Bezdomny nieuchronnie zbliżał się do końca peronu. Ten sam, dobrze znany z lokalnej legendy, budowanej od lat. Do niedawna chował się w pobliskich zaroślach, które służyły za kryjówkę kilku jego kompanom. Było tam legowisko, tuż przy ulicy, wyposażone w stare materace, złamane krzesła i fotele, ale deweloperzy, wciskający się w każdą dziurę, wycięli i te krzaki, rujnując klimatyczny hostel pod czarnym bzem. Zimą ów typ anektuje wybrany blok i wprowadza terror śmietniska, a z uporem krnąbrnego psa, załatwia się w windzie lub między piętrami. Bywa agresywny, szczególnie wobec pań, co demonstrował na jednym z filmików, udostępnionych w lokalnym portalu. Wyrzucał z siebie stek wyzwisk i groźby karalne wobec lokatorki, która zwracała uwagę innej, by nie dokarmiała szkodnika na klatce. W podziękowaniu robi coraz większe burdy, a złośliwością odpłaca za okazane serce. Oczywiście interwencje Straży Miejskiej na niewiele się zdają, bo znika na czas jakiś, by wrócić z mocą bumerangu.
Myślałem o tym wszystkim, gdy ciągnął w moją stronę dobytek na skrzypiących kółkach, a byłem jedynym przechodniem na peronie. Przez moment przemknęło: co zrobię, jeśli zaczepi? Tylko zwolnił, ukłonił się niby młody lord mówiąc: „dzień dobry panu”. Nie prosił, nie wyzywał, więc po co mu ten gest? Klepki się przestawiły? Ostatni algorytm kultury zawiesił system? Na coś liczył? E, pewnie instynkt obronny zadziałał, tak na wszelki wypadek. Na widok łysola znacznej postury próbował być grzeczny. Spryciarz. Przeszedłem bokiem, mimo zaczepki, przekonany, że odpowiedź grozi wyłudzaniem kasy. Nie mam problemu z datkami, ale postawa tego trolla, szczególnie wobec darczyńców, nie przekonuje do miłosiernych gestów. Jednak nie czułem się komfortowo i już wiedziałem, że pociągnie się to za mną przez dzień cały. Spieprzył mi humor, arystokrata spod wiaty! Odpowiedź nic nie kosztowała, a jeśli potrzebował tego gestu?
Wieczorem, na widok McDonalda, dopadła mnie straszna ochota na frytki i kawę. Niezdrowa zachciewajka wzrokowca wbrew logice dietetyków, której nie sposób odrzucić. W pustej sali uwagę zwracał jedynie mężczyzna po sześćdziesiątce, bardzo mikrej budowy. Akurat ucinał sobie drzemkę przy pustym stoliku. Zwieszona głowa nie sugerowała klienta, choć gęste siwe włosy, dosyć długie, były umyte i puszyste. Biała koszulka wyglądała równie czysto, jak jasne dżinsy, ale ta drzemka? Znużenie w oczekiwaniu na nugettsy? Bez stojaka z numerkiem na stoliku?
W pewnym momencie usłyszałem za sobą szuranie krzesła, głośne wydmuchiwanie nosa i zza pleców wyłonił się inny mężczyzna, w okolicy trzydziestki, z białym bandażem wzdłuż przedramienia. Niósł pozostałości po konsumpcji, a mijając śpiącego, położył przed nim serwetki, na nich ustawił dwa pudełka z hamburgerami. Wyrzucił z siebie krótkie: „pan coś zje”, po czym ruszył w kierunku kosza. Wrócił, widząc brak reakcji i zapukał mocno w stolik. Gość przebudził się, młodszy wskazał na kartoniki i odszedł ścigany uśmiechem i potakiwaniem z krótkim "dziękuję". Jegomość zatrzymał trochę nieprzytomny wzrok, zanim zaczął jeść, aż Samarytanin zniknął w bocznych drzwiach.
Obserwowałem tę scenkę i szukałem w głowie powodu zachowania młodego. Czyżby drzemiący prosił o coś zanim wszedłem? Jak trudno uwierzyć w bezinteresowny gest serca, prosty i z własnej inicjatywy! Dostrzeganie potrzebującego w biegu? W fast foodzie? W pale się nie mieści! Zwłaszcza, gdy w głowie ciągle siedzi bezdomny z porannego peronu. Poczułem większy wstyd. Tymczasem darczyńca powrócił i zapytał jedzącego, czy napiłby się czegoś ciepłego? Ten, nieco zawstydzony, lekko się bronił przed propozycją, dziękował, aż nieśmiało dodał, że kawy, to chętnie. Młody z bandażem za chwilę ustawiał na blacie numerek i dodał: „zaraz ktoś przyniesie kawę”. Tamten podziękował i odprowadził hojnego do drzwi wdzięcznym wzrokiem. Zdążył zjeść zawartość jednego z pudełek, gdy kawę dostarczył chłopak z obsługi. Powoli pochłaniał drugą bułkę i popijał z wyraźnym zadowoleniem. Później wstał, zostawił niedopity napój, puste pudełka i wyszedł z lokalu.Nie chciałem w to wierzyć, ale było silniejsze. Nie poczuwał się do sprzątnięcia po sobie. Po czym poznasz bezdomnego? W poczuciu krzywdy, niesprawiedliwości losu, niezdolności do refleksji, zawsze będzie miał w dupie innych, wdzięczność i zasady życia społecznego. Pozostanie marginesem, nawet czysty i zadbany, to jednak siedzi głębiej, w mentalności. Chcąc widzieć w nim człowieka i tak ostatecznie dostaniesz smarkiem w plecy, żebyś za dużo sobie nie wyobrażał. Ale ten gość zadrwił z moich myśli. Wrócił po kilku minutach, zgarnął po drodze płyn do dezynfekcji. Usiadł na powrót do kawy, zdjął bluzę, a środkiem ze spryskiwacza przetarł dłonie, kark, szyję, pachy. Dopił zawartość kubka, po czym grzecznie poukładał wszystko na tacy, odniósł do kosza i zniknął za drzwiami.
Teraz trudniej było dotrzeć głowie do sensownej refleksji. Wstyd rozpisany na ten dzień osiągał apogeum. Przykrył szczelnie nabyte doświadczenie i wyczytaną przez dziesięciolecia mądrość. Ile razy dziennie szufladkujemy tak innych? Jak często przyklejamy zbyt szybko noty za styl? Po co? Żeby oswoić świat? Oznaczyć własne w nim miejsce? Rozróżnić kto wróg, a gdzie swój? A może to lęk bezradności nakazuje gotowość do starcia w świecie coraz mniej zrozumiałym i niepewnym jutra? Tyle że życie i tak puszcza oko zza rogu kolejnym nieprzewidywalnym gestem. Bywa, że chcesz kochać, a dostajesz fangę w nos, potem myślisz napinać kark - przychodzi bezinteresowny gest i dobro uśmiechem rozjaśni mrok, aż gęba poczerwienieje i pycha zgaśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz