wtorek, 17 maja 2011

Niezadowoleni z pracy

Poranny serwis informacyjny zagrzmiał tonem sensacji. Niespodziewanie ujawniono niezadowolenie Polaków z pracy. Cóż za niebywałe odkrycie, prawie na miarę drugiej dekady stulecia. Oto dowiedzieliśmy się, na podstawie badań przeprowadzonych w marcu bieżącego roku, na losowo wybranej grupie blisko pięciu tysięcy osób, że aż jedna trzecia z nich jest niezadowolona z wykonywanej pracy, a co czwarty Polak po prostu jej nie lubi. Prawda jakie to niesamowite? Trudno uwierzyć.

    Wszak do dzisiejszej porannej kawy byliśmy przekonani, że żyjemy w społeczeństwie spełnionym, w którym każdy zarabia na chleb w zawodzie, jakiego się wyuczył, a uczył się w poczuciu niekwestionowanego powołania, wykorzystując wszelkie wrodzone i nabyte talenty, które system edukacji w nas odkrył i rozwinął. Gdyby nie objawienie na pierwszej stronie Gazety nadal nie byłoby wątpliwości, że egzystujemy w społeczeństwie radosnych ludzi, totalnie odnalezionych w swojej profesji. Ludzi, którym nie przeszkadza ani grabieżcza polityka podatkowa, ani pokopane prawo, ani zmuszanie do pracy na czarno, ani praca za najniższą krajową, ani poziom zadłużenia niezbędnymi kredytami mieszkaniowymi, ani konieczność wzbogacania bezwzględnych spryciarzy u władzy, ani straszenie każdego dnia zwolnieniami lub udowadnianie, że każdy pracownik jest zbyteczny, bo wszystko robi się samo.

    Jako społeczeństwo ponad podziałami, jednolite, zgodne i ukształtowane w duchu miłości bliźniego, kochaliśmy być w naszych zakładach, firmach, biurach, sklepach dłużej niż w domu, bo tu była cudowna atmosfera, wzajemna życzliwość, kolorowe ściany, ciepłe kaloryfery i dobra pizza w bufecie. Tutaj nie trzeba chodzić po zakupy, sprzątać i gotować, więc bez trudu zapomnieliśmy o domowych powinnościach, a tym bardziej o wyjazdach, urlopach, pasjach, hobby i fitnesach, bo w blasku zadowolenia z pracy do przezroczystości bladły tak mierne zajęcia.

    Doprawdy, trzeba było wielkiej kasy na badania socjologiczne, żebyśmy mogli poczuć tę słodycz sensacji, zamiast zbyt drogiego cukru w kawie. Ktoś nam zrobił okropną krecią robotę i losowo wydłubał z ciemnych zakamarków kraju podłą grupę wątpliwych Polaków, którzy śmieli być niezadowoleni z własnej pracy. Przy tak skandalicznym bezrobociu, ktoś tam narzeka, że zarabia półtora tysiąca, ktoś, że w soboty musi pracować albo po szesnaście godzin. Cóż za niewdzięczność, gdy tylu marzy o pracy! Uwielbiamy takie odkrycia na miarę prawd objawionych przez Kaziuka w „Konopielce”, który wypisał zygzakami mądrość: „a zimą jest zimno, a latem gorąco”, bo przecież byle czego się nie pisze. Podobnie, jak byle czego nie zleca się poważnym agencjom.

Pośród innych niesamowitości, jakie badanie odkryło wyważając drzwi dawno otwarte, padła też wstrząsająca nowina, że największa ilość ludzi pracuje dla pieniędzy. Jak tak można? Przecież pieniądze rzecz nabyta, a wszyscy istniejemy ponad pieniędzmi… a właściwie obok, skoro te są głównie w bankach. Ta smutna prawda, że celem pracy są tylko pieniądze, powali nas albo porazi prawdopodobnie na tyle, że stracimy ochotę na serniczek do drugiej kawy, południowej. I jak z tym żyć?

    Do dziś byliśmy przekonani, że każdego dnia wstawaliśmy budować świetlane jutro Rzeczpospolitej z kolejnym rzymskim numerem. Jak spokojnie jutro wstać do pracy, gdy badanie socjologiczne nagle obaliło nam wiarę w rodaków, którzy poświęcają swoje życie dla idei solidarnej i solidnej pracy? Jak spieszyć do autobusu, gdy oddalamy się od ideału społecznikostwa? Trwaliśmy w przekonaniu tworzenia raju nowym pokoleniom, a tu ogłoszono wyniki badań przeprowadzonych na malkontentach. Jak teraz podjąć nowy karton mleka do wypakowania w hipermarkecie w poczuciu misji? Jak wyłożyć pietruszkę na półkę? Jak prowadzić tramwaj? Jak wypalać cegły i jak wreszcie sprawdzać zeznania podatkowe w poczuciu satysfakcji z pracy? Jak kopać rów pod fundament nowego biurowca? Jak sprzedać nową partię leków aptece i jak skręcać meble z Ikei z poczuciem oddania innym swojego trudu, gdy już dowiedzieliśmy się, że najbardziej niezadowoleni z pracy są ludzie w przedziale wiekowym 46-50 lat. Przecież każdy dzisiejszy dwudziesto i trzydziestolatek złapie totalnego doła uderzony taką wiadomością. Nagle oświecony, do wczoraj brodzący we mgle młodzieńczego entuzjazmu, padnie na kolana i usłyszy nieprzyjemny szelest i wielkie gruchnięcie. Tak opadną mu klapki z oczu i nie tylko utraci wigor szukania pracy, ale w ogóle zaprzestanie tego procederu, czym wzmocni szarą strefę lub pociągnie na dno swoich jedynych żywicieli, rodziców, będących zapewne w przedziale wiekowym skazanych na ostateczne niezadowolenie z pracy.

    Znowu wychodzi szydło z worka. Wyborcza, zlecająca badanie tak odkrywcze w skutkach, jest niekwestionowanym liderem listy wrogów narodu. Publikując dane o niezadowoleniu Polaków z pracy, ujawniając, że pracują głównie dla pieniędzy, bije w patriotę służącego ojczyźnie i zachwyconego jej rozwojem, a tak było nam dobrze z tym mitem, prawda? Mogliśmy cieszyć się promiennym uśmiechem zachwytu, wyciśniętym na twarzy rodaków mijanych na chodnikach, w kolejkach przychodni lekarskich, zachwyconych obecnością na listach dłużników i w zeszytach sklepowych. Z czystym poczuciem zadowolenia z życia i spełnienia w pracy, mogliśmy dzielić się groszem z narastającą rzeszą mniej zadowolonych, wyciągających kartonik pod kościołem, kubeczek w przejściach podziemnych dworca i klęczących przed sklepami z roztrzęsioną dłonią. Mogliśmy obdzielić radością tych, którzy po raz pięćsetny wysyłają CV, którego nikt nie przeczyta. A dziś? Gazeta przyniosła smutek.

    Po co nam teraz takie odarcie ze złudzeń? Czy winni dalej będą bezkarnie obniżać morale narodu? Czy też przerażeni wynikami zlecą nowe badanie? A nowe, wiadomo, pokryje kurzem zapomnienia smutną wpadkę i wzbudzi wynikiem entuzjazm, choćby przynosząc radość płynącą z ankiet wypełnionych przez zadowolonych z pracy. Z dotychczasowego badania niezadowolenia wiemy, że istnieje taka grupa przeciwwagi, naprawdę. Są to głównie prezesi zarządu, przedstawiciele rad nadzorczych, dyrektorzy regionalni i wielu innych. Pozostaje mieć nadzieję, że badaczom uda się losowo dobrać grupę czterech tysięcy zadowolonych z pracy.

2 komentarze:

  1. To nie jest Twój najlepszy tekst, drogi Autorze. Trochę siermiężna ta ironia, jakaś pozbawiona lekkości... Chociaż ja także zżymam się na głupoty i truizmy publikowane w prasie, jakby to były nie byle prawdy życiowe. Temat zdecydowanie wart poruszenia, tylko na formę trochę kręcę nosem, bo tak robią samozwańczy krytycy za kostkę masła :)

    Podsumowanie za to wypadło całkiem-całkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez pierwszy akapit tekst się pięknie zapowiadał, ale potem faktycznie zrobiło się trochę przyciężko i przydługo.
    Treści za to do zarzucenia nie mam nic.

    OdpowiedzUsuń

Print Friendly and PDF