Ostatnio jednak coraz boleśniej przekonuję się, że nic mi po najlepszym mp3 i najciekawszej powieści, gdy w pobliżu jakaś komórka wygra kawałek techno, przeszywający niemiłosiernie tonacją od prawego ucha do niepiłowanego paznokcia lewej stopy. Wtedy nie ma zmiłuj i jakbym się nie bronił poznam Ryśka, który „umówił się z Magdą, tą wiesz, co chleje litrami colę, no i szlajała się z Markiem, który no wiesz szedł do Jolki, tej wiesz od Staśka, co leciał do Niemiec, póki go Gośka nie rwała....”. Bywa też że jakaś Lola przez słuchawki wywrzeszczy mi, że „ten bród pod dywanem, to on tam jest od ośmiu lat, z poprzednich właścicieli, ale w tym roku, to już myśli cyklinować parkiet, ale zaraz wysiada i kupi te kluski z wiśniami, co to je Joanka lubi”. Nie pytajcie mnie po co mi to wiedzieć, bo z pewnością persony, które wykrzykują w słuchawkę swoje mądrości też nie wiedzą, po co przypadkowym podróżnym ta wiedza. W momencie gdy odpalają komórę, świat przestaje istnieć, przynajmniej ten społeczny.
Zastanawialiście się kiedyś, skąd się bierze ta moda na obciach? Co się stało z przestarzałym pojęciem malutkiego choćby wstydu? Z prostą refleksją, że może klepanie o brudach pod dywanem nie obchodzi pana ukrytego za gazetą, przeszkadza zmęczonej pani, która drzemie czy też do łez śmieszy licealistki na tylnym pomoście. Obciach głośnego pieprzenia przez telefon jest jakby na topie: w urzędzie, w autobusie, w poczekalni u dentysty. Świat nie przestał istnieć, choć można go nie widzieć, zatem po co skazywać na wścibstwo tych, co znaleźli się w pobliżu całkiem niezamierzenie, przypadkiem? Dlaczego mają płacić haracz irytacji cudzemu kłapaniu dziobem?
Daję spokój. Pewnie za dużo od ludzi wymagam i nie zabrałbym się do pisania o obciachu, gdyby nie historia, która nie może oderwać się ode mnie od niedzieli, tej przed Wigilią, a więc tydzień z okładem. I chodzi obok i męczy, dobija się i doprasza zaistnienia felietonem czy opowiadaniem, bo nie dramatem przecież. Zatem wyzwolę się na dobre.
Nadciągał nieuchronnie wieczór. Opuściłem kościół i szedłem chodnikiem. W wąskim przejściu, między żywopłotem a siatką, było dosyć tłoczno. Nagle przede mnie wyskoczyły dwie nastolatki w dżinsach i krótkich kurteczkach, z kapturami na głowach. Kaptury otoczone futerkiem kryły ich twarze na tyle, że nie mogłem bliżej określić wieku. Po budowie ciała stawiam na 16-18 lat, chyba koleżanki z jednej klasy. Szły w moim tempie i bez najcichszej nutki zażenowania wciągały tłumek w swój dialog:
- Kaśka, wiesz jakie jaja?
- No dawaj.
- Ja nic tam nie widziałam, zero kumasz?
- Ale gdzie?
- No przy tym kon... no jak się ta budka nazywa?
- Jaka?
- No ten kiosk, co batman siedzi.
- Konfesjonał.
- Właśnie, cały wieczór te grzechy pisałam, od rana jak durna zakuwałam, ale wiesz, tę kartkę wzięłam.
- Jaką kartkę?
- Ściągę, wiesz jaka długa wyszła? Chyba więcej napisałam niż nagrzeszyłam.
- To po co pisałaś?
- No jak po co? Co ty durna jesteś? Myślisz, że ja to wszystko spamiętam?
- A jak grzeszyłaś?
- No to też nie zapamiętywałam, czym innym głowę miałam zajętą.
- Ha ha ha, idiotka.
- No tak, a wiesz, myślę sobie: po spowiedzi, coś mi się przypomni i będę miała wyrzuty nie?
- No ale co Ty zapomnisz? Przecież zawsze to samo jest, nie? Tam się pocałujesz, tu się pomacasz, trochę browaru pochlejesz, co tu zapisywać? Jakaś głupia jesteś.
- No niby fakt, ale wiesz, zapomnę o drobiazgach zawsze, że starszych przekręcę, że pościemniam trochę, no i że Magdzie ... no wiesz, nie znoszę suki, bo mnie prowokuje.
- Ale znalazłaś tę litanię i co?
- No nic, siara straszna, batman się nachyla, a ja grzebię w kieszeni, rozwinęło mi się to z rolki, ale siara! Babciów kupa wokół, ale batman światła w budzie nie zapalił, więc nie mogłam rozczytać.
- Nie mogę, ale kretynka!
- No, ale widziałam pierwsze litery, to zgadywałam co tam może być.
- Idiotka, a batman?
- No wiesz, skupiony był, to chyba nie zauważył...
... na szczęście było moje światło zielone, moje skrzyżowanie. Nastolatki poszły dalej, a ja wolny od cudzych grzechów, mogłem przystąpić do własnego rachunku sumienia, a nawet kawałka kartki w kieszeni, choćby złamanego ołówka, żeby napisać o tym wścibstwie.
Zacznę od końca, od spowiedzi adwentowej. Dzisiejsze Święta zatraciły prawie religijny charakter.Świętują i ci wierzący, i wierzący inaczej i niewierzący. Wbijają się nowe tradycje, wypierając stare, przekazywane przez pokolenia...To bardzo przykre. To juz nie takie święta jak kiedyś... może były biedniejsze, ale bardziej święte...
OdpowiedzUsuńA laski od batmana? Prawdopodobnie musiały isć do spowiedzi bo wiosną "odbębnią" bierzmowanie, więc nie chcą mieć kłopotów. To prawdopodobnie ich ostatnie podrygi w przygodzie z kościołem...
A jeżeli chodzi o tłumy wrzeszczące do telefonów, nawet w publicznej toalecie, to chyba teraz jest trendy... To efekt barów i big braderów, tok szołów, kubusiów itd. Dzisiaj, żeby być na topie trzeba jak najbardziej się obnażyć... Wrzeszczeć do słuchawki, żeby wszyscy słyszeli co u mnie nowego, na naszej klasie pierdyknąć fotki na tle palm lub najnowszego i najdroższego kompletu wypoczynkowego, a na portalu, gdzie szuka się znajomości zdjęcie w stroju nic nie zakrywającym. Wtedy jest się na czasie,nadąża się za modą i jest cool..
My chyba jesteśmy nie z tej bajki...
JACUŚ!Masz wspaniałe pomysły na opowiadania, pisz tak dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Panie Jacku, poczytałem dzisiaj dosyć obszernie Pański blog. Brnąłem niestrudzenie przez zamieszczane przez Pana notki w okresie styczeń-grudzień 2008 i do chodzę do smutnego wniosku,może inaczej odnoszę wrażenie że nie lubi Pan ludzi. Pańskie obserwacje, często bardzo prawdziwe wymierzone są w nich właśnie. Wiem że może Pan to kwitować krótkim: nie ludzi sądzę lecz ich czyny. Ale mnie to nie przekonuje. Jest coś co sprawia że pisze Pan ze złością do ludzi. Proszę wybaczyć ten wpis ale nie mogłem się powstrzymać.
OdpowiedzUsuń