Sprzedająca na moment ożywa w uśmiechu, gdy mężczyzna przytaknął butom, na które nawet nie spojrzał. Wygląda na bardzo utrudzonego i zdaje się pęka w nim przedostatnia nić, a jego cierpliwość ma swoją wagę.
Przypomniało mi się, że rok temu kupowałem tu półbuty i gdy już decydowałem się na płatność, ta sama, miła przecież dziewczyna zza lady, zapytała:
- Na pewno przymierzył pan lewy?
- Nie ma takiej potrzeby. Jeśli prawy pasuje, lewa stopa znacznie mniej wymaga.
- Jednak niech pan przymierzy oba, dobrze radzę.
- Dlaczego? Sprzedajecie nierówno krojone?
- W naszym sklepie nie ma zwrotów.
- A to w ogóle zgodne z prawem konsumenta?
- Może nie - wzruszyła ramionami - ale szef zabronił przyjmować zwroty.
- Taka fantazja? Chce odstraszyć klientów?
- Raczej doświadczenie. Za dużo pań kupowało buty w piątek, by oddać w poniedziałek.
- No cóż, kobieta zmienną jest - błysnąłem jak chrząstka w salcesonie.
- Cwana, proszę pana - odpowiedziała rymem - … chrzciny, wesele, spotkanie klasowe albo imieniny u cioci zaliczy w naszych szpileczkach, a w poniedziałek odnosi i żąda pieniędzy. Przecież można zwrócić!
- I?
- I niech pan przymierzy drugi bucik. Na wszelki wypadek. Zwrotu nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz