czwartek, 25 czerwca 2020

Modowa

❖Kliknij, żeby posłuchać tekstu w interpretacji autora❖

- Stary, jakie jaja! Coś ci pokażę. Nie uwierzysz! -
Długo szukał, przeglądał czat w telefonie, w górę, w dół, jakby wahał się, co warto ujawniać? Wreszcie zatrzymał palec na zdjęciu:
- Wiesz, kto to jest? Fajna laska, nie? Ile jej dajesz? No tak na pierwszy rzut oka? Będzie ze trzydzieści cztery, nie?
- Może być. I co? Wkręcił cię wirtualny romans?
- I to jak, posłuchaj! Nie będę ci tego dawał w całości, trochę opowiem.
- Gdzie ją znalazłeś?
- Ja? Za kogo mnie masz? Ona mnie wyrwała! Patrz, pisze, że jest młodą i bardzo atrakcyjną kobietą, ale jakoś nie może trafić na sensownego faceta i wydaje jej się, że ja nim jestem. Co za intuicja, stary!
- I ten cienki barszcz nie obraża smaku? 
- No coś ty! Literacko ciekawy zakwas. Czas smutny, a jakiś lachon bierze mnie za kretyna. Przyjrzyj się temu zdjęciu… - znowu sunął w dół literkowego tokowiska. Wyszukał. 
- Widzę. I co? Wycięte z jakiejś strony. Polki tak nie wyglądają, a już na pewno nie te zszarzałe na czatach.
- No i od razu łapiesz! A mnie kit wstawia, że jest menedżerką modową i dużo jeździ po świecie. Wszędzie jej pełno, a w sercu pusto, kumasz? Jakieś „M jak miłość” wciska mi dupą, aż w przełyk łaskocze, ale nic to, jak mawiał mały rycerz. Czekaj.
- Tylko... jakim cudem trafiła do grona znajomych?
- Oj tam. Dodaję każdego, kto poprosi. Nadzieja umiera ostatnia, chcę wierzyć, że to czytelniczki moich książek. Pycha popycha i potem takie durnoty łapię.
- Ale ego połechtała światowa niunia, przyznaj. Urodziwa, zadbana i do tego głupia, skoro rwie warchoła starszego o dwadzieścia lat!
- Pierdolisz zazdrośniku, zobacz jaki romantyczny byłem. Tu Zbynio bardzo marzy, śle fotki-tęsknotki. Tu Zbyś w piżamce, tu na siłowni ćwiczy biceps, dla niej, tu na plaży biega dla kondycji, żeby nie było obciachu i tak przez dwa tygodnie.
- Łykała?
- Jak emeryt zacierki - dalej sunął po ekranie w poszukiwaniu atrakcji – zobacz, tu jeszcze raz wysyła zdjęcia, nie swoje, wiadomo.
- Skąd pewność?
- Poprosiłem biegłego syna znajomych i wiem.
- Tak?
- Victoria Silvstedt, szwedzka modelka i aktorka, to były jej zdjęcia. Niestety, nasza gwiazda nie fatygowała się, żeby zerknąć na datę urodzenia tejże. Nie puściłem farby, rżnąłem zakochanego i czekałem, kiedy się wysypie. Oczywiście dla niej nic nie kumałem. Nakręcała mnie na spotkanie, że ma dom gdzieś pod Radomiem, a tam jest cicho i spokojnie, żebym wpadł w swoich podróżach, na romantyczną kolację, najlepiej ze śniadaniem i … 
- … i odkrył za stołem Gryzeldę, w rozmiarze trzy XL, która rozkosznie zgniecie orzech tego pustego łba, siadając ci na twarz? Po co ten surwiwal? 
- Stary, ja jestem pisarz, ciekawy każdego odchyłu. Miałem sobie żałować?
- I wysypała się?
- Ba! I to w pięknym stylu. Przycisnąłem i pytam wprost: „Dlaczego ty mnie oszukujesz?”. Po godzinie weszło tradycyjne: „… ale o co ci chodzi?”. Byłem w domu. Natychmiast wystukałem: „od dwóch tygodni wysyłam swoje fotki, szczerze cię pragnę i tęsknię, codziennie o tym piszę, licząc na wzajemną szczerość. A ty wysyłasz mi modelkę Victorię Silvstedt. Po co to robisz? Czemu ranisz moje uczucia?”.
Zbynio rechotał, aż zaczerwienił się i brakło mu tchu. Sięgnął po mineralną z cytryną, pociągnął dwa łyki i czekał, kiedy nastrój mi się udzieli albo wymuszę podkręcenie tempa narracji. 
- Przyznała się? - Nie odmówiłem mu tej radości.
- No coś ty! Nie odzywała się dwa dni. Chyba nie wiedziała, co napisać – cały czas przesuwał zapamiętale po ekranie smartfona – nie uwierzysz, co przysłała.
Podsunął pod nos zdjęcie niskiego, słabo oświetlonego pokoju. Wiejska izba albo ciasne lokum w suterenie. Na ścianach dosyć ponura żółta farba, tu i tam poczerniała, pęknięcia w rogu. Wzrok przykuwało soczystej barwy geranium, ustawione na niewielkim stole, ale w oczy rzucał się też sufit, wyklejony styropianowymi kasetonami w ostre wzorki, na modę wczesnych lat 90. 
- Rozumiesz?! Loft menedżerki modowej, w stylu polisz kantry wintycz! 
           Zanim Zbysio zabrał smartfon sprzed twarzy i zaniósł się rubasznym śmiechem, ostatnim rzutem oka wyłapałem obraz. Religijny. Pamiętałem taki z wakacji na wsi. Święta rodzina, jaskrawe szaty i zatrzymany ruch, kiedy to św. Józef przekazuje Maryi plastikowo zaróżowione dzieciątko. Scenka w ramce, zawieszona pod kątem, teraz sygnalizowała jakby niski pułap kresowej chaty. Jakoś żal mi się zrobiło kobiety, żenowała ta szydera. Próbowałem wypunktować:
- To, że ona udaje kogoś innego, nawet nie dziwi. Tak ma większość frustratów, płci obojga, szczególnie w sieci. Kreuje się na kogoś lepszego, standard. Zastanawia, po co ty się w to bawisz? Wiesz, z kim masz do czynienia.
- Dobre pytanie, ale nie wiem. Ciekawiło po co kłamie, później jak długo będzie się cieszyć, że frajera złapała. Na koniec, do czego jeszcze się posunie.
- I?
- Najpierw odważyła się powiedzieć, czemu milczała. Uważaj, tego byś nie obstawił w pijanym widzie. Skończyły się jednostki na karcie, kumasz? Menedżerka modowa ma telefon na kartę, bo jak inaczej? W końcu lata po całym świecie, zmienia strefy czasowe, a pracuje głównie przez słuchawkę i … nie zdołała zasilić limitu. Kto dziś używa takiego na kartę? No błyśnij.
- Dzieci, złodzieje i bandyci. Zbychu, a może to galerianka? Za doładowanie telefonu przysyła cycki i irokeza ze wzgórka? Nie połapałeś się w porę.
- Może, ale dalej robiłem za ćwoka. Chciałem zobaczyć to słowiańskie liczko. - Przesuwał po ekranie jeszcze szybciej - Dalej jęczałem o, patrz tu, Zbyszek tęskni, kocha i nie może doczekać się tego słodkiego, autentycznego buziaczka. Czułem, że mięknie i patrz, patrz teraz…
Już trząsł się ze śmiechu, za palcem chował krępujące jęki w sylabach, ryki jelenia w rui, niechby i udawane, ale poniżej poziomu autora. 
- Czy według ciebie ta kobieta wygląda na trzy dychy i cztery latka?
- Na pięćdziesiąt i dwa. - Wycedziłem patrząc w pszenno-buraczaną twarz z niebieskim cieniem na powiekach, przechodzącym w zieleń, z policzkami błyszczącymi bynajmniej nie z powodu intensywnego światła. Oblicze z kurzymi łapkami przy oczach, było oprawione w blond włosy, z ciemnymi odrostami, wychodzącymi wprost ze skóry głowy. Zrobiło mi się smutno. 
- Naprawdę nie szkoda czasu na kogoś takiego? 
- Pewnie, że szkoda, jak cholera szkoda! – Zbyś był już czerwony jak psi narząd na przednówku. – Teraz, teraz będzie najlepsze stary!
Przejechał palcem w górę, by minąć rzędy kolejnych linijek tekstu, aż oczom ukazał się nagi tyłek i mocno pochylony korpus. Kobieta ryzykownie klęczała na wątłym stoliku, obok geranium, wypinając pośladki tak mocno, że stopy częściowo oderwały się od blatu. Może dążyła do pełnej prezentacji krocza, jednak nie jej wysiłek ujął kolegę. Widok był niesmaczny, więc nie komentował, ale szybko przekierował uwagę:
- Patrz teraz, tu! Zobacz! - Powiększył zdjęcie, by pokazać przetarcia w skarpetkach modelki. Różowe frotki kłuły oko odsłaniając chropawe pięty. - Widziałeś taki numer?! To mnie rozwaliło, stary! Co trzeba mieć w głowie, no powiedz, jaką desperację do takiej ekspozycji?
- Oj tam. Odpowiedziała na to twoje skamlenie o zdjęcie! Zmagała się ze sobą, z choreografią, badała, który mebel uniesie ideę. A skarpetki świadczą tylko o spontanie, z serca, marudzisz!
Sam w końcu parsknąłem śmiechem, trochę na siłę, bo jednak całość przedstawienia żenowała bardziej niż zabawy dwóch dziadów u progu kryzysu wieku średniego, na których wkrótce nie spojrzy nawet dama z odrostami. 
- Stary, ja wiem, że to śmiech przez łzy, ale gdzie my żyjemy? Co to jest za świat?Brnąłem, kumasz? Nie mogłem się powstrzymać. Zobaczyłem czerwone poliki ryczącej pięćdziesiątki, która dalej udaje trzydziestkę i szedłem ostro w napalonego misia, na którego spłynęło erotyczne uniesienie. No i jadę grubo z pytaniem, czy mogę do niej przyjechać, do tego Pokraczyna Wielkiego, czy innej wiochy. Nieważne, że osiemset trzydzieści kilometrów, tylko czy tam jest jakiś hotel, w którym mogę się zatrzymać, żeby było blisko do Słoneczka, rozumiesz? Że wpadnę na kilka dni i uczcimy moje urodziny, bo i tak po kraju jeżdżę. Interesy mogę w drodze powrotnej pozałatwiać. A ona mnie pyta, po co mi hotel? Gdzie niby miałbym spać, pytam? Ona, że u nas. Wyszło na to, że jeszcze w tej kurnej chacie ze starymi mieszka i przedstawi mnie za kawalera do żeniaczki. Czaisz? Zaplanowała miętowy miesiąc i nie spytała, czy przypadkiem żony nie mam. Taki poziom menedżerek modowych! Taki poziom…
     Odrzucił telefon na restauracyjny blat. Zapatrzył się w szklankę z mineralną, wziął ją w dłoń i wprawił w ruch lustro wody w szkle. Obserwował lód dzwoniący o brzegi, wypił trochę i chciał mówić dalej, ale powstrzymał słowa patrząc w lewo. Po chwili kelner postawił przed nami dwie americany. Zbyszek uśmiechnął się do chłopaka z brązowym fartuchem, podziękował skinieniem i podniósł aparat. Kręcił głową do ekranu, jakby z niedowierzaniem. Chyba się rozmyślił, wyłączył i odrzucił z powrotem. Założył złączone dłonie za głowę, przeginając się mocno na oparciu krzesła. Odbił się jak sprężyna zdecydowany:
- To ją z innej mańki, tak dla jaj, wiesz, że teraz to mnie zraniła, że tak szybko obcego chłopa do domu wpuści, a przecież się nie znamy i co mam o niej myśleć? Może to moje kochanie każdego tak na chatę ciągnie? Może jeszcze do rodziców, choć mnie w życiu nie widziała. 
To innym razem opowiem, bo wiesz, teraz masaż, będę leciał. Musimy się spotkać. Dam znak jak znajdę chwilę, na pewno. Opowiem jak ustawiłem trasę na Googlu i meldowałem się z odcinków drogi. Straszyłem, że już do niej dojeżdżam. W jaką ona panikę wpadła, stary! Zaczęła mnie wyzywać od pojebów, tak była posrana, że serio jadę, ale niech się uczy, niech się uczy.

1 komentarz:

Print Friendly and PDF