sobota, 24 lutego 2018

Modrzew

❖Kliknij, żeby posłuchać tekstu w interpretacji autora❖

Podchodził coraz bliżej, chyba go znałem. Przypominał przyjaciela sprzed lat, któremu skończyła się ochota na przyjaźń i zamieszkał w skorupie depresji. Mały, przygarbiony, w kilku warstwach ubrań, jakby nie miał pewności, że wróci do domu i zawsze musi być przygotowany na zmiany pór roku. Wyraźnie kuśtykał, nie tyle nawet kulał, co ciągnął za sobą prawą nogę, jakby chciała mu się przeciwstawić, ale nie mogła obrać własnego kursu. W ramach protestu pozostawała nieposłuszna i nieczuła. Gdy już dotarł, chwycił mnie za brzegi kołnierza i przyciągnął do twarzy, jakby był krótkowidzem i chciał się upewnić, że ja to ja. W końcu wyszeptał teatralnie:
- To ostatnia szansa, musisz mi pomóc! – Poczułem kwaśny oddech na twarzy.
- W czym? – zapytałem spokojnie, ale odrywając dłonie od kołnierza. – Jestem tu na chwilę, zaraz się budzę i spadam do pracy, więc spiesz się albo jutro wpadaj.
- Musimy ratować modrzewie, te tu – wskazał ruchem głowy – na osiedlu, zanim przyjdą szyszkownicy i wypiłują do gołej gleby.
- Ale jak? - rozejrzałem się wokół, żeby upewnić się, czy rzeczywiście tu są, w środku miasta. Jednak pomiędzy lipami, brzozami, krzewami bzów, otaczających trawniki i bloki, szybko naliczyłem osiem cudnych iglaków. 
-  Musimy znaleźć ich samice i ratować, zabrać jajeczka spomiędzy igieł i wywieźć! Szyszkownicy już tu jadą, nie kumasz?
- Kumam. Co mam nie kumać? 

    Uspokajająco poklepałem po ramieniu przyjaciela, wystraszonego nie na żarty, a przez myśl przemknęło: „modrzew, samica, igły, jajeczka, budzić się, czy dalej śnić?”. Całkiem już pewny rzeczywistości alternatywnej zapytałem z ciekawości:
- Powiedz, co mam robić? No wiesz, nie jestem biologiem.
- Czytałem, że trzeba delikatnie rozgarniać igły i jak będzie emotka z uśmiechem na pniu, to znak, że samica. Na najbliższych gałązkach, pomiędzy igłami, znajdziesz kuleczki białych jaj, pozbieraj je tu. – Podał pojemnik po tabletkach Ibuprom Zatoki.

Przyjąłem opakowanie z powagą i przystąpiłem do pierwszego , ale za nic nie mogłem znaleźć rzeczonych ikonek. Jedno drzewo, drugie, gałąź po gałęzi i nic. Kątem oka zerkałem na przyjaciela, który z racji krótkowzroczności wyglądał przekomicznie. Sunął głową tak blisko gałęzi, jakby igłami kruszył zastygłe śpiochy z oczu. Ale mimo jego zaangażowania żadnego entuzjazmu nie widziałem.

    Nagle zmroziło mnie to, co zobaczyłem na konarze kolejnego drzewa, odskoczyłem. Zerkałem przerażony dookoła, nie było świadków. Odstąpiłem od pnia na trzy kroki, obejrzałem go od korzeni po szczyt korony, ale drzewo nie różniło się od pozostałych… a jednak. Nerwowo spojrzałem na przyjaciela. Zdaje się, że nie zauważył zmian w moim zachowaniu, bo i jak? Nadal niemal dłubał igłami w oczach. 

    Nie chciałem go jeszcze wołać, bardzo zapragnąłem uwierzyć, że to, co widziałem, jest tylko sennym majakiem. Jeszcze przeskoczyłem do kolejnego modrzewia i zacząłem szukanie graficznego uśmieszku na korze. I tu zobaczyłem to samo! Zamiast emotki, pomiędzy igłami, połyskiwał napis: GEJ, ostro wymalowany małą brokatową czcionką w odcieniach fioletu. Napis czytelny z małej odległości.
- Co jest? Co tak cię odrzuciło? 

    Zorientowałem się, że nie dostrzegłem, jak i kiedy mój krótkowzroczny przyjaciel stanął obok. Zaglądał nawet w to samo miejsce na drzewie i dalej nic nie rozumiał. Napis był zbyt mały. Zdjąłem okulary z oczu, podałem je. Włożył i zachwycił się. Odkrył, że w ogóle teraz lepiej widzi, bo nie wiedział, że okularów potrzebuje i reszta jakby straciła znaczenie. Był tak uszczęśliwiony wyrazistością świata wokół, którą właśnie uzyskał, że przerażający mnie napis nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Głaskał drzewo i uśmiechnął się:
- Widziałeś spryciarza?
- Niejednego. – Wskazałem na pień obok.
- Widziałeś spryciarzy? – poprawił się – Wiedzą doskonale, że żaden szyszkownik nie ruszy geja, to homofoby są przecież! Nawet nie warknie piłą, zakuta pała, gdy mu modrzew napisem błyśnie! A dasz mi te okulary?
- Jasne! Jeśli ci służą, niech służą na zdrowie! Mam w domu jeszcze dwie pary. A to? – Wskazałem na bezwładną nogę, na którą nie miałem pomysłu.
- Głupstwo – powiedział. – Całą noc liczyłem odnóża pająków, cała łazienka pająków i tyle odnóży! Zapomniałem się w tym liczeniu. Siedziałem na nodze i trochę zwiędła, ale wróci, jeszcze trochę. Policzysz ze mną jutro pająki?

    Usiadłem na łóżku z przerażenia, nie chciałem gasić jego entuzjazmu obrzydzeniem. Już po chwili budzik przyniósł wątpliwą radość poranka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Print Friendly and PDF