sobota, 26 marca 2022

Krucha życzliwość


Nagłówek doskonale wkomponował się w ciąg obaw, jakie towarzyszą mi od pewnego czasu. Coraz dłuższym cieniem kładzie się niepokój o kruchość naszych postaw, który teraz wybrzmiał dosyć przewrotną nutą, gdy czytałem te słowa: Dlaczego niemal od początku zbrodniczej inwazji putinowskiej armii tak wielu z nas głośno kracze, przepowiadając, że rychło wyczerpią się zasoby zrozumienia i życzliwości naszych rodaków dla uchodźców z Ukrainy?

Nie nazwałbym tego „krakaniem”. Może wystarczy doświadczenie wyniesione z licznych porywów narodowych, po których wkrótce nie było śladu? W przeciwieństwie do tego, co pisze Waldemar Paś, nie popadam w długoterminowe uniesienie nad ogromem polskiego miłosierdzia wobec ofiar agresji zbrodniarza Putlera. Przynajmniej nie rozciągam, jakże szlachetnego porywu serc, na nieustające „jakoś to będzie”. Jestem dumny z rodaków, bardzo cieszy mnie ich pospolite ruszenie, siła bratniej pomocy i chciałbym, żeby jak najdłużej trwał ten dowód człowieczeństwa w praktyce. 

Są jednak chwile, gdy zbyt wyraźnie widać, że rząd ma ochotę, co najwyżej, wypiąć pierś pod ordery należne zwykłym ludziom, naszym sąsiadom, kolegom z pracy i z podwórka, ze szkoły, z grupy przyjaciół na portalu społecznościowym. Najmniej troszczy się o sensowne rozwiązania systemowe kwestii uchodźców, bo one kiepsko przeliczają się na zysk polityczny. W ten sposób w dobre emocje i poczucie solidarności wdziera się zwykły racjonalizm i tłumi powszechne działanie.

Paś zarzuca, że uwielbiamy marudzić, a malkontenctwo jest naszą naturą, co chętnie podkreśla: Od wielu dni, również na naszych łamach, wciąż czytam, że festiwal polskiego altruizmu, zaangażowania, dobroci lada chwila się skończy. Zastąpią go ksenofobia, wypalenie niosących pomoc wrażliwców, a na powszechnej apatii i niechęci do gościń i gości z Ukrainy kapitał polityczny zbije PiS. I dalej już samo się będzie kręcić: PiS na amen dobije niezależne sądy, wygra trzecią kadencję, wprowadzi zamordyzm na dekady. 

Może warto zastanowić się, ile w tym podejściu narzekania na wyrost, a ile zwykłego doświadczenia, wyniesionego z najnowszej historii. Do tego dodałbym szczyptę rozumu. Pomijając idiotyczną formę „gościń”, która wywołuje we mnie wysypkę godną pokuty wielkopostnej, wypada zapytać, co nasze państwo ma do zaoferowania ukraińskim kobietom z dziećmi? Pracę na etacie za pensję przeliczalną na koszty życia? Zasiłek, który pozwoli na start ku rzeczywistej samodzielności? A może tylko miejsce w domu samotnej matki? Albo ocieplany namiot na chwilę pierwszego od kilku dni ciepłego posiłku?

Gdy już ostygnie zapał obywatelskich postaw, prawdopodobnie wypełznie realny i wszechogarniający brak, z którym sami zmagamy się od zawsze. Przypomnijmy zapaść w służbie zdrowia, którą wszystkie rządy mają głęboko w poważaniu, bo na tym nie ugra się głosów suwerena. Porażkę systemu ubezpieczeń społecznych, woniejącą zgniłym kartoflem od dekad. Brak miejsc w żłobkach i przedszkolach, który od lat dotyka polskie dzieci. Obniżamy systematycznie poziom edukacji pod ciężarem kolejnych deform i uciekania nauczycieli z zawodu. Ceny mieszkań szaleją mimo galopującej inflacji, a i tak jest ich wciąż za mało. Czy naprawdę ten naród rzekomych malkontentów, żywi się wyłącznie marudzeniem? Potrzebuje ideowej ksenofobii? Tu wystarczy racja bytu i zwykłe prawa ekonomii. 

Ukraińscy goście często będą lepiej wykształceni od rodzimych dezerterów edukacji i wiedzy, od cwaniaków i lewusów, których tu nie brakuje, więc nie będą zadowoleni wykonując najprostsze czynności czy zasilając najmniej płatne zawody, bo nie po to się kształcili i zdobywali praktykę. Jeśli polskie kobiety skarżą się na szklany sufit w pracy, na niższe zarobki w stosunku do płac mężczyzn, jakie skargi wniosą Ukrainki w odniesieniu do naszych rodaczek? Tym bardziej, że za chwilę minie im pierwszy szok związany z destrukcją miejsc dotychczasowego życia, a wola rozpoczęcia nowego etapu doda sił. Uchodźcy będą chcieli egzystować na tym samym poziomie, co przecież nikogo nie powinno dziwić. Już dziś docierają sygnały zniechęcenia pomagających Polaków, bo przybysze tego nie chcą zjeść, tamtego ubrać, wolą mieć lepsze, markowe, nowe i w innym kolorze. I nie dlatego, że są z innej nacji, po prostu są ludźmi, jak my wszyscy. Takie same mają potrzeby i oczekiwania, także konsumpcyjne, a niemożność, zazdrość i zawiść to najlepsze paliwo frustracji i konfliktów, małych i większych.

Warunki bytowe to jedno, a przecież jest jeszcze kwestia wojny cyfrowej. Putinostan i hordy jego internetowych trolli z pewnością zadbają o podgrzanie polskiej niechęci do uchodźców i wykręcą niejeden numer, zanim się połapiemy. Nasze społeczeństwo nie należy do szczególnie wykształconych i nie najlepiej radzi sobie z rozumieniem najprostszych komunikatów, a przy tym znaczna jego część z lęku, niewiedzy i obawy pławi się w teoriach spiskowych, stanowiąc bardzo podatny grunt do siania paniki i niechęci, do mieszania pod pustawą kopułką. Jak to przełoży się na stosunek do milionowej rzeszy Ukraińców w Polsce? Pamiętajmy też o zgrajach pożytecznych idiotów, którzy z lęku przed utratą własnej kaski i pozycji zaczną szczuć z ksenofobicznych mediów. Ojciec muchomorek sromotnikowy już podlewa oliwą pierniki nieufności, co też nie wpływa pozytywnie na międzynarodowe relacje, zważywszy, że dziś statystycznie co dziesiąty człowiek w Polsce, to Ukrainiec, a końca migracji nie widać. Pesymizmu mi nie wystarczy, żeby zawyrokować końcowy efekt tego stanu.

Czy to wszystko aby na pewno wpisuje się w kategorię „marudzenie”? Wolę nazwać to brakiem złudzeń, bo nie da się długo żyć pod jednym dachem z obcymi ludźmi, gdy potrzeba bezpieczeństwa wciąż nie zostanie zapewniona i to obu stronom. Tu nie pomoże największy zryw i wiara Waldemara Pasia, który kończy swoją opinię słowami: Może się też okazać, że na tak wielkiej imigracji uchodźczej możemy ekonomicznie zyskać, bo pojawi się tłum nowych konsumentów robiących zakupy w polskich sklepach i podatników płacących polskiemu fiskusowi. Może tu przyjść ukraiński kapitał i know-how. To ostatnie ubawiło mnie szczególnie. Podobno prezydent Zełenski miał się wziąć poważnie za walkę z gigantyczną korupcją w swoim kraju, gdy szyki pomieszał mu rosyjski psychopata. Jeśli Paś ma na myśli know-how korumpujących i korumpowanych, zaczynam nawet nam współczuć, autorowi życząc wytrwałości i powodzenia na jedwabnym szlaku optymizmu.

1 komentarz:

Print Friendly and PDF