Postęp techniczny odbiera przyjemność małych destrukcji zbytecznego. Odkąd stada korposzczurów, mnożące się niby bąbelki w coli, posyłają dżinglowe brzdęki przy pomocy mejla, łatwiej o wirtualne miganie choinek i łańcuszków. Bardziej wydajni przepompują z sieci animacje z dźwiękiem. W walce z bezguściem klawisz „delete”, co prawda, nie dodaje aż takich uniesień, ale większość z nich w nagrodę wpada do spamu.
- Co ty kitrasz w tym worku?! Głuchy jesteś?!
Dyrektor Oślizła spływała z progu zapewne od jakiegoś czasu, ale słuchawki skutecznie chroniły mnie nie tylko przed koleżankami, które od trzech kwadransów wymieniały się przepisami na sernik i licytowały wyższość sałatki z matiasa nad te z użyciem płata octowego.
- Choinka. Sama pani chciała, żeby wyszarpać z kantorka.
- I potrzebujesz dodatkowego polecenia, żeby zdjąć z niej worek?
- Obawiam się, że nawet na piśmie niewiele wniesie. Ten drapak może tego nie przetrzymać. Istnieje ryzyko, że pamięta dziadka Mroza, na bombkach ma sierp i młot, a jej czubek zdobi pięcioramienna czerwona gwiazda. No i szkoda jednak żywego stworzenia pod folią.
- Jakiego stworzenia? Coś ty znowu wymyślił, elemencie aspołeczny!
- Może mnie pani nazwać i wrogiem ludu pracującego, ale nietoperzom sen przerywać? Zimowy? To jednak mało humanitarne. Poza tym, one już tam jakiś czas hibernują, a wie pani jak wolno pełza po ścianach taki gacek, gdy go przebudzić bez ostrzeżenia? Koleżanki pisku narobią, a co one… .
- Ty nie bądź taki dowcipny! Mówiłam, że kupię wam nowe choinki do biura, ale jakoś nie wypłynęła inicjatywa.
- Szczerze? Jeśli miałbym pisać list do renifera czy innego elfa tego urzędu rozpaczy, skrobnąłbym raczej o nowy wentylator. Gdy zmieszać pani Channel z brutalem statystycznego petenta, dziewczyny zapominają nawet przepis na jarzynową z groszkiem.
- Jesteś obrzydliwy, Michał! Czemu ja cię tu znoszę?
- … bo skąd wziąć drugiego frajera na to miejsce?
Nie zdążyłem błysnąć kolejną frazą, gdy drzwi z hukiem przesłoniły francę.
- W zasadzie, to po co ją wkurzasz? – Marta zdobyła się na odwagę po czasie, jak zwykle zresztą. – Przecież zaraz będziesz musiał łamać się z nią opłatkiem. Warto?
- Połamać, to ja się z nią mogę. Krzesełkiem. Nigdzie się nie wybieram, a już na pewno nie na ten zlot trolli, którzy od świtu obrabiają sobie dupę w świątecznym uniesieniu.
- Zostaniesz sam w pokoju? Gdy cały urząd… - Ania teatralnie kręciła głową.
- Dokładnie, w spokoju przejrzę fejsbunia, gdy będziecie lizać rowa prałatowi. Spalił już wszystkie Harry Pottery na przykościelnym placu, odsprzedał developerom hektary i oklepał komże ministrantom, no i niech realizuje kolejną misję. Ale beze mnie, skoro ma równie czyste rączki do opłatka jak nasza Oślizła. Sorry, jestem z innego podwórka.
- I naprawdę nie wyjmiesz tej choinki? Głupio tak, ludzie tu przychodzą, a my jak w komunie.
- Rozwiesiłyście już kurzołapy po całym biurze bez pytania – wskazałem na stroik i gwiazdę migoczącą dyskoteką na ścianie, potem bombki na kluczach nieotwieranych szaf.
- No dobra, ale poszedłbyś chociaż dla innych. Raz mógłbyś nie mieszać. W końcu święta idą, zjesz pieroga, pociągniesz sernika i kawy się napijesz. Ale ty koniecznie musisz demonstrować tę swoją niechęć do świąt, co? Psuć innym radość…
- … fałszu i obłudy, to chciałaś powiedzieć? Tak się składa, że pierogi dają z naszego baru Karaluch, z parteru. Jak mam ochotę, to tam schodzę, kawa jest na miejscu, a ryło pasibrzucha z koloratką? Aż nadto ściska mi przełyk, więc nawet jeśli nie pozwolicie, zostanę ze sprawozdaniami, koniec roku za rogiem.
- Ty masz jakąś traumę świąt? Wyniosłeś coś z dzieciństwa? – Marta przemówiła tonem terapeutki z „Wysokich Obcasów”.
- No mam, niestety. Tatuś nie chciał powiesić się na choince, ale uwiązał tam za dużo cukierków, Kukułki to były. A jako dziecko PRL-u nie zaznałem ich w nadmiarze. Mamusi zachciało się naturalnych świeczek na gałązkach. I właśnie rozbrajałem Kukułkę jedną za drugą, a papierki zgniotłem w kulkę i zawijałem w kolejny, dla niepoznaki. Drzewko się zachwiało, a że sztuczne było, z taniej folii PVC, syknęło tylko i sufit zrobił się czarny jak moja dusza. Potem przyszedł Mikołaj, w skarpetkach w prążek, wyraźnie zajumał wujkowi Staszkowi i ciągnęło od niego bimbrem, też na tych kukułkach. Trauma po dziś dzień i sam Freud nie pomoże.
- Ty jednak krejzol jesteś! – Anka ryknęła śmiechem – Ciekawe czy rodzinie też takie szopy robisz?
- Skąd! Zamieniam się w niedźwiedzia i piję samotnie do wiosny. Otoczony kobietami znikam niepostrzeżenie w swoim pokoju i ciągnę whisky do świtu, z przerwą na siku i zimne prysznice. One myślą, że mam doła przy stole, rodzynek taki biedny, a ja mam…
- A inni faceci? Ojciec, teść, szwagrowie?
- I to jest dopiero trauma. Faceci nie trzymają się tej rodziny. Albo pouciekali za granice, z dala od żon i potomstwa pędzą wolne życie, albo wyemigrowali młodo do św. Piotra, wycieńczeni babską upierdliwością w obchodzeniu świąt.
- A co ciebie jeszcze trzyma?
- Codzienność, świeczka na biurku, kilka książek do przeczytania, flaszeczka Bourbona i niezmącona niczym świadomość, że to tylko jeszcze jeden weekend, naprawdę nic więcej!
Tekst w punkt - jakże bliskie mi stanowisko "bohatera Michała" :)
OdpowiedzUsuń