To dlatego biegła po schodach i nie miała pojęcia czy jeszcze zdąży, czy pani Lidka będzie jeszcze u siebie. Niby mogła zadzwonić, może wysłać mejla, ale uznała, że skoro to błahostka pani Lidka naniesie rzecz po krótkiej naradzie i od ręki. Wirtualny mebel stanie w najlepszym miejscu, żeby nie burzyć wizji całości. Drobiazg, a jednak Nika przebierała palcami, przyglądała się paznokciom, wyginała dłonie, stresowała się jak przed wizytą u dentysty albo ginekologa.
W końcu drzwi się otworzyły i przypłynął zapach drogich perfum, nieco skalany zwietrzałym dymem papierosów. Nika spojrzała z uśmiechem i prosząco w błękitne oczy pani Lidki, powiększone nieco za szkłem okularów. Przeprosiła, że zjawia się tuż przed końcem pracy, ale zapomniała o pewnym istotnym drobiazgu. Kobieta zaprosiła Nikę do środka zupełnie bez żalu.
Po chwili odszukała plik z projektem mieszkania i wystrzeliła palcem wskazującym prosto przed okulary klientki: „Wiem, wiem, wiem, zapomniałyśmy wczoraj o małym detalu. Zaraz naprawimy”. Dziewczyna niemal podskoczyła z radości na znak profesjonalizmu, jakiemu powierzyła pierwsze własne gniazdko. Była tak zdumiona, że spąsowiały jej policzki. Pani Lidka odwracając monitor zapytała wprost: „Komoda czy ściana?”. Nika zmieszała się nie rozumiejąc pytania. Było to widać aż nadto, zatem pani Lidka ruszyła z pomocą: „Bo to przecież zależy, czy stać panią na plazmę, taką powyżej czterdziestu cali czy też będzie to telewizor płaski LCD do trzydziestu dwóch cali, choć taki też proponowałabym na ścianę. Dodatkowa komoda czy szafka RTV zdeformuje nam nieco kompozycję całości”. Nika wstała oniemiała i spuściła głowę jak uczennica. Wyznała nieco wstydliwie, że nie planuje telewizora w swoim mieszkaniu. Teraz Lidka zdjęła okulary w złotej ramce i rozchyliła beznamiętnie usta: „Nie planuje pani? Bo po co planować, to oczywiste. W każdym mieszkaniu jest telewizor, kwestia miejsca, zależy jak wygodniej się ogląda i częściej. Z kanapy czy przy stole. Przecież stołu też pani nie planuje, bo ma być, nie planuje pani okna, bo ono najzwyczajniej jest. Kaloryfer też najwyżej pani przenosi na inną ścianę”. Nika zdobyła się na odwagę oświadczyła, że przyszła tu w sprawie pomocy w doborze czegoś na książki. Lidka rzuciła okulary na stół nie bacząc na ich cenę: „No to trzeba było tak od razu. Powiesimy półeczkę nad przeniesionym kaloryferkiem i będzie po sprawie”.
Uśmiech pobłażliwej życzliwości zagościł ponownie na twarzy Lidii. Na krótko jednak, ponieważ klientka uświadomiła jej, że chodzi o jakieś 400-600 książek i ciągle ich przybywa. Lidia wpadła w popłoch, chwyciła się okularów i zacisnęła perełki sztuki stomatologicznej na złotym pałąku: „I nie może się pani tego pozbyć? Innej sytuacji można jakoś zaradzić. Miałam tu kolekcje motyli, jakieś dmuchane szkło, kolekcję breloczków i kłódek, ale nikt jeszcze nie wyjechał mi z książkami jak tu cztery lata pracuję. W dodatku z taką ilością! Ludzie wyprowadzają się z poprzednich mieszkań i przekazują to do biblioteki miejskiej, do szkół, więzień, bo ja wiem, gdzie jeszcze? Jakoś sobie radzą, korzystają z ostatnich antykwariatów, z Allegro. Przecież są jakieś sposoby! Takie książki mają różną grubość, kolor okładek, mają jakieś formaty różne od siebie, jak ja to pani wkomponuję w całość? Jest pani do nich aż tak przywiązana? Ja to muszę przemyśleć. Niech Pani przyjdzie po południu, jutro. Wymalowała mi pani teraz zadanie, a już myślałam, że ludzie nie potrafią mnie zaskoczyć pomysłami. Coś mi się wydaje, że nie będzie pani łatwo mieszkać w tym bloku. Nie chcę straszyć, ale na relacje z sąsiadami trzeba będzie popracować. Poznałam ich wszystkich dość dobrze.”
Na szczęście jest jeszcze wiele dinozaurów takich jak twoja bohaterka. Zasypanych książkami... Ja odkąd pamiętam, otoczona byłam tymi papierowymi skarbami. W czasach mojego dzieciństwa (proszę się nie śmiać)dobra książka była towarem deficytowym.Mama zamawiała mi pozycje w księgarni wysyłkowej "Naszej Wsi" - dostałam Krasnoludki i Sierotkę Marysię, Psa który jeżdził koleją. Trzy lata czekaliśmy na encyklopedię, Trylogię Sienkiewicza czy Pana Tadeusza...Z kupowanych przez rodziców bajek z serii poczytaj mi mamo korzysta jeszcze dzisiaj moja córka...
OdpowiedzUsuńDzisiaj książka jest niemodna - chyba tylko poradniki - jak zarobić milion czy co wypić żeby schudnąć. Coraz rzadziej kupuje się w prezencie książkę - lepiej jakiś tandetny perfum... Dzieci i młodzież zamiast lektur czytają streszczenia...
A ja bardzo zazdroszczę ludziom, którzy mają duże mieszkania z urządzonymi biblioteczkami.... Każda książka to inna opowieść, inne treści, inne mądrości i wskazówki...
Chyba przez święta nadrobię zaległości w czytaniu....
Każda książka w moim rozumieniu to oddzielny byt,to historia zdarzenia , życia.
OdpowiedzUsuńKsiążki są jak ludzie. Jedne interesujące inne mniej.
Dobre książki to jak przyjaciele,którzy nie zawodzą a przyjaciół dobrze mieć.
Książka jako przestarzały nosnik informacji przegrywa niestety z informacjami telewizyjnymi i radiowymi. Można powiedzieć, że stajemy się niewolnikami mediów tracąc zdolność samodzielnego myślenia.Czytanie książek w szczególności ksiażek mądrych wymaga wyobraźni intelektualnej jak i uczuciwej a tu ponad połowa Polaków jak pokazuja pomiary socjologiczne nie rozumie tekstów, niby je czyta lecz nie jest w stanie odpowiedzieć na podtawowe pytania o treść.A telewizja serwuje nam programy łatwe, przyjemne - im głupszy program tym większa popularność i oglądalność.Po co mysleć lepiej karmić sie gotowymi obrazkami.Tak więc czytanie książek traci na wartości a liczba wtórnych analfabetów stale rośnie.
OdpowiedzUsuń