Żeby łatwiej przejść do chleba naszego powszedniego, a nie spieczonego na grillu kempingowym, zapatrzyłem się w usta żony, która (pomiędzy innymi sprawunkami dnia) poleciła zakupić „płyn do demakijażu, ale nie mleczko”. Tradycyjnie nazwę producenta powtórzyła dwa razy. To zboczenie nauczycielskie; wiadomości, które uważa za ważne, powtarza dwa do trzech razy, niezależnie od tego, ile razy buntuję się przeciw ustawianiu mnie w drugim rzędzie mniej rozgarniętych uczniów.
Jeśli dziś zastanawiam się, czemu kobiece kosmetyki przebudziły mój męski mózg do działania po lecie, to bynajmniej nie jest to kwestia rodzącego się transwestyty. Przebudziła mnie ich wielość, nieogarnięta ilość pudełeczek, buteleczek, dozowników i nazw. Stanąłem oniemiały, bezradny i z całą ochotą zamieniłbym polecenie kupna płynu do demakijażu na polecenie przeczytania (ze zrozumieniem) instrukcji obsługi kuchenki gazowej krajowego producenta. Niestety, wybawienia znikąd i trzeba było czytać błyszczące nalepki na dozownikach i buteleczkach. Przy okazji zaś, w przebudzonej po lecie głowie, przelatywały luźne pytania. Kilka się zachowało.
Pierwsze było natury praktycznej. Gdyby statystyczna kobieta, znająca typ swojej cery, ph skóry, wiek i inne dane, chciała przetestować każdy z produktów jej potrzebny, żeby tylko wybrać ten najlepszy, ile czasu by jej to zajęło i jakie kryterium byłoby decydujące? Zapach? Cena? Kolor opakowania? Kolejne pytanie przyszło w konsekwencji: ile musiałaby spędzić czasu w sklepie, żeby przeczytać poprawnie dodatki i składniki jakie wykorzystano (według treści z etykiety rzecz jasna) na stworzenie cudownego produktu? Bo przecież każdy jest lepszy od pozostałych, to się wie, no i każdy musi się zmyślnie nazywać, bo gwarantuje wieczną świeżość i poczucie młodości. Zbolała głowa, szukająca wybranego przez małżonkę płynu, podrzuciła inne pytanie: dlaczego jeszcze trzydzieści lat temu kobietom wystarczał np. tonik rumiankowy i nieśmiertelny krem Nivea, a i tak nie mieliśmy wątpliwości, że „najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny”?
Ostatecznie, dumny z własnej cierpliwości, odnalazłem stosowny płyn i otrzymałem od losu nowy dar czasu na kolejne refleksje. Przede mną stała atrakcyjna pani, zbliżająca się raczej do wieku średniego i dobierała pomadkę, konsultując decyzję z dziewczyną po drugiej stronie lady. Przymierze pań, dobierających jedynie słuszny produkt, gwarantowało swobodny przepływ myśli przez najbliższe dwadzieścia minut. Wszak klientka odrzuciła już około ośmiu wersji pomadek.
Teraz zacząłem współczuć kobietom, z całego serca współczuć i to bardzo serio. Na moich oczach tonęły w rwącej rzece nadmiaru, przerostu formy nad treścią i nijak nie mogłem wyciągnąć pomocnej dłoni. Tym bardziej, że one nie oczekiwały pomocy, dobrze im się tonęło w wielości i dylematach. A mnie współczucie pchnęło krok dalej. Serce wypełniło ciepło tolerancji i pełni zrozumienia. W mgnieniu chwili pojąłem, że od współczesnej Polki nie można wiele wymagać. Z całą pewnością nie należy wymagać już nic w przestrzeni partnerstwa duchowego, emocjonalnego czy intelektualnego. Ta biedna Polka, jeśli przy okazji chciałaby choć trochę być Europejką, nie wyrabia przecież na zakręcie nowości i promocji kremów do powieki dolnej na noc i górnej na dzień, brodzi w powodzi produktów stworzonych ku jej szczęściu, płynącemu choćby z faktu posiadania nowego depilatora, toniku, pomadki, aż zderzy się z pożądaniem nowych cieni do oczu, pogrubiaczy rzęs albo pianki i lakieru do włosów.
Nawet jeśli z tej potyczki wyjdzie z tarczą, to przecież musi stanąć w nowe szranki. Musi jeszcze wiedzieć w co wypada ubierać się do pracy, do pubu, na szkolenie i na ślub kuzynki, na zebranie rodziców i na imieniny przyjaciół. Zatem musi przewalić setki stron w czasopismach, obejrzeć tysiące zdjęć, na których przesuszone kobietony o plastikowych twarzach, rozchwiane na boleśnie krzywych nogach, prezentują najnowsze układy szmatek, przypominając przy okazji jak powinien prezentować się najpełniejszy obraz anoreksji w nadchodzącym sezonie. Wiedziony współczuciem zapłaciłem wreszcie za butelkę płynu do demakijażu i całkiem przebudzony po lecie, wciągnąłem powietrze głęboko do płuc. Szedłem chodnikiem wdzięczny Bogu za męskość i żonie, że prostą prośbą otworzyła mi oczy na trud życia współczesnej kobiety. Wdzięczny za lekcję pokory obiecałem wam z serca, drogie panie, nie mieć już żalu o to, że oglądacie seriale, gwiazdy w tańcu i na lodzie i nie macie czasu na nic. Wszak po takim zmaganiu o piękno i nieustającą młodość, należy wam się chwila relaksu, który nie wymaga myślenia i dzielenia włosa na czworo. Musicie wieczorem nabierać sił, by z nowym dniem budzić szczerą zawiść innych pań i tylko nas, prostych i znieczulonych na wysoki połysk, nie mieszajcie do tego.
Świetny post! Wreszcie ktoś docenił nasze (kobiet) udręczenie pozakupowe. Być Europejką w XXI wieku to ogromnie trudne do sprostania i wyczerpujące zadanie.
OdpowiedzUsuńobawiam się że tekst jest ironiczny i zachwyt w powyższym poście jest lekko przesadzony.
OdpowiedzUsuńo losie!!! o ironio ;)))
OdpowiedzUsuńDobór odpowiedniej pomadki czy płynu do demakijażu to jeszcze nic...Ale puder czy podkład to już wyższa szkoła jazdy.
OdpowiedzUsuńsuper tekst - bardzo dobrze sie czyta, mało tego przedstawia w pełni rzeczywistość:) Kobieta:)
OdpowiedzUsuńoporny tekst.ani zabawny, ani pouczajacy,ani odkrywczy.
OdpowiedzUsuńi do tego napisany tak "wyszukanym" stylem ,ze ciezko sie czyta...
Problem w tym, że mężczyźni tak krytukują kobiece kosmetyki, ale bez skrupułów ogladają sie za "zrobioną" kobietą.
OdpowiedzUsuńLęk przed starzeniem się jest w każdym człowieku, nie tylko w kobietach. A wybijający się na pierwszy plan" kult młodości" zdominował życie tych którzy wpadli w jego sidła. Bo przecież świat należy do młodych! Tak więc chcąc przechytrzyć naturę w złudnym przekonaniu, że zdrowie, młodzieńczy wygląd zachowamy na całe życie przy współpracy infantylnych mediów, które mamią reklamami kosmetyków przeróżnych marek. Reklamami z udziałem pięknych atrakcyjnych a nie pomarszczonych schorowanych kobiet. Nie nadążamy i w owczym pędzie zatracamy siebie co skutkuje samozagładą. I mimo to w kolejce po jędrny biust powiększone usta i gładziutką skórę ustawiamy my kobiety. A jak śpiewał SewerymnKrajewski: „Przemija uroda jak sława, a cnota pozostać nie rada. i nie wiem, co po nas na dnie, na pewno nie diament, o nie.”
OdpowiedzUsuńTakże uczucie współczucia w Przebudzeniu jest jak najbardziej na miejscu.
Coz za spostrzezenie, godne prawdziwego pisarza;))))) Proponuje przegotowana wode i kozie mleko (UHT tez moze byc) dziala rewelacyjnie na cere... JAK KLEOPTRY bedziemy, tylko nie zabijajmy swoich mezow, a moze po takim tekscie wrato sklonic sie ku "SEKS MISJI":))))))))
OdpowiedzUsuńdo bb, skad w Tobie tyle złości i cynizmu toć złość piękności szkodzi
OdpowiedzUsuńmnie juz nie zaszkodzi;)))))))))))))))
OdpowiedzUsuńCzyli co? Polka to nie Europejka? Mam nadzieję, że tekst jest tylko prowokacyjny. Poza tym, może warto częściej chodzić na zakupy z żoną? Łatwiej będzie Panu znaleźć te kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńten blog bogaty jest w tego rodzaju kwiatki jak powyższy - umówmy się "felieton". błyskotliwość obserwacji imponująca. styl spektakularny. właściwie można odnieść wrażenie że wszyscy oprócz autora błądzą w zawiłościach otaczającej nas rzeczywistości nie potrafiąc odnaleźć i dostrzec rzeczy ważnych, godnych zawrócenia sobie nimi głowy, rzeczy donośnych nad którymi prawdziwy mężczyzna lub warta uwagi autora kobieta pochyli się z zasępioną miną powtarzając z cicha jak mantrę "są rzeczy na niebie i ziemi o których nie śniło się filozofą"
OdpowiedzUsuń