzi.
OdpowiedzUsuńZaraz zaraz, a kto wychował tych młodych ludzi? Kto prowadził ich w procesie socjalizacji? Pokolenie dzisiejszych 40-50 latków. To pokolenie "wychowywało" tych młodych ludzi. Widać więc że (kolokwialnie mówiąc) dali dupy na całej linii. Jakoś poprzednie pokolenia potrafiły wychować ludzi którzy nie byli by tak roszczeniowi. Niestety pokolenie dzisiejszych 40 i 50latków to najwyraźniej pomyłka wychowawcza, nie poradzili sobie z tym czego się podjęli.
OdpowiedzUsuńJest taka zasada, gdy się szuka przyczyn danej osobowości u człowieka, najpierw trzeba przyjrzeć się środowisku w jakim wzrastał i się wychowywał, a dopiero samej jednostce. Bo człowiek to mimo wszystko tabula rasa.
Udanego dnia życzę.
Moim zdaniem winni są przede wszystkim nadgorliwi rodzice z kasą, ale nie tylko. Myślę, że w dużej mierze szkoła- wpaja wiadomości, ale nie przygotowuje do życia. Pochodzę z robotniczej rodziny, więc mimo, że dobrze się uczyłam w domu nie bardzo miał mnie kto pokierować, miałam się po prostu uczyć, nieważne czego. W szkole rozdmuchano moje wyobrażenie o życiu, miałam spełniać marzenia, robić coś wielkiego. A teraz z perspektywy ponad 10lat mam żal, że nikt mi nie powiedział " Pomyśl z czego będziesz żyć i co da Ci godziwe utrzymanie". Myślę, że wtedy wybrałabym kierunek z perspektywą pracy, a nie spełniania marzeń.
OdpowiedzUsuńBE, czy to wina państwa, że nie potrzeba gosodarce tych dziesiatków tysięcy historyków/polonistów/filozofów/socjologów/politologów/? Moim zdaniem nie, to normalne, jako, że nie potrafią ci ludzie na ogół nic konkretnego, bolesne, ale prwdziwe. Komputer + angielski plus "mgr" to za mało. To normalna sytuacja, że się oczekuje WIEDZY I UMIEJĘTNOŚCI, nie tego, że ktoś pisze wiersze. A życie to nie zabawa w renesansowego mysliciela. Radzę się obudzić.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie, jestem absolwentką dwóch "egzotycznych" kierunków: stosunków międzynarodowych i filologii czeskiej. W pierwszym interesowała mnie współpraca regionalna i handel zagraniczny, w drugim - możliwość profesjonalnej nauki języka i w przyszłości pracy tłumacza. Zaczęłam pracować już na pierwszym roku, na początku były to prace dorywcze, przede wszystkim fizyczne, które nauczyły mnie pracowitości, pokory i szacunku dla innych, potem drobne tłumaczenia, aż w końcu na ostatnich latach studiów praca zgodna z moimi dwoma kierunkami, w której mogłam wykorzystać swoją wiedzę z zakresu handlu zagranicznego i umiejętności językowe. Dzięki temu że miałam dwa kierunki byłam bardziej elastyczna, mogłam celować w różne branże, postanowiłam sobie jednak na początku, że koniecznie chcę wykorzystywać w swojej pracy język i tak jest po dziś dzień :) Czy czuję się spełniona - tak, ponieważ robię to co lubię i stale uczę się czegoś nowego. Mam jednak świadomość zmieniającego się rynku pracy - wiem, że nie jestem po uczelni technicznej i że magistrów jest na pęczki i dlatego stale się doszkalam i uczę nowych rzeczy. Piszę to, ponieważ nie jest do końca prawdą, że po "egzotycznych" kierunkach nie ma pracy - nie ma, jeśli nie jesteś dobry w tym co robisz, nie masz pomysłu na siebie i poszedłeś na "egzotyczny" kierunek po prostu z przypadku albo siedzisz na laurach zamiast wziąć się od razu do roboty kiedy już tylko coś konkretnego potrafisz. No i nie chcesz pracować nad samym sobą i myślisz, że "egzotyczny" kierunek sam wystarczy. I jeszcze jedna sprawa, odnośnie "egzotyki" kierunku - dla kogoś jest z zupełnie innej branży i nie ma rozeznania, filologia czeska (bohemistyka), hungarystyka, sinologia czy arabistyka może wydawać się czyimś wymysłem. A jednak ludzie po egzotycznych filologiach mają większe wzięcie, niż popularni angliści czy germaniści i większości jeśli są w tym dobrzy i kumaci, nie mają problemów z pracą. To chyba jednak świadczy o tym, że można, tylko trzeba chcieć...
OdpowiedzUsuńZgadzam się w stu procentach z tezami Twojego artykułu. Obserwując młodych ludzi ze "świeżutkim" wyższym wykształceniem, nachodzą mnie bowiem dwie refleksje. Po pierwsze: te dzieciaki (przepraszam, ale z racji własnego wieku mogę tak mówić) zupełnie zapomniały o najwartościowszym ideale - pracy od podstaw. Oczekują trochę Hitchcocka w realnym świecie, czyli na starcie trzęsienie ziemi, a potem coraz więcej. No niestety, ale prawda jest taka, że najdalej zachodzi ten, kto zaczyna od dołu, a nie ten, kto wskakuje na dach, a potem z niego spada. Druga rzecz to wątpliwa jakość owego wyższego wykształcenia. W ciągu całej swojej kariery niejednokrotnie miałem do czynienia z magistrami ekonomii, którzy nie potrafili policzyć procentów, o jakiejkolwiek bardziej zaawansowanej matematyce nie wspominając. Litości... Tytuł magistra to tylko słowo, które trzeba poprzeć wiedzą i umiejętnościami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
www.okiemiuchem.blog.onet.pl
Do mnie przyszedł absolwent liceum ekonomicznego na staż z UP i stwierdził, że płac i kadr to on się uczyć nie musi, bo on będzie głównym księgowym, a w tej dziedzinie to on już wszystko umie...
OdpowiedzUsuńWszystko w temacie.
Cloe, Twoj kierunek ze względu na egzotykę jest własnie rewelacyjny bo ilu jest filologów czeskich na rynku? Nie da sie porównać tego do resocjalizacji albo zarządzania i marketingu bo takich specjalistów jest na pęczki a Ty jesteś jedna.
OdpowiedzUsuńJa może nie mam dużego doświadczenia życiowego bo dopiero mam 24 lata ale pracę zaczęłam mając jeszcze egzaminy zawodowe w średniej szkole. Od tamtego momentu zdążyłam zrobić licencjat i staż pracy 4 lata w dwóch firmach. Zaczynałam od 860zł na rękę i dobrze to pamiętam, dzisiaj jest 3000zł na rękę i dalej idę na magistra. Nie wiem dlaczego młodzi ludzie nie chcą budować swojego doświadczenia trochę wcześniej niż w wieku 25 lat lub później.
OdpowiedzUsuńCzy możliwe aby jacyś ludzie byli niepotrzebni? Nie . Każdy człowiek jest potrzebny, niepowtarzalny i każdy może w pewnym momencie dokonać czegoś małego lub dużego co ratuje, prostuje, odkrywa, układa. Nie krytykuj myślenia, bo bez niego tylko kozi róg, nawet po wziętych technicznych kierunkach. Same kierunki bez pasji i myślenia to dopiero niebezpieczny ładunek.Zamiast krytykować ludzi i wytykać im co ONI źle robią, bo przecież nie MY, lepiej byłoby ten jad zamienić w konstruktywne budowanie demokracji dla wszystkich z możliwościami i pracy, i rozwoju a nawet , o zgrozo, odpoczynku. A odpoczynek po atakach niezastąpionych palantów jest niezbędny. Oby przechodzili do lamusa. I jeszcze jedno każde studia są dobre, nie tylko nasze. I nie należy mylić studiów z przyuczaniem do zawodu. I nie pitolcie o ludziach lepszych i najlepszych, bo to pitolenie to knoty.
OdpowiedzUsuńProwadzę firmę (import, dystrybucja) Osobiście wolę zatrudniać do biura licencjatów lub ze średnim wykształceniem, niż magistrów.
OdpowiedzUsuńDlaczego nie magistrów?
1. Mają zbyt wielkie mniemanie o sobie nie poparte żadną konkretną wiedzą czy umiejętnościami. Nazwa szkoły ma wystarczyć. "Skończyłem historię na UJ, chcę zarabiać 3000/mc"
2. Są często bezczelni: spóźniają się na rozmowy kwalifikacyjne, chcą załatwiać sprawy "na telefon", potrafią do mnie wysłać sms (licząć, że im odpiszę za własne pieniądze w ich sprawie).
3. Mimo, że nie wiedzą nic o życiu, chyba, że Platona potrafią pouczać mnie i innych, starszych pracowników. Pozują, puszą się, nadrabiają miną.
4. Wychodzą z założenia, że WSZYTKO umieją, więc nie chcą się uczyć, ani słuchać nawet najżyczliwszych pouczeń.
5. Pracę u mnie traktują jako zesłanie, no bo z ich wykształceniem, prawda, to powinni po roku być ministrami. Co najmniej.
Tymczasem osoby po jakichś mniej znanych szkołach, mniej wykształcone, szanuja pracę, szanują mnie i członków zespołu, chcą się rozwijać.
Nie chcę generalizować, nie wszyscy "magistrzy" są tacy ale np: pan BE nie miałby u mnie żadnych szans na zatrudnienie.
Płacę chyba dobrze za równe 8 godzin pracy: staż 3 mce (przeszkolenie), rok na 1400, potem podwyżki, umowa na dłuższy czas, zero machlojek z samozatrudnieniem, częściami etatów, po trzech latach pracy większość pracowników spokojnie zarabia co najmniej 2500 na rękę, czyli o 1000 złotych więcej niż mój siostrzeniec jako aststent (po doktoracie, ale przed zostaniem adiunktem) na wyższej uczelni
Komentarz do @mała niedojżała@
OdpowiedzUsuńSkarbie, jeśli po licencjacie nie udasz się do wojska to myślisz, że po magistrze to zrobisz? Słuchasz rodziców jak pomiot czy popychaczka! Mówisz nie- idę do wojska koniec. Nie lepiej zacząć karierę w tak młodym wieku niż czekać kolejne 2 lata? Jak słuchasz rodziców teraz i robisz tego magistra 'dla nich', to i posłuchasz za 2 lata więc przestań się oszukiwać i biadolić na forum publicznym bo takich popychaczy jak ty jest mnóstwo. Zrób coś ze swoim życiem, duh !
CV nie przeszkadzałyby mi, oczywiście, gdybym takie dostawała na skrzynkę. Baza CV to oszczędność dla firmy. Ogłoszenia rekrutacyjne to koszt dla firmy, a i tak na takie ogłoszenie przychodzi ok. 200 CV i ciężko się przez to przebić. Większe firmy mogą sobie pozwolić na usługi dużych firm rekrutacyjnych, ale jak znam z doświadczenia, nie zawsze świetnie "sprzedający się" potencjalny pracownik sprawdza się na stanowisku.
OdpowiedzUsuńPrawdą jest jak pisze autorka, że studia humanistyczne są przyjemniejsze i łatwiejsze od matematyczno - przyrodniczych. Sam byłem na studiach inżynierskich, zrezygnowałem bo to nie było to ( kłania się tu teoria Hollanda, w myśl której człowiek uczy się czegoś, efektywnie pracuje w danym zawodzie, jeżeli ten jest zgodny z jego predyspozycjami i zainteresowaniami ). Skończyłem wymarzoną pracę socjalną tzw. miękki kierunek. Pięć lat szukałem etatu ale w końcu znalazłem. Praca ta daje mi satysfakcję i jestem w niej dobry. Nie wyobrażam sobie siebie w zawodzie inżyniera. Upieram się w stanowisku, że jeżeli ktoś ,,czuje" jakiś zawód powinien konsekwentnie szukać dla siebie wymarzonego miejsca zatrudnienia. Będzie to z korzyścią dla społeczeństwa.
OdpowiedzUsuńtomek38 dziękuję za miłe słowa. Chciałam tylko napisać na temat egzotyki niektórych kierunków, ponieważ kiedy mówiłam co studiuję, ludzie najczęściej pukali się w głowę i pytali po co uczę się takiego śmiesznego języka. Co do popularnej politologii i marketingu- widzisz, ja studiowałam równie popularne stosunki międzynarodowe, które też są fabryką przyszłych bezrobotnych. Teraz z perspektywy czasu uważam, że z wyjątkiem dwóch interesujących mnie działów, s.m. to była starta czasu. Dziś zrobiłabym inaczej. No ale cóż:) Z drugiej strony nigdy nie jest za późno, o czym wielu ludzi zapomina:) Pozdrawiam (muszę już wracać do pracy:))
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie jest być takim ważnym, jak się ma pracę, prawda?..
OdpowiedzUsuńJestem na 5 roku studiów, miękki kierunek, owszem.
Ale nie zgadzam się z uwagami, że sami jesteśmy sobie winni, trzeba było iść na techniczne, to byłoby łatwiej. Po pierwsze, już nie jest łatwiej, po drugie - co jeśli ktoś nie jest techniczny? Ja jestem językowcem - miałam zacząć studia ścisłe i wylecieć po semestrze? Zmarnować rok?
Druga sprawa - nie oczekuję od razu Bóg wie jakiego stanowiska. Chcę mieć po prostu stałą pracę, a nie usłyszeć "dziękujemy bardzo" po bezpłatnym stażu (po czym firma daje ogłoszenie, że zaczyna staż od początku). Marzę o tym, by szybko się usamodzielnić, ewentualnie korzystać z minimalnej pomocy rodziców.
Od miesięcy przeglądam ogłoszenia, starannie wybieram, nie wpycham się tam, gdzie się nie nadaję. Niestety, mimo doświadczenia biurowego (to mnie interesuje) i spełnianych wymagań - nic.
I tak, mam swoje oczekiwania - nie pracowałam ciężko przez 5 lat po to, żeby teraz wręczać zaproszenia do knajp.
artykuł bardzo trafnie ocenia
OdpowiedzUsuńterażniejszą rzeczywistość.
sam mam syna na studiach po których na pewno nie znajdzie żadnej pracy.po częstych rozmowach powiedział żę on musi się na razie zabawić a potem się zobaczy.nie mam już siły więcej mu tłumaczyć że ta droga prowadzi do nikąd.ale młody człowiek musi się sparzyć bo inaczej nic do niego nie dotrze.jest to po części także nasza wina czyli rodziców.ale ileż można mówić i tłumaczyć bez końca.młodzież ma po prostu poprzewracane w głowie.nie chce im się pracować i tyle.dopiero jak dostaną po tyłku to się dowiedzą jak wygląda prawdziwe życie.według mnie młody człowiek po terażniejszych "studiach"jest mniej przystosowany do życia jak moje pokolenie po 7-miu klasach.młodzież musi zmienić myślenie o 180 stopni i zacząć ciężko pracować i czasem słuchać starzych.
Drogi BE, państwo to nie ciocia-klocia, co zasmarkany nos każdemu ma ocierać. Może życie - moja odpowiedzialność. Państwo nie musi dbać o miejsce dla każdego i za rączkę tam prowadzić, państwo ma stwarzać SZANSE. Tylko tyle i aż tyle. Jak je wykorzystasz - oc ciebie zależy. Inaczej mamy: "czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy". Po co walczyć o miejsce na medycynie, brać korki całe liceum, harować 6 lat (plus wakacje) potem egzamin, specjalizacje itp., jak można skończyć studia magisterskie typu "kompozycje kwiatowe na przestrzeni wieków", albo i nawet nie, a państwo i tak zapewni byt, szczęście, odpoczynek i pieniądze. Które, jak wiadomo, rosną na drzewach.
OdpowiedzUsuńDzień dobry,
OdpowiedzUsuńObecnie studiuję dwa kierunki: europeistykę i polonistykę. I to prawda, że ludzie mnie pytają, co zamierzam robić w życiu po tych kierunkach. Mimo wszytsko widzę sporo ciekawych możliwości np. od pracy w szkole po pisanie wniosków unijnych. Możliwości są, tylko trzeba mieć chęć aby ich poszukać.
Wydaje mi się, że nikt nie wspomniał o tym, że niektórzy ludzie nie wybierają kierunków technicznych bo po prostu nie mają ścisłych umysłów.
Aha, i naprawdę mam co robić na studiach, wręcz jak przychodzę do domu po zajęciach, nie wiem od czego zacząć.
Acz w wiekszości zgadzam się z Twoimi uwagami np. dotyczącymi ludzi przed 30stką, którzy szukają pracy tak, żeby nie znaleźć lub rzadają warunków jakie proponuje się osobom z wieloletnim stażem, doświadczeniem i osiągnięciami.
Pozdrawiam :)
Niestety ale część tez postawionych w blogu to fikcja. Zgadzam się że w Polsce jest nadprodukcja humanistów.Choć to nieprawda że wszystkie kierunki humanistyczne są łatwe, zwłaszcza jeżeli traktujemy ich naukę poważnie.Niestety jednak,jak pisze men, absolwenci studiów technicznych,może zza wyjątkiem budowlańców i informatyków, ma coraz większe problemy ze znalezieniem pracy w zawodzie.Owszem w przypadku części z nich wina jest po ich stronie lecz nie całkiem.Po pierwsze owe niedobory ścisłowców o których się tyle mówi dotyczy głownie ludzi o umiejętnościach praktycznych niż teoretycznych, a więc raczej techników niż inżynierów. Co zresztą jest widoczne na zachodzie gdzie co najmniej 60%pracujących ścisłych to ludzie po przeszkoleniu podstawowym bądź średnim zawodowym.Po drugie nie ma w Polsce na tyle wysoko rozwiniętego przemysłu ani związanej z nim sfery usług,aby wchłonąć taką ilość absolwentów kierunków ścisłych.Chyba że zaczniemy rozwijać własny przemysł lub staniemy się tak atrakcyjną montownią jak Chiny.Które zresztą zaczynają czynić to pierwsze.
OdpowiedzUsuńZgadzam sie w 100% z Panem 'przedsiebiorca'
OdpowiedzUsuńdziś inaczej nie można szukać pracy. Trzeba pukać, chodzić, rozsyłać CV. Sama praca nie przyjdzie.
OdpowiedzUsuńPracodwace nalezy traktowac jako inwestora. Zarobil (w jaki sposob jego sprawa) wiekszosc ilosc pieniedzy i chce je pomnazac. Pracownik natomiast jest jego inwestycja, ktora musi sie oplacic. Chcesz zarobic 3tys. na reke?? Musisz wypracowac minimum 2.5 raza tyle. Czyli 7,5tys. w ciagu miesiaca zeby sie pracodawcy opłaciło. Dlaczego az tyle? Poniewaz panstwo zabiera Ci ok. 30% wyplaty , plus pracodawca oplaca Ci 'ze swojej kasy' (wiadomo tez musisz to wypracowac) kolejne skladki, plus utrzymywane Cie przynajmiej 8h na miejscu pracy (prad, ogrzewanie itp) plus eksploatacja urzadzen, ktore uzywasz, plus czesc pieniedzy idzie na przelozonych (tak naprawde Ty na nich zarabiasz, a oni tak Toba rzadza zebys pracowal sensownie i wydajnie). No i na koniec musi byc sensowny zysk poza tymi wszystkimi kosztami. Sorry za jezyk nie jestem niestety humanista i te kierunki tzw. miekkie sprawily by mi np. wiecej problemu niz techniczny, ktory ukonczylem. Mam nadzieje, ze ktos cos z tego zrozumie ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDrogi autorze,powiedz mi w takim razie co ma studiować ktoś,kto z kierunków technicznych jest totalnie zielony?
OdpowiedzUsuńPozostają mi tylko studia humanistyczne,bo wiem,że na matematyczno-przyrodniczych po pierwszej sesji wyleciałabym z hukiem.
Nie chcę iść na studia miękkie dlatego,że są łatwe proste i przyjemne,tylko po to żeby nauczyć się czegoś co mnie interesuje i wiem,że dam sobie radę na takim kierunku.
Przykro mi jest czytać te niemiłe komentarze na temat humanistów.
Co będę miała po studiach?Ja funkcjonuję w myśl "Żadna praca nie hańbi",byle żeby sprawiała radość i nie była codzienną udręką.Więc o żadnym wybrzydzaniu nie ma mowy.Od czegoś trzeba zacząć,żeby się dorobić lepszej pracy i płacy.
Świetnie napisany tekst - cała prawda o polskich egzotycznych magistrach ;-)
OdpowiedzUsuńDo pani Magdy, która studiuje polonistykę. "Rządają"??? Włos się na głowie jeży od takiej ortografii w wykonaniu studenta polonistyki...
OdpowiedzUsuńGeneralnie zgadzam się z artykułem. W kilu punktach nie bardzo. Najważniejszy to ten,że wielu z takich "bezrobotnych deluxe" dostaje pracę po znajomościach najczęściej poprzez rodziców.
OdpowiedzUsuńSkoczylam liceum o bardzo wysokim poziomie naucznia i dzieki ciezkiej pracy udalo mi sie miec wysokie stopnie.Przez przynajmniej 4 lata zastanawialm sie co chcialbym robic w zyciu.Zwiedzilam wiele instytucji gdyz chcialam sie dowiedziec czego tak na prawde chca mnie nauczyc.Bylam bardzo rozczarowana gdyz nie moglam znalezc niczego dla siebie.Juz wtedy mowilam ze kierunki studiow potrzebuja reformy a takze ze powinny byc ograniczone miejsca na kierunki po ktorych absolwenci sa bezrobotni.Szukalam uczelni ktora polaczylaby tzw miekkie kierunki studiow z technicznymi czy tez bardziej rozwiniete medyczne kierunki nie koniecznie dla ludzi ktorzy po prostu chca zostac lekarzami.Zdawalm na studia nie widzac zadnego zensu w studiowaniu.Nistety nasz kraj produkuje magistrow bez wiekszego sensu.Nie jestesmy przygotowani do zmian na rynku pracy do zmian w ekonomii.Niestety wiele osob nie ma wystarczajacych zdolnosci by studiowac na politechnice ale to tez nie oznacza ze musi studiowac filologie czy jakies kultury obcokrajowe.Zarzadanie itp to tez bardzo smieszne studia.Na prawde zastanawiam sie skoro mamy tylu absolwentow po zarzadzaniu kim i czym oni maja zamiar zarzadzac?Cale zycie nam wpaja ze musimy studiowac bo bedziemy rowy kopac.ale przeciez nie kazdy musi isc na studia.Np.Hydraulik to bardzo dobry zawod z bardzo wysokimi dochodami.Moim zdaniem najwazniesze by czlowiek robil w zyciu to co na prawde kocha,to co stawia przed nim wyzwania,tylko wtedy ma szanse na dlugotrwaly sukces.Powinnismy zabronic produkcji magistrow ktorzy tyle kastuja nasz kraj.Wiem ze wiele osob sie oburzy ale spojzmy na to z inne strony.Uczelnia,akademik,stypendia socjalne,zasilek dla bezrobotnych,przeszkolenie.
OdpowiedzUsuńPo ukonczenu liceum nie podjelam sie studiow mimo iz zdalam na obydwa kierunki.Nie chcialam byc jescze jedna osoba ktora studiuje dla samej ideii studiowania,dla mgr.
studia zaczelam 5 lat pozniej.Wciaz nie jestem pewna czy dobrze wybralam ale przynajmniej kierunek ktory wybralm daje mi wiecej mozliwosci,nie okresla mojego zawodu.Dodam ze nie studiuje w Polsce a szkoda bo nasze uczelnie maja na prawde wysoki poziom nauczania tylko nie ucza tego co trzeba i nie przygotowywuja nas do pracy ani tez nie motywuja by rozpoczac praktyki jeszcze w czasie studiow.
Droga Magdo "rządają" pisze się przez "ż" tj. "ŻĄDAJĄ" tak apropos wykształcenia...
OdpowiedzUsuńciekawe podejście i niestety prawdziwe. Zajmuję się HR w sporej firmie i przez moje ręce przechodzi sporo CV typu delux.... w firmie działającej na rynku wyłącznie Polski i w oparciu o polskie materiały absolwent japonistyki na UJ jest szczególnie potrzebny.....
OdpowiedzUsuńDroga Ewelino,wlasnie dzieki ludziom takim jak ty Polska nigdy nie pojdzie do przodu.Jakze latwo sie przyczepic do ortografii i charakteryzowac czlowieka jako malo inteligentnego tylko dlatego ze popelnil jeden blad ortograficzny czy tez poprzestawialy mu sie literki.
OdpowiedzUsuńBrawo,na pewno poczulas sie lepiej dogadujac dziewczynie,twoje ego uroslo.Jestes super inteligentna bo znasz ortografie!Gdy bedziesz starala sie o prace nie zapomnij wspomniec o tym pracodawcy,na pewno to glowny warunek by dostac posade.
zal mi ciebie kobietko i wszytkich ludzi podobnych do ciebie ale nie smuc sie bo jest ich mnostwo.
A moze humanisci powinni zarabiac mniej (skoro sa liczniejsza grupa), a techniczne umysly wiecej? skoro jest ich mniej ? Mam kumpla co tez jest humanistycznym umyslem. I wiecie co? spokojnie by mogl studiowac na technicznym kierunku, bo glupi nie jest. Ale faktycznie ma jakies zahamowania wewnetrzne zeby ubrudzic raczki, zalozyc stroj pracownika, albo samemu cos stworzyc, zaprojektowac. Woli mowic i mowic, a jedyna praca rak to gestykulacja. Nikt mi nie powie ze ktos kto jest wstanie ukonczyc nawet kierunek miekki nie byl by wstanie ukonczyc szkoly zawodowej hydraulik, albo tokarz. Dawniej humanisci i artysci chodzili w brudnych lachmanach z pozolkla ksiazka albo pedzlem i robili to co kochali. ;)
OdpowiedzUsuńNie problem w tym ze jest duzo humanistow a malo technicznych. nie wierze ze w innych krajach jest inaczej. polska ciagle jest malo rozwinietym krajem i przez to nie jest w stanie wykorzytstac potencjalu ludzkiego jaki posiada czy to czlowiek po politechnice, uczelni humanistycznej czy po szkole sredniej. problem w tym ze panstwo grabi przedsiebiorcow wiec oni chca zatrudniac ludzi za glodowe stawki zeby im sie interes oplacal. nie problem w wyksztalceniu tylko problem w systemie. smieszne jest to narzekanie ze jest duzo humanistow a malo technicznytch. gdyby bylo odwrotnbie bylobty narzekanbie ze nbie ma kto pracowac przy wnioskach, nie ma kto uczyc i wykonywac innbych zawodow ksztalconych na kierunkach humanistycznych. taka polska (i innych krajow na dorobku) rzeczywistosc i niestety z dnia na dzien sie tego nie przeskoczy.
OdpowiedzUsuńChodzi o to, ze humanisci za duzo nie wnosza do naszego kraju. Nie w takiej duzej liczbie. Polowa sie nie nadaje. Czesto za kase maja tytul. Nie potrafia logicznie sformulowac mysli. Juz pomijam bledy itd. Powiedzcie mi co tak naprawde taki humanista wnosi do naszego zycia? To ze potrafi wnioski wypelnic? Ja jestem umyslem technicznym i tez potrafie. Dlaczego ? Bo mysle logicznie i potrafie sie poruszac w dzisiejszym swiecie. W kraju gdzie sie liczy kazdy grosz potrzeba robotnikow. Nie ludzi do rzadzenia i kierowania, bo jest ich juz za duzo. Humanisci zapychaja urzedy na ktore ida nasze pieniadze. Jak myslicie dlaczego 1/3 z pensji nam zabieraja? Zeby utrzymac tych humanistow od wypelniania wnioskow i analizujacych oczywiste sprawy. Wchodzi era ineternetu. I tych urzedow humanistow jest potrzeba coraz mniej. Po co walkowac ciagle te same tematy. Na kazdy juz ktos wczesniej dyskutowal. Chcielibysmy miec wakacje przez cale zycie ale tak sie nie da. Polska to zadluzony kraj i trzeba ten dlug odpracowac, a nie oczekiwac ze bedzie tu drugi zachod czy niemcy. Do roboty !! Dzialka u mnie czeka do skopania ! I kto to ma zrobic? jak Wy studiujecie jakies humanistyczne kierunki i tracicie pieniadze z naszych podatkow!!
OdpowiedzUsuńDlaczego USA i Unia Europejska dazy do upadku, a Chiny rosna w potege?? Bo miara kraju jest ciezka i sumienna praca. Nawet najbogatsze panstwo zbankrutuje jak bedzie sie opierac na humanistach, a nie na ludziach pracy. Niestety cywilizacja to nie jest nic nierobiacy narod, ktoremu jedzenie i inne dobra uslugi przybeda z innych krajow za darmo. Banki i zadluzanie krajow mydli Wam oczy, ze na gadaniu Panstwo zyskuje. Powtarzam praca i jeszcze raz praca jest kluczem dla gospodraki i to praca rak ! Ktora ktos musi wykonac ! Nie gadanie i analizowanie. Bo to tylko generuje koszta!! I co teraz mamy na swiecie? Kryzys !! Mimo super gospodarek i rozwiniecia cywilizacyjnego naszych sasiadow. Wszystko przez humanistow, ktorzy by chcieli zarabiac i nic nie robic. Za godzine gadania ich ktos by musial caly dzien na polu zapierniczac zeby oni mieli co do gara wlozyc bo zarobili. Nie ma tak!! Obnizcie w polsce podatki i humanisci wymra !! A jak ;)
OdpowiedzUsuńZ ta geologia to troche przegiales kolego. Jest to jak najbardziej techniczny i inzynieryjny kierunek i nie wrzucalabym go do jednego wora z kulturoznawstwem i innym niewymiernym badziewiem.
OdpowiedzUsuń10% humanistow OK! niech bedzie. Oddamy czesc naszych zarobkow zeby Was utrzymac. Ale nie 80% !!! Bo teraz mamy tak ze robimy cale zycie i na emeryture nawet nie bedzie :/
OdpowiedzUsuńTomaszu, może sam skopiesz swoją działkę, zaoszczędzisz na wypłacie.. ;)
OdpowiedzUsuńjak się okazuje po przeczytaniu Państwa komentarzy- potraficie być chamscy i zapatrzeni w siebie, krytykować innych i uważać się za naj pod każdym względem. Każdy człowiek robi to co uważa za słuszne -a ta nagonka na humanistów to lekka przesada. Studia humanistyczne są równie ciężkie jak techniczne- tylko inne. brak słów co wypisujecie na tym blogu.zero tolerancji -zieje od was nienawiść
OdpowiedzUsuńTa dyskusja trochę schodzi na znane już w PRL tory. Wtedy mówiono, że inteligencja nic nie wnosi, a stawiano za wzór robotnika. To czy ktoś skończył studia techniczne czy też humanistyczne na prawdę nie ma nic wspólnego z jego rzeczywistą wiedzą. Znam jednych i drugich i czasem ani jedni ani drudzy nie znają się na rzeczach, które podobno studiowali. A te propozycje by płacić mniej humanistom. To zweryfikuje rynek. On ocenia komu dać więcej i tyle.
OdpowiedzUsuńW Polsce nie brakuje inżynierów. W Polsce brakuje tanich inżynierów. Polski pracodawca chciłby najnowszego mercedesa za 10 tysięcy złotych. Płacż, bo maja nadzieję, ze zrobi się to samo co n rynku informatyków. Rzucą się masowo na techniczne studia a przesyt podaży na rynku pracy spowoduje spadek ceny produktu (jakim jest praca)
OdpowiedzUsuńnie jestem przekonana co do tego ze studiowanie na kierunkach 'miękkich'- jak je nazwałaś jest łatwiejsze,
OdpowiedzUsuńJa muszę ciągle zakuwać tonę książek gdy koledzy na kierunkach 'ścisłych/technicznych' maja jeden projekt na rok ewentualnie semestr..
Powiedziałabym inaczej- to matury z tych przedmiotów są nie proporcjonalne
Ale czy to nie chore, ze mamy tylu humanistow, a malo komu chce sie pracowac fizycznie (dla panstwa)? Skad Polska ma czerpac zyski? Jak zapracowac na siebie? Zabierajac 50% naszej pensji zeby humanistow oplacic i rzad? a zeby nie bylo pieniedzy na zdrowie i inne instytucje? Skoro niby na to ida te nasze ciezko zarobione pieniadze ? Z gadania nasz kraj nie wyjdzie z dlugow.
OdpowiedzUsuńDo Tomasz. Ciężka praca. Czy jeśli 10 Chińczyków kopie rów i robi droge a w USA jeden robotnik koparką kopie to kto ciężej się narobi?? Miarą bogactwa jest zdolność do wymyślania nowych rzeczy.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem z ciekawościa wszystkie komentarze, prawda z pewnością jest w środku. Nie wszyscy młodzi " politolodzy " są zbędni. Ale jest spora grupa , która ma rozdmuchane ego a w rzeczywistości nic nie może zaoferować przyszłemu pracodawcy lub starszym kolegom z firmy. Czasami będąc świadkiem popisów młodego " magistra " mam ochotę spalić swój dyplom (technicznej uczelni ).Jest też spora grupa rozsądnych , komunikatywnych młodych ludzi, któży wiedzą , że każda praca jest ok i wzbogaca nasze doświadczenie.
OdpowiedzUsuńPo to jest ogłoszenie o pracę, aby dzwonić na podany numer! Poza tym nie widzę problemu, aby dać każdemu szansę albo chociaż porozmawiać z tą osobą. Raz miałam taką rozmowę przez telefon:,,-Dzwonię w sprawie pracy. -Czy ma pani doświadczenie? -Nie. - Do widzenia...'' To jest co najmniej denerwujące, gdy za każdym razem ktoś pyta o doświadczenie, a szansy nie daje, aby je nabyć!
OdpowiedzUsuńChoć wstyd się przyznać, jestem najlepszym przykładem na potwierdzenie powyższych teorii.
OdpowiedzUsuńJako absolwent jakże popularnego zarządzania i marketingu, zaraz po studiach wyjechałem z kraju. Zagranicą zaczynałem oczywiście od zera. Po pewnym czasie jednak dostałem pracę w branży, która od zawsze była moją ogromną pasją. Mało tego, firma z którą współpracowałem, była jedną z nielicznych w całym kraju prowadzącą swą działalność na najwyższym szczeblu w branży. Moja praca, oprócz tego że dawała niesamowitą satysfakcję każdego dnia, budziła ogólne zainteresowanie i szacunek nie wspominając o korzystnym pakiecie dodatkowym, co było znacznym odciążeniem pensji na równie satysfakcjonującym poziomie.
Niestety kryzys w krótkim czasie zweryfikował naszych kluczowych klientów, a co za tym idzie w dalszej kolejności całą naszą firmę.
Na chwilę obecną w branży tej brak jakichkolwiek możliwości zatrudnienia. Przyzwyczajony do pewnych standardów, po studiach, mając tak bardzo cenione dziś doświadczenie i wiedzę zdobyte na przełomie kilku lat, (niestety nieprzydatne w innych dziedzinach) powoli staram się przełamać i przekonać samego siebie, by póki co przynajmniej, dopóty sytuacja na rynku się nie poprawi, "ugiąć kark" i podjąć jakąkolwiek pracę niewymagającą doświadczenia, zamiast unosić się dumą. Obecna sytuacja trwa już od kilku miesięcy, a ja wciąż szukam wśród ofert, których nie ma z nadzieją, że to może właśnie dziś jest TEN dzień. Życie jednak nie stoi w miejscu i trzeba je brać takim, jakie jest. Choć to czasem bardzo trudne, trzeba chyba zrobić krok wstecz by móc później ruszyć o dwa kroki do przodu.
A i pokory trochę...czego Wam i sobie życzę.
Ja jestem obecnie na studiach technicznych i naprawdę nie wiedziałem, że takie problemy istnieją. U mnie na wydziale pełno jest ofert staży,praktyk i nawet pracy dla ludzi od III wzwyz. I to nei byle jakich firm tylko np Volvo albo Nokia-Siemens. Od ludzi, którzy tam pracują wiem też, że można liczyć na pracę po tych stażach. Nie mają żadnych konkretnych wymagań prócz jednego. Konkretny rok studiów i CHĘCI, więc mówienie że inżynier nie może znaleźć pracy jest bzdurą. Stawki pewnie mogą być kiepskie, ale zdobyte doświadczenie i wpis w CV bezcenny. W końcu są to światowi potentaci i liderzy nowoczesnych technologi.
OdpowiedzUsuńNikczek ;) jeden kopie ta koparka, a 9 siedzi na tylku bez pracy i kombinuje (w glowie rodza sie glupie pomysly) ;) A tak 10 chinczykow robi i sa traktowani rowno i nikt nie czuje sie lepszy albo gorszy. Po pracy wracaja zmeczeni do domu konsumuja posilek i.. i ida spac ;)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńPoczułam się poturbowana tym artykułem. Jest w nim wiele racji o studentach, którzy tytuł zdobywają bez wysiłku, albo o takich co mają wymagania nie przystające do realiów. Ale nie można generalizować! Są studenci o umysłach ścisłych i humaniści, ale nie wszyscy są tacy sami. Jaką mamy pewność, że student po kierunku Materiały współczesnych technologii znajdzie pracę jeśli nie potrafi pracować w zespole? W dużym stopniu liczą się zdolności organizacyjne i tzw. "ogarnięcie". Tak, jestem studentką jak to Państwo nazywacie "miękkiego" kierunku: Politologia, komunikacja medialna i marketing polityczny. Zajmuje się PRem, komunikacją, kreuję tych, których Państwo oglądacie w TV, znam ustroje konstytucyjne 90%państw świata, mówię 3 językami, pracuję w mediach, pół roku spędziłam na stypendium we Włoszech ucząc się o tamtejszym systemie politycznym. Nie sądzę, że mam mało pracy i nie uważam, że nie znajdę pracy i ludzie po studiach technicznych będą musieli mnie utrzymywać. Uważam, że mam przewagę na rozmowach kwalifikacyjnych dzięki otwartości, znajomości technik manipulacji i prezencji. Chwalę się, tak, ale tylko po to aby pokazać, że takich "egzotycznych" humanistów jak ja jest więcej i nie każdy po studiach nie- technicznych będzie "bezrobotnym deluxe".
Wg mnie na studia humanistyczne jak juz powinny isc kobiety. A mezczyzni zamiast siedziec z noga na nodze (:/) wziasc sie za meska ciezka prace, a nie nawijac o problemach, ktorych gadanie nic nie zmieni.
OdpowiedzUsuńTaki los wam Polska klerykalna zafundowała...Cieszcie się teraz(Sic!).
OdpowiedzUsuńDoskonale ujety problem i napisany tekst. Zgadzam sie jak cholera; i zycze sobie, ze deluxy wziely sie za robote!
OdpowiedzUsuńTomasz:
OdpowiedzUsuń"Dlaczego USA i Unia Europejska dazy do upadku, a Chiny rosna w potege?? Bo miara kraju jest ciezka i sumienna praca."
Jasne, Chiny rosną w potęgę, ale na nieludzkim wyzysku swojego narodu i pogardzie dla innych narodów - vide ostatnio sprawa lizaków z patyczkami wypełnionymi toksyczną fluorescencyjną substancją.
Pani Marzeno, nie umniejszam Pani doświadczenia i wykształcenia i niewątpliwej przydatności w wybranym zawodzie, ale ja bym się tak nie chwaliła tymi tecnikami manipulacji.
Jak słyszę o technikach manipulacji to mnie rzuca. Czemu? Bo techniki manipulacji służą tylko do tego, na czym tym teraz większość świata stoi, żeby wydymać innych. A jak się dają, to znaczy, że frajerzy. I to jest przyczyna kryzysu.
Pepe nikt tu nie mówi że inżynierowie w ogóle nie mogą znaleść pracy. Jak i humaniści zresztą.Nie można jednak mówić że każdy i to dobry inżynier ma od razu duże szanse by ją zdobyć.Tyle że tak jak w przypadku studiów humanistycznych tak i w przypadku ścisłych ważny jest dziś konkretny kierunek i związane z nim doświadczenie a nie że jakikolwiek z danej grupy.Należy też zadać pytanie ile też takich wspomnianych staży kończy się zatrudnieniem.Niestety jedna k bez rozwoju własnej bazy przemysłowej i IT(jak Chiny)może jak zauważyła bodajże anna grozić nam nadprodukcja technicznych jak wcześniej humanistów.Pamiętajmy że kiedy w latach 90 namawiano na wiele z tych kierunków, marketing politologia itp, tyle się mówiło że w krajach rozwiniętych najlepsza jest gospodarka oparta na usługach a przemysł do krajów 3 go świata lub Azji.Efekty takiego myślenia dziś widać.
OdpowiedzUsuńdo- przedsiębiorca
OdpowiedzUsuńzatrudniasz ludzi wedlug swojego wyksztalcenia, a podejrzewam, ze sam masz tylko podstawowke skonczona-oby :)
wiekszkosc takich jak ty "pseudo pracodawcow" cierpi na manie nizszosci, a dyplom magistra dziala na nich jak plachta na byka.
Przyczyna kryzysu jest brak przyszlosci. Do czego daza te wszystkie panstwa ? Jaki obraz panstwa jest tym idealnym do ktorego trzeba dazyc ?
OdpowiedzUsuńProblemem zresztą jest w Polsce nadprodukcja studentów i ścisłych i humanistycznych w ogóle. Za granicą wiele zawodów do jakich u nas żąda się dyplomów, tam wykonują ludzie po maturze, lub tamtejszych szkołach średnich lub zawodowych. I dziś widać że likwidacja wielu zawodówek i techników była u nas błędem.Należało je modernizować a nie likwidować.Co do wypowiedzi Tomka o bezproduktywności humanistów to bzdury, obie gałęzie wiedzy są ważne. Jeśli idzie o kłody stawiane pracodawcom w PL to też dużo racji jest.
OdpowiedzUsuńW tym kraju zawsze by zostać docenionym trzeba było umrzeć, albo dokonać czegoś poza Polską. Więc nie przejmujcie się. Żywy Polak dla rodaka zazwyczaj bywa celem do zniszczenia, na oślep. A niech Wam będzie Wojtek. Róbta drugie Chiny. Mądry Polak po szkodzie.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z tym tekstem zgadzam. Skończyłam studia techniczne ale nie pracuję w zawodzie. Już na studiach zorientowałam się, że kobietom trudno po moim kierunku znaleźć pracę. Może i mogłam zmienić studia, racja, ale jakoś nie miałam wtedy w sobie dość determinacji. Ale już na pierwszym roku (studiowałam dziennie)znalazłam sobie pracę, byłam kelnerką na 1/2 etatu, zarabiałam grosze, jeździłam na szmacie ale potem mnie awansowali na kierownika, zajmowałam się też rekrutacją nowych pracowników. Nie macie pojęcia jakie ludzie mają wymagania, chcieliby zarobić 2000, pracować 8-16, mieć wolne weekendy i zbyt się nie napracować. Pracowałam całe studia od II roku już na pełny etat - szkoła 8-16, praca 17-01 w nocy. Było baardzo ciężko ale zdobywałam doświadczenie. Tak - doświadczenie - o które tak podobno walczą obecni absolwenci, a nikt im nie daje szansy. Teraz jestem już 10 lat po studiach i nie mam problemów z pracą, ale jak słyszę, że pannica chciałaby pracy biurowej 8-16 bo taka jej się marzy to mnie szlag trafia. Mnie też się marzy i co z tego? Pracuję w godzinach 9-21, ciągle na nogach, w weekendy też. Wiem - to mój wybór, ale wyborem jest też mieć jakąś pracę albo nie mieć żadnej. To nie jest tak, że pracy nie ma, ale trzeba chcieć pracować i nie każdy może zostać od razu dyrektorem :)
OdpowiedzUsuńZnów opowiadanie bajek o studiach technicznych i raju jaki czeka na ich absolwentów. Niestety jako już prawie absolwent studiów technicznych mogę śmiało stwierdzić, że na inżynierów w postaci świeżych absolwentów u nas nie ma praktycznie zapotrzebowania.
OdpowiedzUsuńKtoś wcześniej w komentarzach zasugerował, że tylko informatycy i budowlańcy mają tutaj dobrze. Niestety, o informatykach nie mam zamiaru się wypowiadać, ale w budownictwie już panuje przesyt rynku i duża nadpodaż absolwentów bez lub z niewielkim doświadczeniem.
A jak wygląda zapotrzebowanie? 95% ofert pracy dotyczy ludzi z uprawnieniami (co najmniej kilka lat pracy żeby je zdobyć), a już na pewno z doświadczeniem zawodowym.
Gdyby rzeczywiście było tak cudnie jak się próbuje ludziom wmawiać, to pracodawcy z pocałowaniem ręki braliby prawie wszystkich absolwentów.
A ja skończyłam afrykanistykę i od 3 lat pracuję w korporacji. Jak widać chcieć znaczy móc. Wszechstronność bywa doceniana.
OdpowiedzUsuńZadałeś Tomku pytanie do jakiej wizji państwa dążyć.Po pierwsze problem trochę nie w państwie a w ludzkiej mentalności, a mianowicie braku umiaru, i nie myślenie o przyszłych skutkach swej działalności.Nad tym my i nasi decydenci także ekonomiczni powinni popracować. Bez odpowiedniej mentalności żadne struktury nie pomogą.Oczywiście że firma nie jest instytucja charytatywną ale czy w idei nadmiernej maksymalizacji zysku dobre jest prawie już hurtowe przenoszenie fabryk za granicę. Nie tylko tych które rzeczywiście są nierentowne (i wówczas zagranice powinny iść), ale także takie które nie przynoszą strat a są za mało zyskowne w oczach zarządu i przerzuca się je tylko dla premii menadżerów.Rozsądne wyważenie między gospodarką opartą na usługach a tą na przemyśle, oraz równoważenie własnych interesów z wymogami globalizacji, to może być rozwiązaniem. Choć jak każdy złoty środek, najtrudniej takie rozwiązanie znaleść.
OdpowiedzUsuńTeraz odezwali się techniczni, że wcale nie jest tak pięknie. To znajdź po studiach jakąkolwiek pracę, żeby opłacić sobie studia podyplomowe w innym kierunku. Ja tak zrobiłam i pracuję teraz w kierunku moich studiów podyplomowych.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem też tego gadania, jak wyżyć za 1000 złotych. Ok, jeśli się masz sam za to utrzymać, wtedy jest bardzo ciężko, zgadzam się. Ale większość absolwentów (o zgrozo!!!) ciągle mieszka z rodzicami, więc chyba lepiej mieć 1000 zł i zdobywać doświadczenie niż nie mieć ani jednego ani drugiego?
A moze Ci co studiuja miekki kierunek, po prostu to lubia?
OdpowiedzUsuńWydawalo mi sie ze studiuje sie kierunek, ktory sie lubi, zgodnie ze swoja pasja a nie dla kasy...bo chyba powinno sie robic w zyciu to co sie lubi? Czy naiwnie mysle?
Trafny tekst.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o przyczyny takiego stanu rzeczy - ludzie wybierają studia absolutnie nie pod kątem zawodowym. Większość ludzi wybiera studia dla... rozrywki.
Ktoś kto lubi bawić się komputerem pójdzie na informatykę - często kompletnie się rozmijając z powołaniem. Ktoś kto ludzi podróże idzie na geografie, ktoś kto lubi czytać na polonistykę, a taki co ekscytuje się polityką pójdzie na politologie, fan mangi idzie na japonistykę itp. itd.
Generalnie jest to najprostszy sposób na obrzydzenie sobie swojej pasji, no ale to już jest mniej ważne.
Przypomina to mi sytuację kiedy ktoś kto ma zrobić obiad idzie do sklepu po składniki, ale widzi na półce jego ulubione ogórki. Kupuje więc 20kg ogórków i wraca do domu, a dopiero potem zaczyna się zastanawiać jak ja z 20kg ogórków mam zrobić obiad.
Presja ukończenia wyższych studiów też jest ogromna i bardzo destruktywna. Człowiek który w szkole podstawowej już średnio sobie radził, ale ma smykałkę do mechaniki nie pójdzie dziś do zawodówki ani technikum mechanicznego (no bo to "gorzej" niż liceum). Pójdzie do liceum które też jakoś przepęka, a potem MUSI iść na studia - jakiekolwiek gdzie sobie poradzi. A że orłem nigdy nie był to musi wybrać jakieś mało oblegane, łatwe, byle by zostać magistrem. I tym oto sposobem dobrze zapowiadający się mechanik samochodowy zostaje magistrem socjologii na jakiejś prywatnej uczelni i co? I nico... Mamy bezrobotnego.
Ja uważam, że każdy powinien wybrać studia jakie chce. Teraz robię magistra w UK z biznesu międzynarodowego i wierzę że znajdę bardzo dobrą pracę. Nie poszłabym na kierunek inżynieryjny, ponieważ nie jestem umysłem ścisłym a wiadomo matematyka, fizyka.
OdpowiedzUsuńdla izka: w Tesco UK na nocniej zmianie :))))
OdpowiedzUsuńW związku z tym, że mam wolną chwilkę, chciałabym tylko odnieść się do krytyki humanistów uprawianej tu przez niektórych techników. Drodzy technicy (piszę to tylko do krytykantów, w żadnym razie nie do rozsądnych ludzi, którzy to pewnie wiedzą), co z tego, że wyprodukujecie np. pralkę, postawicie ją na magazynie i co? Kto ją wam sprzeda, kto zareklamuje, kto w końcu pomoże wejść waszej pralce na rynek zagraniczny, stworzy, wynegocjuje i podpisze kontrakt, przełoży dokumentację, instrukcje, atesty, będzie załatwiał reklamacje, dbał o sprzedaż za granicą, itd... Wy? W życiu.... Nie na taką skalę...
OdpowiedzUsuńP.S. Sorry za ten uproszczony przykład z pralką:)ale już chyba zrozumieliście:) Ja "nic nie produkujący" humanista właśnie tym się zajmuję na chwałę waszej myśli technicznej...:) Pozdrawiam:)
Pasożyty z HR nie mają racji bytu w normalnym środowisku (5% bezrobocia).
OdpowiedzUsuńZ punktu widzenia potencjalnego pracodawcy powiem wam moi drodzy tyle że nie ważne jest dla mnie to jakie studia, czy humanistyczne czy inżynierskie skończył mój pracownik, ważne jest dla mnie czy będzie chciał pracować i uczyć się...Tak tak moi drodzy, UCZYĆ się. W większości firm na dzisiejszym rynku pracy po to są organizowane wszelkiego rodzaju szkolenia żeby pracownicy mogli robić to czego się od nich oczekuje i przepraszam bardzo, ale dyplom uczelni którą skończycie nie ma najmniejszego znaczenia, wręcz przeciwnie, nieraz przeszkadza, bo ich absolwenci zbyt łatwo się poddają, nie mają wystarczającej determinacji do pracy, tłumacząc to tym że nie jest to praca zgodna z ich kierunkiem wykształcenia. No przepraszam Was bardzo, ale my, pracodawcy rozwijamy swoje firmy zgodnie z potrzebami rynku i nie będziemy zmieniać branży po to tylko żeby zaspokoić Wasze ambicje. Doceniamy jak najbardziej to że studiowaliście na takim kierunku jaki Was fascynował, ale studia się kiedyś skończą i musicie być przygotowani na to że trzeba się przebranżowić. Poza tym w dzisiejszych czasach to że ktoś wybiera kierunek humanistyczny nie znaczy że nie będzie mógł liznąć wiedzy z kierunków takich jak np. ekonomia. Po to są organizowane dotowane przez Unię kursy, żeby absolwenci wyśmiewanej przez Was tutaj anglistyki orientowali się w bardziej praktycznych kierunkach i żeby nie obawiali się podjęcia ryzyka samozatrudnienia i życia na własny koszt, a nie na koszt rodziców i zasilania grona bezrobotnych czy doświadczania poniżania ze strony niedowartościowanego pracodawcy.
OdpowiedzUsuńDobrze będzie jeżeli zrozumiecie to że czasy ciepłych etatów się skończyły, a szczęściarzy którym udało się skończyć studia i znaleźć dobrze płatną, zgodną z wykształceniem pracę jest niewielu i ogranicza się to do tych którzy mieszkają w większych miastach.
W pozostałej części kraju dyplomy przydadzą się Wam do tego żeby oprawić je w ramkę i od czasu do czasu zabrać ze sobą na rozmowę kwalifikacyjną, bo na pewno nie do PRACY.
Cały problem polega na monokulturze myślowej "przecież musi istnieć firma, która potrzebuje dokładnie tego, czym ja się interesuję i to dokładnie w takiej postaci, jaką ja mam na myśli, więc czemu miał(a)bym zajmować się czymkolwiek innym - to poniżej mojej godności".
OdpowiedzUsuńJestem humanistką z wykształcenia. Mało tego, jestem anglistką. :)) Tym niemniej, prowadząc własną DG zajmowałam się i marketingiem, i księgowością, i PR, i przepisami podatkowymi, i... milionem innych rzeczy. A będąc tłumaczem muszę rozumieć zarówno instrukcję ruchu, jak i umowę na dostawy narzędzi skrawających (kruczki prawne!) czy ugodę majątkową. Nikt się nigdy nie rozczulał, że nie mam w tym kierunku wykształcenia. Streszczając - albo potrafisz, albo wypad. Jesteś ponad to - wypad. Jesteś biednym, zmęczonym maleństwem o wielkich aspiracjach - wypad.
Skoro udało mi się samodzielnie utrzymać na rynku niemal ćwierć wieku, to dowód, że nieźle mi szło to wszystko, za co się brałam. Tyle, że ja pamiętam prawdziwe znaczenie słowa "humanista", w odróżnieniu od...
A co Wy na to zeby swoja firme zalozyc i skorzystac z dofinansowania 19tys zl ?
OdpowiedzUsuń