Od kilku lat wędrowały pod moim oknem i nigdy się nie spieszyły. Kółka walizek rozdzierały sobotni poranek basowym buczeniem po brukowej kostce, gdy bladym świtem próbowałem sklecić kilka zdań nowego tekstu. Szły jedna za drugą, każda ciągnąc swój bagaż w prawej dłoni, z torbą podróżną zawieszoną na lewym ramieniu. Ekwipunek obu podobnego rozmiaru, wielkości i barwy, chyba nawet ciążył im podobnie. Podążały w kierunku najbliższego przystanku Szybkiej Kolei Miejskiej i w końcu rozjaśniło mi się w głowie. Przecież codziennie widzę je właśnie tam, na peronie. Ta masywniejszej budowy i mniej z życia zadowolona, sądząc po mimice twarzy, jedzie w kierunku Gdańska. Drobniejsza, chuda i nieco pałąkowata przemieszcza się w stronę Gdyni i bez względu na pogodę zanurzona jest w lekturze papierowej książki. Przez jakiś czas obie jeździły w tym samym kierunku i nie miały potrzeby kontaktu, co wyglądało dość zabawnie, zważywszy, że jednak były razem, ale osobno, jakby już sobą znużone.
Dopiero teraz, gdy odprowadzałem je wzrokiem, sunące chodnikiem kolejny raz z tobołami, zastanowiłem się, czy razem mieszkają? Są siostrami? Wynajmują mieszkanie? Co weekend jadą w domowe pielesze małego miasteczka, a może wsi, by zaczerpnąć z zasobów lepszego powietrza i maminych zapasów? Czy może jednak stanowią parę, którą to bliscy niby akceptują, ale one wyczuwają chłód i są już tym stanem zmęczone, a żyć bez siebie nie sposób? Jeśli tak, to chyba połączyła je rozpacz, bo nigdy ze sobą nie konwersują, nie uśmiechają się, a nawet nie patrzą w swoją stronę. Szczuplejsza, bardziej pogrążona w swoim świecie, jest dosyć zgrabna i ma mądrą twarz, choć sporo kompleksów odkłada w postawie ciała, w obliczu z widocznymi bliznami dawnego trądziku. Korpulentna ma w sobie więcej goryczy, zapieczonej w masce naznaczonej niechęcią do ludzi i świata, a może to tylko zagubienie?
Ostatnimi czasy, to właśnie tę bardziej posępną widuję częściej. Zdarza się, że idę tuż obok niej, bo w stronę torów prowadzi nas jeden wąski chodnik i tak często miewam pokusę, żeby zagadać, powiedzieć cokolwiek i odczuć tę jej gorycz egzystencjalnej porażki na własnej skórze. Ale zwyczajnie boję się, że weźmie mnie za świra, bandytę albo co gorsza: erotomana w kryzysie wieku średniego, bo na oko dzieli nas mniej więcej piętnaście lat. Ciekaw jestem barwy jej głosu, powodu smutku. A może się mylę? Może ta powierzchowność, odpychająca podkówką ust i lekko zmrużonymi oczami, to barwa ochronna utajonego świata, wrażliwości? Pewnie się nie przekonam, nawet nie zerka w moją stronę, choćby wówczas, gdy sam stoję na peronie i spoglądam z ukrycia. Jestem dla niej tak przezroczysty, jakby gardziła wszystkimi facetami świata. Może to lesbijka z krwi i kości i to pełniąca rolę męską w związku? Robi wrażenie wystudzonej emocjonalnie, nieraz widziałem, gdy bezgłośnie dla mnie, fuka w stronę partnerki bardzo kobiecej i delikatnej. Z jakiegoś powodu ma przecież w sobie to połączenie sfrustrowanej starej panny i dominującej kobiety. Ale pewności nie ma i te tropy, płynące z możliwości obserwacji, snucia domysłów, są najpiękniejszym darem ich tajemnicy, której rozwiązanie może przecież ocierać się o banał i zapewne nim jest, choć tego akurat nigdy się nie dowiem. W godzinę bladego świtu, godzinie przebudzenia, niesie to jednak ożywcze drżenie nienasyconej intuicji.
Często zastanawiałem się, czy ta na oko starsza i przygaszona, potrafi się uśmiechać? Jaki jest jej uśmiech? Tymczasem w miniony poniedziałek stałem pod wiatą przystanku i zauważyłem, jak spieszy się, niemal biegnie tłukąc obcasami po brukowej kostce. Pociąg miał wjechać lada moment, a kobieta była coraz bliżej, gdy z megafonu rozległ się zaspany głos: pociąg w kierunku Gdańska będzie opóźniony około dziesięciu minut. Przechodziła właśnie koło mnie i parsknęła ironicznym śmiechem: no tak, czego można było spodziewać się w poniedziałek? Był tak perlisty, tak niewymuszony i wraz z nim przybyło jej pięknego człowieczeństwa, spontanicznie zanurzonego w zupełnie pogodnym sarkazmie.
Teraz obserwowałem ją w podobnej sytuacji. Ciszę przecięło leniwie wypowiedziane ostrzeżenie: Torem 501 przejedzie pociąg bez zatrzymania, prosimy o ostrożność i nieprzekraczanie linii bezpieczeństwa. Po chwili skład wjechał i zwolnił, a zaraz potem zatrzymał się przy peronie i zapraszająco otworzył drzwi. Pasażerowie, nieco zdziwieni i stropieni, spoglądali badawczo na siebie, na wagony, ale ktoś wykrzesał odwagę i wsiadł, po nim inni, ostrożnie, gdy kolejni nabierali już pewności i powstał ruch jak sprzed absurdalnego komunikatu. Moja bohaterka serdecznie się roześmiała, a kręcąc głową nie spoglądała na nikogo, tylko dodała: no tak… poniedziałek…
A ja polubiłem jakoś od nowa te nasze poniedziałki.
Nie mam konta na facebooku, więc nie mogę polubić, ale bardzo mi się podoba ta historia :)
OdpowiedzUsuń